Taniec w Szafirowym Lesie — Rozdział I

1. Powinnyśmy doceniać to co mamy, bo nigdy nie wiemy, kiedy to stracimy

 

Każdy spacer po łące był dla Julie wielkim przeżyciem. Mogła podziwiać piękno natury i rozmawiać ze zwierzętami. Zapominała o wszystkich zmartwieniach. Lecz tamtego razu, nagle się zmienił. Dookoła dziewczyny pojawiła się ciemność a ona zaczęła płakać. Nie wiedziała co się dzieje. Nagle poczuła jakiś dziwny zapach…

— Julie, wstawaj!

Z prędkością światła usiadła na łóżku i zdała sobie sprawę, że już nie śni. Siedziała na łóżku a wokół był dym a przed nią stała mama, wyciągając ją z łóżka.

— Co się dzieje? — wyjąkała.

— Nie ma czasu na wyjaśnienia! Szybko, uciekaj! — kobieta pociągnęła ją za rękę i wybiegły z kamienicy. Słychać było straż, która robiła wszystko by uratować budynek. Julie nie wiedziała co robić. Kurczowo trzymała się mamy i szukała wzrokiem tatę. Na szczęście stał niedaleko.

— Mamo! Moje rzeczy! — pisnęła i zaczęła się denerwować i wyrywać.

— Dziecko, nie! Może uda się coś uratować…To tylko rzeczy — złapała ją mocno za rękę a dziewczyna się poddała.

Jak się później okazało, u sąsiadów wyżej wybuchł pożar, nie wiadomo dlaczego. Wszyscy przeżyli, tylko dom nie był już miejscem mieszkalnym. Na szczęście pozwolono zabrać kilka ważnych rzeczy, których nie zniszczył ogień. Mieszkanie Julie w miarę przeżyło ale i tak nie nadawało się do mieszkania. Cały budynek musiał zostać odbudowany, a mieszkańcy na ten czas gdzieś się przenieść. Kiedy zamieszanie ucichło, rodzina postanowiła ocenić sytuację w swoim domu. Dziewczyna pognała zabrać swoje rzeczy. Nie miała ich dużo, jej rodzice nie zarabiali za wiele. Na szczęście przetrwały jej kilka ubrań oraz: pamiętnik, lusterko, Tom (miś) i inne mniej dla niej ważnych rzeczy. Wszyscy spakowali to co ocalało i na noc przenieśli się do pobliskiego hotelu, w którym przyjęto poszkodowanych. Noc szybko minęła a rodzina musiała podjąć jakąś decyzję.

— Co teraz zrobimy? Gdzieś musimy zamieszkać — westchnął tata.

— Mam pomysł. Zamieszkamy u Alice, mojej siostry. Na pewno zrozumie. Ma wolne pokoje. Mieszka pod Paryżem. Pojedziemy pociągiem. Mieszka w dużym domem, koło lasów i wielu jezior. Szkoła na pewno się jakaś tam znajdzie — zaproponowała mama.

— O tak! Tak, proszę! — krzyknęła Julie, która mimo swojej miłości do Paryża, chciałaby zamieszkać gdzieś, gdzie jej wyobraźnia będzie mogła szaleć. Czyli obok dużego lasu…

— Myślę, że lepszego wyboru nie mamy — stwierdził rodziciel.

 

***

 

Julie usiadła w swoim ulubionym miejscu, obok budującej się Wieży Eiffla. Podziwiała ją. Naprawdę, była jak dla niej czymś pięknym, czymś innym. Chętnie by na nią weszła, by zobaczyć całe miasto. Miasto, za którym będzie tęsknić. Będzie tęsknić za smakiem bułek w ulubionej piekarni, za śpiewem ptaków, za wieżą, za swoim zakątkiem, w którym zawsze wpadała na najlepsze pomysły. Znajdował się niedaleko ukochanej wieży, na moście nad rzeką.

— Wiem, że będziesz tęsknić za mną, Moście Zakochanych i Rzeko Szczęścia. Jednak kiedyś wrócę, obiecuję. Wiem, że będziesz za mną tęsknić, Diane.

Wyobraźnia dwunastolatki była ogromna. Most Zakochanych był miejscem, gdzie ludzie się w sobie zakochiwali a łyk z Rzeki Szczęścia czynił ludzi szczęśliwych. Ponieważ, nie miała zbyt wielu przyjaciół, wymyśliła sobie przyjaciółkę, Diane. Mieszkała w Rzece Szczęścia i była zaginioną siostrą Julie a zarazem nimfą wodną. Wyglądała tak samo jak ona, co oznaczało długie blond włosy i zielone oczy.

— Proszę, niech moje łzy smutku sprawią, że nie zapomnisz o mnie. Tylko proszę, bądź szczęśliwa — załkała, a jej łzy wpadły do wody. Diane, a raczej odbicie Julie, nie zamierzała być szczęśliwa. Płakała razem z przyjaciółką. W końcu się uspokoiły a dziewczyna wyjęła z kieszeni mały flakonik i napełniła go wodą. — Na pamiątkę, zachowam twoje łzy, żebyś była przy mnie. Żegnaj, Diane.

Kiedy wróciła do domu, rodzice zaczęli ją pocieszać, że wszystko będzie dobrze. Wkrótce potem siedzieli w środku pociągu.

— Piękne widoki, prawda? Ciekawe jak to jest mieszkać w takich ładnych lasach? Czyż nie niesamowicie było by stać się na jakiś czas ptakiem, który obserwowałby wszystko? Który widział by wszystkich? To byłoby wspaniałe….

Minęło z pół godziny a Julie nadal z prędkością światła nawijała o wielu, wielu różnych rzeczach. Rodzice ciągle się uśmiechali i próbowali słuchać lub udawać, że to robią.

— Właśnie, chciałabym przeczytać wam początek historii o zakazanej miłości króla i biednej służącej! Mam nadzieję, że wam się spodoba!

Małżonkowie popatrzyli na siebie niepewnie. Jak na swój wiek ich córka za bardzo interesowała się zakazanymi romansami. Jednak ona nie czekając na żadną reakcję, zaczęła czytać:

“Dawno, dawno temu, żyła sobie uboga służka. Jej marzeniem było znaleźć miłość, jednak ze względu na swoją posadę jak i biedotę, nie była przez nikogo adorowana. Pewnego dnia spotkała jednak przystojnego, żonatego króla. Zakochali się w sobie, jednak ich miłość była od razu skazana na wieczne potępienie…”.

Julie nie spostrzegła, że rodzice zasnęli, tylko czytała dalej. W końcu usłyszała śmiech. Myślała, że chodzi o żart, który powiedziała jakieś dziesięć minut temu, ale dopiero teraz zareagowano. Jednak nie o to chodziło. Dwie, oszałamiająco śliczne, dziewczyny w jej wieku, śmiały się do rozpuku.

— Podoba się wam? Miło mi. Nie sądziłam, że komuś przypadnie do gustu — zarumieniła się ale była okropnie szczęśliwa. Ktoś ją docenia!

— Zakazana miłość! Ja nie mogę! Naprawdę ona pisze o takich rzeczach?! To byłoby niemożliwe! Słaba z ciebie pisarka! — oznajmiła jedna.

— Nawet negatywna opinia jest cenna — stwierdziła, starając się nie pokazać, jak ją to zraniło.

— Ah, dawaj to! Takie opowieści nie powinny istnieć! — wyrwały jej kartkę, przy okazji drobnie ją giąć.

— Oddawajcie! — wrzasnęła okropnie i odebrała im swój pogięty skarb. — Jesteście okropne! Jesteście może i ładne, ale krzty rozumy wam brak! Nie macie pojęcia o życiu! Nie znacie się na zakazanych miłościach! A tak poza tym, wam się nie spalił dom!

Niepewnie odeszły a rodzice wpatrywali się w nią ze zdumieniem. Ona tylko usiadła i zaczęła rozprostowywać swoją pracę.

Reszta podróży minęła spokojnie, na szczęście dla państwa De Adon, którzy już się nabawili wstydu i to nie miara. W końcu dojechali, kiedy wysiedli a Julie dostrzegła przepiękne lasy i jeziora czy same domy w dali, naprawdę zaczęli się cieszyć, że będą w takim ładnym miejscu mieszkać. Przyjechał po nich powóz od ciotki, którą poinformowali telegramem, że przyjadą. Podczas drogi dziewczyna nawijała o tym, jak tu pięknie. Nikt tego nie słuchał. Zamiast tego, podziwano widoki.

W końcu byli na miejscu. Kiedy Julie ujrzała piękny dom i całą okolicę, zaczęła płakać.

— Tu jest tak cudownie, że szkoda, że to tylko sen. A najpiękniejsze jest to, że to się dzieje naprawdę — otarła łzy i pobiegła z walizką do wejścia. Otworzyła im kobieta z pięknymi brązowymi włosami, ubrana w piękną niebieską suknie. Obok niej stał chłopak, około sześcioletni, zapewne jej kuzyn.

— To zaszczyt tu być, ciociu — oznajmiła dziewczyna.

— Cieszę się. Witajcie na Zaczarowanym Wzgórzu. Bardzo mi przykro, wiem, że to musi być dla was trudne. Mam dla was dwa pokoje. Jeden dla Julie, drugi dla was — uśmiechnęła się.

— Zaczarowane Wzgórze! Co za odpowiednia nazwa! — stwierdziła dziewczyna, zostawiając rodziców w tyle i pobiegła na górę za ciotką, która pokazała jej pokój.

Był dosyć mały, ale jak dla niej wystarczający. Znajdowały się tam następujące meble: łóżko, szafa i ogromne lustro oraz biurko! I oczywiście ładny fotel. Podziękowała i zaczęła się rozpakowywać. Wyjęła swoje podniszczone stare lusterko i wyobraziła sobie, że zamiast siebie widziała przepiękną księżniczkę, czekającą na swojego księcia. Położyła je na biurko tuż obok flakonika z łzami Diane. Kiedy pochowała cały swój dobytek, postanowiła pozwiedzać okolice. Wcześniej opisała podróż w pamiętniku. Była ogromnie oczarowana okolicą. Była wiosna, a wszędzie kwitły kwiaty. Nie śmiała ich zrywać, bo wiedziała, że wtedy by je zabiła. A nie chciała tego zrobić. Spotkała ciocię rozwieszającą pranie.

— Wiem, że pracujesz, ale oprowadzisz mnie? — zapytała z nadzieją.

— Dobrze, za chwilkę. Już kończę — odparła, zawieszając ostatnie ubrania. — Chodźmy.

— Oto moje ogrody kwiatowe. Nie powinnaś tam wchodzić i ich deptać. Obok jest atlana, tam możesz wejść — oznajmiła, pokazując małą altankę. — Tutaj są moje pola i robotnicy na nich. Dalej jest rzeka a tam jest las. Myślę jednak, że większość rzeczy odkryjesz sama. A jeśli chodzi o las…widzisz tą furtkę do niego? Jest ona, żeby nic nam nie wlazło. Ten las może być niebezpieczny. Możesz tam iść, ale ostrożnie.

— Tak, tak. Mam pytanie. A gdzie jest szkoła?

— Niedaleko stąd. Dzisiaj pojadę, żeby cię zapisać na jakiś czas.

— Dobrze.

Co najpierw zrobiła? Pobiegła do Lasu, który okropnie ją pociągał. W nim czuła się…niesamowicie. Drzewa dookoła niej napawały ją podziwem. Sięgały chyba nieba. A gdyby tak zrobić tam domek? Byłoby wspaniale. Ciekawe, czy kogoś pozna? Może pozna swojego księcia z bajki…nie, raczej nie. Tacy mieszkają w zamkach, a tu nie ma żadnego. Wdychała świeże powietrze. Wszystko wyglądało jak w bajce.

— Szkoda, że nie ma cię tu, Diane — westchnęła i spojrzała w niebo. Po chwili jednak wpadła na pomysł. Pobiegła nad rzekę. Jednak zapomniała flakonika z jej łzami. Wróciła się i zaczęła “rytuał”.

— Diane, wróć! — oznajmiła i wlała cząstkę jej łez.

Po chwili zobaczyła przyjaciółkę w rzece. Tak naprawdę, wcześniej nie zauważyła odbicia.

— Diane! — ucieszyła się okropnie i zaczęła długą rozmowę.

Nie zauważyła, że powoli się ściemnia. W końcu stwierdziła, że pora na nią. Wtedy spojrzała na piękne granatowe niebo nad lasem.

— Jakie szafirowe niebo! Tylko nad lasem! Niesamowite — stwierdziła, nie biorąc pod uwagę, że takie same niebo było wszędzie. — Podobno jesteś Lasem. To nie brzmi tak jak twój urok. Ale nie martw się – odkryłam twoje imię. Jesteś Szafirowym Lasem. Ależ to cudnie brzmi!

Chodź nikt jej nie odpowiedział, patrzyła jeszcze z dziesięć minut na piękne niebo. W końcu jednak usłyszała wołanie mamy i wróciła do domu.

— Gdzie ty byłaś dziecko? — zapytała, podając kolację.

— Przywróciłam Diane do życia! — ucieszyła się i usiadła do stolu. Ciocia i kuzyn spojrzeli na nią pytająco.

— Kto to? — zaciekawiła się ciocia.

— Właśnie, dziękujemy za gościnę — zmieniła temat mama. Julie już zapomniała, że miała wygłosić monolog o Diane.

— Poza tym, byłam w Szafirowym Lesie.

— Las nie jest granatowy, Julie — westchnął jej tata.

— Wiem, ale nad nim jest piękne niebo. Szafirowe. To nie przypadek — stwierdziła.

— Zapowiada się burza — mruknęła ciocia, wyglądając przez okno. Szafirowe niebo zasłaniały burzowe chmury.

— O nie! To znaczy, że Królowa Chmur się na nas zezłościła! Jak to mogło się stać, przecież codziennie ją proszę o pokój wobec nas — zasmuciła się dziewczyna.

— Kochanie, nie chcę cię rozczarowywać, ale burza to zjawisko atmosferyczne, które nie jest wynikiem złości kogokolwiek — wyjaśnił łagodnie tata.

— Julie, a skąd ty wiesz takie rzeczy? — zapytał zaciekawiony Charles, jej kuzyn.

— Bo wiem. Uwierz mi, naprawdę. Jutro ci pokażę Diane — podekscytowana zaproponowała.

— Julie, proszę nie wplątuj go w te swoje fantazje — poprosiła mama.

— Spokojnie, przyda mu się odrobina wyobraźni — stwierdziła jej siostra.

Po skończonej kolacji wszyscy poszli spać. Dziewczyna poprosiła o zostawienie lampy, w końcu Ciemność była niebezpieczna! Zamknęła oczy i rozpłynęła się w marzeniach. Już wiedziała, że to miejsce to jej prawdziwy nowy dom.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bajkopisarz 13.04.2020
    „Lecz tamtego razu, nagle się zmienił.”
    Kto się zmienił / co się zmieniło?
    „łóżku i zdała sobie sprawę, że już nie śni. Siedziała na łóżku a wokół”
    2 x łóżku
    Zamiast a daj przecinek
    „robiła wszystko by uratować budynek. Julie nie wiedziała co robić”
    Robiła – robić – powtórka
    „Mieszkanie Julie w miarę przeżyło ale i”
    Przetrwało (mieszkanie jest nieożywione, więc nie może przeżyć)
    „Kiedy zamieszanie ucichło, rodzina postanowiła ocenić sytuację w swoim domu”
    Nie znam dokładnie procedur, ale wątpliwe jest, by po pożarze mieszkańcy zostali wpuszczeni do budynku, bez sprawdzenia przez nadzór budowalny czy to jest bezpieczne i możliwe. Jeśli to jakieś szczególne okoliczności, które by takie wejście do spalonego domu umożliwiały to trzeba je opisać.
    „Na szczęście przetrwały jej kilka ubrań”
    Przetrwało jej kilka ubrań LUB przetrwały niektóre jej ubrania
    „dla niej ważnych rzeczy.”
    Ważne
    „czynił ludzi szczęśliwych.”
    Szczęśliwymi
    „przyjaciół, wymyśliła sobie przyjaciółkę”
    Przyjaciół – przyjaciółkę = powtórka
    „Czyż nie niesamowicie było by stać”
    Czyż nie byłoby niesamowite, stać
    „wyrwały jej kartkę, przy okazji drobnie ją giąć.”
    Wyrwały jej kartkę i zmięły.
    „którzy już się nabawili wstydu i to nie miara.”
    Raczej: którzy już najedli się wstydu (ale właściwie dlaczego?)
    „dziewczyna nawijała o tym, jak tu”
    O tym zbędne
    „Nikt tego nie słuchał. Zamiast tego, podziwano widoki.”
    Rodzice nie słuchali, zajęci podziwianiem widoków (i masz dwa zaimki mniej)
    „pięknymi brązowymi włosami, ubrana w piękną niebieską suknie.”
    2 x pięknie
    Suknię
    „zapewne jej kuzyn.”
    Jej – zbędne
    „i wyobraziła sobie, że zamiast siebie”
    I zaczęła wyobrażać, że zamiast (i zaimek mniej)
    „Była ogromnie oczarowana okolicą. Była wiosna,”
    2 kolejne zdania zaczęte od była
    „Jest ona, żeby nic nam nie wlazło”
    Jest po to
    „Pobiegła do Lasu, który okropnie ją”
    Czemu las wielką literą?
    „Może pozna swojego księcia z bajki”
    Pozna zbędne, jest przed chwilą

    Trochę błędów jest, nie wypisałem jeszcze nadmiaru zaimków, a połowę można utłuc.
    Treść – na razie niezła, zobaczymy jaki pomysł masz na dalszą część.
  • Comette 14.04.2020
    Wow, kiedy teraz patrzę, to rzeczywiście powtórzeń jest ogrom. Bedę musiała bardziej popracować nad tym, dzięki za uwagę. Cieszę się, że ci się podoba i mam nadzieję, że następna część będzie lepsza a pomysłów mam na szczęście dużo.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania