Tęsknota za deformizmem - wizja trzecia
W miarę jak posuwał się do przodu, z ciemności wyłaniały się coraz to nowsze elementy. Widać było pokryte szronem rośliny, a nawet odbite w śnieżnym pluszu ślady stóp. Jakby ktoś przed chwilą tamtędy przeszedł. Było to trochę niepokojące, bo od razu malarz wyobraził sobie, że mogła to być groteskowa postać z jabłkiem zamiast twarzy. Wiedział, że odwrót jest niemożliwy. Zaraz po przejściu przez drzwi wszystko znikło, a teraz na powrót wracały kolory i formy. Po kilku mrugnięciach oka świat zmienił się definitywnie. Całe pole widzenia wypełnił biały zimowy krajobraz. Gdzieś w oddali majaczyło kilka drzew, natomiast malarz znajdował się obecnie na odsłoniętym kawałku terenu. Co ciekawe nie było zimno, choć ogólna atmosfera mogłaby to sugerować. White w swojej białej marynarce i kapeluszu idealnie wkomponowywał się w teren. Nawet nie pamiętał, czy na początku podróży był podobnie ubrany. Być może, ale czemu miałby malować w takim stroju?
Nie zastanawiał się jednak nad tym długo, tylko ruszył przed siebie. Wkrótce dotarł do rozwidlenia dróg. Tutaj łączyły się ze sobą ślady wielu osób, jakby była to stale uczęszczana trasa. Postanowił podążyć za nimi, gdyż był ciekaw dokąd go zaprowadzą. Bardzo szybko dotarł na obrzeże wioski. Zobaczył ogromną choinkę ozdobioną fantazyjnymi lametami i światłem gwiazd, a pod nią otoczone kręgiem płonących pochodni lodowisko, po którym poruszały się rózne postaci. Gdy White podszedł bliżej odkrył, iż nie są to ludzie. Po lodzie jeździły mamuny i dziwożony, leśne boginki, istoty z ogromnymi oczami i jelenimi rogami wyrastającymi z głów. Zdawały się w ogóle nie przejmować stojącym w pobliżu mężczyzną, tak odmiennym od nich samych. Ich skóra była zielonkawa lub sina. Po chwili nadbiegły jeszcze fauny i centaury, zrobiło się tłoczno, lód zaczął trzeszczeć i pękać. Malarz odsunął się, a parę sekund później w miejscu gdzie stał ziała dziura. Nie trzeba było długo czekać, aż cała rzesza fantastycznych istot zebranych pod płonącą choinką zniknęła w wyrwie powstałej w lodzie. Wtedy też malarz usłyszał za sobą szybkie kroki, poczuł silne pchnięcie i wylądował twarzą w śniegu.
Gdy się podniósł był już gdzie indziej.
Komentarze (17)
Czytając to mam coraz większe odczucie, że jest to jakaś inna, nowoczesna wersja "Alicji po drugiej stronie lustra." I jako, że tamto słynne i świetne skąd inąd opowiadanie, jest troszkę już archaiczne, klimat tego Twojego stylem i formą chyba bardziej odpowiada tym czasom i jest chyba bardziej przyswajalny do czytelnika dwudziestego pierwszego wieku, ale mi się i tak kojarzy z tym, które wymieniłem wcześniej. Jeśli się już płynie z Tobą w tym baśniowo-śnionym świecie (ja taj to odczuwam), to nic nie jest dziwne i nic co się może wydarzyć nie jest nie do przyjęcia.
Zapisuję się na dalsze części :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania