Tkaczka - Część 20 Mroźnej nocy w lesie…

Ote przykucnięta w cieniu leszczyny obserwowała teren.

Granicę między Borami Tuchola a królestwem Wodnego Księżyca stanowiła rzeka Rwące Rydwany. Kto ją tak bzdurnie nazwał i skąd rydwany w wodzie, Ote nie wiedziała. Wiedziała jednak, że wielu próbowało ją przebyć i niewielu się to udawało. W najgłębszych miejscach zwodniczo spokojna, skrywała w głębinach wiry i rwące strumienie.

 

Krajobraz za rzeką zmieniał się diametralnie. Królowała bezdrzewna przestrzeń, jakby Fae z zasady nienawidziły nieokiełznanej, dzikiej zieleni. Słynne na cały świat były ich orientalne, rzeźbione elfią ręką ogrody, okalające piękne, strzeliste pałace, ale tutaj, gdzie okiem sięgnął rozpościerały się tylko pola uprawne. Teraz puste i zmarznięte na kość, przeorane na zimę, kojarzyły się Ote z głęboką raną.

 

Gdzieniegdzie stały budynki gospodarcze.

Kilka pobliskich domostw wydawało się wyjątkowo tłocznych. Przy oborach, stajniach, stodołach kręciły się rzesze ludzi w łachmanach. Ote nie była w stanie dojrzeć ich twarzy, ale dostrzegała kręcące się sylwetki. W dali królowały kominy. Czarny dym sączył się z nich jak trucizna skażając niegdyś krystalicznie czyste powietrze. Zapewne fabryczny, pomyślała z obrzydzeniem Ote.

 

Dziewczyna zastanawiała się, co dalej.

Tutaj musiała przejść na drugi brzeg, w tym miejscu było najpłycej - lodowata, spieniona woda sięgała zaledwie do tułowia, a dno było kamieniste. Później podąży polami prosto ku stolicy, choć nie miała pewności czy idąc za dnia nie zwróci na siebie niepożądanego zainteresowania.

Pogłoski mówiły, że elfy porywały ludzi do pracy na swoich ziemiach, używały jednak najczęściej do tego podstępu, nie siły.

 

Usłyszała za plecami kroki - szelest lekko stawianych stóp kilkanaście metrów od niej, pewny chód. Może Fae zechce jednak odrobinę pomóc, pomyślała uradowana. Nie miała mapy królestwa elfów, wiedziała jedynie, że ma się kierować na północny-wschód. Kilka wskazówek byłyby nieocenioną pomocą. Poza tym nie rozstali się w zgodzie i teraz uwierało ją to odrobinę.

Jak kamyk w bucie, pomyślała z uśmiechem, odwracając się do przybysza.

 

Grymas zamarł na jej twarzy.

 

- Czyżbyś planowała opuścić nas bez pożegnania? - wiedźma z koszmaru wychrypiała gardłowym głosem, patrząc na nią zimnym wzrokiem. Wyszczerzyła ostre, żółte zęby niczym dzikie zwierzę. Nie wyglądała dostojnie jak we śnie Ote. Nie wyglądała na osobę dzierżącą władzę. Sprawiała raczej wrażenie oszalałej łachmaniary, z rozwichrzoną czerwoną czupryną na głowie i obłąkanym, dzikim wzrokiem.

 

Ote zabrakło tchu. Krew odpłynęła z jej twarzy. Cofnęła się o krok, zachwiała i prawie upadła. Za plecami miała tylko rzekę. Uderzyła ją myśl, że nie ma gdzie uciekać, wiedźma wybrała to miejsce z rozmysłem.

 

- To te wychowanie wśród zwierząt pozbawiło cię manier? - czarownica wydęła sine usta z kpiną i przejechała ostrymi jak noże szponami po korze najbliższego drzewa, zostawiając głęboko wyryty znak. Podchodziła niespiesznie delektując się strachem, który wzbudziła. Pewna, że tym razem ofiara jej się nie wymknie.

 

Serce Ote biło jak oszalałe. Zdawało jej się, że las zamarł.

 

- Czego chcesz? - krzyknęła słabo, bezskutecznie walcząc z drżeniem w głosie i paniką, która w niej narastała. Dobrze znała odpowiedź, ale musiała zagrać na zwłokę. Wiedźma spojrzała na nią wygłodniałym wzrokiem.

 

- Inteligencja zdecydowanie po ojcu - cmoknęła, ale połknęła haczyk - Przydałaby ci się wiedźmia tresura, byś wyciągnęła wnioski. Na przyszłość... o ile jakaś na ciebie czeka.

By łatwiej ci było decydować, czy chcesz być jedną z nas, czy tylko bukłakiem na krew.

 

Ote poczuła gniew.

Znowu traktowano ją jak zwierzę.

Znów ważniejsze było to czym dysponuje, od tego czego ona sama chce.

Nie jestem niczyją własnością, pomyślała hardo Ote, nie jestem workiem na przeklętą krew.

Zimna wściekłość rosła w niej i przeganiała strach. Wiedźma również to dostrzegła, bo rozciągnęła usta w szkaradnym uśmiechu.

 

Instynkt Ote wziął górę. Błyskawicznym ruchem szarpnęła za łuk, naciągnęła cięciwę i wypuściła strzałę. Nie będzie ostrzegawczych strzałów, pomyślała, celując prosto między oczy.

Ręka jej nie zadrżała, mimo to chybiła, aż o kilka centymetrów. Łachy wiedźmy zafurkotały w powietrzu, po lesie rozniósł się chrapliwy śmiech. Poruszała się z niebywałą prędkością. Jej rozwichrzone czerwone włosy błyskały z dali niczym płomień na tle zimowego, surowego lasu.

 

Ote nie poddawała się. Po pierwszej strzale wypuściła następną, potem kolejną. Raz za razem wiedźma była szybsza. Zmieniała kierunki biegu, wirowała niczym w tańcu, podskakiwała i schylała się. Ote czuła jak krople potu spływają jej po twarzy, z wysiłku, z koncentracji, ze strachu i wściekłości.

 

Gdy sięgała po ostatnią strzałę, bezgłośnie wypowiedziała imię. Jestem mu to winna, pomyślała. Odczekała chwilę i wypuściła strzałę wraz z oddechem z płuc. Grot delikatnie niczym podmuch wiatru przeciął powietrze. Między jednym biciem serca, a drugim wyłowiła uchem odgłos łopotania lotki. Czarnymi od rozszerzonych źrenic oczami śledziła lot strzały.

Czas stanął w miejscu, gdy ujrzała, jak ledwo zadraśnięty policzek wiedźmy zalewa się smolistą krwią. Ta obtarła osocze szponem i oblizała.

 

- No może taka całkiem beznadziejna nie jesteś - warknęła.

 

Ote wyszarpnęła sztylety i rzuciła się z krzykiem do przodu.

 

- Szybciej zdechnę niż zawleczesz mnie do swej nory- sapnęła Ote wbijając w powietrze sztych, w miejscu gdzie przed chwilą stała wiedźma.

 

- Jeśli koniecznie chcesz - zaszydziła w odpowiedzi przekrzywiając głowę jak drapieżnik.

 

To, co się działo później Ote ledwo rejestrowała wzrokiem - czarownica poruszała się zbyt szybko, słychać było tylko trzepot łachmanów niczym skrzydeł ptaka. Wykonała pchnięcie sztyletem, zrobiła unik na zamach, którego się spodziewała i odskoczyła.

 

Za wolno.

Ciągle za wolno, pomyślała Ote, a do serca powoli wkradała się rozpacz. Wiedźma rozpływała się niczym utkana z mgły i wracała do swej postaci w innym miejscu. Nim ją zobaczyła, poczuła śmierdzący oddech na twarzy. Pchnęła raz jeszcze, lecz trafiła w pustkę. Nie zdążyła uchylić się na czas. Usłyszała własny rozpaczliwy krzyk. Szpony wiedźmy rozorały do kości ramię, bryzgnęła krew. Ręka opadła bezwolnie, upuszczając broń. Zacisnęła zęby. Nie podniosła oczu wystarczająco szybko - wiedźma znów zmaterializowała się przed nią i uderzyła w twarz. Usłyszała chrupot kości, poczuła smak krwi w ustach i pulsujący ból w głowie.

 

- Ludzie wychowali cię na parszywą owcę...- wyszeptała wiedźma z odrazą, tym razem za jej plecami. Odwracając się dostała pięścią w brzuch. Poczuła łamane żebra i straciła dech. Kolejne uderzenie rzuciło ją na ziemię. Jasne plamy błysnęły przed oczami, fala bólu rozeszła się po ciele. Nie mogła oddychać, nie mogła ruszyć nogą. Czuła każdą złamaną kość.

 

- Dobrze. Niech wsiąka w ziemię...Wiedźmy jej nie dostaną... - pomyślała mściwie Ote patrząc na broczącą z ramienia krew.

 

Nie wiedziała, że wiedźma jednym ruchem ręki, jednym wezwaniem duchów lasu, może uleczyć jej rany. Kobieta stanęła nad nią i przyglądała się chłodno swojemu dziełu badając, czy złamała już opór krnąbrnej dziewczyny.

 

Nagle podniosła wzrok i rozwarła nozdrza wyczuwając obcy zapach. Zdążyła jedynie odwrócić głowę w stronę, skąd ogromny basior wynurzył się i rzucił na nią z impetem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Dekaos Dondi 26.03.2021
    Babo Szoro↔Jakby tekst dwuczęściowy. Najpierw ogólne rozeznanie, a zaś sytuacja z wiedźmą, wartko opisana.
    W sensie walki z nią, też. Akcja zwolniona, przyspieszona, opis odczuwań i różne "epitety" między:)
    I zakończenie przerwane w stosownym miejscu.
    Czy to jest część po części 12 ?
    Się→nie szczędziłaś:D
    Źle mi się piszę, bo wszystko podkreśla falowaną linią:)
    Pozdrawiam:)↔%
  • Baba Szora 26.03.2021
    Jest to kontynuacja wątku po części 16 , Dekosiu, ale dużo fabuły nie straciłeś, myślę :-)))

    Miło mi, że zajrzałeś :-) Mimo, że koszmarnie długo piszę kolejne części i pewnie nikt już nie pamięta, co było w poprzedniej :-) Ale szybciej już nie potrafię niestety.

    Martwi mnie, że nie potrafię walki opisać bez 'odczuwań', staram się, ale ciągle mi gdzieś wyskakują, całkiem same i nie panuję nad nimi :-)

    Się -> nie szczędzę, bo chwilowo skupiam się nad czymś innym, wybacz, wiem, że ich nie lubisz :-)

    Pozdrawiam :-)
  • Dekaos Dondi 26.03.2021
    Baba Szora↔No faktycznie. Przeoczyłem. A zatem jeszcze raz zerknę do:16:)
    Odczuwania, przemyślenia, odpowiednio wplecione, nie są wadą↔zdaniem mym.
    Bo walka, to też psychika, zmysły:)
  • Baba Szora 26.03.2021
    Skoro tak mówisz, tom pocieszona -> bo one same tak jakos ... i ani ich okielznac, ani uspokoic :-)
    I mam kompleksy jak czytam męską, wojowniczą literaturę o 'mordobiciu' i trochę też bym tak chciała :-)
  • Bajkopisarz 26.03.2021
    „wydawało się wyjątkowo tłoczne.”
    Tłocznych
    „Zapewne fabryczne, pomyślała”
    Fabryczne odnosisz do powietrza. Lepiej więc fabryczny, żeby nawiązać do dymu.
    „To te wychowanie wśród zwierząt pozbawiło się manier?”
    Być może coś tu stylizujesz na niepoprawność, ale spójrz jeszcze raz czy tak celowo ma być?
    „uderzenie rzuciło nią na ziemię.”
    Ją na ziemię LUB nią o ziemię

    Bardzo fajny rozdział, najpierw taka spokojna wędrówka, a potem dynamiczna walka. Dobrze opisujesz i w przeciwieństwie do wcześniejszej walki Ote i Fae z Wilkostworami, nie do końca wiadomo jak to się potoczy – czy ktoś pospieszy z pomocą, czy Ote trafi do niewoli. Zginąć też może, jak wprowadzisz postać wskrzesiciela/-ki. Urwane w idealnym momencie, lecę dalej sprawdzić kto jest basiorem ?
  • Baba Szora 26.03.2021
    Dzięki wielkie za wyłapanie błędów - wszystkie poprawione.
    Cieszę się, że Ci się spodobało.
    Co do wskrzesiciela - to raczej nie pokuszę się, ale w sumie...może...na sam koniec :-D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania