Poprzednie częściTłusty kotlet, część 1.

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Tłusty kotlet, część 2.

- Masz parę minut? Ja naprawdę nie chcę teraz wracać do domu. Mogę poczekać przed twoim blokiem - odpalił Michał, kiedy Kamil wyciągał już klucz do klatki schodowej - i masz może coś do żarcia? - zapytał znacznie mniej raźnym głosem, niż ten, którego zwykle używał.

- Poczekaj, coś chyba mi zostało - wyjął jakąś przeoczoną wczoraj przez matkę małą drożdżówkę zapakowaną w foliowy woreczek. Kamil chciał ją już wyrzucić. Jego matka wyjrzała przez okno. Już czas, aby wrócił.

- Dzięki! - powiedział Michał i zaczął rozpakowywać przeoczoną przez Kamila drożdżówkę. Wczoraj, przedwczoraj? Nieważne. Michał jest głodny, niech je.

- Cześć!

- Kamil, Kamil, jesteś? Obiad czeka! Kamil! - nerwowo wrzeszczała wyglądając przez otwarte okno na drugim piętrze. W bloku nie ma windy i Kamil zaczął zauważać, że ma coraz większą zadyszkę przy wchodzeniu po schodach.

- Boże, Kamil, ja się tak bałam! Miałeś być już dwadzieścia minut temu! Nikt nie zrobił ci krzywdy? Jesteś głodny, na pewno! Boże, tyle teraz morderstw, pobić, kradzieży... Nikt cię nie okradł, nie? Tu masz jedzenie...

- Nie jestem głodny.

- Jak to nie jesteś? Musisz jeść! Boże, dzieci głodują na świecie, a ty nie chcesz jeść?! Czy ty wiesz, ile ja bym dała, żeby w twoim wieku mieć tyle do jedzenia! Boże, co za niewdzięczne dziecko! - lamentowała matka.

- Nie chcę tyle jeść - powoli zakomunikował Kamil i poszedł do swojego pokoju.

Matka weszła za nim z talerzem pełnym ziemniaków i dwoma obfitymi kotletami schabowymi.

- Jedz! - rozkazała.

- Ja nie chcę. Zjem najwyżej połowę - spokojnie odpowiedział matce syn i włączył komputer.

- To ja się staram, do cholery, robię ci jedzenie, kupuję ci wszystko do szkoły, żebyś nie był głodny, a ty tak się odwdzięczasz? - krzyczała niemal doprowadzona do płaczu matka - jak ty tak możesz, gdyby twój ojciec to słyszał, to wiesz co...

- Co? Widzisz tu go? A wiesz, dlaczego go tu nie... - próbował dokończyć Kamil.

- On by cię zabił za taką niewdzięczność! Boże jedyny, pomóż mi, proszę! - lamentowała matka. Już odwracała się i wychodziła z mikroskopijnego pokoiku Kamila, oczywiście zostawiając jedzenie na małym biurku, kiedy on odetchnął i się odezwał. Nie wiedział, skąd brał siłę na taki sprzeciw. Nigdy nie sprzeciwiał się bezpośrednio matce.

- Dlatego go tu nie ma, bo miał cię dość - oznajmił Kamil.

- Co? Co? Jak możesz?

- To. Miał cię dość - odpowiedział Kamil i dostał w twarz od już zapłakanej matki.

- Niewdzięcznik! Jutro się wyprowadzasz! I będziesz głodował! - z płaczem zatrzasnęła drzwi matka.

- Wypierdalaj - pod nosem zamruczał Kamil i pokazał środkowy palec w stronę zamkniętych drzwi.

Następnego dnia Michał i Kamil znów spotkali się na przystanku czekając na autobus w stronę domu. Wysiedli w pobliżu swoich bloków, Michał skoczył jeszcze do pobliskiego sklepu kupić piwo. Kupił dwa.

- Masz, trzymaj - podał schłodzoną butelkę taniego piwa Kamilowi.

- Matka mnie zabije, kiedy wyczuje alkohol. Poza tym może mnie tu zobaczyć. Chodź kawałek dalej, tam. Co ci się stało? - zapytał Kamil widząc siniaki na twarzy Michała.

- Spuścili mi wpierdol. Fajna ta szkoła. Biją mnie, bo jestem nowy. Nauczyciele gnębią mnie, bo im się nie podobam - odpowiedział Michał z cierpkim wyrazem twarzy popijając kolejny łyk piwa.

- Mi też spuszczają wpierdol, a jestem w tej szkole od początku. Nauczyciele są gówniani, bo tacy są. Dobrze mają tylko ich pupilki.

- Dlaczego chodzisz do tej szkoły - zapytał nagle Michał mierząc wzrokiem Kamila.

- Matka mnie nie przepisze do innej. Muszę zdobyć zawód. Ciągle tak mówi - odparł Kamil.

Michał odpalił papierosa, zamyślił się. Kamil przyjrzał się jego palcom. Paznokcie obgryzione i brudne, jak zawsze.

- W Kutnie nie było wcale lepiej, wierz mi. Ludzie mnie nienawidzą. A ja nienawidzę ich. Starzy już mnie nie biją, bo wiedzą, że im oddam. Alkohol ich zniszczył i dziecko ich położy palcem, kiedy są najebani.

- Moja matka nie pije, ale...

- Ale?

- Ale jest popierdolona - wypalił Kamil i umilkł. Co ja opowiadam? - myślał sobie. Nigdy tak nie powiedział o swojej matce. Czuł jednak ulgę, kiedy to powiedział.

- Hm. Spoko. Nadopiekuńcza? - ni to zapytał, ni to stwierdził Michał, zaciągając się papierosem. Jego butelka była już prawie pusta, kiedy Kamil miał w połowie pełną.

- Mhm - mruknął Kamil w odpowiedzi.

- Nienawidzę alkoholu - powiedział Michał po pociągnięciu ostatniego łyka. Wyrzucił butelkę w krzaki.

Wtem zadzwoniła komórka Kamila. Matka. Przecież miał już być w domu dziesięć minut temu. Odebrać? Odebrać.

- Kamilku, Kamilku, o Boże, żyjesz! - odezwała się krzycząc do telefonu matka. Kamil nie włączył głośnomówiącego, ale jego kolega wszystko słyszał.

- Zaraz przyjdę.

- Matko boska, nic ci nie jest? Nikt cię nie okradł, nie pobił? Jesteś głodny, na pewno - krzyczała matka do mikrofonu.

- Zaraz przyjdę - odpowiedział Kamil i westchnął, zasłaniając dłonią mikrofon starego samsunga. Chwilę rozmawiał z matką, dopóki się nie rozłączyła.

- Sam chyba słyszałeś - powiedział do Michała.

- No. Jutro kończę chyba przed tobą - zmienił temat Michał odpalając kolejnego papierosa.

- I tak się mam zamiar urwać z dwóch ostatnich, muszę coś załatwić. Możemy pójść tam razem. Nikt nie podjebie, że nie byłem na dwóch lekcjach.

 

Jutro czwartek, a w czwartek matka Kamila zawsze zostaje trochę dłużej w pracy. Wykombinował, że pożyczy od sąsiada wiertarkę i zamontuje zamek do swojego pokoju. Matka się wkurwi. To jest pewne. Ale niech zrozumie, że nie mam już dziesięciu lat - pomyślał.

Kupił dwa zamki. Jeden taki na zwykłą zasuwkę od wewnątrz, pasujący do starych drzwi jego malutkiego pokoju. Drugi, na wszelki wypadek antywłamaniowy. Kamil wątpił w to, że potrafi go zamontować. Na razie poprzestanie na zasuwce. Jest gruba, mocna, powinna wystarczyć i się nie złamać, kiedy matka w panice zacznie napierać na drzwi.

Ma dwie godziny. Zdąży bez problemu. Nigdy nic nie montował, nikt go tego nie uczył, a program nauczania jego technikum nie obejmuje tego typu prac. Mimo wszystko poradził sobie, zasuwka została zamontowana w miarę równo i dało się zamknąć pokój od wewnątrz. Od zewnątrz nie było wtedy możliwości otworzenia drzwi.

Matka wróciła godzinę po zamontowaniu zasuwki. Wybłagała u szefowej urwanie się piętnaście minut wcześniej, żeby móc ugotować synowi obiad na tyle szybko, aby nie musiał zbyt długo czekać na jedzenie. On musi jeść. Zawsze mu to mówiła. Jeśli nie będzie jadł, będzie słaby i umrze z głodu. To samo wpajali jej rodzice, którzy zaznali sanacyjnej, wojennej i powojennej biedy, włącznie z głodem. Jedynie Basia, jej o trzy lata starsza siostra próbowała sugerować, że karmienie prawie dorosłego mężczyzny niczym gęsi na foie gras nie jest najlepszym pomysłem, podobnie jak ograniczanie jego wyjść i innych aktywności poza domem. Już ma nadwagę, niedługo będzie otyły jak te grubasy z USA - mówiła podczas jego nieobecności. Ale co ona może wiedzieć. Nie ma własnych dzieci, to niech się nie wtrąca - myślała sobie matka Kamila. Sama była dosyć szczupła, żadna tyczka, po prostu średnia waga. Nie jadła za wiele, oszczędzała jedzenie, żeby zjadł je Kamil. On musi być dobrze odżywiony. I grzeczny. Nie szlajać się, jak jego rówieśnicy. Nie może sobie sam przygotowywać posiłków, bo co on sobie przygotuje? On nic nie umie przecież. Albo zacznie się interesować wegetarianizmem, jak to ostatnio jest modne. Jako matka nie mogła na to pozwolić.

 

Przed wejściem do mieszkania zadzwoniła do Kamila. Powinien już być w domu.

- Synku, jesteś już w domu? Boże, nic ci nie jest! - krzyczała do słuchawki.

- Jestem, a co miało się stać?

- Mogli cię napaść, pobić, okraść! Już gotuję ziemniaki, co chcesz do nich?

- Wszystko jedno.

- Wiem! Usmażę słoninę! Będziesz po tym silniejszy i zdrowszy. Teraz jesteś taki słaby...

- Jestem tłusty, dlatego jestem słaby.

- Nie! Nie! Jesteś dobrze odżywiony! Uważasz, że to przez moje jedzenie jesteś taki mało ruchliwy? Gdzie twoja wdzięczność?!

- Ja naprawdę nie muszę tyle żreć. I czasami chcę wyjść z domu - lekko podniósł głos Kamil.

- Tak? Żreć? To jutro albo pojutrze powiem ci: na obiad nie będzie nic! I ciekawe, co wtedy zrobisz? Taki będziesz mądry?! Co się z tobą stało, do cholery?!

Matki nie obchodziło, że ludzie w autobusie zaczynają się na nią patrzeć. Niech się gapią. Ona chce dobrze.

Urodziła go w ósmym miesiącu ciąży, w wieku trzydziestu siedmiu lat, jako wcześniaka ważącego dwa kilogramy i osiemset gramów. Jej matka, a jego babka zawsze jej powtarzała, że trzeba nadrobić te straty, których doznał dlatego, że urodził się tak późno, biorąc pod uwagę wiek matki. Czy raczej wcześnie, bo na początku ósmego miesiąca. Zależy, z której strony spojrzeć. Nieważne. Seniorka urodziła pierwsze dziecko w wieku dwudziestu dwóch lat. Trzeba Kamila dobrze karmić, żeby nadrobił swoje straty.

Matka Kamila zawsze uznawała jej rację. Tylko ta krowa Basia, jak zawsze pod prąd. Sama nie ma dzieci, więc niech się zamknie. Dobrze, że Staszek, najmłodszy z całej trójki rodzeństwa uznaje prawdę i nie próbuje mieszać. Mądry człowiek. Sam ma dwoje dzieci. Dobrze wychowanych i dobrze odżywionych. Nie to, co mój Kamil. Niewdzięczny - pomyślała.

Wysiadła z autobusu i wybrała się do sklepu po setkę wódki. Przecież to normalne. Każdy czasami pije.

- Kamil! Kamil! Już jestem! - krzyczała w przedpokoju po tym, jak wypiła na klatce schodowej swoją setkę i popiła sokiem z kartonika - jesteś głodny, prawda? Na pewno jesteś głodny!

- Nie jestem, zrobiłem sobie chleb z serem! - odpowiedział Kamil.

- Co? Tym się najesz?! Tym się nie najesz! Muszę ci zrobić jedzenie! - odkrzyknęła matka.

Sama najadła się już w pracy, zresztą nie odczuwa dużego łaknienia. Jest raczej szczupła i wystarczają jej mniejsze porcje. Natychmiast wzięła się za przygotowywanie jedzenia dla syna.

- Co w szkole? - zapytała nakładając na talerz ziemniaki.

- Nic nowego - odpowiedział Kamil.

- Żadne uwagi, nic? Za tydzień zebranie, wszystkiego się dowiem - powiedziała matka.

Kamil nic nie mówił, zaczął jeść, choć wcale nie był głodny.

- Jedz! - powtarzała matka.

Syn posłusznie jadł, zmuszając się do przeżuwania i przełykania.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania