Poprzednie częściTłusty kotlet, część 1.

Tłusty kotlet, część 5

Kamil patrzył na niego z niedowierzaniem. Zastanawiał się, co jego kumpel sugeruje, ale to nie były kropki, których nie dało się połączyć. I czy sam nie chciałby czasami po prostu pozbyć się prześladowców? Kiedyś oglądał film przyrodniczy, na którym zebra zagnana do kąta przez drapieżnika zaczęła walczyć. Ale zebra drapieżnika nie pokona. Człowiek człowieka może. A Kamil? Zebra czy człowiek?

- O, patrz! Tam jest szkoła, widzisz?

- Widzę - spokojnie odpowiedział Kamil.

- I teraz sobie wyobraź, paf! i problem znika! Znikają nauczyciele, którzy gówno potrafią, znikają prześladowcy, znikają te jebane dziwki, które się na nich uwieszają! - mówił z podnieceniem Michał.

- Do czego zmierzasz? - rzeczowo zapytał Kamil. Patrzył Michałowi prosto w oczy.

- Połącz kropki. W czwartek znów tutaj. W piątek za duży ruch.

- W porządku. O tej samej porze?

- Tak.

Kamil i Michał szli jeszcze razem przez most Piłsudskiego, minęli katedrę i szli w kierunku przystanku na Placu Wolności. Wsiedli do czwórki i po kilkunastu minutach wysiedli w okolicach tamy.

- Całkiem ładne to wasze miasto. A ciągle słyszę, że niby dziura i syf. Pierdolenie - mówił Michał, kiedy zbliżali się do bloku Kamila.

- Jesteś tu nowy, to ci się podoba - odpowiedział Kamil.

- Umówieni? - zapytał Michał.

- Umówieni.

Matka Kamila już się darła przez okno.

- Kamilku, obiad! Obiad! Już, chodź! Co tam robisz? Z kim rozmawiasz? - Michał i Kamil stali po drugiej stronie bloku i starali się rozmawiać jak najciszej. Przyszła jednak pora obiadu. Ogromna porcja czekała na Kamila.

- Kamil! Kamil! Aniołku!

- Ona jest pierdolnięta? - zapytał Michał odpalając papierosa. Oparty o ścianę śmiał się do rozpuku.

- Jest.

- Kamil! Wystygnie! Wiem, że tam jesteś! - płaczliwie krzyczała Parkowska - do domu, obiad!

- Ma słuch jak pies policyjny - westchnął Kamil.

- Kamil! Kamil! Chodź już, aniołku! Gdzie jesteś?!

Wydawała się zapomnieć, że aniołek kilka dni wcześniej ją skopał.

Michał śmiał się głośno i poklepał Kamila po ramieniu. Zupełnie tam samo, jak wujek Rysiek, kiedy odjeżdżali na żużel do Torunia, a matka biegła po schodach z kanapkami.

Kamil wrócił do mieszkania, zmusił się do zjedzenia obiadu i poszedł do swojego pokoju. Drzwi nadal brakowały. Matka zajrzała do jego plecaka.

- A co to jest? Nie zjadłeś! - wyciągnęła z plecaka kanapki i rzuciła na ziemię.

- Nie zjadłem - spokojnie odpowiedział Kamil.

- Dlaczego? Ja dla ciebie tyle robię, a ty...

Nie dokończyła, kiedy Kamil wszedł do toalety. Stała przy drzwiach i krzyczała:

- Masz jeść! Co ty sobie wyobrażasz?! Ja dla ciebie tyle robię, a ty...

- CHCĘ SIĘ WYSIKAĆ! - odkrzyknął Kamil.

- A jak ty się odzywasz do matki?! Jesteś jak twój ojciec! Jeszcze gorszy! Jutro jedziesz do niego! - wykrzykiwała matka. Kamil milczał i sikał.

- Kto ma na ciebie taki wpływ?! Jakich masz kolegów?! Na pewno nie porządnych! Kiedy byłeś ostatnio w kościele?! Albo przy krzyżu koło tamy? Kiedy złożyłeś tam znicz przy świętym księdzu Popiełuszce, co?!

Kamil milczał.

- Co?! Odezwij się!

- Mama, przestań, proszę...

- Jakie przestań?! Ja chcę dla ciebie do...

Kamil wyszedł z ubikacji, szybko wyszedł też z mieszkania zatrzaskując głośno drzwi za sobą, za chwilę był przed blokiem i nie zważając na wrzaski matki z okna udał się nad rzekę. Znalazł ustronne miejsce, usiadł pod drzewem i rozpłakał się. Nie zabrał ze sobą telefonu. Nie wiedział, do kogo by się w tej chwili mógł zwrócić - do Michała, czy może lepiej do wujka Ryszarda lub do ciotki? Do ojca nie, on miał go zawsze w dupie. Wuj Rysiek mógłby go zrozumieć. A Michał? Mógł go nazwać przyjacielem? Czy raczej sojusznikiem albo po prostu jedynym kolegą, którego miał?

W czwartek chłopcy spotkali się znów na wzgórzu po drugiej stronie Wisły. Michał podekscytowany i lekko podpity. Palił papierosa za papierosem. Wyciągnął broń. Pistolet.

- Patrz na to. Skorpion. Podoba ci się? - zapytał.

- Znowu atrapa? - odpowiedział Kamil pytaniem.

- Otóż nie! - Michał poszedł w stronę pobliskiego drzewa. Wyjął z kieszeni kawałek kredy i nakreślił coś w rodzaju małego kółka. Oddalił się nieco i oddał strzał. Trafił bardzo blisko celu.

- Kurwa, nie mam dziś formy! - zaklął.

- To jest prawdziwa broń? - zapytał Kamil.

- A jaka? Narysowana? - odpowiedział Michał.

- Ale wiesz, ślepaki czy ostre...? - odezwał się Kamil.

- Oczywiście, że ostre!

- A skąd to masz?

- A czy to ważne? Spróbuj!

- Nie chcę.

- Po prostu spróbuj. Widzisz? To tylko drzewo, wielkiej krzywdy mu to nie zrobi. No masz! - Michał trzymał pistolet rękojeścią w górę i podawał go Kamilowi.

- Dobra. Spróbuję - Kamil wziął do ręki broń, z szybko bijącym sercem odbezpieczył i wystrzelił w tym samym kierunku, w którym strzelał jego kumpel. Trafił w drzewo, ale dosyć daleko od narysowanego kółka.

- Jak na pierwszy raz to nieźle! - pochwalił go Michał. Odebrał koledze broń, wyciągnął magazynek i schował pistolet za pasek spodni - mam propozycję, wiesz?

- Jaką?

- Pójdźmy razem na strzelnicę. Świetna zabawa i może się to nam kiedyś przydać.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania