Transakcja cz.1

Aurora gapiła się na ojca z szeroko otwartymi ustami, nie wierząc w to, co mówi. Na co dzień niezwykle opanowana, teraz nie mogła powstrzymać okrzyku niedowierzania. Nawet uszczypnęła się w rękę w nadziei, że wszystko to, co usłyszała, okaże się snem. Ale nie, poza chwilowym uczuciem bólu, nic się nie zmieniło. Wciąż była w wielkim gabinecie ojca, w ich domu w Konstancinie. Patrzyła na rodzica, który siedział za masywnym biurkiem z 1880 roku. Dębowe, z obu stron bogato rzeźbione i bardzo drogie. Jak właściwie wszystko w tym pokoju i w ogóle w domu. Ojciec lubił piękne i cenne rzeczy, by móc chwalić się nimi przed swoimi równie bogatymi znajomymi. Ich rozmowy, podczas różnych spotkań i przyjęć, sprowadzały się głównie do pieniędzy. Ile ktoś zarobił, stracił lub wydał. Drugim ulubionym tematem były kobiety. Mimo, że większość przyjaciół mężczyzny była żonata, nie przeszkadzało im to zdradzać swoich drugich połówek. W dodatku chełpili się tym, za nic mając uczucia żon, które doskonale orientowały się w temacie, znosząc upokorzenie ze sztucznym uśmiechem, przyklejonym do twarzy. Miały dwa wyjścia, albo zaakceptować kochanki swoich mężów i w zamian cieszyć się luksusowym życiem lub odejść. Nieliczne miały w sobie wystarczająco dużo hartu ducha, by porzucić bajeczny świat bogatych ludzi.

Musiała przyznać, że ojciec był przystojnym mężczyzną, lekko szpakowatym, o nienagannej sylwetce. Nie wyglądał na swoje 55 lat. Nieustannie cieszył się powodzeniem u kobiet, o czym doskonale wiedziała, bo nie raz słyszała zachwyty nad męską urodą Jana Dąbrowskiego. Domyślała się też, że nie żył w celibacie po śmierci jej matki, ale nigdy nie przedstawił Aurorze ewentualnej kandydatki na swoją nową żonę. Kochała ojca i on kochał ją, dlatego teraz ciężko jej było uwierzyć w to, co mówi.

- Chcesz mnie sprzedać? - tylko tyle zdołała z siebie wykrztusić, wciąż oszołomiona tym, co usłyszała.

W niebieskich oczach mężczyzny widać było poczucie winy.

- Tak – krótkie słówko, które zatrzęsło całym jej światem.

- Za ile? - jeśli miała być transakcją, to chciała chociaż wiedzieć, na jaką kwotę została wyceniona

- 35 milionów.

- W złotówkach czy euro? - spytała ironicznie.

- Euro – rzucił niechętnie.

Dziewczyna głośno wciągnęła powietrze. Niemała sumka – pomyślała w przypływie czarnego humoru.

- Myślałam, że interesy idą dobrze.

- Nie idą dobrze od 5 lat. - mężczyzna wstał, podszedł do okna i zapatrzył się na nienagannie utrzymany ogród. - Inwestycje, które początkowo miały być pewniakami, okazywały się kompletnym niewypałem, bardzo kosztownym niewypałem. Próbowałem się odkuć, ale pogrążałem się coraz bardziej.

- To skąd miałeś pieniądze? Na utrzymanie domu? Na nowe dzieła sztuki? Antyki? Wakacje? Samochody? I mnóstwo innych rzeczy, o których nie wspomnę? - to ostatnie prawie wykrzyczała. Nie mogła uwierzyć, że od 5 lat mieli kłopoty finansowe i nigdy o tym nie powiedział. W dodatku lekką ręką wydawał nieswoje pieniądze.

- Pożyczyłem.

- Od kogo? - Aurora nie ustępowała, chciała wszystko wiedzieć.

Po tym pytaniu nastąpiła głucha cisza. Słychać było jak ogromny XIX wieczny zegar ze złotym wielkim wahadłem, odmierza sekundy, jedna po drugiej. Tik, tak. Im dłużej ojciec nie odpowiadał, tym strach Aurory rósł.

- Od mafii – szepnął.

Dziewczyna myślała, że najgorsze już usłyszała. Opadła zszokowana na oparcie fotela. Bomba jaką na nią zrzucił, eksplodowała w jej głowie.

- Czyś ty oszalał? - zapytała ochrypłym z emocji głosem.

- Myślę, że tak – ojciec wciąż patrzył na ogród, nie mając odwagi spojrzeć jej w oczy. Właściwie dopiero teraz dotarło do niego, co on najlepszego zrobił. Chciał tylko utrzymać poziom życia, do jakiego przywykł. Za wszelką cenę.

Aurora nie wiedziała, co powiedzieć. Nie docierało do niej, że ojciec postąpił jak skończony idiota. W ogóle nie przychodziło jej na myśl, że on zna osoby ze świata przestępczego. Zdała sobie nagle sprawę, że tak naprawdę niewiele wie o własnym rodzicu. Odetchnęła głęboko raz, drugi, by powstrzymać panikę, która powoli ogarniała jej ciało. Musiała zachować zimną krew, by dokładnie przeanalizować sytuację, w której się znaleźli dzięki lekkomyślności mężczyzny.

Siedziała w fotelu obitym suknem w kolorze starego wina i gładziła drewniane oparcie, intensywnie myśląc nad jakimś rozwiązaniem. 35 milionów euro to nie była mała suma. Znowu zalała ją wściekłość na ojca, że był tak głupi, by zadłużyć się na tak horrendalne pieniądze i żeby zapożyczać się u gangsterów. W myślach robiła rozeznanie wśród znajomych, którzy mogliby wspomóc ich pożyczką. Gdyby to była mniejsza kwota, istniałaby na to szansa. Westchnęła z rezygnacją - ale nie w przypadku 35 milionów euro. Czuła jak serce wali jej z przerażenia, a dłonie robią się wilgotne. Powoli docierała do niej koszmarna rzeczywistość, w jakiej się znaleźli. Jeśli nie spłacą długu to ojciec, a także i ona, będą mieli poważne kłopoty. Ale i bycie towarem w umowie handlowej, którą ojciec chciał zawrzeć, by zdobyć te 35 milionów, też jej się nie uśmiechała.

Patrzyła tępo przed siebie, na wielkie tarasowe drzwi, które znajdowały się za biurkiem ojca i znajdujący się za nimi, doskonale utrzymany ogród z roślinami z całego świata. Ogród był jego chlubą, sam go aranżował, dobierał rośliny, a także nierzadko pielił, przesadzał, podcinał. Aurora uświadamiała sobie, w jak beznadziejnej sytuacji znaleźli się oboje. Nie byli w stanie zdobyć takiej sumy, a domyślała się, że mafijny szef domaga się spłaty długu natychmiast. W głowie miała gonitwę myśli, coraz bardziej przerażające obrazy ich przyszłości. Chyba, że.... Chyba, że zgodzi się na ten szalony pomysł ze ślubem.

Mężczyzna milczał, dawał córce czas na oswojenie się ze wszystkimi informacjami, jakie od niego usłyszała. Doskonale zdawał sobie sprawę, jaki to był dla niej szok. Ale nie wiedział, co ją bardziej przeraziło. Kwota długu jaki narobił, czy też ślub z nieznajomym. Chyba te dwie rzeczy jednakowo - pomyślał ponuro.

- Jak to się stało, że Damian Winter wyszedł z propozycją poślubienia mnie za spłatę długu akurat teraz, gdy taka oferta jest dla ciebie niczym manna z nieba? - Aurora patrzyła na ojca spojrzeniem ostrym jak brzytwa. Widać było, że początkowe przerażenie i szok ustąpiły, że znowu jest jego chłodną i opanowaną córką. Na to właśnie liczył, na jej analityczny umysł i niepoddawanie się emocjom.

Jan odszedł od drzwi tarasowych i usiadł za biurkiem. Nie spuszczał oczu z córki, tak podobnej fizycznie do jego zmarłej żony. Piękna to za mało, by określić młodą kobietę, siedzącą przed nim. Była wyjątkowa pod każdym względem.

Bezwiednie bawił się piórem wiecznym firmy Montblanc, zaprojektowanym, by uczcić Henrego E. Steinwaya, twórcę najwspanialszych fortepianów na świecie. Złoto i czerń błyszczały w promieniach słońca, gdy obracał je w długich, szczupłych palcach. Jak sobie przypomniał, kosztowało go ono około 40 tysięcy złotych. Uwielbiał luksus i bycie bogatym, nawet na kredyt. A teraz przyszedł czas zapłaty. Kochał swoją córkę, ale pieniądze kochał bardziej.

- Jak wiesz pan Winter, czy też jego fabryki, zaopatrują wojsko we wszystko czego ono potrzebuje od skarpet po umundurowanie. Wiem też, chociaż to nieoficjalna informacja, że jest zaangażowany w kontrakty na różnego typu broń dla polskiego wojska. Jak mniemam, człowiek działający w tak specyficznej branży, musi mieć rozległe kontakty - zamilkł na chwilę, po czym dodał znacząco – w różnych środowiskach.

Aurora milczała, tylko mocno zaciśnięte palce obu dłoni zdradzały uczucia, jakie nią targały. Czuła, jak czarna otchłań przerażającej przyszłości wciąga ją coraz bardziej i bardziej.

- Sam mi powiedział, że informacja ta przypadkiem dotarła do niego parę dni temu - zimne, niebieskie oczy ojca zabłysły okrutnym blaskiem – i jako dobry chrześcijanin postanowił pomóc mi spłacić dług, w zamian za moją córkę, za ciebie.

- Ale dlaczego ja? - Aurora nie dawała za wygraną. Nie znali się, mimo że obracali się w tych samych kręgach.

- Podobno szuka żony, wywodzącej się z bogatej i szanowanej rodziny, która wśród milionerów i miliarderów oraz ludzi powiązanych z rządem, czuje się jak ryba w wodzie. Ma mu pomagać na stopie towarzyskiej, w prowadzeniu interesów i która nie zachłyśnie się jego pieniędzmi.

- Wymagania jak w XIX – wiecznej Anglii – mruknęła Aurora.

- W sumie go rozumiem – Jan patrzył na trzymane w ręce pióro, bał się spojrzeć na córkę. - Człowiek o jego pozycji, potrzebuje kobiety, która nie przyniesie mu wstydu, obytej z towarzystwem, doskonale wykształconej, biegle władającej kilkoma językami, znającej się na sztuce, muzyce, literaturze. Dokładnie takiej jak ty.

Cisza jaka zapadła po ostatnim słowie, była przytłaczająca. Mężczyzna nie powiedział tego wprost, ale oczekiwał od niej zgody na mariaż z Winterem. Z człowiekiem, którego w życiu nie spotkała, który chciał ją kupić jak towar w sklepie. A ojciec? Jakoś łatwo przyszło mu spieniężenie własnego dziecka. Nie zauważyła w nim większej rozpaczy.

Aurora była wściekła, zraniona, upokorzona. Ból jaki czuła w głębi serca, był podobny do tego, jaki przeżywała, kiedy dowiedziała się o śmierci matki. Gdy zapłakana, szukała pocieszenia u ojca, Jan upomniał ją wtedy ostro, że dobrze wychowanej osobie nie przystoi tak gwałtowne okazywanie uczuć. Miała wtedy 13 lat. Dobrze zapamiętała tę naukę. Od tamtej pory emocje chowała głęboko w sobie, a światu pokazywała piękną, beznamiętną maskę. Tak jak teraz. Nie da nikomu tej satysfakcji, żeby zobaczył załamaną Aurorę Dąbrowską, nawet własnemu rodzicowi.

- Znasz warunki umowy sprzedaży? - zapytała kpiąco.

Jan skrzywił się, na tak obcesowo postawione pytanie, ale z drugiej strony odetchnął z ulgą. Córka zdawała się powoli godzić z zaistniałą sytuacją.

- Ogólnikowo. Najpierw musisz wyrazić swoją zgodę. Bez niej wszelkie ustalenia nie mają sensu.

Aurora wstała i powoli skierowała się do wielkich, ozdobnych drzwi tarasowych. Otworzyła je i wyszła na zewnątrz. Przymknęła oczy i skierowała twarz ku słońcu. Czuła jak promienie słoneczne obmywają jej twarz swym ciepłem. Całe jej ciało wypełnił zapach płynący z ogrodu: woń goździków, maciejki, groszka pachnącego, róż czy jej ulubionych lilii. Ta mistyczna chwila połączenia z naturą przyniosła jej spokój i pocieszenie. Otworzyła oczy, bo wiedziała, już co robić. Po części nie miała wyjścia, musiała zaakceptować tę nieszczęsną umowę. Ale zgodzi się na to na własnych warunkach.

Powoli wróciła do gabinetu, który w porównaniu do skąpanego w słońcu tarasu, wydawał mroczny i nieprzyjemny. Stał się dla niej synonimem klatki, w której zostanie zamknięta dzięki ojcu i nieznajomemu mężczyźnie, jej przyszłemu mężowi. Zawsze myślała, że wyjdzie za mąż z miłości. Jeśli chodzi o sprawy sercowe, nie miał dużego doświadczenia. Co z tego, że była piękna, ale też pełna dystansu do ludzi. Wcześniej czy później mężczyźni uciekali od niej, gdzie pieprz rośnie, zniechęceni jej emocjonalnym chłodem i murem, jaki wokół siebie budowała. Mimo to nie traciła nadziei, że kiedyś spotka mężczyznę, księcia z bajki, który przedrze się przez maskę Królowej Lodu i pokocha dziewczynę, jaką była w środku. Uśmiechnęła się smutno. Teraz wszelkie romantyczne nadzieje rozwiały się niczym płatki na wietrze. Miała 25 lat i już dawno powinna porzucić takie naiwne myślenie. Czyż nie była świadkiem, jak znajomi Jana zdradzali się na lewo i prawo? Im więcej zdobyczy tym lepiej, chełpiąc się kolejnymi podbojami, jakby znaleźli lekarstwo na raka.

- Zgadzam się – zwróciła się do ojca. Jej głos brzmiał stanowczo, nie było w nim najmniejszego wahania. Mężczyzna nic nie odpowiedział, ale widziała, jak schodzi z niego napięcie. Oboje wiedzieli, że tak naprawdę to nie było innej możliwości, poza wyrażeniem zgody. Właściwie to była formalność, ale przynajmniej jakieś pozory suwerenności w podjęciu decyzji zostały zachowane.

- Na pewno będę miała kilka warunków, które chciałabym, aby znalazły się w umowie – zastrzegła.

Brwi mężczyzny uniosły się, kiedy usłyszał słowa córki. Nie bardzo mu się to podobało, chciał, by jak najszybciej wszystko sfinalizowano, ale nic nie powiedział. Czuł, że nie powinien naciskać.

- Oczywiście – Jan przyglądał się córce z udawanym zrozumieniem.

Aurora pewnie patrzyła ojcu w oczy. Sprzeda się, ale na swoich zasadach.

- Kiedy pan Winter zaszczyci nas swoją obecnością?

- Dziś po południu.

- Świetnie - w myślach już układa plan działania.

Młoda kobieta stała dumnie wyprostowana. Na pięknej twarzy malowała się niezwykła powaga, jakby szykowała się na bitwę. Jan wpatrywał się w córkę zafascynowany. Starał się wychować Aurorę najlepiej jak umiał, co nie znaczy, że poświęcał jej dużo czasu. Zapewnił najlepsze szkoły, które świetnie go w tym wyręczały. Na szczęście Aurora nie była dzieckiem, które sprawia kłopoty, wręcz przeciwnie, nie pamiętał żadnego incydentu z jej udziałem. Poza jednym, kiedy przekazał jej wiadomość o śmierci matki. Ale krótkie upomnienie wystarczyło, by zapanowała nad histerią i płaczem. Musiał obiektywnie przyznać, że tak naprawdę nie zna zbyt dobrze dziecka, które spłodził.

- Ojcze, wybacz, że cię opuszczę, ale mam kilka spraw do przemyślenia. - Aurora uśmiechnęła się zimno. Od tej pory nie mogła sobie pozwolić na żadne sentymenty. Było źle, a mogło być jeszcze gorzej, jeśli okaże jakąkolwiek słabość. Nie mogła pokazać po sobie, jak wielki czuje ból, smutek i żal. Te uczucia musi zakopać głęboko w sercu, by nigdy nie ujrzały światła dziennego.

Jan wstał, gdy córka ruszyła do drzwi. Gdy drobna dłoń dotykała klamki, odwróciła się do ojca.

- Daj mi znać, kiedy przyjdzie pan Winter.

- Oczywiście – odparł Jan.

Wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi.

Jan ciężko opadł na fotel. Obrócił się na nim tak, by widzieć ogród. Ulga, jaką poczuł, ścięła go z nóg. On też musi przemyśleć to i owo.

 

Aurora, kiedy szła przez dom, nie zauważała pięknych wnętrz, które mijała, wspaniałych dzieł sztuki, które zdobiły ściany, mebli o bogatej historii. Grube dywany tłumiły jej kroki. Niedzielne, słoneczne popołudnie zamieniło się w koszmar. Przez chwilę w głowie zaświtała myśl, żeby uciec na drugi koniec świata, gdzie nikt jej nie znajdzie. Zostawić bagno, w które wciągał ją ojciec i zacząć żyć po swojemu. Ciężko westchnęła. Wiedziała, że nie zostawi Jana bez pomocy. Był jaki był, ale to w końcu jej ojciec. Stanęła w drzwiach do swojego pokoju. Rok temu został gruntownie odnowiony, tak by pasował do kobiety, którą się stała. Dominowała biel, ale dodatki w kolorze butelkowej zieleni, którą tak uwielbiała, dodawały wnętrzu charakteru. Od razu skierowała się do ślicznego biureczka, które stało pod oknem. Usiadła na wygodnym, tapicerowanym krześle, wzięła do ręki długopis i zaczęła pisać swoje warunki do umowy kupna-sprzedaży, którą pan Winter, jej ojciec i ona zamierzali zawrzeć. Wzdrygała się na myśl, że się sprzedaje, ale niestety taka była prawda. Wolała nazywać rzeczy po imieniu. Jasne postawienie sprawy mogło tylko pomóc. Spojrzała na zdjęcie matki, które stało w ozdobnej ramce, obok przyborów do pisania. Była do niej bardzo podobna. Przynajmniej wizualnie, bo analityczny umysł był spadkiem po ojcu. Wielu już zmyliła jej powierzchowność. Myśleli, że mają do czynienia z kolejną piękną, bogatą, głupią panną. Mogła mieć zastrzeżenia do swego rodzica, ale jedno musiała mu przyznać, że w sprawach edukacji był bardzo stanowczy. Musiała biegle, w mowie i piśmie, posługiwać się rosyjskim, angielskim, niemieckim, hiszpańskim i włoskim. Nauki ścisłe także nie były dla niej czarną magią. Świetnie orientowała się w świecie sztuki, a największe dzieła światowej literatury przeczytała w oryginale. Pod okiem najlepszych instruktorów przeszła szkolenie z samoobrony. Jako dziecko regularnie grywała z ojcem w szachy, by jak mówił, nikt nigdy jej nie zaszachował. O ironio - pomyślała, gdy przypomniała sobie to powiedzonko ojca. - On sam właśnie to zrobił. Zaśmiała się gorzko. Ścisnęła mocno trzymany w dłoni długopis. Dopóki nie położyła swojego króla w geście poddania, gra wciąż trwała.

Na nieskazitelnie białej kartce papieru zamaszystym ruchem napisała jedynkę. Czas mijał, a ona zapełniała kartkę kolejnymi punktami. Sprawy, które trzeba było omówić, bądź zawrzeć w kontrakcie. Nie chciała zostawiać niczego przypadkowi. Nie znała Wintera, a w jego dłonie składała swoje życie. Lewa ręka bezwiednie zacisnęła się w pięść. W miarę, jak lista się wydłużała i coraz wyraźniej docierało do niej jak jej świat się zmieni, strach powoli obejmował jej ciało. Serce zaczęło mocniej bić, pompując krew, jak oszalałe. Dobrze, że siedziała, bo inaczej by upadła. Ogarnęła ją rozpacz, jak po śmierci matki. Ponownie czarna dziura wciągała ją do swej matni, tym razem jednak głębiej, szybciej, mocniej. Był tylko sam tunel, bez światełka na końcu. Nagle z całej siły walnęła pięścią w stół, aż ramka ze zdjęciem matki się przewróciła. Z trudem się opanowała. Nie poddam się – szepnęła do siebie cicho. - Jak mi Bóg miły zrobię wszystko, by wyjść z tej sytuacji zwycięsko. Z czułością postawiła zdjęcie na swoje miejsce. Ponownie zajęła się swoją listą, tym razem z chłodnym umysłem, emocje odkładając na bok. Były luksusem, na który nie mogła sobie pozwolić. Ostatnią kropkę postawiła mocno i zdecydowanie. Wiedziała już, co ma robić.

Wstała i przeciągnęła się, by chociaż trochę rozluźnić napięte ciało. Musiała się przebrać. W negocjacjach chciała wykorzystać wszystkie swoje atuty, nawet urodę, jeśli to miało pomóc osiągnąć cel.

Weszła do ogromnej garderoby, która przylegała do jej pokoju. Zapaliła światło i jej oczom ukazała się kolekcja ubrań na wszelkie możliwe okazje. Przez chwilę wodziła oczami po pięknych strojach, zastanawiając się nad wyborem. W zamyśleniu stukała palcem po policzku. Musiało to być coś eleganckiego, podkreślającego figurę, ale bez przesady, żeby nie pomyślał sobie, Bóg wie czego. W pewnym momencie jej wzrok padł na ciemnoniebieski, gustowny komplet. Idealnie układał się na sylwetce, ale nie był ostentacyjny. Tak – pokiwała głową – to jest to. Do tego czarne sandały, składające się z dwóch paseczków. Idealnie – pogratulowała sobie. Wzięła szybki prysznic. Jeszcze zanim zaczęła się ubierać, w kilku miejscach na ciele psiknęła się swoimi ulubionymi perfumami Good Girl Caroliny Herrera. Zobaczymy, czy ze mnie taka „good girl” - pomyślała z kpiącym uśmiechem. Z szuflady wyciągnęła koronkową bieliznę w kolorze ciała. Nic tak nie dodaje pewności siebie kobiecie, jak zmysłowa bielizna skryta przed światem, o której wie tylko ona. Taka słodka tajemnica.

Długie włosy koloru ciemny blond ułożyły się w luźne loki. Niezależnie od pory dnia czy nocy wyglądały, jakby dopiero co opuściła salon fryzjerski. W myślach podziękowała za to matce naturze. Do tego lekki makijaż, który akcentował jej duże, brązowe oczy. Usta pociągnęła bezbarwnym błyszczykiem, podkreślając ich pełny kształt. Nie założyła żadnej biżuterii. Raz, że rzadko ją nosiła, poza kolczykami, a dwa, wydawało jej się to nie na miejscu. Kiedy stanęła wyszykowana przed lustrem, uśmiechnęła się z satysfakcją. Była gotowa. Zapisane kartki starannie włożyła do czarnej teczki na dokumenty. Złośliwa myśl pojawiła się jej głowie, że może dzięki niebotycznie wysokim szpilkom, będzie wyższa od swojego przyszłego męża.

W tym momencie zadzwonił telefon. Odetchnęła głęboko, zanim odebrała połączenie. Dzwonił ojciec z informacją, że czekają na nią z panem Winterem. Zamarła z aparatem w ręku. Słyszała tylko dudnienie swojego serca. Po chwili zapanowała nad sobą. Uniosła dumnie głowę, wyprostowała plecy, wzięła aktówkę i ruszyła w stronę drzwi. Gra właśnie się rozpoczynała i to od niej zależało, na jakich warunkach podda swojego króla. Nie zamierzała tanio sprzedawać skóry. Chciał jej, to będzie ją miał, ale na jej zasadach.

Szła korytarzami skupiona na celu, jak bokser przed walką o mistrzowski pas. Im bliżej była gabinetu ojca, tym wyżej podnosiła podbródek. W takich sytuacjach cieszyła się, że potrafi być bezwzględna jak ojciec.

Kiedy stanęła przed drzwiami, powoli podniosła dłoń i położyła ją na zimnej klamce w kształcie łapy lwa. Chłód metalu przeniknął jej rozgorączkowane ciało. Dała krok do przodu, do swojego nowego życia. Nie było już odwrotu. Weszła pewna siebie i stanęła oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Akwadar 3 miesiące temu
    Wielkie pieniądze, mafia i miłość... jak nic bestseller... :))
  • 1sweatdreams1 3 miesiące temu
    Bez mafii, tylko wzmianka ;)) wszystko w świetle prawa ;))
  • Akwadar 3 miesiące temu
    A już myślałem... ;)
  • 1sweatdreams1 3 miesiące temu
    Akurat mafia mnie nie kręci ;)) co innego ci, co odprowadzają podatki ;))
  • Skorpionka 3 miesiące temu
    Nowy początek i od razu w pięknym stylu. Już czekam na ciąg dalszy!
  • 1sweatdreams1 2 miesiące temu
    Skorpionka dzięki! Musiałam trochę odpocząć od Przeklętych, ale jeszcze wrócą! Tym razem historia będzie dotyczyć Branna. To mroczna i skomplikowana postać, więc muszę wszystko należycie przemyśleć, nim się wezmę za tak ciekawą osobę ;))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania