Poprzednie częściTropiciel: Cienie Nemrodu - Prolog
Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Tropiciel: Cienie Nemrodu - Rozdział I

Rozdział I

Drzewo Straceńców

 

Okolice miasta Kězlen.

Kolejny przeraźliwy krzyk rozbrzmiał nad polaną, którą pędził wierzchowiec, poganiany uderzeniami wodzy przez jeźdźca. Spod kopyt biegnącego galopem rumaka, wylatywały grudy mokrej ziemi zmieszanej z trawą. Krzyk z każdą mijającą chwilą nasilał się coraz bardziej, lecz nie był to jedyny odgłos, jaki dobiegł do uszu łucznika. Oprócz rozpaczliwego wrzasku kobiety, słychać było przekleństwa mężczyzn, którzy co chwila rzucali obelgi w jej stronę. Jeździec musnął piętami boki konia, aby pospieszyć go jeszcze bardziej. Czuł, iż pod Drzewem Straceńców dzieje się coś złego i nie mylił się, gdy dotarł na miejsce.

Z gałęzi potężnego buka zwisał konopny sznur z pętlą, w otoczeniu innych sznurów, na których wieszano złoczyńców. Jedyne, co po nich pozostało, to resztki kości kołyszące się na wietrze, obdarte z mięsa przez ptactwo, które latało ponad koroną drzewa, niosąc ze sobą odór śmierci. To właśnie z tego powodu Drzewa Straceńców znajdowały się z dala od miast, czy też wsi.

Spoglądając na drzewo i wiszące na nim trupy, łucznik wiedział, do czego tu zaraz może dojść. Przed nim stało kilku chłopów, którzy przeklinając, kopali kobietę zwijającą się z bólu. Niewiasta wrzeszczała, próbując się od nich uwolnić, jednak na nic zdały się jej wysiłki. Nie miała najmniejszych szans na ucieczkę w starciu z silnymi oprawcami.

– Ej, wy! – krzyknął na chłopów, którzy sięgali po sznur uwiązany u szyi kobiety, by za moment ją powiesić.

Miejscowi, bo na takich wyglądali, w pierwszym odruchu, gdy jeździec się do nich zwrócił, zlękli się, przerywając na chwilę znęcanie się nad niewiastą. Zaskoczeni, powoli odwrócili się w jego stronę, gdy ten zatrzymał wierzchowca tuż przed nimi. Dwóch z nich powoli sięgnęło po noże ukryte za pasami spodni, by na wypadek bójki mieć czym się bronić. Łucznik celowo położył dłoń na rękojeści noża przy lewej nodze, dając im do zrozumienia, by nie próbowali niczego podstępnego – inaczej to się dla nich bardzo źle skończy. Gdy mocniej ścisnął rękojeść, zapytał ich:

– Co tu się wyprawia?

Wtenczas jeden z chłopów, niewysokiego wzrostu oraz rudym zaroście, pochwycił kobietę za jej jasne, długie włosy i pociągnął za nie tak mocno, że aż poderwał ją z ziemi.

– To wiedźma! – wrzasnął, po czym splunął na jej twarz.

– Wiedźma? – zapytał zdziwiony jeździec, gdyż na pierwszy rzut oka wcale mu na taką nie wyglądała.

Odchylił jej głowę do tyłu, aby łucznik mógł spojrzeć w jej ciemne, przerażone oczy, po czym dodał:

– A takie się wiesza!

I pchnął ją przede niego. Niewiasta upadła twarzą w błoto. Leżąc w nim, zapłakała, a gdy chciała powstać, inny z chłopów szybko zbliżył się do niej i przycisnął ją butem do błotnistej mazi. Śmiał się przy tym, mówiąc:

– Leż, suko!

Następnie wymierzył jej kopniaka w żebra. Kobieta aż zawyła z bólu, cios bowiem był na tyle mocny, że spokojnie mógł połamać jej kości. Tego było już zdecydowanie za wiele.

Prędko zeskoczył z konia i zbliżył się do czarnowłosego mieszczanina, który widząc go za swymi plecami, nagle zbladł. Łucznik chwycił go rękoma za kołnierz kożucha i wpatrując się w jego oczy, oznajmił:

– Jeszcze raz ją kopniesz... – przerwał na moment, by po chwili dodać trochę mocniejszym tonem – a osobiście cię powieszę.

Odepchnął go od siebie w stronę pozostałych chłopów, których coraz bardziej denerwowała jego obecność i to, iż przeszkodził im w wymierzeniu kary. Kątem oka spojrzał na młodą, drżącą z zimna kobietę, skuloną i leżącą w błocie. Podarta oraz splamiona krwią długa koszula odsłaniała jej posiniaczone ciało. Kierując spojrzenie na chłopów, zapytał:

– Macie dowody, że ta oto kobieta jest wiedźmą?

Milczeli, jakby nie chcieli powiedzieć prawdy, co tylko pogarszało ich sytuację. Jedynie płacz niewiasty, wywołany bólem, przerywał tę ciszę.

– No, mówcie! – krzyknął na nich.

Po chwili odezwał się najniższy z nich, silnie umięśniony, jasnowłosy mężczyzna:

– Używanie Czarnej Magii ci nie wystarczy za dowód?! To przecież najprawdziwsza wiedźma!

– Hola, hola – powiedział, stając mu drodze, gdy ten zamierzał ruszyć w stronę kobiety, by móc ją powiesić. – Pozwól, że ja to ocenię, czy rzeczywiście jest ona wiedźmą.

Jednak sytuacja w tej chwili się zmieniła, gdyż naprzeciw łucznika stanął chłop, który dobył zza pasa nóż. Siwowłosy starzec był najbardziej zdenerwowany tą sytuacją. Przekładając broń z ręki do ręki, zapytał:

– A kim ty niby jesteś przybłędo, by nam rozkazywać?

– Tropicielem.

– Jesteś Tropicielem? – padło pytanie od któregoś z chłopów. – Tacy jak wy, powinni bez dowodów rozpoznać, że ta kobieta to wiedźma!

– Tacy jak wy, powinni zawisnąć za bezprawne oskarżenia!

– Bronisz tej wiedźmy?! – zapytał jeszcze inny, dobywając noża.

– Gdyby rzeczywiście nią była, rzuciła by na was urok, byście zaraz zdechli!

Wtem starzec ruszył do ataku, celując nożem w twarz Tropiciela. Jednak ten zrobił unik i kopnięciem w plecy, powalił go na ziemię. Pozostali chłopi dobyli zza kożuchów swoje ostrza i otoczyli łucznika. Ten bacznie ich wszystkich obserwował. Wiedział, że nie obejdzie się bez walki. Jego argumenty były dla nich niewystarczające, by móc oczyścić kobietę ze stawianych przeciw niej zarzutów.

Tropiciel nie wiedział, czy ta niewiasta rzeczywiście posługiwała się Czarną Magią. Nie był w stanie nawet rozpoznać, czy była wiedźmą, gdyż te niekiedy skutecznie umiały to maskować. Zazwyczaj takie kobiety jak ona, kończyły żywot na stryczku, a oskarżający o używanie Czarnej Magii, musieli mieć dowody, by móc samemu wykonać wyrok – jednak, z jakiegoś powodu chłopi nie chcieli ich przedstawić, a to mu wystarczyło, by im nie ufać. Więc i tym razem musiał zbadać tę sytuację dokładniej.

– Nie zmuszajcie mnie, bym was wszystkich pozabijał bez powodu – oznajmił Tropiciel, dobywając noży.

Chłopi jednak milczeli.

– Dobrze wiecie, że według prawa Rady Świata, chcąc wykonać wyrok, muszę mieć dowody.

– Już ci mówiłem, że ta wiedźma posługiwała się Czarną Magią! – odrzekł starzec, wstając z ziemi, po czym dołączył do swych towarzyszy.

– A może nie macie na to dowodów? – zapytał, chcąc ich zmusić, by w końcu powiedzieli prawdę.

Nie usłyszał żądanej odpowiedzi, za to usłyszał coś innego, coś, co oznaczało tylko jedno – krwawe starcie.

– Zdravko – starzec zwrócił się do łysego chłopa. – Weź Radimira oraz Stanka i zajmijcie się tą wiedźmą. A ja i pozostali zajmiemy się tym … – splunął siarczyście na ziemię,

– Tropicielem… – wskazując ostrzem noża na łucznika.

– Nie róbcie niczego pochopnie! – ostrzegł ich Tropiciel, jeszcze uważniej ich obserwując, aby zorientować się, który z nich pierwszy zaatakuje.

Jednak jego ostrzeżenie nie wystarczyło, gdyż w ułamku sekundy piątka mężczyzn rzuciła się na niego z nożami. Pozostali czym prędzej pochwycili kobietę i wlokąc ją po ziemi, zmierzali z nią pod Drzewo Straceńców. W tej właśnie chwili, gdy widział wrzeszczącą niewiastę błagającą o pomoc, zdał sobie sprawę, w jak trudnej znalazł się sytuacji. Wiedział, iż chcąc ją uratować, będzie musiał ich zabić, że ci będą próbować wszystkiego, byleby tylko nie dopuścić go do tego, aby pomógł kobiecie.

– Raa... tuj... – głos kobiety był drżący, prawie niesłyszalny.

Nie zwlekając ani chwili dłużej, ruszył jej z pomocą. Schylił się, unikając ataku ze strony dwóch chłopów, którzy chcieli go zatrzymać. Nie było czasu, by akurat teraz wdawać się z nimi w bójkę. Musiał powstrzymać pozostałych, którzy przerzucili sznur przez gałąź. Już był prawie przy nich, gdy nagle ktoś zarzucił na jego szyję powróz.

– Zginiesz tak jak ona! – Zza pleców łucznika rozległ się głos starca, który mocniej zaciskając sznur, powalił go na ziemię.

Tropicielowi zaczynało brakować powietrza. Czuł, jak z każdą sekundą traci coraz więcej sił, co skutkowało tym, iż z jego dłoni wysunęły się noże, które spadły na ziemię. Na moment pociemniało mu przed oczyma, gdy powróz coraz bardziej uciskał jego szyję.

– Zabij go wreszcie! – krzyczeli pozostali na starca.

Ten jeszcze mocniej zacisnął sznur, tak iż łucznik poczuł, jakoby wżynał się w jego skórę.

– Nie! Nie! – śmiał się starzec. – Zawiśnie tak samo jak i ta wiedźma, której tak zawzięcie bronił!

Tropiciel wiedział, że musi szybko coś zrobić, inaczej podzieli los kobiety. Widział, jak Zdravko i jego towarzysze ciągną za sznur, a wraz z nim i niewiastę. Chwycił powróz, by odciągnąć go od szyi i zaczerpnąć świeżego powietrza. To jednak nie było łatwe, ponieważ starzec jeszcze mocniej ścisnął sznur. Upłynęło kilkanaście sekund, nim udało mu się na krótką chwilę odrobinę odciągnąć powróz od szyi. Jesteś Tropicielem. Jesteś tym, kogo inni powinni się bać! – w tej tak dramatycznej chwili, wspomniał słowa wypowiedziane swego czasu przez Hanzela, swojego mentora.

Ciągle niewiele widząc, puścił sznur, by po omacku wyszukać rękojeści sztyletu, tkwiącego w pasie, na jego lewej piersi. Wpierw dłonie wyczuły miękkość jeleniej skóry z jakiej były zrobione. Na jednym z nich, w kaburze tkwiło nemeryjskie ostrze. Wiedział, iż tylko ta broń mogła go uratować. Po paru sekundach jego palce natrafiły na gładką powierzchnię jego głowni, wykonanej z ciemnoszarej stali, używanej przez krasnoludy z wyspy Damladur. Również i jego dwa noże, które teraz zapewne leżały gdzieś w błocie, wyróżniały się taką samą rękojeścią.

– Co, Tropicielu? – odezwał się ironicznie starzec. – Brak ci już tchu? – zapytał, jeszcze mocniej ciągnąc za sznur.

Łucznik wysunął sztylet z kabury i celując za siebie, zadał mocny cios. Poczuł, jak ostrze wbiło się w coś twardego. Starzec krzyknął z bólu, puszczając powróz. Tropiciel w końcu mógł głęboko odetchnąć. Odwrócił się na bok i zobaczył siwowłosego chłopa, próbującego wyrwać sztylet z prawej nogi, jednak ten mocno w niej tkwił. Łucznika z zamyślenia wyrwał odgłos szyderczego śmiechu jednego z oprawców, a widok poszarzałej twarzy kobiety, która powoli przestawała się ruszać, przeraził go jeszcze bardziej.

Szybko rozglądnął się po ziemi w poszukiwaniu noży. Te na szczęście leżały tuż przed nim, na lewo od starca, który nie miał siły wyciągnąć sztyletu z nogi.

– Tobą zajmę się na końcu – oznajmił to siwowłosemu, biorąc swoją broń z ziemi.

I nie tracąc ani chwili dłużej, powstał z ziemi i ruszył z pomocą kobiecie. Miał nadzieję, iż nie jest jeszcze za późno.

– Nie! – krzyknął na widok kobiety, która przestała się ruszać.

Błoto mlaskało pod jego skórzanymi butami, gdy biegł, by przeciąć sznur. W tej jednej chwili liczyła się każda sekunda. Nie pozwólcie jej umrzeć! – prosił w głębi ducha Ryjěii, kapłanki losu. Chłopi na jego widok stanęli przed Drzewem Straceńców, aby ten nie był w stanie dotrzeć do niewiasty. Wymachiwali przed siebie ostrzami, chcąc w ten sposób go powstrzymać. Jednak na nic się to zdało, gdy pierwszy nóż zagłębił się w szyi Zdravka, a drugi, po tym jak się schylił od ciosu, który był wymierzony w jego stronę, przeciął krocze i brzuch Stanka. Wnętrzności wraz z krwią trysnęły na trawę. Kolejny zaatakował od tyłu, lecz chybił o cal, gdy na moment koło prawego ucha Tropiciela, błysnęło ostrze, którym chłop chciał zadać mu cios. Łucznik w odpowiedzi uderzył go łokciem w twarz i dwoma szybkimi ruchami odciął mu głowę, która spadła na ziemię. Pozostała trójka, nie wliczając w to starca, który z przerażeniem obserwował to, co się dzieje przed drzewem, rzuciła się do następnego ataku. Pierwszy z nich zaatakował Tropiciela od tyłu, jednak ten chwycił jego rękę, w której trzymał nóż, i ją wykręcił. Ten krzyknął z bólu, wypuszczając ostrze z dłoni. Łucznik w odpowiedzi przejechał nemeryjską stalą po jego szyi, z której trysnęła krew. W tym samym momencie drugi chłop zaatakował go, mierząc nożem w jego brzuch. Jedynie gruba skóra, z jakiej wykonana była kurtka, ochroniła go przed śmiertelnym ciosem. Tropiciel chwycił za szyję owego napastnika i przekręcił jego głowę, łamiąc mu kark. Gdy ten upadł na ziemię, ostatniemu z trójki atakujących go chłopów wbił nóż między żebra, gdy znalazł się tuż za jego plecami. Nie tracąc ani chwili dłużej, ruszył ku drzewu, by uwolnić kobietę – o ile ta wciąż jeszcze żyła. Jednym, szybkim i mocnym ruchem przeciął sznur, umocowany u pnia drzewa. Schował noże do pochew w tym samym momencie, w którym pękł powróz, by móc złapać ciało niewiasty, które swobodnie opadło na jego ręce. Przyklęknął i powoli położył kobietę na ziemi. Ściągając sznur z jej szyi, rzekł:

– Oby kapłanki mnie wysłuchały.

Przykładając palce do jej tętnicy szyjnej, sprawdził puls.

– Żyjesz... – powiedział z radością, czując ledwo pulsującą w jej żyłach krew.

Upłynęło parę minut, nim ta otworzyła oczy i wzięła głęboki wdech.

– Leż spokojnie.

Zdjął gruby kożuch z jednego z zabitych chłopów i okrył nim kobietę.

– Ja... nie jestem...

– Spokojnie, jesteś już bezpieczna.

– To... oni... – oddychała coraz to szybciej.

Chwycił jej zimną dłoń, by niewiasta wiedziała, że jest przy niej, że jest już bezpieczna. To ją uspokoiło, oddychała teraz powoli.

– Dlaczego chcieli cię powiesić? – zapytał spokojnym głosem.

– To... spisek... – przerwała, by wziąć głębszy oddech, aby móc dalej mówić. – Chciałam chronić Ljubkę i małego Zivka przed śmiercią...

– Spisek?

Kobieta zakaszlała, po czym dalej kontynuowała swą rozmowę.

– Król… kazał ich zabić...

– Vojmir…

– Zapłacił im, jak i innym – przerwała mu.

– Innym? – zapytał zaciekawiony, albowiem historia zaczynała robić się coraz to bardziej ciekawsza i tajemnicza. – To znaczy, komu?

– Nie znam ich, lecz aby ochronić tych dwoje udawałam, iż rzucam na nich mroczne czary, jak oni mogli... – Z jej oczu popłynęły łzy.

To wystarczyło Tropicielowi, by ukarać ostatniego z chłopów. Wstał i powoli ruszył ku starcowi. Ten, widząc na jego twarzy złość, podjął się kolejnej próby wyciągnięcia sztyletu, jednak na próżno.

– Wstawaj, bydlaku! – krzyknął na niego, wyjmując z jego nogi broń gwałtownym ruchem, zadając mu jeszcze większy ból.

– Ja... nie... – Cały drżał ze strachu.

Łucznik chwycił go za kołnierz i zawlókł pod Drzewo Straceńców. Gdy wkładał sztylet do pochwy, starzec klęknął przed nim, błagając o litość.

– Panie... miej w sobie...

Jednak szybko mu przerwał, mówiąc z pogardą:

– Dla takich jak wy, nie mam litości.

Chłop zapłakał, widząc zakładany na jego szyję sznur, na którym wcześniej wisiał jakiś skazany. Tropiciel wpatrzony w jego przerażone oczy, zacisnął powróz i dodał:

– Nie mieliście dowodów, że ta kobieta jest wiedźmą, ale ja mam dowody, na to, że bezprawnie znęcaliście się nad nią i skazaliście ją na śmierć!

– Panie... nie tylko król za tym stoi... – starzec próbował się bronić.

Wstrzymał się na moment przed jego powieszeniem, bo był ciekaw tej informacji.

– Mów!

– To czarownica...

– Kto?

– Jakaś... obca kobieta, jakby... nie z tego świata...

– Žyrjina... – mruknął pod nosem łucznik i jednym szybkim ruchem, pociągnął za sznur, przywiązując go do pnia.

Ciało starca zawisło na gałęzi buka. Charczał, dławił się z szeroko otwartymi oczami, a po chwili z jego ust wypłynęła krew. Próbował poluzować powróz, lecz wiedział, że to na nic się nie zda. Gdy jego skóra zrobiła się całkiem biała, opuścił swobodnie ręce, świadom, iż jego życie właśnie dobiega końca. Ciałem chłopa targały konwulsje.

Tropiciel odszedł od drzewa i podszedł do kobiety. Wyciągnął ku niej rękę, mówiąc:

– Wstań, czas pomówić z królem.

Pomógł jej wsiąść na rumaka, po czym sam to uczynił, siadając za nią. Okrył ją swoją zapasową skórzaną kurtką, którą wyciągnął z tobołka tkwiącego na grzbiecie konia, aby podczas podróży nie zmarzła, i to, iż musiał ją teraz chronić.

Ostatni raz spojrzał na Drzewo Straceńców i na tych, którzy pod nim polegli, a następnie uderzył wodzami i powoli ruszyli do Kězlen. Miał nadzieję, iż Vojmir wszystko mu wyjaśni i powie, kim jest obca kobieta, choć wiedział, że jest nią Žyrjina, lecz musiał się upewnić. Odjeżdżając z miejsca krwawego starcia, usłyszeli za swoimi plecami krótkie krakanie – Jărnyj obwieszczał kolejną śmierć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Ozar 20.08.2018
    Kolejny dobry odcinek. Czyta się ciekawie. Jednak wydaje mi sie że niektóre zdania trzeba by lekko dopieścić. Napisałeś " pochwycił kobietę za jej jasne, długie włosy i pociągnął za nie tak mocno, że aż poderwał ją z ziemi" a lepiej by było bez "za nie", bo czytelnik wie że złapał ją za włosy. Drugi przykład "aby podczas podróży nie zmarzła, i to, iż musiał ją teraz chronić." Może lepiej tak "żeby podczas podróży nie zmarzła. Musiał ją chronić nie tylko przed ludźmi, ale także przez zimnem. I jeszcze jedno " choć wiedział, że jest nią Žyrjina, lecz musiał się upewnić." Jeśli wiedział to nie musiał się upewniać. Może lepiej podejrzewał lecz musiał się upewnić. To oczywiście drobnostki. Czekam na dalszy ciąg. 5 za pomysł i bliskie mi klimaty.
  • Alucard 24.08.2018
    Bardzo fajnie się czyta. Scena pod Drzewem Straceńców przypomniała mi zapowiedź Wiedźmina 3. Wychwyciłem tylko jedno powtórzenie, zaraz na początku i popieram opinię Ozara, że powinieneś to i owo dopieścić. Mimo to całość brzmi ciekawie i interesująco. No i genialny klimat - mroczne quasi-średniowiecze. Czekam na dalszy ciąg przygód Tropiciela.
  • Wild Hunters 25.08.2018
    Dzięki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania