Poprzednie części: Trzy słonie
Trzy moje twarze
Trzy moje twarze
Tę rozgwieżdżoną co jeszcze pachnie
miękkim lotem sowy i po omacku
układa się w pościel
Podpieram dłonią jak najczulszy ciężar
Tę co gwałtownie dosięgła wysokość
ostrym promieniem prześwietla źrenice
kroplami wody odprowadza sen
Biorę ją w dłonie formuje na nowo
Tę co wybiegła jeszcze nie wiem dokąd
/ teraz jest miastem pośpiechem gdziekolwiek/
- do trzech policzków ledwie może zliczyć
Gaszę w spojrzeniu przywracam ją w sobie.
Komentarze (4)
Jest coś urzekającego w treści. Podoba mi się, bo widzę tu obraz Miłości, ale nie do siebie.
W każdym razie jest oryginalnie, z klimatem.
i to co złe. Dopiero kiedy opadnie kurz możemy odnaleźć tę właściwą.
Pozdrawiam
Czytałem niektóre publikacje poetyckie, Twoje wiersze biją sporą z nich część na głowę.
Kłaniam się!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania