TW 2 # 6 – Ropucha cz.2/2
Następnego ranka przy wejściu do sadu na Okropniczkę czekała już złotoskrzydła piękność. Obydwie wyglądały na smutne. Przywitały się jedynie grymasem na twarzy, zastępującym uśmiech.
Tego dnia Okropniczka nie wpuściła do sadu ani jednego motyla. Zerkała jedynie z zazdrością i żalem na ich kolorowe skrzydła, czując się jak ciężki, ubłocony kamień. Nigdy na głos nie przyznałaby się do tego, jak bardzo pragnęła, choć przez jeden dzień być lekka i zwiewna, a Samotniczka, siedząc obok na mleczyku, jakby czytała w myślach towarzyszki i obdarzyła ją sympatią, mimo że była taka oschła i nieprzystępna.
– Piękny dzień, nie sądzisz? – próbowała zacząć rozmowę, delektując się słońcem.
– Nie sądzę.
– Ach tak…
– Nie sądzę, bo wiem. Słońce świeci, powiewa lekki wietrzyk, a muchy same wpadają mi do pyska. Wiadomo, że piękny. Nie trzeba o tym gadać.
Samotniczce zrobiło się odrobinę smutno, ale z niewiadomych przyczyn polubiła marudną ropuchę, próbowała więc dalej ją przejednać.
– To może spełnię twoje marzenie? – palnęła odrobinę bez zastanowienia i przeraziła się tymi słowami, bo przecież oznaczałoby to utratę złotych skrzydeł.
– Nie mam marzeń.
Te słowa poruszyły do głębi sercem motyla. Jak można nie mieć marzeń? To nie możliwe i bardzo smutne. Tak nie może być! Już ja znajdę to marzenie i spełnię je, choćby nie wiem co, pomyślała.
– Przecież widzę, jak zerkasz na inne motyle – zaczęła podchwytliwie. – Słyszę, co mówią o tobie pszczoły plotkary. Uwierz mi, że maseczka błotna nic nie zmieni i to nie dlatego, że jesteś brzydsza od motyli, jesteś po prostu inna, ale jeśli chcesz, to mogę sprawić, że zamiast siedzieć w bramie sadu będziesz latać po łące z innymi mo…
– Ty już nie bądź taka mądra – przerwała jej ropucha, łykając gorzkie łzy. Świadomość tego, jak bardzo nie lubi samej siebie, nagle stała się przytłaczająca.
– Przestań już. Chcesz czy nie? Bo mogę się rozmyślić. – W Samotniczce zrodziła się szczera chęć pomocy, gdy dostrzegła, jak wielkie cierpienie towarzyszy jej przyjaciółce. Tak przyjaciółce. Okropniczka już zyskała takie miano. A dlaczego? Bo tak. Bez powodu.
Ropucha zamilkła i aż do zachodu słońca nie wypowiedziała ani jednego słowa. Gdy o zmroku opuszczała swoje stanowisko, motylek ruszył za nią.
– Jestem dla ciebie niemiła, nie odzywam się, a ty jednak za mną lecisz?
– Niemiła? Nie zauważyłam. To co? Spełniamy motyle marzenie?
– Spełniamy – odparła oschle, jakby nie miało to dla niej żadnego znaczenia.
– To cudownie! To świetnie! – krzyczała Samotniczka, robiąc piruety radości w powietrzu. – Za chwilę wypowiem zaklęcie i oprószę twoje ciało złotym pyłem. O poranku będziesz już motylem, ale pamiętaj o jednej ważnej rzeczy.
– Jakiej? – zapytała, ujawniając skryte zainteresowanie.
– Za kilka dni jest Noc Gawronów, noc przemian. Będziesz musiała zdecydować, czy chcesz pozostać motylem, czy stać się ponownie ropuchą.
Strażniczka skinęła jedynie głową na znak, że rozumie, choć była przekonana, że już nigdy więcej ropuchą być nie zechce.
Złoty motylek już dłużej nie zwlekając, wzbił się wysoko, wypowiadając zaklęcie, a z jego skrzydeł zwolna opadał złoty pyłek, osiadając delikatnie na grzbiecie Okropniczki, która na samą myśl o następującej przemianie niemal odlatywała ze szczęścia.
Następnego poranka mgły unosiły się leniwie ponad sadzawką dźwigane siłą promieni słonecznych. Ciszę podkreślał cichy śpiew ptaków i nie zakłócił jej żaden skrzekliwy głos, a ponad niewzruszoną taflą wody przeleciał, niesłyszalnie machając skrzydłami, motyl o srebrno-złotych skrzydłach. Najpiękniejszy w okolicy, a na imię miał Okropniczka.
Ten dzień należał do niej. Latała po kwiecistych łąkach, chwaląc się swoją urodą i spoglądając z góry, na jej zdaniem, zwykłe, białe motylki. Szybowała wysoko, chcąc sięgnąć chmur, po czym rzucała się w dół i niemal strącała z kwiatów innych mieszkańców łąki. Tego dnia nie zdobyła jednak przyjaciół ani następnego, ani też kolejnego, a szczęście z poczucia lekkości z wolna zaczynało ulatywać z jej nowego, zwinnego ciała.
Wśród bielinków na odpoczywających wśród traw była też Samotniczka. Teraz posiadała białe skrzydełka, ale za to serce wypełnione radością. Zdobyła sympatię innych motyli i już nie była samotna. Czuła się lubiana i z żalem obserwowała zachowanie przyjaciółki, widząc w niej dawną siebie.
Noc Gawronów zbliżała się nieubłaganie, a Okropniczce zaczęła doskwierać samotność. Spoglądała ze smutkiem na sad, w którym zapanował chaos. Wchodził każdy, kto chciał i robił to, na co miał ochotę. Biedronki padały ofiarą pająków, broniąc się bezskutecznie, motyle panoszyły się i przeszkadzały pszczołom w pracy, a żuczki obgryzały zielone liście, osłabiając drzewa owocowe. I choć nikt nie wypowiedział tego na głos, to wszyscy tęsknili za strażniczką, która swą mądrością utrzymywała porządek. Nawet pszczołom zrobiło się wstyd, że tak ciągle się z niej naśmiewały, a gąsienice nie otrzymawszy zaproszeń, nie dotarły wcale.
– Hej, Okropniczko dziś Noc Gawronów. Czy już wiesz, kim chcesz być? – zapytała przyjacielsko Samotniczka.
– Nie twoja sprawa – odparła oschle i odleciała.
Zupełnie bezwiednie udała się nad sadzawkę. Przysiadła na szczycie pałki wodnej i nagle zatęskniła za kąpielą, za zapachem błota, za smakiem muszek. Zatęskniła za pogawędkami z owadami przy bramie sadu, a nawet za swoim skrzeczącym głosem. Wszystko nagle straciło sens i nawet skrzydła jakby mniej błyszczały.
Gdy tak topiła smutki we własnym wodnym odbiciu, do jej uszu dobiegł straszny jazgot. Spojrzała w górę, a jej oczom ukazało się stado gawronów na tle zachodzącego słońca. Wiedziała, że nadszedł czas, aby udać się do sadu.
Dotarłszy na miejsce, ujrzała larwy muszek oczekujące na przemianę, ujrzała jedwabne kokony motyli, larwy biedronek i ptasie jajeczka. Wszyscy wyczekiwali tej ważnej nocy, aby stać się tym, kim stać się powinni. Zgromadzonych na środku sadu oświetlało jedynie światło księżyca, które po chwili zostało przysłonięte przez rozkrzyczane stado czarnych ptaków. Zapadła zupełna ciemność, a po chwili cisza, taka, której nie można sobie wyobrazić.
Pewnego wiosennego poranka mgła unosiła się leniwie ponad sadzawką, dźwigana przez promienie wschodzącego słońca. Ciszę podkreślał śpiew ptaków, który był tak subtelny, że zdawał się nie istnieć, a niewzruszona tafla wody zbierając w sobie odbicia budzącego się do życia świata, dodawała powabu pięknemu krajobrazowi. Nagle mgłę przeciął biały motyl, powiewem skrzydeł wprawiając w taneczny ruch mikroskopijne drobinki.
Z zarośli na brzeg wyszła Okropniczka. Zmyła błotną maseczkę z buźki i wyruszyła do sadu, aby zaprowadzić w nim porządek. Była szczęśliwa, wykąpana i najedzona do syta muszkami. Tylko jej twarz, jak zawsze nie zdradzała emocji.
Kiedy uporała się z pająkami, żuczkami i niesfornymi motylami, które wciąż przeszkadzały pszczołom w pracy, usiadła spokojnie pod liściem paproci. Cieszyła się ciszą, zadowolona ze swojej pracy.
– Wiedziałam, że zatęsknisz za swoim życiem. Mam nadzieję, że teraz bardziej siebie lubisz – powiedziała Samotniczka, zasiadając nieopodal na mleczyku.
– Taa – odpowiedziała Okropniczka, kątem oka dostrzegając złote skrzydła. – Odzyskałaś skrzydła. – stwierdziła, wbijając wzrok w dal.
– Tak, ale to nieważne. Cieszę się z nich, ale bardziej raduje mnie fakt posiadania przyjaciół – trajkotała podekscytowana. – Dobra, to ja lecę, bo mam spotkanie. A! I jeszcze jedno! Ładnie dziś wyglądasz – rzuciła wesoło i odleciała.
Okropniczka uśmiechnęła się pod nosem, słysząc komplement, ale oczywiście za niego nie podziękowała. Taka była, mimo że Samotniczkę uznawała za najlepszą przyjaciółkę, to nie potrafiła jej o tym powiedzieć. Na szczęście nie musiała, bo tak w przyjaźni bywa, że nie o wszystkim trzeba mówić.
Wieczorem, kiedy opuszczała stanowisko przypadkiem wpadła na pana ropucha z sąsiedniej sadzawki. Ich spojrzenia spotkały się na krótką chwilę.
– Ojej pani jest okropnie piękna! Dostrzegam w pani tę wymarzoną ikrę, to znaczy iskrę! – powiedział z niepohamowanym zachwytem pan ropuch. A nasza Okropniczka oblała się rumieńcem i pierwszy raz w życiu żałowała, że rano zmyła błotną maseczkę.
Komentarze (19)
Ukłony. Brawa. Dla Ciebie.
Pozdrawiam ;)
-fajna tylko czemu ona nikogo tym jadem nie sprysla bo przecież ropuchy mają Jaś :D
Jesteśmy inni i różni, nie ma brzydoty jeśli zaakceptujemy i polubimy siebie. Jeśli to co robimy będziemy wykonywać dobrze i z satysfakcją to będzie dobrze. To co na zewnątrz to tylko cząstka tego co wewnątrz.
Samotniczka odzyskała spokój i zdobyła przyjaciółkę. I to co najważniejsze zaakceptowanie swojego wyglądu. A na koniec miłość?
Bardzo subtelnie i elegancko opisałaś problem inności.
Pozdrawiam i miłej niedzieli
Pozdrawiam serdecznie!
A bardziej serio; świetna, piękna i mądra opowieść. Jesteś wielka! I uwierz wreszcie, że publikacja zbiorku to tylko kwestia czasu. Pięknie Pani Justy. Dziękuję, że zabrałaś mnie w podróż wehikułem czasu i pozwoliłaś wrócić do dzieciństwa. Dziękuję !
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłej niedzieli!
Pozdrawiam
Dzięki!
Masz dryg do bajek :)
Pozdrawiam ciepło :)
Piąteczka! A gdybym mogła, to dałabym nawet dwie :)
Pozdrawiam
Podoba mi się ta powtarzalność akapitów. Świat jest tym samym, a to my się zmieniamy :)
Naprawdę ładna i mądra bajka:)
Pozdrowionka
Pozdrawiam serdecznie!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania