TW #5 Szczeniak

Postać: Święty Antoni

Zdarzenie: Zamiana ciał

Gatunek: Opowiadanie drogi

 

Anna zamknęła drzwi za córką i spojrzała na zegarek. Miała dwie godziny. Przez pierwszą może płakać, w czasie drugiej doprowadzi się do porządku. Na taki luksus rzadko było ją stać, szczególnie teraz, kiedy po miesięcznej przerwie wróciła do pracy.

Zosia zabrała pieska, za chwilę spotka się z przyjaciółką, wróci dopiero na obiad. Był maj, świeciło słońce, szczeniak był u nich od dwóch tygodni, a córka zaczynała się znowu uśmiechać. Pieska przynieśli któregoś dnia rodzice Anny, bez uprzedzenia, bez pytania o zgodę. Był niewielki i kudłaty, rasy nieznanej. Już trochę odchowany, ale nadal wymagał tego wszystkiego, czego wymagają szczeniaki: wychowania, czułości, zabawy, spacerów. "Zajmie się psem, to szybciej się pozbiera" – takie były ich dokładne słowa. Miała ochotę wrzeszczeć do utraty tchu, że chyba zdurnieli, kundel nie zastąpi dziecku ojca, co oni mają w głowach, chciała wyrzucić ich z domu razem z tym idiotycznym prezentem i nie wpuścić nigdy więcej, jednak jedno spojrzenie na córkę tulącą zwierzę, wystarczyło, by zamknęła wrzask w pudełku i schowała tam, gdzie dziewięciolatka nie sięgnie.

Trzeba jednak przyznać, że i ona polubiła szczeniaka. Jego entuzjazm spowodowany ich powrotami, a także widokiem windy, chodnika, krzaków, patyka, przywracał ją rzeczywistości. Był piękny, radosny i nie miał pojęcia, że wszystko można stracić ot tak, z dnia na dzień.

Podeszła do odtwarzacza i puściła płytę Cohena, głośno, na wypadek gdyby płacz przeobraził się w głośne wycie, co niekiedy się zdarzało. Sąsiedzi nie musieli tego słyszeć, choć oczywiście wszyscy ze współczuciem kiwali jej głową i dyskretnie szeptali, gdy przechodziła.

 

but now it's come to distances and both of us must try

your eyes are soft with sorrow

Hey, that's no way to say goodbye

 

To nie może być pożegnanie, to nie czas na pożegnanie, dwanaście lat małżeństwa to dla niej za mało. Mieli ciągnąć ten wózek razem, razem patrzeć, jak Zosia rośnie i dojrzewa. Tylko im wolno było narzekać na nią i śmiać się z niej, bo tylko oni kochali ją bezgranicznie i bez żadnych warunków.

 

but let's not talk of love or chains and things we can't untie

your eyes are soft with sorrow

Hey, that's no way to say goodbye

 

A teraz była sama, SAMA. Najchętniej schowałaby się pod kołdrą, tak jak wtedy, gdy miała grypę, a mąż wziął wolne i wszystkim się zajął: córką, zakupami, życiem. Leżała więc, trochę posypiała, śniła, piła herbatę z cytryną. Ktoś inny czuwał, jej zadaniem był tylko powrót do zdrowia. Teraz czuła się o wiele gorzej niż wtedy, lecz nie mogła zrobić sobie przerwy. Mąż nie zajmie się już niczym, bo to przecież wszystko przez niego. Przez to, że umarł.

Dzwonek do drzwi. Zastygła. Niemożliwe. Przecież nie otworzy, nie w tym stanie, cała zasmarkana i spuchnięta. Dzwonek jednak powtarzał się natarczywie, więc szybko wydmuchała nos, przykryła go podkładem i ruszyła do drzwi. To Zosia. Bez przyjaciółki i bez psa. Zaryczana. Ścisnęło się jej serce, nie była gotowa na kolejne dramaty, a jednak:

– Cedryk… – łkanie – Cedryk… – znowu łkanie.

– Co się stało? – Wciągnęła ją do mieszkania, zamknęła drzwi, kucnęła przy niej.

Płacz, łkanie. Jeśli szczeniak wpadł pod samochód… jeśli zagryzł go jakiś pies…

– On ucieeeekł!

Zalała ją fala ulgi. Uciekł. Jest nadzieja.

– Gdzie uciekł? Jak to się stało?

– Nie wiem… – zanosiła się płaczem. – Rozmawiałam z Amelką… tam, obok piekarni… on biegał po trawie… i nagle… nagle go nie było…

Spokojnie, myślała, choć w głowie wybuchł już pożar, ból rozlał się po koniuszki palców, nie mogę się denerwować, nie mogę krzyczeć.

– Spuściłaś go ze smyczy? – Odezwała się, kiedy poczuła, że już panuje nad głosem.

– Taaak… był grzeczny… grzeczny… słuchał się… – mała szlochała bez opanowania, jej było wolno – nie wiem… co… co… się… stało…

W porządku, nie czas na wykłady, nie czas na nerwy, trzeba działać, działanie wyciągnie ją z tych ciemności, w które się znowu zapadała. Bluza, buty.

– Pójdziemy go poszukać.

– Z… znajdzie się? – mała spojrzała na nią oczami pełnymi łez i nadziei. "Powiedz, że wszystko będzie dobrze", błagały te oczy, "powiedz, że znajdziesz pieska. Zabierz mój strach i uratuj mnie". Po to była mama. Żeby mieć siłę. Żeby uratować dziecko.

Wzięła głęboki oddech:

– Tak. Wszystko będzie dobrze. Chodźmy.

Zaczęły od piekarni. Anna miała nadzieję, że szczeniak nadal błąka się gdzieś w okolicy.

– Cedryk, Cedryk! – wołała Zosia.– Piesku, to my, gdzie jesteś?! – Rozglądały się, każda sekunda była szansą, że futrzak pojawi się, szczekając i skacząc . I każda sekunda była rozczarowaniem, że tak się nie stało. Zaczęła się modlić, tak jak modlił się jej mąż, naśladując swoją babcię. Był roztargniony, ciągle coś gubił, jego rozmowy ze świętym Antonim były na porządku dziennym.

Święty Antoni, prosiła, pozwól nam znaleźć tego pieska… Czy ktoś ją słyszy? Ty wiesz, jak nam trudno… musisz wiedzieć, prawda? Tam, gdzie jesteś, chyba nas widzicie. Proszę… czuła że nie potrafi wykrzesać z siebie przekonania do tej modlitwy, lecz czy ktoś ją wysłucha, jeśli będzie prosiła bez wiary? Pomagałeś mężowi znaleźć różne głupoty… jeśli tam jesteś, proszę, pomóż nam znaleźć szczeniaka. Nie mam siły na kolejny dramat… Błagam. Nie dla siebie, dla mojej córeczki. Zawahała się. Nieprawda. Dla mnie też.

Poszły dalej, w kierunku parku miejskiego. Dzień był ciepły, więc wielu ludzi wyszło na spacer, dzieci biegały, nastolatki jeździły na rolkach, młodzi rodzice spacerowali z wózkami. One były osobne, niepasujące, zatopione w swojej żałobie i swoim niepokoju.

– Przepraszam, szukacie kogoś?

Pojawiła się przed nimi jedna z takich par, z wózkiem, z maleństwem, na początku swojej miłości i wspólnego świata. Szczęście wypełniało ich tak bardzo, że chętnie się nim dzielili.

– Tak… szczeniaka… Kudłaty, biało-brązowy, z niebieską obróżką… Uciekł córce…

Młoda mama spojrzała na zapłakaną Zosię, potem na męża.

– Taki śmieszny, z długimi uszami? – zapytała.

– I sięgał mamie do kolan! To on, tak? Był tutaj? – Zosia już gotowa była biec w dowolnym kierunku wskazanym przez kobietę.

– Wydaje mi się, że poszedł w stronę centrum, tak ze dwadzieścia minut temu – włączył się mężczyzna. – Myśleliśmy, że ktoś go wypuścił na spacer… Dlatego nie próbowaliśmy go złapać, ani nic…

Akurat. Nie obchodził was obcy kundel. Dlatego go nie złapaliście. Nie uratowaliście mojego dziecka, bo choć ratunek był w zasięgu waszych możliwości. Pieprzcie się.

– No nic, dziękuję na pomoc. Chodź, Zosiu.

Pospiesznie ruszyły dalej. Święty Antoni, widzisz nas? Jesteśmy tutaj, nadal szukamy, pomóż nam, nie zostawiaj… Obiecuję, że jeśli znajdziemy tego zwierzaka, nie będę się już skarżyć, na nic…

– Mamo. Mamo!

Na twarzy małej malowały się lęk i zażenowanie. Czy Anna modliła się na głos? Rozumiała ten lęk. Co by było, gdyby teraz zwariowała? Kto odbudowywałby ich świat? Kto zadbałby o codzienność, której potrzebowało dziecko?

– Modliłam się. Do świętego Antoniego. Tak jak tata, kiedy czegoś szukał – wymusiła blady uśmiech.

– Tata to robił na żarty – zaprotestowała córka.

– Wcale nie.

Spojrzała na małą, nadal skurczoną twarz.

– Nie do końca. Naprawdę wierzył, że święty Antoni mu pomoże.

– Ty też w to wierzysz?

– Ja… Mam nadzieję.

– Zapytam tę dziewczynę!

Podbiegła do osiemnastolatki, która z uśmiechem pisała coś w swoim telefonie. Pewnie się z kimś umawia, pomyślała Anna. Z chłopakiem albo przyjaciółkami. Patrzyła, jak dziewczyna rozmawia z Zosią i kręci głową. Ach, gdyby tak zamienić się z nią ciałem. To Anna stałaby tutaj w oczekiwaniu na coś miłego, co na pewno się dziś zdarzy. Wolna. Odpowiedzialna tylko za siebie. I wszystko by ją czekało, mogłaby wybierać elementy przyszłości jak ciastka. Ale znowu musiałaby szukać siebie, przeżywać żal za dzieciństwem, które mogło być lepsze, znosić rozłąki, łatać złamane przez jakiegoś matoła serce, zatruwać się alkoholem, bo inni to robili…

Spojrzała na córkę. I nie miałabym ciebie, pomyślała. A co to za życie bez ciebie. Podeszła do niej, wzięła za rękę. Dziewięć lat. Już niedługo mi nie pozwoli. Ciepła, mała, ufna dłoń. Znajdą szczeniaka. Nagle poczuła, że to się uda. Musi się udać.

Za parkiem na chodniku siedział żebrak. Zawsze tu siedział i zawsze był mniej lub bardziej podpity. Jeśli szczeniak przechodził tędy, on na pewno go widział. Podeszły do niego, nadal trzymając się za ręce. Opisały Cedryka, czekały na odpowiedź.

– A złotówką panie poratują? – Przyglądał się im, chłodno kalkulując, ile może wyciągnąć. Dobrze ubrane, zadbane. To będzie jego dzień. Mina mu zrzedła, kiedy zobaczył w dłoni kobiety dwa złote. – Co ty, szefowo, z pięćdziesiąt by się przydało przynamniej, co ja za dwa złote kupię? Jedno najtańsze piwo.

– A co pan kupi za pięćdziesiąt?

– Małe przyjemności. – Dostrzegł w jej wzroku błaganie: zachowaj się przyzwoicie przy dziecku. Postanowił zrobić to po swojemu – Coś mocniejszego, szefowo, a co innego? Nie każdemu się w życiu powiodło. Nie każdy ma dobrą pracę i wszystkie zęby. Lepiej, żeby dzieciak wiedział. Się nie rozczaruje potem. Nie, mała? – Puścił do Zosi oko. – Bieda istnieje, a gówno nie pachnie, nie ma co się oszukiwać.

Anna mocno trzymała rękę córki. Pociągnęła ją za sobą, odciągając od tego człowieka, tak jak zawsze odciągała ją od wszelkiego brudu i brzydoty, niech sobie istnieją, lecz Anna ochroni przed nimi małą, tak długo, jak to będzie możliwe.

Zresztą. Skoro ten człowiek widział psa, one także zaraz go odnajdą.

– A kundla utopiłem!

Zatrzymała się. Odwróciła do niego powoli. Nie. To nie mogła być prawda. Facet patrzył na nie z bezczelnym uśmiechem.

– Wsadziłem do worka i wrzuciłem do stawu. Szwędał się tu taki, bezpański, zaraz by kogoś pogryzł, obywatelski obowiązek spełniłem…

– On nie gryzie, nie gryzie! – Twarz dziewczynki znowu była pełna szlochu, smarków i krzywdy, która ją uderzyła tak samo niespodziewanie i bezlitośnie, jak miesiąc temu. – I nie jest bezpański! Jest mój! On mnie kocha, on nigdy nie gryzie!

Anna szarpnęła jej rękę, żal i wściekłość przesłoniła jej widzenie, musi zabrać córkę daleko stąd, jak najszybciej, reszta jest nieważna. Najpierw opatrywanie pierwszych ran, tryskającej na wszystkie strony krwi, bliznami zajmie się później.

– Cedryk – wyła dziewczynka w histerii – gdzie on jest, mamo, może zdążymy, szukajmy go szybko, proszę, błagam, mamoooo!

Milczała, ciągnąc ją za sobą, nie miała słów, doszła do swoich granic, nic więcej nie mogła jej na razie podarować.

– Cedryk!

Proszę, dziecko, przestań, zanim pęknie mi serce.

– Cedryk, mamuś, to on, to on! Nasz Cedryk! Znalazł się!

Zatrzymała się. Przy stawie dojrzała sylwetkę psa. Z daleka wyglądał jak ich szczeniak. Zosia puściła jej dłoń i biegiem ruszyła w jego kierunku. Pies też zaczął biec. I ona również biegła, czując szloch rozrastający się w gardle.

Po kilku sekundach przytulali się już we troje, klęczała, wciskając twarz w miękkie futro. Pachniał trawą, wiatrem i czymś nieokreślonym, psim. Zosia śmiała się na głos. Słońce ogrzewało im plecy. Może jednak przetrwają, może wszystko będzie dobrze.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 16

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (59)

  • Light 28.03.2019
    Twoje pisanie przypomina mi styl Justyny. To na szybko, więcej wniosków później.
  • jesień2018 28.03.2019
    O, hej! Twoje skojarzenie mnie nie dziwi. To czekam na więcej:)
  • Light 28.03.2019
    Wróciłam. Potrafisz pisać lekkim, prostym językiem o rzeczach trudnych, nie używając nadmuchanych metafor. Temat pies/człowiek nie jest czymś co mnie mocno wzrusza, więc sfera emocjonalna jakoś nie została nadszarpnięta, ale smutno się zrobiło, że miał być gwarantem szczęścia, a został zagubiony. Rozmowa z Panem świetnie utkana. Jest klimat, jest napięcie, rozpacz zarówno samotnej matki jak i dziecka. Jest i piątka. :)
  • jesień2018 28.03.2019
    Light miło, że wróciłaś. Ładnie piszesz o moim pisaniu:) Dziękuję. Pozdrawiam!
  • Kapelusznik 28.03.2019
    Ja peiernicze
    Chyba pogoda sprawia że wy wszyscy piszecie w klimatach takich że tylko sznur pętelka i odkopnąć krzesełko
    ...
    Ach...
    Ale opowiadanie dobre
    Nie narzekam
    Serdeczna 5 za klimat
    Pozdrawiam
    Kapelusznik
  • jesień2018 28.03.2019
    Dziękuję serdecznie. Nie wiem, dlaczego, ale wszystkie pomysły, które mi przychodziły do głowy, były smutne i smutniejsze. To przynajmniej ma iskierkę nadziei;) Ostatnio napisałam wesoło i chyba limit śmieszkowania mi się chwilowo wyczerpał ;) Pozdrowienia!
  • Witamy nowy tekst! :)
  • kalaallisut 28.03.2019
    Witaj Jesień, bardzo wzruszająca opowieść, wierny piesek który po uszach człowieka w najgorszych momentach życia, wsparcie, i kumulacja uczuć po odejściu męża/taty, i kolejna strata zagubienie jego, utraty podpory dla ciążącej już tęsknoty za bliskim, które dobija serduszko, na końcu dobre zakończenie. I ten bezdomny żebrzący pijak, który już nic nie ma do stracenia i przerzuca swoją frustrację ten obraz też zatrzymał. Ładna i wzruszająca opowieść o szczęśliwym finale. 5 i pozdrawiam
  • jesień2018 28.03.2019
    Dziękuję, Kala, czuję, że przeczytałaś uważnie, bardzo to doceniam :) Pozdrawiam!
  • Mia123a 28.03.2019
    Oj jesień jesień i znów ryczę.Sytuacja ze szczeniaczkiem z opowiadania przypomniała mi o moim psiaku. Niestety on nie miał tyle szczęścia co Cedryk :( No dobra, ale teraz już do rzeczy przechodząc. Bardzo bardzo mi się Twoje opowiadanie podobało. Niby smutne, poruszające ale faktycznie zakończenie dające jakąść nadzieję, jakże potrzebną dla dziewczynki i jej matki. Pozatym jesień jesień jak to jest pięknie napisane. Wszystko takie czytelne, przejrzyste i te dialogi takie naturalne. Wszystko takie gładkie i miękkie. Mistrzostwo! Uwielbiam ten Twój luz, jak wypływa z Twoich tekstów. Ja tak nie potrafię, kręcę się i kręcę w tym wszystkim a Ty, płyniesz. Uwielbiammmm bardzoo :)
  • jesień2018 28.03.2019
    Mia, to smutne, że miałaś taką sytuację z pieskiem, wyobrażam sobie, jak to musiało boleć :( I dziękuję Ci za Twoje słowa, jesteś kochana:) Wiesz, przypuszczam, że jestem sporo starsza, a Ty się spokojnie wszystkiego nauczysz! Zresztą już teraz czytanie Twoich rzeczy to przyjemność - nawet jeśli piszesz z wysiłkiem, czytelnik tego nie czuje. Ściskam:)
  • sensol 28.03.2019
    świetne jak zwykle. bardzo lubię Twoje pisanie. czytałem z zapartym tchem, co będzie dalej, miałem nadzieję, że dobrze się skończy. kiedyś moja sunia mi zwiała, jak jeszcze była młoda, szukałem jej pół nocy, po lesie. w końcu odpuściłem ale stan w jakim byłem pamiętam do dziś. rano wyszedłem z domu i znalazłem moją sunię czekającą (chyba na mnie)p o drugiej stronie ulicy. z rozpaczy przeskoczyłem natychmiast w RADOŚĆ. masz kobieto talent! tkasz spokojnie opowieść, potrafisz utrzymać tempo. to jest dosyć trudno. łatwo czasem kawałek rozwlec za mocno, albo wtedy kiedy ciekawie się robi, przyśpieszyć... tak to bywa tutaj - ciężko się wczuć wtedy w historię. u Ciebie wszystko poukładane jak w zegarku. zdravia :)
  • jesień2018 28.03.2019
    Oj, Sensol, ale się cieszę! Zestaw od Ciebie, nie chciałam Cię zawieść i chyba się udało:) Super, że Twoja sunia się znalazła!! Dzięki za tyle dobrych słów. Wszystkiego najlepszego:)
  • Justyska 28.03.2019
    Ach nie gadam z Tobą, pociachałaś mi serducho... Uważam, że doskonale oddałaś emocje targające matką.. i ten pies. Eh.. rzucam gwiazdy i uciekam.
  • jesień2018 28.03.2019
    Zgadnij, czy czekałam na Twój komentarz:) Zgadnij, czy mimo wszystko uśmiechnęłam się po przeczytaniu go:)
  • Justyska 29.03.2019
    jesień2018 zgaduje ze zrobilas to celowo :))
  • jesień2018 29.03.2019
    Justyska nie, coś Ty :) Nie potrafię (i nie chcę) pisać pod wywoływanie konkretnych emocji. Aaale jak już napisałam i wyszło mi tak bardzo mamowo, to owszem - wtedy pomyślałam o Tobie, z nadzieją, że przeczytasz i uznasz, że jest wiarygodnie. I takto:)
  • Canulas 29.03.2019
    "- Nie wiem… - zanosiła się płaczem - Rozmawiałam z Amelką… tam, obok piekarni… on biegał po trawie… i nagle… nagle go nie było…" - kropka po "płaczem" uciekła.

    "- Spuściłaś go ze smyczy? - Odezwała się, kiedy poczuła, że już panuje nad głosem." - odezwała

    "- On nie gryzie, nie gryzie! - twarz dziewczynki znowu była pełna szlochu, smarków i krzywdy, która ją uderzyła tak samo niespodziewanie i bezlitośnie, jak miesiąc temu" - Twarz.

    Noo, bardzo optymistyczne. Cały kalejdoskop. Strata i zastąpienie tej straty, która z początku nie spełniała roli substytutu, to jednak w obliczu kolejnej utraty...aaa, no właśnie.
    Bardzo żywe, naturalne dialogi. Tempo wyważone, jakbyś już ze trzy ksiażki miała na koncie.
    Pozdrox
  • jesień2018 29.03.2019
    Dzięki, Can. Chciałabym mieć trzy książki na koncie. Albo chociaż jedną. Jeśli chodzi o poprawki, to ja niekonsekwentnie napisałam, a Ty niekonsekwentnie poprawiłeś ;) Sprawdziłam i powinna być wielka litera w obu przypadkach, więc "twarz" poprawiłam, a "Odezwała" zostawiłam. Pozdrowienia!
  • Canulas 29.03.2019
    jesień2018, "odezwała" jest wtrąceniem dialogowym, odnoszącym się bezpośrednio do sposobu wypowiedzi. Dlaczego z wielkiej?
  • Canulas 29.03.2019
    Może się mylę, źle ja to widzę na tej samej zasadzie, co: rzuciła, wspomniała, rzekła, odparła, ale nie wykluczam, że mam braki
  • jesień2018 29.03.2019
    Canulas w sumie już nie wiem. Zajrzałam do książki, którą czytam i tak tam wyglądał analogiczny dialog. A może nie był analogiczny? Na razie zostawiam.
  • Canulas 29.03.2019
    jesień2018, spox. Pewnie. Poczekajmy.
  • Anonim 29.03.2019
    Niektóre czasowniki mają więcej znaczeń i czasem te same słowa mogą odnosić się do sposobu mówienia, a czasem do opisania sytuacji. Wszystko zależy od kontekstu użycia. Np.
    – Tak? – odezwał się Marek.
    – Tak? – Odezwał się głos w słuchawce.
    Pozdrawiam.
    M.
  • jesień2018 29.03.2019
    Marzyciel czyli w tym przypadku będzie z wielkiej? Dobrze myślę? Poza tym chętnie się dowiem, co sądzisz o opowiadaniu jako całości, zauważyłam, że jesteś bardzo analitycznym komentatorem:)
  • Anonim 29.03.2019
    Mam wątpliwości, a gdy je mam piszę zgodnie z zasadami, więc w tym przypadku przebudowałbym zdanie.
    Jeśli chodzi o treść, to osobiście nie przepadam za obyczajem, co nie zmienia faktu, że opowiadanie jest dobre. Widać że wiedziałaś, co chcesz zrobić. Nie ma chaosu. Jako czytelnik cały czas wiem gdzie jestem i o co chodzi Autorowi. Za to plus.
    Tekst wymaga kosmetyki. Przebudowy kilku zdań, poprawienia kilku zapisów dialogu, czyszczenia ze zbędnych przyimków i zaimków. Po prostu nie odparował. Za to minus.
    Pozdrawiam.
    M.
  • jesień2018 29.03.2019
    Marzyciel dziękuję! Bardzom wdzięczna za fachową opinię:) Nie chcę przeciągnąć struny, ale gdybyś mi dał jakiś przykład, co warto przebudować, to by mi pomogło. Choć możliwe, że za miesiąc sama zobaczę... Dzięki jeszcze raz, pozdrowienia.
  • Anonim 29.03.2019
    Anna zamknęła drzwi za córką i spojrzała na zegarek. Miała dwie godziny. Przez pierwszą może płakać, w czasie drugiej doprowadzi się do porządku. Na taki luksus rzadko miała czas, szczególnie teraz, kiedy po miesięcznej przerwie wróciła do pracy.
    Masz powtórzenie:
    Miała dwie godziny
    miała czas,
    Rzadko pozwalała sobie na taki luksus... Rzadko mogła pozwolić sobie na taki luksus...

    Chętnie podałbym więcej, ale edytor komentarzy jest taki ubogi, że mnie zniechęca.
  • jesień2018 29.03.2019
    Marzyciel ok, czuję. Dzięki!
  • Dekaos Dondi 29.03.2019
    Jesień2018. Przeczytam na pewno, jak wrócę:)
  • jesień2018 29.03.2019
    Fajnie:)
  • Dekaos Dondi 29.03.2019
    Jesień2018→Przeczytałem dokładnie. Bardzo ciekawy i wzruszający tekst. A jednocześnie bez takiego ''przesytu'' by dać wyobraźni pole do działania.
    No i zakończenie niejednoznaczne. Czy faktycznie utopił, czy tylko tak mówił. Czy ona odnalazła ''tego swojego'' , czy przygarnęła innego. Jeżeli chodzi o św. Antoniego, to coś o tym wiem.
    W sensie tech, może niektóre zdania bym napisał inaczej...i mniej ''się'' , ale ja mam na tym tle odchyłkę!!.
    A poza tym, czasami dziwnie piszę, więc moje zdanie...no... wiadomo. Pozdrawiam* * * * *
    P.S. Twój tekst mi się dziwnie skojarzył z moim. Jakbyś chciała kiedyś zarknąć. Ale nie musisz, rzecz jasna.
    http://www.opowi.pl/j-e-l-o-l-a39553/
  • jesień2018 29.03.2019
    Dekaos, dzięki, bardzo się cieszę, że zaciekawiło! Taak, Ty piszesz najdziwniej ze wszystkich (to komplement!), ale to już trzeba mieć w sobie:) Pod kontem "się" i innych takich, tekst będę jeszcze przeglądać, ale to za jakiś czas... Do Twojego zajrzę:) Ps. Autorka uważa, że zakończenie jest jednoznaczne!:)
  • pkropka 29.03.2019
    Upchałaś całą gamę emocji, które prawie się ze mnie wylały. Piękne opowiadanie i dające taka specyficzną, smutną nadzieję. Nie będzie tak samo i nie zaraz, ale kiedyś będzie dobrze.
  • jesień2018 29.03.2019
    Dziękuję, Kropeczko, za odczytanie emocji:) Jest tak, jak piszesz: przeżywamy dramaty i żyjemy dalej. Pozdrowienia!
  • Hypokryta 31.03.2019
    Ładne, ckliwe, ale nie trywialne, podane językiem takim jak lubię - bez udziwnień, upiększeń, po prostu. +1 za Cohena i +1 za imię pieska: Cedryk. Czyli w sumie wychodzi 7/5
    I wiesz co Jesień? Cohen cohen'em, ale mi się przypomniał Grechuta:

    Jesień, jesień, jesień - jak to tak
    Jesień, jesień, jesień - jak to tak...
  • jesień2018 31.03.2019
    Proszę, proszę, kto mnie odwiedził! I pochwalił na dodatek! Dziękuję i pozdrawiam! (I Cohen, i Grechuta są mi bardzo bliscy).
  • Nefer 03.04.2019
    Jako opowiadający się w wiecznej wojnie "psiarzy" i "kociarzy" po stronie futrzaków z wąsami nie do końca podzielam opisane emocje, ale mogę je zrozumieć. Za odrobinę zbyt optymistyczną oraz ckliwą uważam wizję małżeństwa bohaterki. No, ale pewnie zapamiętała najlepsze chwile. Najciekawiej, moim zdaniem, zarysowana w krótkim dialogu postać żebraka. Dodaje przysłowiowego "pieprzu" w tej masie lukru. To tak, dla kontrastu i zachowania poczucia rzeczywistości. Ze spraw czysto technicznych zwróciłbym uwagę na akapity, w których dominuje czasownik "być", używany w kolejnych zdaniach (np.akapit drugi, akapit opisujący modlitwy zmarłego męża, i zaraz potem kolejny, poświęcony ludziom w parku). Ten czasownik to słowo-wytrych i warto go unikać, zastępując w miarę możności innymi. Monologi do św. Antoniego, czy nie lepiej byłoby oznaczyć je jako wypowiedź?
  • jesień2018 03.04.2019
    Dzięki, ale to nie jest opowiadanie o relacji człowieka z psem. Nie jest też o małżeństwie. Inna rzecz, że po stracie pamiętamy to, co najlepsze, a jeszcze inna, że dobre małżeństwa istnieją. Modlitwa do św. Antoniego jest monologiem wewnętrznym. Pozdrawiam.
  • Nefer 03.04.2019
    Zgadzam się, to opowiadanie o przeżywaniu straty. Ale moim zdaniem, zbyt ckliwe, co zaprzepaszcza cały nastrój i czyni je mało przekonującym. Wybacz tę opinię, jeśli możesz. Miałem na myśli właśnie oznaczenie jako monologu wewnętrznego.
  • jesień2018 03.04.2019
    Przecież to oczywiste, że tekst będzie różnie odbierany i jasne, że może się komuś nie podobać. Absolutnie nie mam o to żalu, za stara jestem na takie;) Tylko konkretne argumenty o widzeniu małżeństwa itp. akurat mnie nie przekonują. Smutna prawda;) jest pewnie taka, że po prostu całościowo mój styl Ci nie pasuje i tyle... Bywa. Trochę oczywiście szkoda, bo mnie Twój się podoba, ale kto powiedział, że musi być równo i sprawiedliwie?
  • Nefer 04.04.2019
    To też nie do końca tak, bo. np. Twoja "Baśń o Kachnie i Jurandzie" z poprzedniej edycji bardzo mi się spodobała, co wyraziłem w komentarzu. Jako stosunkowo nowy uczestnik TW staram sie czytać i komentować poszczególne teksty. Przyznam, że piszę szczerze o tym, w jaki sposób dany utwór odebrałem. To, oczywiście, opinia subiektywna i w tym masz rację. Natomiast nie uważam wcale Twojego stylu jako takiego za nieudany. Może po prostu poczekam na kolejne opowiadanie?
  • jesień2018 04.04.2019
    Dobrze robisz, że piszesz szczerze :) I fajnie, że dołączyłeś do Opowi :)
  • Pasja 04.04.2019
    Witam
    Bardzo dobrze ujęty problem codzienności, przemijania i chwytania chwili. Odejście bliskiego i jak się mówi, ze nieszczęścia chodzą parami wyzwoliło zaniepokojenie matki. Stan w zawieszeniu poszukiwania utraconego czasu i zagubienie czegoś co w tamtej chwili było bezcenne dla rodziny. Wszak szczeniak był jej członkiem.
    Prawdziwy obraz bezdomnego człowieka, który chciał za informację porządną wódkę, a nie marne piwo. Na oczach dziewczynki prowadził transakcję... kiedy nie sfinalizował ukazał swoją bezduszną postawę. Ubrany w szatę promili był w danej chwili panem sytuacji.
    Zakończenie szczęśliwe i przypieczętowane miłością. Masz pazur i swój styl na równoważni pomiędzy dobrem a złem, gdzie powraca zawsze dobra karma.
    pozdrawiam ciepło
  • jesień2018 05.04.2019
    Pasjo, cieszę się, że przeczytałaś i dziękuję Ci za tyle ładnych słów :) Pozdrowienia serdeczne!
  • Ritha 05.04.2019
    „Miała dwie godziny. Przez pierwszą może płakać, w czasie drugiej doprowadzi się do porządku” – dobre, lubię takie

    „- Spuściłaś go ze smyczy? - Odezwała się” – odezwała* się

    „działanie wyciągnie ją z tych ciemności, w które się znowu zapadała. Bluza, buty” – też wyznaję taką filozofię

    „że futrzak pojawi się, szczekając i skacząc . I każda” – spacja się zaplątała przed kropką

    Jezu, kur…dex, mam świeczki w oczach. Jak Boga kocham, prawie się poryczałam. Idę zapalić. Uderzyło mnie emocjonalnie i cała ta naturalność, wszystko, pochłonęło mnie to opowiadanie. Kurde mol. Pięć, Jesień, świetna robota. Dywizy zamiast pauz mnie irytują, ale poza tym, celując w odbiorcę, ustrzeliłaś tym razem mnie.
    Pozdro!
  • jesień2018 05.04.2019
    Naprawdę?!:) No to jestem szczęśliwa, że Cię ruszyło. To są jakoś bliskie mi klimaty/tematy, więc Twój głos jest dla mnie bardzo ważny. Dzięki!! Ps. Poprawię, jak wrócę do domu.
  • Ritha 05.04.2019
    jesień2018 naprawdę :)
  • Ritha 05.04.2019
    To, że mamy tutaj temat zaginionego szczeniaczka, a ja na pieski jestem wrażliwa, to jeszcze nie to. Uderzyło mnie nawarstwienie, walka bohaterki z olbrzymią stratą, podejmowanie różnych działań (czas przeznaczony na rozpacz itp.), by sobie poradzić z samą sobą w obliczu tejże straty, i w porównaniu do tego problemu - mała zguba, szczeniaczek (którego notabene początkowo w ogóle nie chciała), i która tą jedną dodatkową kroplą poczucia krzywdy mogłaby zaważyć na tym, czy bohaterce (lub kiedy) uda się pozbierać. Ukazanie z jak wielu elementów składa się to, co wpływa na psychikę i że może płonąć świat, a człowiek walczy, po czym jest już tak poparzony, że mały zapalnik powoduje, że brakuje tlenu.
    Pozdrawiam raz jeszcze :)
  • jesień2018 05.04.2019
    Ritha teraz to ja mam łzy w oczach, PIĘKNIE to ponazywałas!
  • Ritha 05.04.2019
    jesień2018 :))
  • inkarnacja 06.04.2019
    Wzięłaś na warsztat sztampę i, niestety, nie udało Ci się wyciągnąć z tego nic nowego, wyrwać się poza schemat, zaskoczyć w jakikolwiek sposób.

    Ale…

    Wiesz, kiedy na horyzoncie zamajaczył mi napis “wszystko będzie dobrze”, a ja i tak już od dawna wiedziałam, w jakim kierunku zmierza ta historia, na króciutką chwilkę oderwałam wzrok od tekstu i niemal – ale tylko niemal – przeskoczyłam do ostatniego zdania, tak bardzo byłam ciekawa, na jakie rozwiązanie się zdecydowałaś. Złe, bardzo złe (ale najbliższe mojemu ercu) czy też… jedynie słuszne, bajkowe. I już sam ten fakt, ta niemal sekunda, mówi o moim stosunku do tego opowiadania więcej, niż zdołałabym tu napisać.

    Po prosu lubię takie opowieści i na swój sposób lubię każdą z możliwych opcji ich zakończenia. Lubię, tą tandetną sztampę, kiedy wszystko kończy się dobrze, bo przecież po to czytamy, żeby choć na chwilę uciec z tego świata; nijakiego, a mimo wszystko w tej swojej nijakości wyjątkowo podłego. Lubię też złe zakończenia, bo są prawdziwe, przekonujące i bolesne, szczególnie, kiedy czytelnik zdoła jakoś utożsamić się z bohaterem i… “poczuć go”. A ja Twojego “poczułam” bardzo wyraźnie, co albo źle świadczy o mnie, albo dobrze o nim. A może jedno i drugie.

    Jest jeszcze trzeci rodzaj zakończeń takich opowieści – niedopowiedzenie. I jest to właśnie ta jedynie słuszna opcja, przynajmniej dla mnie. Takie zakończenia lubię najbardziej, bo jednocześnie nigdy nie dowiem się, jak było naprawdę i wiem to doskonale, bo sama sobie tę prawdę dopisuję.

    I tutaj mam taką myśl, że właśnie ten rodzaj zakończenia chciałaś zaserwować. Albo przynajmniej stworzyć ułudę tej chęci. Nie mogę jednak powiedzieć, że Ci się to udało, ponieważ jest o to jedno zdanie za dużo.
  • jesień2018 06.04.2019
    Inkarnacja, Twoja obecność pod tekstem to zawsze wyróżnienie. Pewnie masz rację, że sztampa. Chciałam nazwać kilka rzeczy, które regularnie pojawiają się w mojej głowie. Nazwałam je. Jestem zadowolona. I przyjmuję, że to nie jest specjalnie odkrywcze, czy dobrze poprowdzone opowiadanie. Mimo to - ja je lubię i to zakończenie też lubię:) Dobrze przynajmniej, że poczułaś bohatera, to już dużo. Pozdrawiam!
  • Agnieszka Gu 07.04.2019
    Witaj :),
    Zatem... przeczytalam i niestety, chwilami troszkę mi się dłużyło. Niecierpliwilam się czytając, zwłaszcza, że gdzieś w połowie już byłam prawie pewna, jak zakończy się tą opowieść.
    Jedno muszę Ci przyznać - piszesz czytelnie i ładnym językiem.
    Pozdrawiam :)
  • jesień2018 07.04.2019
    Hej, Agnieszka! Dzięki za przeczytanie i komentarz. Jeśli chodzi o zakończenie, w każdej chwili droga mogła pójść w jedną albo w drugą stronę, i sądzę, że nie dało się go przewidzieć (w przeciwieństwie do mojego "Eksperymentu' np.), nie ma tam żadnych wskazówek ani podpowiedzi. Szkoda, że się dłużyło, ale tekst jest (albo miał być:) opowieścią drogi, więc z definicji nie ma tu konstrukcji, która płynnie i konsekwentnie prowadzi do jakiegoś celu, ważniejsze są obserwacje "po drodze" właśnie, które będą rezonowały ze światem czytającego, albo i nie :) Więc to, co piszesz, nie do końca jest dla mnie zarzutem, po prostu u Ciebie akurat nie zarezonowało. Doceń, że nie popłynęłam dłużej;) Dzięki też za miłe słowo, kanapka zawsze mile widziana ;) Pozdrawiam!
  • Anonim 03.05.2019
    Ja przeczytałem i tym razem nie jestem zachwycony. Znaczy, warsztat bardzo dobry, ale dla mnie to takie za bardzo ckliwe. To, co ratuje ten tekst, to Twoja umiejętność wczucia się w sytuację.
    Inna sprawa, że jak słyszę ostatnio o zwierzętach, to mi się robi niedobrze, bo wszędzie o tym trąbią. Choć sam posiadam dwa koty. Bardzo mi się spodobała reklama Kii Sportage:
    https://www.youtube.com/watch?v=aw-7yi_iZxQ&fbclid=IwAR1FNZNz1uGbd-Mzha5DHR8NaS9NI3g8L3HUZo6WQEdM3MZQA1I-9iAcM40
    - to jest film, który definiuje mój stosunek do pisania o zwierzętach w klasyczny sposób.

    Pozdrawiam.
  • jesień2018 03.05.2019
    Nie mogę zajrzeć do linku, bo czytam z telefonu (majówka:) ale dzięki za przeczytanie i uwagi! Tak, że zbyt ckliwy to częsty zarzut wobec tekstu. Pewnie masz rację i taki jest:) Tylko jedno powtórzę znowu: to nie jest opowiadanie o psie, naprawdę:) Cieszę się, że zaglądasz, pozdrowienia!
  • Anonim 03.05.2019
    jesień2018,
    w takim razie to tekst nie dla mnie. Ja go nie skumałem. Nie mówię tego jako zarzut. Po prostu niektóre teksty są dla wszystkich, a inne nie. Tak jak przesłanie płynące z filmu "Układ zamknięty" nie jest dla wszystkich. To nic złego. Zresztą z muzyką jest identycznie. Jednego wykonawcę rozumiem, lubię i słucham, a innego nie, co nie oznacza, że ta druga muzyka jest gorsza.

    Pozdrawiam.
  • jesień2018 03.05.2019
    Jasna sprawa, rozumiem!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania