Poprzednie częściTwardy zawodnik - 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Twardy zawodnik - 2

Cios za ciosem. Kop za kopem. Worek treningowy lekko chwiał się, po uderzeniach Marcina. Nie bił rękawicami. W ulicznych walkach nie było dla nich miejsca, wszystko dozwolone, uderzanie ciężkiego ciała przeciwnika również boli. On chciał czyć ten ból, samemu pragnął mieć wrażenie, jakby na pewno walczył z kimś, kto chce go za wszelką cenę dopaść. Cały pokój z "siłownią" znajdował się w piwnicy bloku mieszkalnego. Miał tam owy worek, hantle, sztangę i drążek. W pomieszczeniu niemal nie było światła, jedynie jego środek rozjaśniała zakurzona żarówka.

- Kosa! - zawołał ktoś zza drzwi piwniczki.

Dwudziestosiedmiolatek odsunął się od drzwi i otworzył metalowe drzwi. Stał tam średniego wzrostu brunet, ostrzyżony na krótko. Wpatrywał się z uśmiechem swoimi zielonymi oczyma w czerwoną twarz najlepszego przyjaciela. Miał na sobie bladobłękitną, rozpiętą bluzę z nienałożonym kapturem i piaskowe sportowe spodnie.

- Siema, ziomuś. - ucieszył się Marcin i przytulił przyjacielsko starszego o rok mężczyznę.

- Siemanko. - odpowiedział równie zadowolony ze spotkania. Wszedł do piwnicy przyjaciela i zamknął za sobą drzwi - Co tak trenujesz? Jakaś nowa walka?

- Ta. Za dwa dni. - westchnął zawodnik walk, wycierając twarz w biały ręcznik.

- Gdzie?

- Wyślę ci adres SMS-em. - chwycił telefon i wysłał wiadomość. Jano, bo tak na niego wołali zobaczył na wyświetlacz smartfona z rozbitym ekranem.

- Dobra, będę na pewno. I oczywiście trzymam kciuki. Uderzamy na jakiegoś browca?

- Nie, nie mogę. Ten skurwiel, którego mam sklepać jest niezły. Znalazłem w necie o nim trochę informacji. To nie będzie łatwa walka, a ja za chuja chce spuścić mu wpierdol.

- Haha. Dasz se, ziomek, radę.

- Mam nadzieję.

 

Stał na brudnym piasku, naprzeciwko Ryszarda, z którym miał stoczyć walkę. Niegdyś była to drewniana altanka na posesji agenta drugiego z mężczyzn, ale teraz był to ring do nielegalnych walk ulicznych. Mijały długie chwile. Oni byli już rozgrzani, więc i gotowi do ataku. Nadszedł ten moment. Rozległ się dźwięk gongu. Marcin zrobił kilka kroków w przód, z pięściami w gotowości. Wojtycki obrał natomiast inną taktykę. Zaczął biec na wprost sprintem, jak najszybciej, prosto we wroga. Gdy już się zbliżał, odchylił do tyłu prawą rękę. Na odpowiednim dystansie "wyrzucił" ją w przód, celując w głowę. Ten jednak zasłonił twarz, wykonując klasyczny blok, ale z rozpędu ten cios przełamał obronę przeciwnika. Dwudziestosiedmiolatek odchylił się tracąc równowagę. Wojtycki był za silny, za szeroki, za duży. Wykonał kolejny ruch. Uderzył Marcina od dołu w szczękę. To wszystko działo się tak szybko, tak dynamicznie. Atakowany mężczyzna upadł plecami na piach, cały spocony. Powieki opadały mu w dół, a on był wobec nich bezsilny.

 

"Rozkminiłem nowy biznes. Dorobię się wreszcie, to nie będą jakieś miedziaki"

 

 

"Przetrwam to, spokojnie. Dam sobie radę"

 

 

"Będziemy mieli na jedzenie, na ubrania, na rachunki! Będziemy bogaci, mamo!"

 

Ocknął się, ku jego zdziwieniu bardzo szybko. Wokół widownia darła się wniebogłosy. Padały obelgi, przekleństwa, dopingi. Stał nad nim ten cholerny Rysiek. Odsunął się od leżącego, podniósł nad niego but. Właśnie miał go zdeptać, kiedy Marcin przeturlał się jednym ruchem w lewą stronę. Wielki przeciwnik nie trafił, tylko stracił odrobinę siły. Kosa wskoczył na równe nogi, przesunął się lekko. Jego przeciwnik nie zdążył obrócić głowy, kiedy ten zamachnął się i wykonał cios w środek twarzy wroga. Kopnął go w odstający brzuch, odpychając do przodu. Zrobił unik, gdy Wojtycki próbował znów znokautować Kosę. Marcin popchnął go, chwycił od tyłu za szyję. Zaciskał mocno ręce, trzymając przeciwnika. Duszony nie miał już szans. Nieorzytomny osunął się na piach.

- Kosa! Kosa! Kosa! - skandowali i gwizdali jego "fani". Dopingowany mężczyzna stał nad "śpiącym" przeciwnikiem i kopnął go jeszcze w twarz, łamiąc butem nos.

- Jebać cię wrocławski skurwielu! - wydarł się dumny z siebie. Obejrzał się, ocierając pot na czole. Na jego twarzy pojawiło się coś, czego nikt u niego nie widział od dawna. Uśmiech.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Freya 25.01.2017
    "On chciał czyć ten ból," - czuć
    "zobaczył na wyświetlacz smartfona" - nie lepiej; spojrzał
    "chce spuścić mu wpierdol." - chcę
    "Nieorzytomny osunął się" - nieprzytomny
    "Kosa wskoczył na równe nogi," - może; skoczył
    Zabrakło mi tutaj jakiejś prezentacji; wstępu przed walką tak jak to wygląda na tych prawdziwych. Sam podkreślasz, że poza mordobiciem chodzi o kasę, a więc robi się show dla publiki, aby uatrakcyjnić imprezę i ich przyciągnąć - no bo kasiorka i teges. Pzdr ;)
  • Don Vito 25.01.2017
    Pisanie na telefonie znowu robi swoje! Hura!

    Może byłby jakiś wstęp, gdyby Rysiu nie rzucił się na Marcina XD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania