Poprzednie częściUciekinierka ( Prolog )

Uciekinierka#1 Obietnica

Gwendolyn Quizzel szła drogą. Mijała powoli domy sąsiadów. Deszcz lał się z nieba strumieniami. Po jej głowie krążyła myśl: czy jest wystarczająco silna i czy ma w sobie wystarczająco dużo odwagi aby się zgłosić do gry. Zazwyczaj zgłaszali się desperaci i samobójcy. Gwen nie była, ani tym, ani tym. Ale jednego była pewna potrzebują pieniędzy dla matki. Po przeciwnej stronie ulicy stal wrak starego pojazdu samochodowego. Został całkowicie rozebrany i przekształcony w mały domek dla jednej osoby. Na ulicy panowała zupełna cisza słychać było tylko szum deszczu. Szła powoli, nie rozglądając się. Powietrze było gęste można byłoby go kroić nożem. Dwa pneumobusy przejechały obok…

 

Gwendolyn Quinzzel idąc ulicą kierowała się do starek znajomego. Był on dwudziestosiedmioletni czarnoskórym mężczyzna z czarną przepaska na oku. Wyglądał trochę jak pirat. Gwen pracowała dla niego przez dłuższy czas. Ostatnim razem wpada w pułapkę…

(wspomnienie)

Ciepły jesienny poranek. Dzień jak każdy inny. Białowłosa dziewczyna ubrana w stare przedarte ciuchy ze starym plecakiem. Stoi w kolejce po bilet autobusowy i cała się trzęsie. Nikt z obecnych nie zwraca na nią uwagi. Od dłuższego czasu wśród ludzi panuje znieczulica uczuciowa* . Dziewczyna nie ma im tego za złe wręcz przeciwnie jest im wdzięczna. Wie że w plecaku znajduje się broń, którą ma dostarczyć swojemu szefowi. Gdyby ci ludzie by się o tym dowiedzieli miała by przerąbane. Za tą akcje dostanie 200$. Za te pieniądze zamierza kupić leki dla chorej matki, która nie może pracować. Jest jeden problem. Przy granicy znajdują się specjalne urządzenia wykrywające broń. Ale nie z takimi problemami sobie radziła i poradzi sobie tym razem. W głowie układa sobie różne plany. Postanawia wysiąść przed granicą i dalej udać się pieszo…

Jej szef starszy gdzieś od niej o jakiś 11 lat. To jeden z najbardziej poszukiwanych ludzi w Ameryce. Co zrobił? Hę? Tak w prawdzie to tylko jest największym handlarzem broni i narkotyków. No cóż trzeba jakoś zarabiać na życie nie? W szczególności gdy państwo nie interesuje się dobrem obywateli… ale cóż… skończmy ten temat.

- Poproszę bilet do Bostonu.- kobieta przy kasie z biletami była grubsza kobietą. Miała tak gdzieś 56 lat. Ubrana była w zbyt ciasne na nią ciuchy. Jedyna rzecz która na nią pasowała była to granatowa garsonka z logiem firmy. Popatrzyła na nią z nad biurka ściągając okulary.

- 15$- Odpowiada bez grama serdeczności w głosie. Białowłosa niechętnie wygrzebuję z kieszeni pieniądze, które dostała od szefa na wydatki „firmowe”. I daje je kasjerce. Wymusza serdeczny uśmiech.

- Proszę.- odberea bilet od kasjerki idzie sprawdzić o której ma wyjazd.- Jeszcze godzina…- mówi sama do siebie.

(…)

Siedząc już w pneumobusie, zauważyła iż zbytnio zwraca na siebie uwagę. Postanowiła coś z tym zrobić. Na ostatnim przystanku przed granicą wysiadła. Pół biegiem ruszyła do sklepiku na stacji. Wzięła z półki farbę do włosów. Zapłaciła 5$ kasjerce i pobiegła do łazienki. Na jej szczęście było tam lustro.

- Wsmarować proszek we włosy…- przeczytała instrukcje, farby w postaci sproszkowanej. Po pięciu minutach zaczęła nakładać specyfik na włosy i po piętnastu minutach jej białe włosy…a w zasadzie nie białe tylko… czarne- przynajmniej nie rzucam się w oczy- powiedziałą do swojego odbicia w lustrze. W tafli zobaczyła całkiem inną osobę…

 

(rzeczywistość)

- Gwen! Jak dobrze cię widzieć…- powiedział czarno skóry mężczyzna

- Przyszłam tylko po ostatnią wypłatę!

- Skarbie czy nie skusisz się na kolejną akcje, musiałabyś tylko prze……- dziewczyna uderzyła dłonią o blat biurka

- Nie! Daj mi Moją kasę i spadam!

- chociaż usiądź…- mężczyzna starał się zatrzymać Gwendolyn w swoich szeregach. Musiał przyznać pomimo tak młodego wieku dziewczyna świetnie sobie radziła. Tylko raz dała się złapać, raz, nie to co jego inni ludzie… Gwen zawsze wychodziła z tego cało, za każdym razem w jakiś sposób udało jej się w ostatniej chwili pozbyć obarczających ją( i jego) dowodów. Psy nie mogły jej nic innego udowodnić jak tylko kradzież. Bardzo go intrygowała. Chciał… musiał znaleźć sposób aby ją w jakiś sposób zatrzymać…

-Nie!- mężczyzna westchnął. Powoli wstał od stołu. Pochodził po pokoju. Ostatni raz spróbował ją przekonać, lecz na próżno, ale czy aby na pewno?

I w ten oto sposób po godzinnym przekomarzaniu się, dostała to po co przyszła, a i nawet więcej… tak na zachętę ( na wszelki wypadek jakby postanowiła wrócić mężczyzna podarował jej kilka przydatnych rzeczy ;) ). Stojąc już na schodach przed wyjściem, otworzyła starą kopertę, jej oczom ukazał się plik 100$ banknotów. Po szybkim przeliczeniu otrzymanej kwoty pieniędzy włożyła je szybko do kieszeni kurtki. Plecak zarzuciła na plecy i powolnym chodem postanowiła wrócić do domu.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Freya 10.01.2017
    Masz trzykrotnie zamieszczony prolog, przydałoby się usunąć choćby ze... dwa? ;)
    Twgl. to powinien tu biegać jakiś mobile NoClone, czy cuś, reagujący na takie wpadki, bo moder jak zwykle - śpi.
    Fabuła jest "oklepana", ale może uda ci się wprowadzić jakieś nowe interesujące wątki.
    Dużo błędów w zapisie tekstu, co świadczy o powierzchownym przygotowaniu do edycji, całego tego ustrojstwa. Pozdro ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania