Vanderkowie zagubieni w labiryncie.
Jak na pierwszy dzień wakacji wstałem dosyć wcześnie, chodź planowałem pospać trochę dłużej. Błyskawicznie pobiegłem do okna, żeby zobaczyć czy tata już wrócił. Odsłoniłem zasłony z zmyślą, iż przed bramką wcale nie ma jego turkusowego ferrari. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, że dziś tata nie pojechał do pracy. Z radością podążyłem do pokoju siostry, aby powiadomić ją o tym niewiarygodnym fakcie.
- Alana, nie śpij! Wstawaj! - krzyknąłem, szturchając ją za ramię.
- Och, Kevin... Nie masz nic innego do roboty? Idź spać! - rozkazała, lecz ja nadal nie dawałem za wygraną.
- Nie, nie mam. Patrz! Tata nie pojechał do pracy...- wyjaśniłem jej.
- Faktycznie, też mi coś. Pewnie wziął urlop... Idź sobie bo chcę się wyspać! - zdenerwowała się.
- Jak nie, to nie. Sam się dowiem o co chodzi. - powiedziałem, wychodząc z jej pokoju. To będzie coś w rodzaju detektywa.- pomyślałem.
Szybko zbiegłem po schodach na dół, o mało się nie potykając o ich małe stopnie. Z zaciekawieniem uchyliłem drzwi, które po ich otwarciu lekko zaskrzypiały. Na szczęście rodzice nie zwrócili na to uwagi, więc dzięki temu przyłożyłem ucho do kuchennych drzwi.
- Dobrze, nie złość się - prosił tata. Najwyraźniej przed chwilą musieli się pokłócić.
- Dziś jedziemy z Alaną i Kevinem do Streetball. Przynajmniej czegoś się nauczą. - westchnęła mama. Muszę obudzić nasze dzieci, żebyśmy przyjechali tam troszkę wcześniej niż o dwudziestej.
I otworzywszy drzwi na oścież, zobaczyła w nich chłopca. Od razu zorientowała się, że Kevin słyszał całą ich rozmowę.
- Wiem, pewnie słyszałeś wszystko? To miała być niespodzianka, ale to nic. Przekaż swojej siostrze, żeby zaczęła się pakować. Po śniadaniu jedziemy! - oznajmiła, wracając do kuchni.
- To chyba najlepszy dzień w moim życiu! - krzyczałem radośnie, biegnąc po schodach.
- Co tym razem wymyśliłeś? - zapytała się Alana, wychodząc ze swojego pokoju.
- Rodzice zabierają nas do Streetball. Super co nie? - wyjaśniłem, ledwo łapiąc oddech.
- No nie żartuj! Hurra! Wreszcie doczekałam się tego dnia. Jak myślisz, co mogłoby się przydać?
- Em, nie wiem... Weź kompas, gdyśmy się zgubili w jakimś labiryncie, weź mapę, linę i inne przydatne śmieci. - powiedziałem, wyliczając na palcach.
- Jesteście gotowi? Śniadanie już zrobione! - zawołała z dołu mama.
- Kevin, szczęście nam dopisało. Zobacz!
- Aha, pięciogroszówka na podłodze? Masz całkowitą rację - jesteś bogata. - oznajmiłem obojętnie.
- Ciekawe co powiesz,gdy pięciogroszówka zamieni się w pięć tysięcy? - zaśmiała się.
W kuchni było jeszcze więcej śmiechu niż na korytarzu. Tata cały czas siedział w ciemnych okularach i przypatrywał się tej smakowitej sałatce.
- Zapowiada się ciekawa podróż. Chociaż nie... Od samego rana zapowiada się ciekawy dzień. - pomyślałem w duchu. Widząc to całe zamieszanie w naszym domu, chciało mi się śmiać. Tata gorączkowo chodził po pokoju, szukając swoich kluczy do samochodu, a mama pakowała do walizki wszystko,co miała pod ręką i wciąż pytała się go, czy czegoś ważnego nie zapomniała? Na co tata tylko mruknął coś pod nosem. Muszę przyznać, że z pakowaniem się zawsze był problem. Po 3 godzinach męki, nastała ta największa - upychanie wszystkich naszych walizek.
- No, w porządku. Wszystko gotowe. Możemy jechać.- oznajmił tata.
- Można by powiedzieć, że wyrobimy się w czasie. - zaśmiała się mama, patrząc w zegarek.
I po tych słowach wsiedliśmy do samochodu.
- Chcesz sobie pograć? Przed nami spory kawał drogi. - powiedziała mama.
- Nie, dzięki. Wolę zainteresować się autostradą. - westchnąłem.
PS. Myślę, że się podoba. Niedługo następna część. Nie miłe komentarze zostaw dla siebie!
Komentarze (2)
P.S. Popraw zasady.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania