Poprzednie częściw księżyca blasku.
Pokaż listęUkryj listę

w księżyca blasku... wersja ostateczna

Poprawiłem parę błędów. Co nieco zmieniłem, coś tam dodałem. Liczę, na Waszą krytykę

 

Obudziło mnie wrażenie, że ktoś właśnie delikatnie przesunął palcem po moim policzku. Niesamowite uczucie. Leżąc pod ciepła kołdrą wyraźnie czułam jeszcze chłodny dotyk czyjegoś palca. Instynktownie dotknęłam twarzy w obawie, że łazi po mnie jakieś małe paskudztwo z wieloma nogami. Nic takiego nie znalazłam. Pomyślałam, że to moja wyobraźnia i przede wszystkim ogromne zmęczenie. Pocieszona tymi słowami, wtuliłam się w miekką poduszkę.

 

  Pierwsza noc w nowym domu. Uparłam się, że wszystko zrobię sama. Trochę żeby pokazać temu dupkowi, że doskonale radzę sobie bez niego, ale przede wszystkim żeby o nim zapomnieć.

No i w końcu dziś wieczorem rozpakowałam ostatni karton. Przez ostatnie dwa miesiące żyłam jak robot. Wgrane oprogramowanie sterowało moim życiem.

PRACA - REMONT - KANAPA U MAMY - PRACA - REMONT....

Program sterujący nie przewidywał opcji odpoczynku w weekendy zamieniając w wierszu poleceń tryb PRACA na REMONT co raczej nie zmieniało mojego położenia. Działając machinalnie nie zauważyłam postępów. Widziałam jedynie niekończąca się stertę kartonów.  Firma remontowa z uporem maniaka przesuwała kolejne terminy zakończenia prac. Tłumacząc się tym, że dom który kupiłam jest stary i "zawsze coś wyskoczy" Cmentarne hieny.    Zmęczona ciągłą bieganiną i kręceniem się w kółko, czułam się coraz bardziej zrezygnowana. Aż do dzisiejszego piątkowego popołudnia.

  Przyjechałam jak codzień prosto z pracy, zatrzymując się tylko po drodze w  niewielkiej restauracji na szybkim obiedzie. Czekając na moją porcję kurczaka z frytkami, złapałam za telefon. Chciałam zadzwonić do mamy i poprosić ją o pomoc przy rozpakowaniu kartonów.  Na ekranie telefonu pojawiła się informacja o otrzymanej wiadomości głosowej.  W tej okolicy zasięg telefonii komórkowej miał pewne problemy, z czego akurat byłam bardzo zadowolona. Sprawdzając poziom sygnału, zadzwoniłam na pocztę głosową.

- Dzień dobry pani Janko - poznając po głosie szefa ekipy remontowej odrazu zaczęłam zastanawiać się co tym razem - dzwonie, bo ten, chce powiedzieć żeśmy skończyli. No i ten...yyy..chłopaki jutro zabiorą moje graty...yyy..no to..niech się pani dobrze mieszka..yyy..co złego to nie my..no, to do widzenia...acha, bo zapomniałem. Te klucze, co je mam. To tennnn..yyy...ktoś z moich chłopców jutro odda...no, to dzienkujem i do widzenia jeszcze raz...

   Rozmowy z nim zawsze przyprawiały mnie o ból głowy. Był niewątpliwie fachowcem. Jednak do rozmów z klientami powinien zatrudnić kogoś innego. Tym razem chciałam się rzucić mu w ramiona i usciskać serdecznie. Jego wiadomość rozbiła na miazgę uczucie zmęczenia. Nie czekając juz na kurczaka rzuciłam się do samochodu.

Poczułam przypływ nowej energii. Więc jak tylko weszłam do domu natychmiast zabrałam się do pracy. Pracowałam bez wytchnienia kilka godzin. Z uśmiechem na twarzy zaczęłam dostrzegać moje ulubione kolory, które pokrywały ściany domu.

Znow poczułam się szczęśliwa. Mam własny dom. Kiedy za oknami zrobiło się ciemno podjęłam decyzję, że dzisiejszą noc spędzę tutaj.

Okrutnie zmęczona, ale niesamowicie  szczęśliwa, leżę właśnie w swoim łóżku, kupionym z "drugiej ręki" Przytulona do  poduszki wsłuchuję się w ciszę.

 

                                     ***

 

  Do pokoju dostawało się delikatne światło księżyca. Pełnia sprawiła, że noc była jasna. Nieliczne chmury ospale wędrowały po obsypanym gwiazdami niebie. Za wielkimi oknami mojego domu malował się przepiękny widok, który swoim spokojem hipnotyzował i kołysał do snu. Walcząc z opadającymi powiekami w końcu poddałam się. Zamknięte oczy przywoływały sen. Powoli zaczęły tworzyć się niewyraźne jeszcze obrazy. Zasypiałam.

  Poczułam jednak, że coś jest nie tak. Nagle to uczucie błogości zniknęło. Pojawiło się inne. Nie wiem skąd i dlaczego, ale byłam niemal pewna, że nie jestem sama. Natychmiast otworzyłam oczy.

Widok zza okna, mimo tego, że taki sam, nie dawał już poczucia bezpieczeństwa. Blask księżyca zasłaniały co chwilę chmury. Leżałam nieruchomo wsłuchując się w ciszę. Z salonu za ścianą dochodził jedynie cichy, miarowy dźwięk starego zegara. Słyszałam jak w kuchennym zlewie rozbija się kropla wody wydostając się z kranu, ale nic poza tym. Czułam jednak, że nie jestem w tym domu sama. Moja wyobraźnia podparta tym uczuciem zaczęła działać na zmysły z wielką siłą. Cienie, które do tej pory spokojnie rozbijały się o ściany domu i meble, zaczęły tworzyć przerażające kształty, które w wijąc się po całym pokoju wyglądały jak płomienie czarnego ognia. Wielka szafa stojąca w rogu spoglądała na mnie groźnie, a jej otwarte drzwi jakby się poruszyły.

- Nie no, Janka...nie wariuj - powiedziałam na głos sama do siebie. Głos rozbiegł się po pokoju. Usiadłam na łóżku, przyglądając się niepewnie szafie...

- Tak. Na pewno zaraz coś z tych drzwi wyskoczy i cię zabije - po raz kolejny mówiłam sama do siebie.

 

                                  ***

 

  Przesunęłam się trochę do tyłu, żeby oprzeć głowę o ścianę i spróbować uspokoić swoją rozszalałą wyobraźnię. Na nocnej szafce, stonowaną czerwienią, zegarek pokazywał godzinę. Była 23.17

Nie mogłam wyprzeć z siebie jednak uczucia czyjejś obecności. Czułam to. Wyraźnie i mocno. Może ktoś się włamał?  Ktoryś z pracowników firmy remontowej. Przecież ten cały majster mowił, ze da komuś klucze żeby mi je zwrocił...no to pięknie. Dał klucze złodziejom. Widzieli przecież, że wciąż przywożę coś w zapakowanych kartonach. Wiedzieli też, że  nie zamieszkałam tu jeszcze i nocą nie ma tu nikogo...

  Sparaliżowana strachem coraz bardziej wierzyłam, że to któryś z tych budowlańców. Tylko dlaczego akurat dziś?

 

Blask księżyca przysłoniła właśnie jakaś większa chmura. Nagle zrobiło się kompletnie ciemno. Jedynie spod zamkniętych drzwi mojej sypialni wydobywało się delikatne światło.

W jednej chwili przez całe ciało przeszły mi dreszcze. Serce momentalnie zaczęło odbijać się z łomotem o klatkę piersiową, a włosy na rękach uniosły się z przerażenia ku górze.

 

- Co się tu do cholery dzieje. Ej tam! - krzyknęłam - wiem, że tam jesteś. Dzwonię po Policję!

 

Odpowiedziała mi głucha cisza. Tymczasem światło spod drzwi zniknęło razem z powracającym blaskiem księżyca.

 

- Idź sobie! Słyszysz? Nie rób mi krzywdy... to nie zadzwonię - krzyknęłam starając się wyjść z łóżka bezszelestnie.

 

Tam ktoś jest. Bezczelnie grzebie po moich rzeczach. Przecież wyraźnie widziałam światło latarki.

 

Dygotałam ze strachu stojąc obok łóżka. Co ja mam teraz zrobić?

 

Telefon!

 

Cień nadziei, że telefon leży na nocnej szafce obok łóżka, dał mi siłę by w ogóle ruszyć się z miejsca. Postanowiłam obejść je dookoła, żeby nie hałasować. Stare łóżko trochę skrzypiało. Po pierwszych dwóch krokach zrozumiałam bezsens swojej decyzji. Przecież on wie, że tu jesteś idiotko, pomyślałam. Proszę, proszę żeby ten telefon tam był....

 

                                   ***

  Komórki jednak tam nie było. Przerażenie wróciło ze zdwojoną siłą. Wszystko działo się tak szybko, a wydawało się, że siedzę zamknięta w tym pokoju całe wieki. Stałam wpatrzona w drzwi z przerażeniem czekając na moment w którym klamka opadnie, a w drzwiach pojawi się mój oprawca. Byłam bezbronna.

Kolejny raz księżyc przykryły chmury. Mój wzrok natychmiast skierowałem ku podłodze...ten same delikatne światło próbowało opanować pokój w którym byłam. Wstrzymałam oddech i po cichu podeszłam do drzwi. Chciałam usłyszeć jakikolwiek dźwięk, ruch. Cokolwiek. Nic, poza starym tykającym zegarem, który był prezentem od babci.

 

Dziwne światło wciąż przedostawało się przez szparę między drzwiami, a podłogą. Oparta o ścianę, próbując opanować ciężki oddech i przerażający lęk czułam jak zaczynają pocić mi się dłonie na samą tylko myśl o tym co muszę zrobić.

A może to tylko światło lampy ulicznej? Na siłę próbowałam sobie wmówić, że na przeciwko mojego domu stoi lampa. Wiedziałam, że jak zostanę w tym pokoju nie pozbędę się strachu. A wręcz przeciwnie.

 

- Janka. Weź się w garść babo - chciałam siebie uspokoić - pomyśl racjonalnie. Od czasu kiedy tak przemyślnie poinformowałaś kogoś po drugiej stronie drzwi o twojej obecności minęło może dwie, trzy minuty - natychmiast spojrzałam na zegarek. 23.19.

Ten ktoś już by tu był, a ty leżała byś na dywanie w kałuży krwi... poza tym nie słychać tam nic poza zegarem... A jeśli on to robi specjalnie? Bawi się mną? ... nie, nie, nie mogę tak myśleć. To nie jest możliwe... niemożliwe jest to, że ktoś obcy jest w twoim domu!!!

Odchodziłam od zmysłów. Byłam przerażona. Jednak myśl, że tam nikogo nie ma, dawała mi nadzieje. Nie wiedziałam co się dzieje za drzwiami, ale wiedziałam, że muszę to sprawdzić. Potrzebowałam tylko jakiejś obrony. Cokolwiek czym mogłabym chociaż próbować się bronić. Zauważyłam, że myśl o posiadaniu czegoś do obrony trochę mnie uspokoiła.

              

                                  ***

 

Rozejrzałam się wokół. Księżyc jakby znając moje myśli otulił sypialnie lekkim zimnawym światłem. Niestety, nic tam nie było. Spojrzałam na szafę...Parasol! Prawie podskoczyłam z radości. Natychmiast ruszyłam w stronę szafy zaklinając Boga na wszystko co się da, żeby ten cholerny parasol tam był!

Jest! Oparty o tył szafy, bezpieczny, ukryty za płaszczami. Dotykając go poczułam jak wraca mi siła i przede wszystkim odwaga. Złapałam go pewnie dłonią wycelowałam przed siebie i mocno pchnęłam do przodu.

 

Jeśli mnie choć dotkniesz bydlaku, wbiję ci ten szpic prosto w serce. Ta myśl dała mi tyle odwagi, że bez zastanowienia ruszyłam w stronę drzwi.

 

Moja odwaga skończyła się tuż nad klamką. Głęboki, nieregularny oddech którego nie mogłam uspokoić, zagłuszał próby zorientowania się w sytuacji. Trzęsłam się cała ze strachu ściskając w dłoni parasol którego bezwzględnie byłam gotowa użyć. Krople potu spływające z czoła łączyły się ze łzami, i cicho spływały wzdłuż twarzy.

 

Dotknęłam dłonią klamki i bardzo powoli przyciskałam. Drzwi jakby wyrwane że snu delikatnie zaskrzypiały w proteście przeciwko otwarciu. Przycisnęłam klamkę mocniej. Zobaczyłam jak między futrynę, a drzwi wciska się to samo delikatne światło... przestałam się już bać. Zaciskając mocniej dłoń na rękojeści parasola drugą ręką uchyliłam drzwi.

 

                                    ***

 

W pokoju przy stole, tuż obok babcinego zegara, siedziała kobieta. Z opartą o blat stołu ręką, podtrzymywała głowę. Wyglądała przez okno. Wiedziałam jednak, że przez nie nie patrzy. Była bardzo zamyślona i jakby zmartwiona. Jej długie włosy, niczym wodospad spadały na ramiona, by potem kaskadami rozchodzić się dalej, aż do oparcia krzesła gdzie znikały. Były srebrzysto - siwe. Pokryte jakby brokatem. Księżyc, rzucał na nie swoje światło, a te w podziękowaniu iskrzyły, mieniły się... Na twarzy kobiety malowała się zaduma. Była okryta zmarszczkami, które świadczyły o jej wieku. Jednak mimo tego, twarz rozświetlał jakiś tajemniczy blask, który roztaczał się wokół niej.

 

To był ten sam blask który widziałam pod drzwiami sypialni.

 

Osłupiała i zdezorientowana stałam dokładnie na przeciwko staruszki. Chciałam się jej dokładnie przyjrzeć. Zrobiłam krok w jej kierunku gdy przez moje ciało przeszedł dziwny dreszcz. Jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przez chwilę wydawało mi się, że blask wokół staruszki przygasł. Kiedy cofnęłam się krok do tyłu uczucie odrętwienia minęło, a wokół kobiety na nowo zabłysnęło to dziwne światło.

Słysząc własny niemiarowy oddech i czując walące w piersiach serce, nie umiałam wykrztusić z siebie słowa. Parasol wysunął mi się z ręki. Przez sekundę znieruchomiał, a potem runął na ziemię jakby raniony pociskiem prosto w serce.

 

Kobieta odwróciła głowę i spojrzała w moim kierunku. Jej spojrzenie przenikało. Było bardzo głębokie. Z oczu staruszki bił taki sam blask, który rozjasniał jej wlosy. Stałam tam jak zaczarowana nie mogąc zrobić kompletnie nic. Jej duże szkliste oczy wpatrzone we mnie zastygły na moment. Jasny blask wokół staruszki ponownie przygasł. Nie wiem ile tak stałam, ale wydawało mi się, że całe godziny.  W końcu w kącikach jej ust pojawił się słaby uśmiech. Tajemniczy blask znów rozświetlił wiśniowy kolor ścian salonu.

 

- Masz bardzo delikatną skórę na twarzy drogie dziecko - powiedziała staruszka - kiedyś też taką miałam

 

Jedyne co mogłam teraz zrobić to dotknąć swój policzek przypominając sobie wydarzenia sprzed kilkunastu minut...

 

- To dobry dom. Będziesz w nim szczęśliwa. Jak ja...

 

Teraz dopiero do mnie doszło, że kobieta mówi szeptem. Jej głos choć ledwo słyszalny jest bardzo wyraźny...wciąż nie mogąc się ruszyć z miejsca zdobyłam się jedynie na coś w rodzaju uśmiechu.

 

- Chciałam tylko wiedzieć, kto będzie opiekować się moim domem.

 

Już wiem.

 

Spoglądając na mnie staruszka odgarnęła dłonią pukiel włosów, który wpadał jej do oczu. Kilka małych lśniących punkcików uniosło się w powietrzu rozbłyskując i znikając w tej samej chwili. Z jej twarzy zniknęło zamyślenie. Po zadumie nie było śladu...Wyglądała teraz na spokojną.

 

- No co tak stoisz dziecko. Idź do kuchni. Zrób babce herbaty - powiedziała kobieta wesoło

 

Na te słowa jakby mnie odblokowało. Uśmiechnęłam się do niej i wyraźnie zawstydzona niegościnnością odpowiedziałam:

 

- No tak, faktycznie. A ja nawet Pani herbaty nie zrobiłam... po czym jakby nigdy nic poszłam do kuchni. Postawiłam czajnik na kuchence. Czekając, aż woda się zagotuje, usłyszałam nagle narastający,  ....coraz mocniejszy....i mocniejszy dźwięk

 

pi pi pi pi pi pi pi pi pi

 

Jednostajny sygnał budzika rozchodził się echem po całym pokoju. Nie spałam już. Leżałam jeszcze z zamkniętymi oczami.

Co za sen - pomyślałam - próbując złapać jeszcze jego resztki. Niestety, właśnie roztapiał się pod moimi powiekami. Stojący na straży budzik, wyłączyłam leniwie. Spoglądam w stronę okna. Przez wielkie okiennice mojego nowego domu lipcowe, poranne Słońce, wybudzone dopiero śpiewem ptaków, zagląda do mojej sypialni. Pierwszymi, leniwymi jeszcze promieniami wita się ze mną łaskocząc delikatnie po twarzy. Pierwszy poranek w moim nowym domu. Przeciągam się jeszcze w łóżku i wstaje. Postanowiłam, że zrobię sobie kawę i wypiję ją na werandzie przed domem. Zadowolona i po raz pierwszy od dawna szczęśliwa zamykam za sobą drzwi do sypialni.

 

W salonie nagle zatrzymuje się nie wierząc samej sobie. Z szeroko otwartymi oczami, oraz opadniętą do samej ziemi szczęką, patrzę na leżący w środkowej części pokoju, trafiony pociskiem prosto w serce - parasol!

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • wolfie 28.03.2015
    Nie mam zbyt wielu uwag na temat tej wersji opowiadania. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to brak (miejscami) znaków interpunkcyjnych. Poza tym jestem ciekawa, czyim opowiadaniem się zainspirowałeś do napisania "W księżyca blasku..." :)
  • nightwatcher 28.03.2015
    Juz dobrze wiesz, że to Ty. Wolfie :) Historia, która wymysliłaś bardzo mnie porwała. Kiedyś. Dawno temu, napisałem bardzo podobne Twojemu opowiadadanie. Niestety nie umiałem poradzić sobie z opisem ducha, który zadowalał by mnie w miarę dostatecznie. Opowiadanie poszło w kosz. Teraz po latach Twój tekst przypomniał mi o mojej dawnej opowieści. Postanowiłem do niej wrócić. Czy z sukcesem? Mnie się podoba.
    Dzięki :)
  • wolfie 28.03.2015
    W takim razie bardzo mi miło :)
  • KarolaKorman 28.03.2015
    Podoba mi się, że tak szczerze się przyznałeś, choć myślałam, że to Wena Cię zainspirował, ale nie czytałam wcześniej opowiadania wolfie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania