W poszukiwaniu światła - Rozdział 2 – Erik

Parę tygodni przed tymi wydarzeniami nie posiadał ludzkiego imienia. Jego mistrz uważał jednak, że ludzie przywiązują do nich ogromną wagę. W końcu uważnie słuchając imion, wyczytywanych przez siedzącego naprzeciwko nauczyciela, zdecydował się.

- Erik.

- Jesteś pewien? – zapytał mistrz. – Pamiętaj, że gdy raz je wybierzesz nie będziesz mógł tak łatwo go zmienić.

- Przecież to tylko słowo.

- To więcej niż słowo. Wszystko co ciebie opisuje, każda myśl, każde marzenie będzie zawarte w tym jednym wyrazie.

Zastanowił się przez chwilę. Do tej pory był uczniem, synem. Czasem wykrzyknikiem „Ej przestań się lenić i ćwicz”. Nie utożsamiał się z tymi wyrazami. Teraz miał dostać imię. Rano, gdy o tym usłyszał nie czuł entuzjazmu. Teraz jednak, w brzuchu pojawiła mu się wielka gula.

- Tak, jestem pewien. - powiedział.

- No i fajnie – ucieszył się mistrz. – Tu masz mapę i trochę złota i idź już. Od dawna nie uciąłem sobie dobrej drzemki. Po czym odwrócił się na pięcie i wszedł do jaskini. Erik stał chwilę jak osłupiały, dziwnym zachowaniem mistrza. Wiedział, że jego przybrany ojciec nie lubi pożegnań, ale to była lekka przesada. W końcu bez żadnego pożegnania, ruszył do akademii magii w Ghan.

Po paru dniach wędrówki, okazało się, że za złoto, które dostał od mistrza, inni ludzie mogą próbować zabić. Gdy w końcu udało mu się dotrzeć do Fern miał na sumieniu, więcej osób niż nie jeden żołnierz. Gdy walczył czuł ekscytację, jednak po walce widząc ciała oprawców, czuł do siebie wstręt. Dlatego teraz obiecał sobie, że zachowa ostrożność. Przechadzając się po mieście, słuchał rozmów i plotek. Dowiedział się, że Ghan to bardzo hermetyczne państwo. Tylko nieliczne karawany były wpuszczane do środka. Samotny wędrowiec prawdopodobnie nie miał szans na zdobycie pozwolenia. Tak więc przez jakiś czas, Erik był uziemiony w Fern.

Trzeciego dnia pobytu, gdy przyglądał się stoiskom na targu, nagle ktoś złapał go za ramię. Erik odwrócił się.

- Rodrig?! – krzyknął zdziwiony. – Co ty tu robisz?

Krasnoludzki zielarz jak zwykle był uśmiechnięty od ucha do ucha.

- Przyjechałem do miasta sprzedać mikstury i przy okazji kupić trochę katalizatorów. Fern to ostatnie miejsce, w którym spodziewałbym się ciebie ujrzeć. Gdzie twój mistrz?

- Został w jaskini. Wysłał mnie do akademii w Ghan. Uznał, że ludzie lepiej nauczą mnie podstaw niż on.

- No tak, z tego co pamiętam to magię wyższą masz w małym palcu. – powiedział Rodrig ledwo widoczny w chmarze ludzi. - Chodź. Tutaj jest za duży tłok. Porozmawiamy na uboczu.

Przeciskając się przez tłum w końcu wyszli z miasta i skierowali się w stronę karczmy. Znaleźli pusty stolik w kącie i Krasnolud zamówił im po kuflu piwa. Erik powąchał napój i udał, że pociąga łyk by nie zrobić znajomemu przykrości. Rodig odezwał się pierwszy.

- Mówiłeś, że zmierzasz do Ghan? Masz szczęście. Dzisiaj do miasta zawitała karawana, która tam zmierza. Sprzedadzą trochę towaru, uzupełnią zapasy i jutro wyruszą.

- To świetnie. – ucieszył się Erik. Myślisz, że mogę się do nich dołączyć?

- Słuchaj to nie takie proste. Krążą plotki, że karawaną jedzie ktoś ważny. Nie wiem kto, ale wątpię, by przyjęli do siebie tajemniczego wędrowca.

- Mogę udawać kogoś innego. Może moje iluzje nie są tak dobre jak mistrza, ale powinny zwieść podrzędnego maga.

- Nie pijesz tego? – zapytał Rodrig. Gdy chłopak pokręcił głową, krasnolud złapał jego piwo i pociągnął duży łyk.

- Myślę, – powiedział po chwili. – że mój znajomy mógłby cię jakoś wkręcić. Jest kupcem jadącym w tej karawanie. Masz ty w ogóle jakieś imię?.

- Erik. – odpowiedział dumnie.

- Dobrze. Szczerze mówiąc, twoja bezosobowość była trochę irytująca. Słuchaj Erik. Do jutra trzeba wymyślić ci jakieś przebranie i historię. Musisz być nie groźny i godny zaufania. Pójdę porozmawiać z tym kupcem, a ty już myśl nad historyjką, którą im wetkniemy.

Rodrig był jedną z nielicznych osób, które jego mistrz tolerował. Jego wyroby znane były na całym świecie. Po powrocie krasnoluda siedzieli całą noc dopracowując historię. Rano Erik pracował nad iluzją by jak najlepiej zakamuflować swój wygląd, oraz moc magiczną.

- Gotowe – powiedział i krasnolud wszedł do pokoju, który wynajęli na noc. Gdy Rodrig zobaczył ciało chłopaka zwymiotował.

- Na moje lśniące klejnoty – wydusił z siebie. Całe ciało Erika pokrywały blizny. Skóra w niektórych miejscach zwisała ledwo trzymając się ciała. Najgorsza była jednak twarz. Kępki pozostałych włosów do połowy spalony nos, oraz strzępki uszu, dawały porażający efekt.

- Czy to wystarczy? – zapytał.

Krasnolud nie mogąc znaleźć słów kiwnął głową. Historia, którą wymyślili w nocy była dobra. Erik był sierotą, która ocalała z pożaru. Przygarnął go jakiś artysta, który lubował się w brzydocie. Nauczył go pisać i malować. Po jakimś czasie, jednak malarz podupadł na zdrowiu. Na łożu śmierci poprosił Rodriga, od którego często kupował różne substancje i barwniki, by ten zaopiekował się jego przybranym synem i wysłał go do akademii sztuki. I tak trafili do Fern.

W południe Erik, wraz z Rodrigiem spotkali się ze znajomym kupcem.

- To ten chłopak – powiedział krasnolud.

- Jak masz na imię chłopcze? – zapytał.

- Przykro mi to niemowa. – odpowiedział za niego Rodrig. – Ma na imię Erik. Więc jak to będzie? Przyjmiecie go?

- Większość kupców nie widzi problemu. Jeden chce na początku zobaczyć chłopaka, potem się zdecyduje.

Gdy podeszli do karawany, ich przewodnik porozmawiał ze strażnikiem, który po chwili przyprowadził ze sobą wysokiego i dobrze zbudowanego mężczyznę.

- Witam. Jestem Samus – przedstawił się. – Rozumiem, że ta osoba w płaszczu chce się do nas dołączyć?

- Tak – opowiedział Rodrig. – Niestety chłopak jest niemową, więc wszystkie pytania kieruj do mnie.

- Na początku chce zobaczyć jak wygląda, a potem przebada go nasz mag.

Reakcja Samusa na widok ciała Erika była podobna do reakcji Rodriga, natomiast mag, który dołączył do nich, wydawał się być niewzruszony. Wyszeptał parę zaklęć, po czym kiwnął głową, że wszystko gra. Pożegnali się z Rodrigiem, po czym Samus zaprowadził chłopaka do obozowiska, tłumacząc mu po drodze, że jego głównym zadaniem będzie pomoc jego córce.

- Masz nosić jej bagaż, pilnować by wcześnie wstawała i ogólnie nie rzucać się w oczy. W zamian zapewnię ci posiłki, oraz miejsce na wozie. Zgoda?

Erik kiwną głową. Gdy doszli do obozowiska Samus oddalił się na chwilę wraz z dziewczyną. Na pierwszy rzut oka skojarzyła się Erikowi z księżniczkami, o których za młodu opowiadał mu mistrz. Epatowała godnością, a jej postawa wydała mu władcza. „Tak jakbym widział mistrza” – pomyślał.

Przez parę kolejnych dni dziewczyna dręczyła go gradem pytań. Barwa jej głosu, jej niewinność. Wszystko to sprawiało, że Erik tylko dzięki sile woli nie odezwał się jeszcze ani słowem. Na postojach często oddalał się od obozowiska. Miał przeczucie, że coś jest nie w porządku. Pewnego wieczoru przez przypadek usłyszał rozmowę dwóch ochroniarzy.

- Dlaczego nie porwiemy jej teraz?

- Mistrz chce zrobić to jak najbliżej granicy, by pokazać całemu Ghan swoją potęgę.

- To bez sensu. Im bliżej granicy tym większa szansa, że nam się nie uda.

- Czekamy na posiłki. Podobno ten Samus jest jak mała armia.

- To czemu po prostu się nie zatrzymamy i nie poczekamy aż inni się zjawią?

- Jesteś idiotą? Wtedy zorientują się, że coś tu nie gra.

Gdy strażnicy się oddalili, Erik wrócił do obozowiska. Chcą kogoś porwać? Czyżby Anie rzeczywiście była księżniczką? Tak bardzo był nią zauroczony, że nie przeczytał nawet jej myśli, choć miał ku temu sposobność.

Gdy już zasnęła, podkradł się do niej i lekko dotknął jej skroni. Zalał go strumień wspomnień. Mała Kathlin bawiąca się z królem, przy obradach. Ćwiczenia dyplomacji na dworze księcia. Rozmowa z Samusem o rzekomym spisku. Nagle cały jej umysł wypełnił strach. Erik zorientował się, że to koszmar i sięgnął po kawałek szmaty, by wytrzeć księżniczce pot z czoła.

Następnego dnia gdy wóz się zatrzymał i usłyszeli krzyki, bezwiednie próbował zatrzymać Kathlin przed zeskoczeniem z wozu. Nie chciał by coś jej się stało, ale mistrz ostrzegał go przed mieszaniem się w walkę i używaniem przemocy. Jednak gdy jeden z napastników złapał księżniczkę, słowa jego przybranego ojca odeszły w niepamięć. Erik zdjął z siebie iluzję tłumiącą jego magię i zmieniającą wygląd. Gdy Kathlin krzyknęła, szybkim niewerbalnym zaklęciem odrzucił jej napastnika. Widok odlatującego bezwładnie ciała wprawił go w ekscytację.

- Jesteście za głośno – krzyknął zeskakując z wozu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Nex 12.11.2018
    Przepraszam jeśli ta część odstaje od pierwszej. Wena trochę mnie opuściła, ale chciałem pisać to opowiadanie regularnie raz na dwa trzy dni, by nie skończyło niedokończone jak moje poprzednie.
  • Karawan 13.11.2018
    Czepialski poniżej;
    Przygarną go jakiś artysta, - co zrobią? przygarną ! Ja przygarnąłem , a on przygarnął ;) l- literówka
    wysokiego i dobrze umięśnionego mężczyznę. - niezgrabnie, przecie ów mężczyzna ubrany a nie w sali ćwiczeń. Nawet jełsi potem ów człek będzie dokonywał cudów siły to można napisać inaczej; postawny, potężnie wyglądający etc. wtedy nie uprzedzasz o tym co się kiedyś stanie i nie sprawiasz wrażenia, ze gość biega półgoły.;)
    po czym kiwną głową. - jak w pierwszym komentarzu; to oni kiwną głową, on kiwnął ;)

    Jak na razie całkiem ładna opowieść. Kolejne pięć i czekam co dalej. ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania