Poprzednie częściWiecznie Młodzi - Rozdział 1

Wiecznie Młodzi - Rozdział 4

Następny dzień chłopcy zaczęli w bardzo zróżnicowany sposób. Najwcześniej wstali Xiang z Hanem i od razu wpadli na genialny pomysł nakręcania pierwszego poranka poza domem za pomocą telefonu. Uchwycili Juana fałszującego pod prysznicem piosenkę ‘Tik Tok” Keshy, Kento spokojnie pijącego kawę rozpuszczalną oraz Eijiego, który właśnie pobierał od Hiromitsu lekcje ogarniania mapy. Na nagraniu nie zabrakło oczywiście popisu najstarszego znajomością rodzinnego kraju: „Tokio to gdzieś przy Sapporo jest, co nie?”. Jednak najlepszy fragment filmiku był z Seo Joonem, gdyż ten, mimo gwaru panującego w przyczepie, spał sobie w najlepsze. Xiang praktycznie wpakował koledze obiektyw w nos, ale ten ani drgnął.

− A tu możemy zaobserwować dzikiego Seo w swoim naturalnym środowisku – wykrztusił Han, dławiąc się ze śmiechu. Jednak wtedy jego przyjaciel zerwał się z łóżka i przeklinając po koreańsku, zakrył nagrywający telefon poduszką.

− Odpieprzcie się – wymamrotał, a w jego głosie słychać było lekki wkurz. Koreańczyk przeczesał farbowaną czuprynę i natychmiast zakrył ją beretem. – Boże, zachciało mi się wczoraj balować, teraz napierdala mnie łeb. Następnym razem piję piccolo.

− Ale nie ma już spania, wstajemy, czwarta dochodzi – powiedział ze śmiechem Xiang, odciągając Seo Joona od kołdry. – Koalo jedna, i tak spałeś najdłużej. Choć w sumie, przyganiał kocioł garnkowi, sam jestem na nogach od jakiś dwóch godzin.

Zaspany chłopak tylko burknął coś pod nosem, coś co brzmiało jak: „szesieżreć” i podszedł do szafki z prowiantem. Zapasy były po pierwszym dniu podróży już poważnie uszczuplone i wypadałoby się wybrać na jakieś zakupy, gdy już dotrą do Akity. Seo Joon bez namysłu wziął jedną z zupek chińskich, zerwał z niej wieczko i zalał ciepłą wodą pozostałą po kawie Kento. Rozdrobnił kluski jednorazowymi pałeczkami i rozpoczął jedzenie akurat wtedy, kiedy Eiji uderzył triumfalnie w mapę i zwrócił się do reszty kolegów:

− Chłopaki, lekka zmiana planów! Dzisiaj przejedziemy się do Sendai i tam spędzimy noc, a stamtąd raniutko przejedziemy pozostałe trzy godziny i będziemy w Akicie, co wy na to?

− Gdyby był GPS, to spoko. A że GPSa brak, to boję się o swoje życie – rzucił żartobliwie Juan znad swojego pilnie strzeżonego dziennika, ale posłał kierowcy dodający otuchy uśmiech. – Spoko będzie, bez obaw. Pojedziemy i wyjedziemy z tego Sendai żywi i zdrowi, nic się nie martw. Jedziemy, bo kiblujemy już tutaj nie wiadomo ile czasu.

Ze strony pozostałych uczestników wyprawy nie padły żadne skargi ani uwagi, toteż Eiji odpalił silnik i wycieczka ruszyła z Tonami, gotowa na nową przygodę. Zegarek pokazywał godzinę czwartą po południu, co oznaczało, że siódemka powinna dotrzeć do Sendai około dwudziestej drugiej. Tym razem na szczęście droga była czyściutka i wolna od korków, przez co jazda szła sprawnie i chyżo. Chłopakom godziny mijały na grach słownych i opowiadaniu kiepskich kawałów, więc atmosfera w przyczepie była lekka i przyjemna. Za oknem powoli zapadała jasna, ciepła, letnia noc. Eiji powoli zaczynał szukać miejsca do zaparkowania, aby spokojnie mogli spędzić noc, a potem z samego rana wyruszyć w stronę Akity, ale życie miało dla naszych nastolatków nieco inne plany:

− Tam był bar – powiedział nagle znacząco Juan, wyglądając za okno w kierunku oświetlonego budynku.

− Spostrzegawczy jesteś – odparł Hiromitsu, podrzucając nonszalancko monetę. Najwyraźniej nie złapał aluzji kolegi albo po prostu ją zignorował?

− Mam ochotę na piwo – zaczął znowu Chińczyko-Amerykanin, robiąc minę jak siedmiolatek siedzący przed choinką, pod którą panoszy się stos prezentów.

− Jeszcze nas gliny sprzątną i będzie po herbacie.

− Eiji ma fałszywy dowód, on drinki kupi, proste.

− Jeśli mam być całkowicie szczery, to też bym takie piwo wypił. – Kento nagle się ożywił.

− Wczoraj ledwo stałeś.

− Nieprawda! Zresztą weź, daj być młodym! Sam wiesz, też chcesz. Eiji, zawrócisz? Po jednym piwku wypijemy na dobranoc, nic się chyba nie stanie?

Teraz w błaganie Juana i Kento włączyła się reszta, tak, że nawet rozsądek Hiromitsu został obalony i jakimś sposobem siódemka przyjaciół znalazła się przy wysokim stoliku, każdy z kuflem w ręce. Ogólnie lokal miał świetny klimat, wszystko w nim było przyciągające, od muzyki szemrzącej w tle do natężenia świateł. Trudno było stąd wyjść tylko po jednym piwie, więc chłopaki domówili trunków, niektórzy nawet zaczęli próbować śmiesznych drinków, co nie zawsze było dobrym pomysłem. Nawet nie zauważyli, kiedy świat wokół nich zaczął się trochę zmieniać. Eiji nie pił wcale, zatrzymując w głowie żelazną zasadę, że będzie prowadził, wobec czego alkohol jest dla niego zakazany, nawet jeżeli za kierownicę wsiądzie dopiero rano. Nie chciał powtórki z dzisiejszego dnia, kiedy to musiał czekać do popołudnia, żeby wytrzeźwieć w pełni. Han i Hiromitsu też starali się nie szaleć, ale reszta? Jakoś umknęło uwadze zebranych, że śmiechy Xianga, Kento, Seo Joona i Juana stały się nienaturalnie perliste i głośne, ich oczy świeciły się oślepiającym blaskiem, a policzki dekorował głęboki szkarłat. Zaczęli gadać też bez sensu, a ich ruchy nagle stały się niezdarne i niekontrolowane.

− Do kibla idę – oznajmił wkrótce rozchichotany Xiang, zeskakując z krzesła i prawie się przy tym przewracając.

− Miłeeej zabawyyy! – zaśpiewał za nim Juan, upijając trochę swojego napoju o niepokojącym kolorze Domestosa. Eiji przygryzł nerwowo wargę, chcąc jakoś powstrzymać przyjaciół, za nim coś im się stanie.

− Przystopujcie może, co? – rzekł w końcu stanowczo, odsuwając wszelkie kieliszki. Juan wydął policzki i próbował odzyskać swojego drinka.

− Jesteśmy młodzi! – krzyknął, ale w tej sytuacji to nie był żaden argument. Najstarszy pokręcił głową z rezygnacją i chciał szukać wsparcia u Hana i Hiromitsu, ale ci dwaj też najtrzeźwiejsi nie byli, więc postanowił się po prostu poddać. Jeżeli coś, to nie on będzie miał torsje całą noc.

* * * * * * *

Przy umywalce Xiang zatrzymał się na chwilę dłużej. Ochlapał sobie twarz zimną wodą i oparł czoło o chłodną taflę lustra, oddychając ciężko. Nie chciał się przyznać, że świat wirował mu przed oczami, a żołądek urządzał sobie pokaz figur gimnastycznych. Gdy się wyprostował i już miał dumnie dołączyć do reszty kolegów, poczuł na ramieniu ciężar czyjejś dłoni. Spojrzał w górę i jego oczom ukazali się dwaj wysocy i napakowani mężczyźni, trochę starsi od niego. W oczach tańczyły im niebezpieczne błyski, jednak Xiang ledwo odróżniał jednego buta od drugiego, więc nic dziwnego, że takie szczegóły umknęły jego uwadze.

− Dajemy dzisiaj czadu, co kolego? – usłyszał Chińczyk i pokiwał nerwowo głową, śmiejąc się przy tym niezręcznie. Dryblas nadal trzymał swoje wielkie łapsko na jego ramieniu, więc chłopak nie miał szansy na ucieczkę.

− Coś ty, stary, jedno piwo tylko – odparł, ale z jego ust wydobył się jedynie trudny do zrozumienia bełkot, co gorsza – z chińskim akcentem. Oprawca nachylił się nad nastolatkiem, a potem prychnął z obrzydzeniem.

− Ty, Chinol jesteś?

− No stary, nie pierdol, przecież to na kilometr czuć.

− I czekaj, czekaj… Ty jakiś taki śliczny jesteś! – Nawet w swoim stanie Xiang poczuł, że to jest wszystko, tylko nie komplement.

− Pedał, to też widać. Nie, mały? Takie kwiatuszki jak ty pewnie biorą w dupę jak dziewczyna!

Wysocy przybili sobie piątki i wyszli z ubikacji, śmiejąc się szyderczo i rzucając pod adresem Xianga obrazy. Chłopak poczuł, jak zalewa go fala bolesnych wspomnień i gniewu. Przypomniało mu się, jak w Chinach był pomiatany za dziewczęce i delikatne rysy twarzy, za talent do śpiewania, za wysoki głos, za zadbane dłonie. Jak wiele razy usłyszał od innych słowo „kwiatuszek” w formie obrazy? A przeprowadzka do Japonii? Nawet, jeżeli to miała być przepustka do lepszego życia, wolnego od obraz i odrzucenia, to on nadal się bał. Bał się, że jego orientacja będzie tak oczywista, jak kolor jego skóry, że znowu wpadnie w te same jadowite sieci społeczeństwa. Dlatego tak skrupulatnie zakrywał się kłamstwami, nawet przed swoimi najbliższymi przyjaciółmi. A teraz tak po prostu…

Pod wpływem impulsu Xiang wybiegł z toalety i wtedy przestał za bardzo wiedzieć, co robi, jakby ktoś zatuszował jego widoczność i świadomość czynów. Pamiętał jednak wyraźnie chwilę, kiedy wskoczył niższemu z mięśniaków na plecy i moment, gdy jego pięść zetknęła się z nosem przeciwnika. Potem świtały mu gdzieś przekleństwa, głosy dryblasów, a potem Eijiego, Juana i jeszcze kogoś jeszcze. Czuł ciosy zadawane i te przyjmowane na własne ciało, a także wiedział, że w pewnym momencie po prostu otworzył usta i oddał zawartość swojego żołądka na plecy oprawcy.

− O ja pierdolę, zrzygał się!

Wtedy jakimś cudem Xiang znalazł się na dworze. Rozejrzał się zdziwiony, jakby nagle wróciły do niego zmysły. Juan i Seo Joon leżeli na zimnym betonie i zdawali się wcale nie oddychać, a Kento z pomocą Hana nachylał się nad rynsztokiem i pluł, wydając z siebie obrzydliwe dźwięki. Hiromitsu zaś siedział między Juanem i Seo Joonem, spoglądając z wołaniem o pomoc w stronę Eijiego, który podtrzymywał rozkojarzonego Xianga i klął pod nosem.

− Stary, oni się totalnie upili! Schlani w trzy dupy!

− Wiem właśnie, jebani idioci! A najmłodszy alkoholik musiał tę bójkę zacząć, żeby nas wywalili! Ja pierdolę, ta czwórka ma szlaban na jakiekolwiek procenty! Han, jak Kento?

Chłopak wzruszył ramionami i zwrócił się z powrotem do wstawionego kolegi, masując go troskliwie po plecach.

− Już okej? – zapytał cicho, przecierając rękawem blade i spocone czoło przyjaciela.

− Będę rzygał – wybełkotał Kento i jak powiedział, tak zrobił. Eiji potarł kark i po obrzuceniu wzrokiem czwórkę pijanych i dwóch jeszcze jakoś stojących na nogach, podjął decyzję:

− Han, Hiromitsu, pomóżcie mi ich do samochodu załadować. Damy im miski, położymy do łóżek i niech się dzieje, co chce. Ja nie mam zamiaru tutaj sterczeć, do Akity zostały nam trzy godziny. Manto spuszczę tym balowiczom na miejscu, o ile będą dość trzeźwi.

Dość długo to zajęło, ale wreszcie siódemka zapakowała się do przyczepy. Eiji natychmiast ruszył, na co koledzy z tyłu zareagowali odgłosami wymiotów, jednak po tym było już cicho. Najwyraźniej zasnęli. Najstarszy z grona odetchnął, może z ulga i skupił się na drodze, choć była upiornie pusta. Przyczepa była dosłownie jedynym pojazdem na czarnym, wijącym się pasku asfaltu.

Gdy Eiji pomyślał o cyrku, jaki jego koledzy wystawili w tym barze, tak mocno zacisnął palce na kierownicy, że aż zbielały mu knykcie. Najgorsze było to, że zawsze znalazł się jakiś sposób, żeby winić samego siebie. Przecież jest najstarszy, ma być odpowiedzialny za tych dzikusów! Mógł odmówić, mógł w ogóle nie zawracać, mógł nie robić tylu rzeczy. A jednak nie posłuchał się głosu rozwagi i powstało z tego to bagno.

− Ja pierdzielę, ale ze mnie kretyn! – jęknął, zamykając oczy. Zamykając i… Chłopakowi błysnęła przed oczami nieskazitelna biel, po czym została zastąpiona gęstą, ciemną czernią, przez którą nie zdołałoby się nic przebić. Jednakże niedługo nawet ten widok zanikł i nastała absolutna nicość.

Ciekawe, czy ktokolwiek wtedy słyszał dźwięk rozbijającego się samochodu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • anonimowa kasia 04.07.2016
    Bardzo fajne :) 5
  • Majeczuunia 17.07.2016
    fenk ju ^^
  • NataliaO 15.07.2016
    No bardzo dobry rozdział, zakończenie pochłonęłam bardzo szybko tak płynnie płynęłam przez nie. 5:)
  • Majeczuunia 17.07.2016
    bardzo dziękuję za śledzenie, nat <3
  • KarolaKorman 17.07.2016
    A miało być tak pięknie :( Ciekawe, co jeszcze się wydarzy, kto ucierpiał w tym wypadku i kto wróci do domu :( Nadmiar alkoholu nie zawsze jest dobrym sposobem na zakończenie dnia, jak się okazuje. I jeszcze jedno. Dowiadujemy się, dlaczego najmłodszy uczestnik przeniósł się z Chin do Japonii. Zostawiam 5 :)
  • Majeczuunia 17.07.2016
    postaram się nowy rozdział wstawić niebawem, przed wyjazdem na wakacje :) ciekawie się czyta twoje refleksje, dziękuję za nie :3 i nie tylko tego się będziecie dowiadywać, gdyż od teraz każdy członek paczki będzie rozpatrywany dogłębniej :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania