Wielkopolski dworek

Dwór Paschalisa rzeczywiście mógł uchodzić za bastion szlacheckiego stanu. Pobudowany jeszcze przed wojnami szwedzkimi, ocalał całą tą zawieruchę z pewnością tylko jakimś cudem. Choć rejent Paschalis zawsze w tym dopatrywał się pomocy kapliczki Jana Nepomucena na jeździe do łobzianskiego majątku.

Dwór przypominał samego właściciela, posturą i charakterem. Szeroki, ciężki, jak wykuty w wielkiej dębowej kłodzie, a jednocześnie silny i odporny, niczym cały ród Radolińskiech.

Wjazd do dworu, od północnego traktu z Jarocina, zaznacza Jan Nepomucen, stojąc w cieniu dwóch bukowych światków, stanowi jakby stróża bramy wjazdowej. I już od niech widać bielejący w głębi dom na tle starych drzew z północy, po strzeliste grusze znad dachu wyglądające od południa.

Dwór, starym zwyczajem budowany, z litego drewna, z kłód modrzewiowych, z wielkim kapturem dach, strzechą krytym. Szeroki u podstawy, wspierał się na fundamencie z wielkich kamieni, które co rusz wystawały spomiędzy rabatów kwiatowych okalających dwór od wjazdu. Z przodu, środkiem drzwi szerokie, dwuskrzydłowe, z poprzecznymi listewkami do ozdoby, ciężką mosiężną klamką i zamkiem. Dawały obraz solidności i pewności bezpieczeństwa domownikom. Po obu ich stronach po troje niewielkich okien dzielonych kratką na sześć małych okienek, ze szkła w miarę równego. Ostatnie zaś okno od lewej, wschodniej części z szybkami barwnymi. Szczytami po dwa okna tych samych kształtów choć od siebie dalej posadowione. Nieomal można by rzec, że zmieściłoby się i trzecie, a dom wyglądałby jak na figurze kwadratu posadowiony. Całość ścian z bali widać złożona, lecz te pobielone dokładnie nadawały świeżość dworowi i z razu pięknie dawały dostrzec okiennice drewniane z deszczułek w każdym oknie. Bez tego nie byłoby tak pięknego obrazu. Bo okiennice takie to jak powieki w oczach, w dzień, szeroko otwarte, wieczorem zamykane dają znak, że domu już do snu się pokłada.

Dach dworu o dwakroć wyższy od parteru, bo ten faktycznie nisko przy ziemi jakby przysiadł, a strop cały zdawał się go w nią wciskać. Na cztery spady, nieomal trójkątem by się mógł zakończyć, tak wysoko wyciągał się od nieba. To jednak zamysł budowniczych, aby słomą kryty, jak najszybciej wody i śniegu mógł się pozbyć. Przodem dachu, nad środkowymi oknami obu stron, dwie wizurki wystawione z małymi półkolistymi okienkami, a nad drzwiami wyprowadzony portyk trójkątny. Dodawał szlachetności wejściu, dając wrażenie, że jest ono tak wysokie, że aż na dach zachodzi.

Na samym szczycie dwa kominy wystawały. Jeden szerszy nieomal środkiem dachu w samym jego zwieńczeniu, drugi od wschodu, niżej gąsiorów, dwa razy mniejszy od pierwszego. Znak to był, gdzie kuchnia, a gdzie pańskie izby, bo po kominach to już widać. Dach tak wielki, jak czapa zimowa, zaciągnięta głęboko na głowę mieszkalną, jak kompas pokazywała jak dwór z względem słońca stoi. To zawsze główne wytyczne i ważnym było w jakim kierunku mają patrzeć drzwi czy okna sypialni. Na dachu zaś mech świadczył z daleka, gdzie północna, chłodniejsza część dworu.

Letni widok siedziby szlachcica Radolińskiego dawał z razu poczucie ostoi i spokoju. Niziutki płotek z poziomych żerdzi okalał go dookoła, rysując granicę pomiędzy duktem piaskowym, kołem objeżdżającym dwór, a klombami kwiatów przed samym domem. Pełne kwiecia, żyły niezliczoną masą motyli i pszczół pieczołowicie dbających o wysokie różowe dziewanny, krzaczaste białe róże i fioletowe malwy. Na tle pobielonych ścian wyglądały malowniczo.

Dwór taki był sam sobie panem i mimo całych zawirowań dookoła, potyczek z zaborcami, zajazdów konfederackich, ten stał jak bastion. To właśnie obaz świata szlacheckiego, kiedy to przestępując próg drzwi solidnych, przekraczasz most czasu i nic cię już nie dotyczy i nie dotknie.

Tak waśnie Paschalis traktował ten azyl. Ilekroć wracał z rozjazdów, tu czuł się dopiero bezpieczny. Tu był pewny, że nic i nikt nie może mu zagrozić, zaciągnąwszy czapę wielkiego daszyska na oczy jak przyłbicę jest spokojny…

Następne częściWielkopolski rotmistrz cz. 1

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ozar 18.04.2020
    Po piewsze witam kolejnego opowijczyka piszącego historię. Nie wielu nas tu jest więc cieszy mnie każdy nowy. Tekst całkiem dobry. Pokazujesz całkiem dobrze taki typowy opis pałacu szlacheckiego. Jak piszesz dla każdego Pana taki dworek był sercem jego bytu i na tym właśnie polska szlachecka opierała swoją potęgę. Ten dwór jak piszesz ominął szwedzki potop A to rzadkość, bo większość została w różnym stopniu zniszczona. Niektórzy historycy podają że potop w sensie zniszczeń był znacznie gorszy od II wojny. Być może to prawda bo właśnie ów najazd szwedzki w wielkim stopniu przyczynił się do upadku RON. Reasumując bardzo dobry i ciekawy opis. Pozdrawiam 5
  • MaciejBarton 19.04.2020
    Dziękuję za refleksję. Lubuję się w historii, tradycji, Wielkopolsce. I w moim zaciszu umysłu ten dworek właśnie dziwnym cudem ocalał od potopu ;) . Mam nadzieję, że jeszcze zawitam do tego domu i odwiedzę mojego szlachcica

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania