Wystygłe herbaty
Jak nieudomowione koty wchodziliśmy w każdą ciemność, snującą domysły o kryjówkach, szepczącą o braku ludzi. Nie lubiliśmy słońca.
Febra, zaciągnięte żaluzje, ty w kapturze. Zapominaliśmy, że gdzieś u góry jest świat. Na wilgotnej ziemi, na kawałkach bruku, na zrudziałych melinach - urządzaliśmy tymczasowe obozowiska.
Mogłabym z tobą mieszkać w kartonie.
Niczym polarne jaszczurki wygrzewaliśmy się w lubelskich bramach, chłodnych i obskurnych. Wpadaliśmy w swoje oczy jak w morza martwe. Udało ci się wejść w moją żyłę, udało ci się wejść w moje serce. Ukradkiem, przez szczeliny w koronach cierniowych, ogołoconych drzew, przez spowite kurtyną dymu wybrakowania, które pokochałeś, senną ulicą, ćpuńskim krokiem, lepkimi ustami, zbyt drogim mohito uczciliśmy niewypowiedziane.
Twoje palce to sekatory, padają zasieki i jesteś w środku. Mój teren prywatny rozwarty przed tobą wraz z ostro zarysowanymi łydkami, na łyżce podgrzewa się błogość. Chce już poczuć jak twoje zimne palce grają na moich udach własne wykonanie soundtracku z ,,Tylko kochankowie przeżyją".
Błękitne myśli owinięte w koszulkę z Sidem (pierwsza materialna rzecz, jaką mi podarowałeś), tobołek z miłością niesiony do ciebie w zębach, chlupot, gdy wpadam w studnie zielonych, przerażających oczu. Kocham w tobie brodzić, brudzić się światem, a potem obmywać w szczerości szczelnych ramion.
Czasem czuję się jak poręcz w autobusie, wydotykana milionami przetłuszczonych palców. Wiję się jak robak w zakrwawionej pościeli, a łzy przestałam liczyć po trzech pełnych szklankach. Nasze niezdrowie!
Wiem, że zrozumiesz. Zawsze rozumiesz.
Pragnę twoich podeszew do zgniatania moich urojeń. Twoich kopniaków telefonicznych, gdy o czwartej nad ranem dzwonisz, mówiąc, że nie wiesz, gdzie jesteś, a dłonie masz całe we krwi, i nie pamiętasz dlaczego.
Kocham to, z jakim okrucieństwem wyrwałeś skrzydła tej pustej ważce. Czuję, że warto brodzić w szlamie po kostki, spacerować umarłymi parkami i obserwować, jak z nieba spadają martwe ptaki, jeśli tylko moja dłoń schowa się w twojej, lodowatej.
Chcę twych urojeń, które z ukłonem proszą do tańca moje fobie. I zaczyna się bal, carski, schizofreniczny, kostiumowy. Obdrapany, jak moje przedramiona, gdy z wściekłości chcę się siebie pozbyć.
Mój blady, drżący uśmiech, jak kościste kolanka chorej na białaczkę dziewczynki, która umierała kiedyś w tym samym szpitalu, co ja. Nie lubiła sztucznych kwiatów. Nie bała się być prawdziwa. Miała tylko jedenaście lat. Opowiem ci kiedyś.
Nasze nieposzanowanie dla życia, wyprawy do aptek, nasze wspólne wspomnienia z dzieciństwa, choć przecież spotkaliśmy się niedawno. Nasze smsy, z których mógłby już powstać mały tomik poezji i zanurzone w nadziei płatki słoneczników, zasuszone, wycałowane obrzmiałymi z tęsknoty wargami.
Tyle herbat mi wystygło, bo zagapiłam się we wspomnienie twojego spojrzenia. Jesteś bliżej od wszystkich igieł. Odliczam dni.
Komentarze (89)
Dobrze, że jesteś, że piszesz.
Dziękuję Ci, JamCi, za wizytę I wyrażenie swych odczuć bez zbytniego gmerania mi w tym tekscie, I sugerowania jakichs drastycznych zmian.
Jestem ludziom wdzieczna za uwagi co do interpunkcji, I na pewno przysiądę, gdy juz dotre, co rzeczywiscie powinnam poprawic.
Ale przyznam, ze odczuwam lekką irytację na tak wielkie zamieszanie, a zwlaszcza sugerowanie mi zmian poza interpunkcyjnych. Kazdy cos, kazdy by wolal cos inaczej.
Nawet Moje Kochanie upiera sie, ze ma oczy zielone, choc ja je widzę jako szaro-niebieskie.
Będę musiala zmienic na zielen, I pogrzebac w interpunkcji.
Tytuł przyciąga, całość hipnotyzuje i zatrzymuje.
Opowiedz o jedenastolatce, nawet jeżeli nie istnieje.
,,brudne, niepokojące" - tu się zgodzam. Ciesze sie, ze hipnotyzuje. :)
P.S., bo się pogubić można przez spam na dole. Betti ma rację co do podeszew (sama nie wiedziałam, aż nienaturalnie to brzmi).
https://sjp.pl/podeszew - występuje
https://sjp.pl/podeszw - nie występuje w słowniku
Co to lublińskiego - też niby ma rację, choć jak dla mnie to dodaje uroku i bardziej osobistego charakteru. Na Twoim miejscu bym zostawiła, ale to już jak uważasz ;)
Z przecinkami niestety nie pomogę, też stawiam na czuja. Poza tym czy one są najważniejsze?
Szkoda tylko, że pod tak dobrym tekstem kolejne przepychanki. Moje kondolencje.
Podeszew -nie dowierzam, w zyciu bym na to nie wpadla, to az nienaturalnie brzmi. Ale jak trzeba to trzeba, zmienię to.
No tak, mnie tez te przepychanki są malo na rękę, zwlaszcza pod tak waznym dla mnie tekstem. Ale jak to kiedys powiedzial artysta Neurotyk "przestrzen pod tekstem jest dla komentujących, nie autora". I nic na to nie poradzę.
Odniose sie z osobna do kazdego z komentarzy, ale pozniej. Poki co - dziekuje za obecnosc i przeczytanie.
Udało ci się wejść w moją żyłę, udało ci się wejść w moje serce. - tu nie pasuje mi serce zbyt trywialnie, przy żyle, coś mocniejszego by się przydało.
szelnych ?
Na końcu bez ''odliczam dni''
Interpunkcja trochę na chybił - trafił, ale ogólnie bardzo dobry tekst, wciągający, obrazowy.
Tylko widzisz, ja mam trudne żyły i trudne serce. Jest tu pewna analogia, której człowiek nie będący narkomanem może nie być w stanie wyłapać. Gdy trafisz w żyłę, w strzykawce pokazuje się krew i to znaczy, że jesteś w środku. Z sercem nie jest tak prosto, zwłaszcza moim.
Pokaż mi proszę, gdzie są błędy interpunkcyjne. Chętnie je poprawię. Starałam się, ale interpunkcję zawsze traktuję intuicyjnie, będę więc wdzięczna za wskazanie mi błędów.
Nie może być bez odliczam dni.
Bo widzisz, ja naprawdę odliczam dni. Jeszcze tylko dwa.
Jak nieudomowione koty wchodziliśmy w każdą ciemność snującą domysły o kryjówkach, szepczącą o braku ludzi. Nie lubiliśmy słońca.
Febra, zaciągnięte żaluzje, ty w kapturze. Zapominaliśmy, że gdzieś u góry jest świat. Na wilgotnej ziemi, na kawałkach bruku, na zrudziałych melinach - urządzaliśmy tymczasowe obozowiska.
Mogłabym z tobą mieszkać w kartonie.
Niczym polarne jaszczurki wygrzewaliśmy się w lublińskich bramach, chłodnych i obskurnych. Wpadaliśmy w swoje oczy jak w morza martwe. Udało ci się wejść w moją żyłę, udało ci się wejść w moje serce. Ukradkiem, przez szczeliny w koronach cierniowych ogołoconych drzew, przez spowite kurtyną dymu wybrakowania, które pokochałeś, senną ulicą, zaćpanym krokiem, lepkimi ustami, zbyt drogim mohito uczciliśmy niewypowiedziane.
Twoje palce, to sekatory. Padają zasieki i jesteś w środku. Mój teren prywatny rozwarty przed tobą wraz z ostro zarysowanymi łydkami, na łyżce podgrzewa się błogość. Chcę poczuć jak twoje zimne palce grają na moich udach własne wykonanie soundtracku z ,,Tylko kochankowie przeżyją".
Błękitne myśli owinięte w koszulkę z Sidem (pierwsza materialna rzecz, jaką mi podarowałeś), tobołek z miłością niesiony do ciebie w zębach, chlupot, gdy wpadam w studnie niebieskich, przerażających oczu. Kocham w tobie brodzić, brudzić się światem, a potem obmywać w szczerości szczelnych ramion.
Czasem czuję się jak poręcz w autobusie dotykana milionami przetłuszczonych palców. Wiję się jak robak w zakrwawionej pościeli, łzy przestałam liczyć po trzech pełnych szklankach. Nasze nie zdrowie!
Wiem, że zrozumiesz. Zawsze rozumiesz.
Pragnę twoich podeszew do zgniatania moich urojeń. Twoich kopniaków telefonicznych, gdy o czwartej nad ranem dzwonisz mówiąc, że nie wiesz, gdzie jesteś, a dłonie masz całe we krwi. Nie pamiętasz dlaczego.
Kocham to, z jakim okrucieństwem wyrwałeś skrzydła tej pustej ważce. Czuję, że warto brodzić w szlamie po kostki, spacerować umarłymi parkami i obserwować, jak z nieba spadają martwe ptaki, jeśli tylko moja dłoń schowa się w twojej, lodowatej.
Chcę twoich urojeń, które z ukłonem proszą do tańca moje fobie. I zaczyna się bal, carski, schizofreniczny, kostiumowy. Obdrapany, jak moje przedramiona, gdy z wściekłości chcę się siebie pozbyć.
Mój blady, drżący uśmiech jak kościste kolanka chorej na białaczkę dziewczynki, która umierała kiedyś w tym samym szpitalu, co ja. Nie lubiła sztucznych kwiatów. Nie bała się być prawdziwa. Miała tylko jedenaście lat. Opowiem ci kiedyś.
Nasze nieposzanowanie dla życia, wyprawy do aptek, nasze wspólne wspomnienia z dzieciństwa, choć przecież spotkaliśmy się niedawno. Nasze sms - y, z których mógłby już powstać mały tomik poezji i zanurzone w nadziei płatki słoneczników, zasuszone, wycałowane obrzmiałymi z tęsknoty wargami.
Tyle herbat mi wystygło, bo zagapiłam się we wspomnienie twojego spojrzenia. Jesteś bliżej od wszystkich igieł. Odliczam dni.
Być może ktoś jeszcze coś znajdzie, ja trochę poprawiłam.
Twoje palce, to sekatory - bez przecinka
Chcę poczuć[,] jak twoje zimne palce grają na moich udach własne wykonanie soundtracku z ,,Tylko kochankowie przeżyją".
Nasze sms - y - bez spacji wokol dywizu
Tak na szybko z telefonu.
Nie sluchaj betti, Lamb w kwestiach interpunkcji ;) Kompletnoe nie ogarnia.
"Pragnę twoich podeszw do zgniatania moich urojeń. Twoich kopniaków telefonicznych, gdy o czwartej nad ranem dzwonisz, mówiąc, że nie wiesz, gdzie jesteś, a dłonie masz całe we krwi, i nie pamiętasz dlaczego"
<3
Dziękuję za obecność, milo ze przypadłobdo gustu.
Miałaś dobrze nie słuchaj tego tłuka
Wery to skrut od weryfikatorium? Obadam po pracy.
Angela sprawdź konieczne. Wypisz, wymaluj twój styl i... błędy.
Bez komentarza lepiej.
Dobra, idę.
Miłego dnia
Ja przepraszam - za siebie.
Jak ja lubie, gdy jestes :).
Dzięki za przeczytanie I mile slowa
Kradnę.
Gdybym oczywiscie takowy piersionek posiadała.
A ja bardzo nie lubię planow wydarzen I zyciorysow. Poza tym pisuje glownie proze poetycką I opowiadania (raczej krótsze niż dłuższe), a na to w ogole nie ma popytu.
Romanse, kryminały - to się sprzedaje.
Łowieczka jesteś zdolna, idź na weryfikatorium.
Odadam jednak w wolniejszej chwili
Spadl na mnie grad uwag, i costam poprawie w przestrzeni znakow przestankowych, tylko musze sie w..bardziej odpiwiedniej chwili zorientowac kto ka racje, co poprawiac.
Masz niezaprzeczalny talent, nie bój się zmierzyć z krytyką. Nabierzesz pewności siebie.
Odsylam Cie do tego, co jej odowiedzialam kawalek wyzej.
Ale obadam w wolnej chwili.
Pozdrawiam Cię.
"Czasem czuję się jak poręcz w autobusie, wydotykana milionami przetłuszczonych palców." - W tym fragmencie odnajduję coś niezwykłego. Nie wiem, jakoś wewnętrznie potrafię się z tym, może nie tyle co utożsamić, ale w jakiś sposób doznać.
Tak naprawdę to każdy skrawek tego dzieła jest obrodzony w przemyślane, kunsztownie wystylizowane fragmenty sztuki.
Bardzo lubię to w jaki sposób dozujesz tę piękno, nie przedobrzasz, wszystko wykreowane jest ze smakiem i czułością. Dodatkowy, wyjątkowy wymiar nadaje temu utworowi to, że jest on osobisty, stworzony osobie kochanej. No mi się marzy, żeby taki finezja zadedykowana była mnie. Tylko pozazdrościć chłopcu. :)
Pozdrowionka
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania