Zagubiona w błękicie. Rozdział 3

Emily

 

Kiedy tylko wbiegłam do swojego pokoju, od razu zamknęłam drzwi. Oparłam się o nie plecami i wzięłam głęboki oddech. Otworzyłam jeszcze chwilę temu zamknięte oczy, po czym podeszłam do łóżka i usiadłam na nowej pościeli w kolorze bieli.

Rozejrzałam się, cała sypialnia była urządzona według mojego pomysłu. Dziadek powiedział, że mogę mieć tu wszystko czego zapragnę. Tak właśnie powstał mój kącik, w którym dominował ciemny brąz. Na jednej z drewnianych ścian tuż nad biurkiem wisiała tablica korkowa na której znajdowały się zdjęcia przedstawiające mnie z Azirem, moich dziadków oraz mamę. Mimo tego, iż niektóre z nich przywołują smutne wspomnienia, lubię na nie patrzeć. Zaraz obok po prawej stronie stała dużych rozmiarów szafa na ubrania, w której jeszcze nic nie było ponieważ jeszcze nie zabrałam się za rozpakowywanie walizek.

Przy łóżku miałam komodę, a na jej blacie stała lampka nocna i mój telefon. Nieopodal znajdował się fotel i półka po brzegi wypełniona książkami. Naprzeciwko mnie było lustro, w którym wyraźnie widziałam swoje odbicie. Zaczęłam myśleć o tym co wydarzyło się kilka chwil wcześniej. Przed oczami bezustannie pojawiał mi się chłopak, stojący przede mną i patrzący mi prosto w oczy. Przeszywał mnie swoim błękitnym spojrzeniem. Był tak blisko... Chciał mnie dotknąć, dlatego spanikowałam. Wiem, że nie było to najmądrzejsze posunięcie z mojej strony, ale to okazało się silniejsze ode mnie.

Z zamyślenia wyrwał mnie dziadek, który właśnie wszedł do pokoju. Tak samo jak ja wcześniej, zamknął drzwi. Kiedy rozległo się charakterystyczne kliknięcie, nasze oczy się spotkały.

—Emily... Dlaczego tak nagle uciekłaś? — zapytał. Spuściłam głowę, skupiając wzrok na swoich dłoniach.

— Ja... — zaczęłam, ale nie dokończyłam bo nie wiedziałam co dokładnie mam powiedzieć. Gdy ponownie spojrzałam na mężczyznę, ten zorientował się o co chodzi. Po chwili ciszy która zapanowała między nami, usiadł obok mnie, zaraz potem zabierając głos.

— Posłuchaj... Wiem, przez co przeszłaś. Doświadczyłaś samych okrucieństw i to od osób, które powinny się o ciebie troszczyć. Rozumiem, że teraz kontakt z mężczyznami jest dla ciebie trudny, ale Jason to naprawdę świetny chłopak. Znam go i wiem, że nigdy nie zrobiłby ci krzywdy. Jemu możesz zaufać. — powiedział w dalszym ciągu wpatrując się we mnie. — Jeśli jednak nie chcesz, nie musisz go poznawać, ale chcę abyś była świadoma tego, że on może ci pomóc. — po tych słowach opuścił sypialnię.

 

***

Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno. Przeciągnęłam się i zaraz potem znalazłam się w pozycji siedzącej. Wtedy przypomniało mi się wszystko, co wydarzyło się wczoraj. Westchnęłam, i żeby choć przez chwilę o tym nie myśleć, wyjęłam ubrania które mam zamiar dzisiaj założyć. Naprawdę muszę się rozpakować.

Ze względu na nieprzyjemną pogodę, włożyłam szarą bluzę bez kaptura z napisem "Game over”i jasne dżinsy z obtarciami na kolanach. Ostatnim elementem ubioru były jak zwykle moje białe conversy. Po doprowadzeniu włosów do porządku, wolnym krokiem zaczęłam kierować się w stronę dolnego piętra. Gdy zajrzałam do kuchni, zobaczyłam leżącą na stole karteczkę, a której zostało napisane kilka słów: "Pojechałem do sklepu, wrócę niedługo”, domyśliłam się iż ten liścik jest od dziadka. Westchnęłam. Nie miałam ani jednego powodu, dla którego miałabym zostać dzisiaj w domu, dlatego nie jedząc śniadania poszłam do stajni.

Kiedy już siedziałam na grzbiecie Azira, rozejrzałam się dookoła. Znowu poczułam się tak, jakby wszystko wokół mnie nabrało barw. Chociaż jeszcze nie ruszyłam, już czułam, że on i ja jesteśmy sobie przeznaczeni. Razem tworzymy więź której nie da się zniszczyć. Ja i Azir jesteśmy jednością.

W końcu wykonałam delikatny ruch lejcami, i po chwili koń zaczął kłusować, a po niespełna dwóch minutach swobodnie przeszedł do galopu.

Stałam prawie na samym brzegu klifu, w dalszym ciągu na grzbiecie ogiera. Wokół nas panowała cisza. Obserwowałam krajobraz który miałam przed oczami. Najbardziej zafascynowały mnie burzowe chmury powolnie zbliżające się do naszej części wsi. Kiedy tak wpatrywałam się w przestrzeń nie dostrzegłam osoby stojącej obok mnie.

— Hej, znowu się spotykamy. — te słowa natychmiast wyrwały mnie z zamyślenia.

Przekręciłam głowę w lewo i wtedy ujrzałam Jasona oddalonego ode mnie raptem dwa metry. Tak samo jak ja, siedział na koniu. Podejrzewam, iż była to klacz ponieważ miała nienagannie piękny wygląd i śnieżnobiałą maść. Przyglądałam się chłopakowi ale nie odezwałam się nawet słowem. Ignorując go, ponownie skupiłam się na zjawisku które wcześniej obserwowałam.

— Jeśli chodzi o wczoraj, to nic się nie stało. Mówi się, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie ale to tylko takie powiedzenie. — powiedział, po czym zaśmiał się nie odrywając ode mnie wzroku. Nie patrzyłam na niego, ale czułam na sobie jego spojrzenie.

— Ciebie to bawi, dobrze wiedzieć. — wypowiedziałam pierwsze słowa. Kątem oka zauważyłam, jak uśmiech z jego twarzy zniknął od razu kiedy to usłyszał.

— Przepraszam. — odparł ściszonym głosem.

— Jak mnie znalazłeś? — zapytałam tym razem zerkając na niego. Byłam lekko pod denerwowana, ponieważ to miejsce tak samo jak mój pokój było moim azylem. Dawało mi ukojenie. Było wyjątkowe, bo było moje. Dlatego niepokoi mnie jego obecność.

Jego odpowiedź sprawiła, że zmroziło mi krew w żyłach. Zamarłam.

— Często tu przychodzę, jeszcze nigdy cię tu nie spotkałem... Chyba oboje pałamy sympatią do tego miejsca. — radosny grymas ponownie wykrzywił jego wargi. Nie chciałam by zobaczył, że jego słowa mnie przeraziły, dlatego szybko zwiesiłam głowę. Zauważył to i najwyraźniej nie mógł nie zareagować. — Wszystko w porządku? — zadał pytanie, wypuściłam powietrze z płuc.

— Tak. — nie wiedziałam czy chcę dalej toczyć tę rozmowę. Nie wiedziałam, gdzie mam spojrzeć. Złapanie z nim kontaktu wzrokowego, jest teraz ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę. Poczułam palący ogień rozlewający się po całym moim ciele, wywołany strachem.

— Powiedz, od kiedy jeździsz? — Przygryzłam lekko dolną wargę zastanawiając się, dlaczego wciąż tu jestem, a raczej dlaczego on tu jest.

— Odkąd skończyłam cztery lata. A teraz ty mi powiedz, dlaczego tak nagle się mną zainteresowałeś? — wyraźnie dostrzegłam delikatne zmieszanie na jego twarzy, lecz mimo tego odpowiedział:

— Już od dawna chciałem cię poznać. Wyglądasz tak jakbyś była do mnie wrogo nastawiona, dlaczego? Co jest w tym złego? — patrzył na moją twarz tak jakby chciał z niej coś wyczytać.

Ja robiłam coś na wzór, tylko że mi nie zależało na tym by dowiedzieć się czegoś z mimiki jego twarzy. Kiedy dokładnie analizowałam jego wygląd, zauważyłam, że błękit jego oczu najbardziej przyciąga uwagę ze wszystkich części ciała. Blond włosy minimalnie i swobodnie postawione do góry, pasują do jasnej cery chłopaka. Wyraźnie widać było, że ma zgrabną i umięśnioną sylwetkę. Obecnie ubrany był w koszulkę, której kolor przypominał wyblakłą czerwień i czarne dżinsy. Na jego szyi widniał srebrny naszyjnik z czymś co przypominało pionowo ułożony prostokąt z napisem, ale nie dałam rady go odczytać, ponieważ był za daleko.

Kiedy wróciłam do rzeczywistości, westchnęłam po czym wypowiedziałam słowa, które zakończyły rozmowę.

— Właśnie to, zostaw mnie w spokoju. — powiedziałam. Wycofałam się i po chwili galopem pobiegłam w stronę domu.

 

***

— Tato zostaw to! — krzyczałam ze łzami w oczach, ale moje błagania poszły na marne. Nie minęłam chwila a pusta butelka po wódce, przeleciała tuż obok mnie i kilka sekund później z hukiem rozbiła się o ścianę znajdującą się za mną. Gdy zorientował się, że nie trafił, chwiejnym krokiem podszedł do mnie i zamachnął się. Nie zdążyłam zareagować, co poskutkowało tym, że po chwili dostałam z całej siły pięścią w twarz.

 

Obudziłam się cała zalana potem wśród skłębionej pościeli. Zerwałam się do pionu, i przyłożyłam dłoń do czoła. Za oknem panowała straszna burza. Oddychałam szybko i płytko, opadłam z powrotem na poduszkę, próbując uspokoić moje galopujące serce.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania