Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Zapomniane Królestwo Rozdział II - Pakt z demonem

***

 

Wszyscy których znał, poza obecnymi w zamku nie żyli. Wśród nich jego młodszy brat Tares, ostatni członek jego rodziny. Zmarli setki lat temu kiedy on i reszta byli uwięzieni w ostatnim zaklęciu kapituły. Przyjaciele, ich rodziny, nawet wrogowie. Wszyscy są od dawna byli prochem. Królestwo, ich marzenie umarło wraz z nimi. Został obrabowany z rodziny , rasy i marzeń.

Na nowej ziemi miał zbudować kraj dla swoich ludzi. Razem ze swoim dworem i sojusznikami zebrał marne resztki przedstawicieli swojej rasy, by zacząć na nowo, bez obciążeń mrocznej przeszłości, bez prześladowania i uprzedzeń. Teraz to wszystko od dawna jest martwe. Ta mała elfka reaguje na niego jak jakiegoś demona nigdy, nie spotkała nikogo z jego rodzaju. To może oznaczać tylko że wszystko co stworzył, rozpadło się po tym jak został uwięziony. Możliwe że wszyscy Tauroni poza tymi znajdującymi się na zamku wymarli.

Niech ich wszystkich zaraza. Gdyby mógł osobiście wydusił by wszystkich tych zdradzieckich elfów i ludzi. Nic dziwnego że Kapituła nie miała nic przeciwko zebraniu pozostałych żywych Tauronów pod jego sztandarami. Nawet pomagali mu w jego sprawie. Zapewne od samego początku planowali wbić im sztylet w plecy a łatwiej było by się ich pozbyć gdyby byli w jednym miejscu.

Słyszał nawoływanie Redwina i jego prośby. Miał jednak wielką ochotę by pogrążyć się w swojej rozpaczy i szale jak za dawnych lat, kiedy znał tylko drogę siły i zemsty. Mimo to nadludzkim wysiłkiem woli zaczął uspokajać oddech i żądzę krwi. Redwin miał rację, jego ludzie wciąż go potrzebują, nie może pozwolić na to by znów być dawnym sobą. Musi się kontrolować i znaleźć sposób na odczarowanie swoich ludzi. Nie podda się rozpaczy ani gniewowi.

Zabrali mu prawie wszystko co miał i co stworzył, ale ma jeszcze swoich najwierniejszych towarzyszy. Już raz ich zawiódł, kiedy nie obronił ich przed kapitułą, drugi raz ich nie zawiedzie. Stracił wszystko, więc zacznie od nowa. Tym razem jednak nie da wbić sobie noża w plecy nikomu.

-Już dobrze przyjacielu, wróciłem nie martw się- odparł z wysiłkiem zachrypniętym głosem. Kharas wziął jeszcze kilka głębokich oddechów dla uspokojenia.

-Musimy odczarować naszych ludzi i zamek. Choć nie mam na razie pomysłu jak. -westchnął z rezygnacją- Próbowałem wszystkich sposobów anty-petryfikacyjnych i zdejmujących zaklęcia, żadne nie poskutkowało. To co zrobiła Kapituła nie było nawet najpotężniejszym z zaklęć. Oni po prostu włożyli w nie mnóstwo mocy. Potrzebował bym więcej siły niż mam by złamać to zaklęcie i nie mam pomysłu skąd ją na razie wziąć przyjacielu.

-Kar każde zaklęcie ma słabe strony nie ma doskonałego ataku jak nie ma i doskonałej obrony. Zaklęcie musi mieć jakiś słaby punkt.

-Masz rację my jakoś wróciliśmy do życia. Pytanie tylko jak? -podsumował po czym obaj spojrzeli z powrotem na elfkę która przez cały czas siedziała sobie cichutko i tylko słuchała ich dywagacji.

-Ty jak tu weszłaś poczułaś jakąś zmianę, wypowiadałaś jakieś szczególne formułki albo zrobiłaś coś bądź widziałaś coś nietypowego?

-Ja nie wiem o co ci chodzi dem..-powstrzymała się w ostatniej chwili, Kharas wiedział co chciała powiedzieć. Demon. Tauroni tylko z wyglądu przypominali mityczne demony. Byli wielcy silni i rogaci, i mieli mroczny kolor skóry dla prostego ludu wystarczyło to by okrzyknąć ich sojusznikami zła.

-Chodzi mi czy poczułaś coś w tej sali po tym jak tu weszłaś. Stało się coś niezwykłego? Jakiś rozbłysk hałas cokolwiek. Musi być jakiś katalizator który doprowadził do tego że wróciliśmy do życia. Zaklęcie petryfikacji nie ustępuje od tak samo z siebie.

 

***

Renna sama zastanawiała się co wydarzyło się w sali . Nie miała jednak pojęcia o czarodziejach i magii. Dla niej był to zupełnie obcy świat do którego tacy jak ona nie mieli prawa wstępu.

-Ja .. ja nie wiem, uciekałam przed nimi byłam prawie nieprzytomna ze zmęczenia i strachu-odparła otaczając się ramionami wracając do nieprzyjemnych wspomnień- Tamten którym rzuciłeś chciał mi obciąć dłoń po tym jak już mnie zbił. Potem ty dem... p.. panie- przełknęła głośno- wstałeś i wszystkich zabiłeś. Bałam się i chciałam schować za tym posągiem ale jak już się na nim wsparłam on też ożył.

-Znaczy że dotknęłaś obu posągów mhh.- przez chwilę Kharas się zamyślił po czym podjął decyzję- Choć tu dotknij też tego .-powiedział wskazując posąg krasnoluda ubranego zapewne w szaty kapłana jakiejś nieznanej jej religii- Kiedy jednak Renna nie zrobiła żadnego ruchu, ruszył w jej stronę.

-Słyszałaś co powiedziałem! Nie mam czasu na babskie nastroje- odparł chwytając ją za rękę i ciągnąć w stronę wskazanego posągu. Renna krzyknęła z bólu który zapłonął w jej boku od nagłego poruszenia ale zrezygnowała z oporu by nie pogarszać sprawy.

-Kar uspokój się bo zrobisz jej krzywdę. Tamci spuścili jej porządne manto- interweniował Redwin

-Uspokoję się kiedy ta mała zacznie wykonywać polecenia bez zwłoki- zakończył ostro protest przyjaciela, po czym przyłożył jej rękę do kamiennego posągu.

Czas mijał nic jednak się nie wydarzyło. Po chwili Kaharas zaklął po czym puścił jej rękę. Renna przyciągnęła nadgarstek i zaczęła masować bolące miejsce. Ten demon miał naprawdę mocny uścisk ale to nic zaskakującego, skoro potrafił podnieść i rzucić człowiekiem jak szmacianą lalka. Obaj magowie wdali się ponownie w dyskusję która co chwilę przeradzała się prawię w kłótnie jak rozwiązać ich problem. Renna zaś zastanawiała się jak wydostać się z tej sali, dostać do konni na zewnątrz i oddalić się jak najszybciej.

Kiedy tak ich obserwowała zauważyła że obaj szaty mają poplamione jej krwią. Temu większemu demonowi Kharasowi poplamiła kolana, gdy Teokrata chciał obciąć jej rękę. Natomiast Redwinowi poplamiła płaszcz gdy się na im wspierała. Podczas próby z posągiem krasnoluda nie miała już krwi na rękach po zabiegach Redwina. Renna zaczęła się zastanawiać czy to krew była tym czego tamci szukali. Demon mówił o katalizatorze który spowodował ustąpienie zaklęcia.

Renna zaczęła się zastanawiać czy powiedzieć im o tej krwi. Jeśli im powie może puszczą ją wolno i pozwolą zabrać dwa konie. Może udało by się jej dotrzeć do uciekinierów i co dolej? Co bym zrobiła. Jestem ledwie żywa zmęczona i połamana. Nawet gdybym dotarła na miejsce tamci mają zbrojnych i magów, nie mam szans. Gdyby udało jej się dotrzeć do siostry przed Teokratami to może. Jednak teraz kiedy jestem ranna szanse na to są równe zeru. Jak miała bym galopować przez las z połamanymi żebrami. Może jest jednak szansa. Dawni magowie byli ponoć znacznie silniejsi niż ci obecni a ja mam tutaj dwóch antycznych. Tylko jak skłonić ich by uratowali moich ludzi i siostrę. Zastanawiała się intensywnie, po czym doszła do wniosku że jej jedyną nadzieja jest przehandlowanie sposobu na odczynienie posągów. Musi zawrzeć pakt z demonem ale dla siostry była gotowa nawet sprzedać dusze. Oby tylko to zadziałało, pomyślała jednocześnie nacinając palec i rozmazując po kryjomu trochę swojej krwi na posągu krasnoluda. Efekt był piorunujący. Coś co jeszcze przed chwilą wyglądało jak idealnie wykuty kamienny krasnoludzki kapłan, w następnej chwili było już żywą istotą. Żywą i bardzo hałaśliwą.

 

***

Kharas wciąż spierał się z Redwinem, o to jaki kolejny sposób na odczarowanie dworu będzie najlepszy, kiedy za jego plecami rozległy się okrzyki i zamieszanie.

-Na cycki Mitry co się stało?- wykrzyknął Oglin syn Beredura - Na bogów czemu wszyscy są zamienieni w kamyki szefie.

-Dzięki bogom Oglin witamy z powrotem- odparł z autentyczną radością w głosie

-Szefie co się dzieje? Czemu wszyscy są kawałkami kamyków? Co z atakiem? Wygraliśmy?- rozpoczął wypytywanie zdezorientowany krasnolud.

-Uspokój się przyjacielu nie tak szybko. Redwin zajmij się Oglinem wyjaśnij mu co już wiemy, ja muszę zastanowić się jak udało się go odczarować.-wydał dyspozycje

Nie mógł uwierzyć, Oglin również wrócił do żywych. Kharas zaczął się zastanawiać które z zaklęć które rzucali z Redwinem zadziałało. Po chwili jednak zauważył uradowaną minę tej małej elfki, która wyglądała właśnie jak kot który dobrał się do całej kanki mleka. W mig się domyślił, że to nie ich zaklęcia a coś co zrobiła ta mała siksa sprawiło że Oglin został odczarowany. Błyskawicznie podszedł do niej.

-Co zrobiłaś, jak go odczarowałaś?- zażądał wyjaśnień.

-Ja ja nic ..- nie zdążyła dokończyć gdy potężna dłoń Kharasa wystrzeliła do przodu i złapała ją za gardło. Jego palce zacisnęły się na jej szyi utrudniając jej oddychanie i momentalnie uciszając.

-Kar co robisz -zapytał zaniepokojony Redwin

-Nie mieszaj się do tego przyjacielu, ta mała siksa wie jak zdjąć zaklęcie i wierz mi zaraz nam to powie po dobroci czy nie- odkrzyknął nie odwracając swojego intensywnego wzroku od przestraszonej twarzy elfki.

-Nie próbuj mnie oszukiwać elfko, bo tylko mnie bardziej zdenerwujesz. Wierz mi nie chcesz mnie bardziej rozgniewać. Teraz lepiej powiedz co wiesz -jej przestraszony wzrok szukał przez chwilę wsparcia u Redwina ale ten pokręcił przecząco głową na jej nieme błaganie o wsparcie. Kharas uśmiechnął się pod nosem. Redwin zawsze był delikatny i do rany przyłóż typem, jednak nigdy nie wystąpił by przeciw niemu, tak jak i każdy z jego ludzi. Mogli się spierać mieć inne zdania jednak gdy decyzja zapadała to jego zdanie było ostateczne, on był władcą.

-Ja powiem co wiem, ale chce paktować -wyszeptała ze strachem ale jej głosie słychać było że jest zdeterminowana. Kharas o mało co się nie roześmiał się jej w twarz. Może i był pół Tauronem tatku, niech jego dusza gnije w zaświatach, nie był jednak demonem z opowieści i bajek dla dziatwy. Całe to paktowanie i opowieści o śmiertelnikach sprzedających duszę za życzenie były bujdami plebsu. Nie wspominając że śmiertelnik na końcu zawsze znajdował sposób by okpić demona i ocalić duszę. Rozumiał że jego rasa z powodu koloru skóry i rogów przypominała demony ale tyle było z nimi wspólnego. Jeśli wierzyć legendom, to właśnie Tauroni pomogli wygrać wojny z demonami. Była to jedna z niewielu dobrych rzeczy jakie dokonali przed upadkiem. Dla zabawy Kharas postanowił jednak zagrać w grę elfki.

-Powiedz mi dlaczego miał bym w ogóle rozważać pakty z kimś tak nędznym jak ty? Z kimś kto jest całkowicie w mojej mocy. Jeśli będę chciał, wyduszę z ciebie każdą informację jaką bym potrzebował-zakończył lekko zwiększając nacisk na szyję elfki i pod opuszkami palców czując jak jej szybki puls, jeszcze bardziej przyśpiesza. Jej twarz była blada ze strachu jak prześcieradło i dosłownie trzęsła się cała. Jednak mimo to wciąż miała zacięty i uparty wyraz, znak że mała siksa nie podda się łatwo.

-Może i ci się uda demonie, ale ja dobrowolnie ci nie powiem. Zważ też że jeśli spróbujesz wydrzeć to ze mnie siłą istnieje szansa że zabiorę ten sekret do grobu.- Kharas uśmiechnął się nieznacznie pod nosem doceniając jej upór mimo że z drugiej strony strasznie go drażnił.

-Może nie zdajesz sobie sprawy ale gdybym chciał, mógł bym wycisnąć to z ciebie na torturach a Oglin krasnolud którego właśnie odczarowałaś pilnował by, byś nam nie zeszła przed wcześnie z tego padołu łez. Więc jak widzisz wcale nie masz tak silnej karty jak ci się zdaje.- podsumował ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.

-Ja ja nie mogę, nie poddam się. Dla mnie to ważniejsze niż moje życie. Jeśli chcesz potworze to rób najgorsze, wiedz jednak że nie poddam się i prędzej zginę.- ostatnie zdanie prawie wykrzyczała w jego twarz, a w jej oczach lśniły powstrzymywane łzy. Kharasa nie wzruszały łzy niewiast czy dzieci, co najwyżej irytowały. Doceniał jednak odwagę. Ponadto mimo tego co powiedział istniało ryzyko że gdyby próbował wydusić to z niej siłą mógłby ją zabić i stracić mnóstwo czasu na przywracaniu jej do życia.

-Mów czego chcesz elfko i oby nie było to nic nierealnego. – wypowiadając to czuł na plecach zdziwiony wzrok Redwina i Oglina. Jeśli będzie od niego chciała jakiś cudów może zawsze wrócić do planu a, wyciśnięcia zeznania siłą.

-Naprawdę spełnisz moje życzenie?

-Jeszcze nie wiem. Jeśli będzie realne. Może, nic nie obiecuję. Więc streszczaj się i nie marnuj mojego czasu. Pamiętaj jednak, paktowanie kosztować cię będzie więcej niż tylko sposób na odczarowanie moich ludzi. Jeśli spełnię twoje życzenie twoja dusza będzie moja. -zakończył, choć sam nie wiedział dlaczego dołożył ostatni warunek. Może chciał się zabawić jej kosztem. Przez chwilę elfka była skonsternowana i przerażona ostatnim warunkiem, jednak po chwili wyraz zacięcia i zdecydowania powrócił na jej twarz.

-Chcę byś uratował moją siostrę Telię z łap Teokracji. -trochę go tym zaskoczyła. Spodziewał się raczej że miała zamiar ratować swoją skórę czy coś podobnego.

-Wyjaśnij dokładnie o co ci chodzi.-Odparł po czym puścił jej gardło i następnie poświęcił trochę czasu na wysłuchanie jej historii i tego co doprowadziło tę elfkę, do jego twierdzy.

-Podsumujmy więc. Twoja siostra znajduje się teraz bogowie wiedzą gdzie. Ścigana przez około trzydziestu zbrojnych i dwóch magów. Twojej tak zwanej Teokracji i ty chcesz żebym ją odszukał i przyprowadził z powrotem całą i zdrową ? O nie zapominajmy o reszcie ilu ich jest stu czy dwustu uchodźców.

-To nie jest moja Teokracja-odparła lekko poirytowana

-Nieważne twoja siostra może już nie żyć a ty chcesz żebym porzucił swoją twierdzę i niczym rycerz z legend, najpewniej jeszcze na białym jednorożcu popędził jej na ratunek. Ha ha ha zabawne ale nie. Oglin szykuj się zaraz wyduszę z niej informację, a nie chcę żeby mi tu padła zanim wyjawi co wie.- Zanim jednak ktoś zdążył coś zrobić elka wyciągnęła nie wiadomo skąd mały kozik i przystawiła sobie do gardła

-Jeden krok czy gest w moją stronę a zabiorę swoja tajemnicę do grobu demonie- zagroziła drżącym głosem ale w oczach widać było zdecydowanie.

-Nie wygłupiaj się, to co wiesz nie jest warte twojego życia, a Oglin i tak postawi cię na nogi.

-Moja siostra jest tego warta, mam tylko ją a ona mnie, jeśli nic nie zrobię może ją czekać los gorszy od śmierci a ja obiecałam że zawsze będę się nią opiekować. To moja jedyna rodzina i obowiązek jako starszej siostry, coś czego demon jak ty nie zrozumie.

Czy ją rozumiał? Oczywiście znał miłość nienawiść nawet strach nie był mu obcy. Przecież po tym co się stało jasne było że stracił młodszego brata Taresa. Nigdy nie byli blisko ze sobą ale to była jedyna rodzina jaką miał na tym świecie. Wciąż jeszcze tak do końca nie ogarnął wszystkich implikacji tego co się stało. Jedno było jednak pewne, został na świecie sam możliwe że nawet był jednym z ostatnich przedstawicieli swojego rodzaju, więc mimo wszystko trochę ją rozumiał, lepiej niż sam przed sobą to przyznawał. Ponadto nie wiedział ile czasu wyciągał by z niej informację. Istniała też malutka szansa że wskrzeszenie się nie powiedzie a to było by problematyczne. Czy mógł podjąć ryzyko? Nawet jeśli było ono małe.

-Dobrze zgadzam się. -odparł w końcu zaskakując ją, Rewdina i Oglina a najbardziej to chyba siebie.

-Twoja dusza i sekret za życie twojej siostry. Módl się abym był zadowolony z paktu, bo ty pierwsza odczujesz moje niezadowolenie. Opisz mi jej wygląd ale streszczaj się z tego co mówiłaś nie mam aż tak wiele czasu.

Następnie wysłuchał opisu poszukiwanej oraz wszystkiego co wiedziała o ich ostatnim miejscu pobytu. Gdy skończyła, zdecydował jak najlepiej podejść do rozwiązania problemu.

-Redwin

-Tak władco-odparł mag prostując plecy po tonie poznał że nie czas na żarty

-Przygotuj się wejdziemy eter. Ona twierdzi że tych uciekinierów ściga dwóch magów. Jeśli ich znajdziemy znajdziemy też zbliżoną lokację jej siostry.

Redwin skrzywił się wyraźnie z niezadowolenia, nie zaprotestował jednak. Kharas uśmiechał się lekko pod nosem, dobrze wiedział że jego przyjaciel, mimo że był jednym z najpotężniejszych znanych mu magów, nienawidził podróży w eterze. Sam trochę go rozumiał. Eter był jakby przestrzenią między światem śmiertelników a siedliskiem bogów, często określanym jako nieświat. Wypełnionym w całości magiczną energia, był karykaturą świata śmiertelników rozmytym i wynaturzonym odbiciem. Magowie od lat spierali się czy w końcu uda się przebić przez nieświat do domu bogów i spotkać ich wreszcie w materialnej postaci, ale za jego czasów nikomu się to nie udało. Tylko najpotężniejsi magowie potrafili przedostać się tam w duchowej lub nawet cielesnej postaci, zawsze wiązało się to jednak z ogromnym wysiłkiem. Ponadto przebywając w eterze mag był bardziej narażony na ataki niż w realnym świecie i łatwiejszy do wykrycia. Sama obecność w tym planie, mocno przytępiała zmysły żywych istot, co było dość nieprzyjemne dla niektórych, często opisywane jako choroba eterowa. Tym razem jednak Redwin nie miał szans się wyłgać, nie mieli czasu a dwóch magów poradzi sobie z tym znacznie szybciej.

Obaj wzięli na początek kilka głębszych oddechów i przygotowali się mentalnie na szok , po czym wymówili formułkę przejścia. Jak tylko skończyli w ich zmysły uderzyło mnóstwo nowych doznań w większości nieprzyjemnych. Redwin jako słabszy z nich odczuł to jeszcze gorzej jak połączenie choroby morskiej z kacem i zapewne walczył z całych sił by nie zwymiotować. Wszystko to trwało jednak tylko chwile i gdy się uspokoiło obaj unosili się w eterze nad Eborem. Wszystko wydawało się w tym stanie przytępione i lekko rozmyte. Kharas nigdy nie wiedział czy to co widzi to prawdziwe odbicia eteru czy jego zmysły tak po prostu interpretują ten plan egzystencji. Nie miał jednak czasu na rozmyślania nad naturą tego miejsca. Im dłużej się tu przebywało tym łatwiej było ich wykryć, jeśli ktoś by ich szukał, w co osobiście nie wierzył. Jeśli wrodzy magowie byli w miarę dobrzy, mieli małą zorientować się że ktoś niedaleko wszedł do nieświata.

-Nie ma ich na zachodzie. Może ty ich namierzyłeś Red?- zapytał bezbarwnym głosem przyjaciela.

-Nie ma ich na wschodzie – oparł głucho Redwin i gołym okiem było widać że się męczy, na czoło wystąpiły mu krople potu a cała twarz ściągnęła się w nieprzyjemnym wyrazie.

-Dobrze sprawdzę północ a ty południe-zanim jeszcze dokończył jego jaźń już przeszukiwała już ten teren. O ile w nieświecie nie było widać nigdy żywych istot jak ludzie czy zwierzęta, o tyle magię i jej skupiska jak magowie i artefakty świeciły się jasno jak ogniska w mrokach nocy. Nie od razu dostrzegł jakby dwa płomienie światła zmierzające na północ północny-zachód od jego pozycji.

Przez chwilę badał znalezisko nie będąc pewnym czy to poszukiwani magowie. Za jego czasów magowie dawali znacznie większy płomień mocy. Te dwa źródła jednak miały mocy najwyżej tyle co czeladnicy czy nowicjusze. Więc albo tamci wiedzieli jak się nieźle osłonić albo byli bardzo słabi jak na jego standardy.

-Redwin Północ północny zachód skup się tam. -nakazał przyjacielowi rzucić na jego znalezisko okiem.

-Dwa źródła wyjątkowo słabe, jak na magów -stwierdził tamten

-Jedyne źródła w okolicy. Może potrafią się osłonić.-rzucił przypuszczenie.

-Nie. Osłonięci dawali by inny płomień ten jest normalny tylko słabszy od zwykłych, przyjrzałem się uważnie.- odparł mechanicznie Redwin, eter dawał się mu we znaki mocniej i silniej od Kharasa i zaczął go już mocno męczyć.

-Dobra wychodzimy to muszą być oni oznaczę ich, rzeczywiście są słabi, nie powinni tego nawet zauważyć.-Kharas zdecydował że nie ma co męczyć się bardziej niż potrzeba, wypowiedział zaklęcie oznaczenia celu po czym dał znać Redwinowi że to koniec.

Obaj wymówili zaklęcie powrotu i znów zalała ich fala nudności i kakofonia przytępionych wcześniej dźwięków i czucia. Przez chwilę obaj ciężko łapali powietrza starając się nie zwymiotować na posadzkę i uspokoić zawroty głowy. Kharas jako silniejszy i wprawny w podróżach po eterze prawie od razu doszedł do siebie.

-Wyruszam sam, wy dwaj zostanie i pilnujcie naszego gościa – wydał polecenie wskazując elfkę

-Nie spuszczajcie jej z oczu a gdyby coś kombinowała po prostu ją sparaliżuj do mojego powrotu.

-Jesteś pewien że nie mam ruszyć z tobą Khar, w końcu to dwóch magów i oddział zbrojnych, przydał bym się na polu bitwy- zapytał podchodząc Oglin.

-Nie nie ma potrzeby, przeciwnicy są żałośnie słabi a zbrojni nie stanowią dla mnie przeszkody. Możesz jednak zająć się naszym gościem. Miała dzisiaj dzień pełen przygód że tak powiem.

Na tym zakończył dyskusję Krasnolud poczłapał zawiedziony w kierunku elfki. Ta zaś cały czas nie spuszczała z niego wzroku. Na jej twarzy malowała się cała gama uczuć strach że zapewne sprzedała właśnie duszę, nadzieja że ten dotrzyma słowa i niepokój o to co nastąpi potem. Jego to jednak mało co obchodziło. Zgodził się tylko z dwóch powodów.

Po pierwsze nie był stu procentowo pewien czy wyciągnął by z niej sposób na odczynienie swoich ludzi dość szybko. Ponadto trochę blefował z możliwościami Oglina. Co prawda ten mógł wskrzeszać zmarłych niedługo po ich zejściu, posiadając ich ciało. Jednakoż proces wskrzeszania mógł trwać wiele godzin, sam zaś wysiłek jaki przechodziło ciało wskrzeszonego, był dla niego katastrofalny. Słabsze osoby potrzebowały by nawet tygodni na dojście jako tako do siebie. Zdarzały się też jednak przypadki powstania osobników na granicy życia i śmierci, nie reagujących w ogóle na bodźce zewnętrzne. Elfka zaś nie wyglądała wcale na osobę zbyt silną ponadto jej ciało już przeszło nie lada wysiłek.

Po drugie wciąż był wściekły i buzowały w nim gwałtowne emocje, potrzebował czegoś by dać temu upust, najlepiej w czystej nieograniczonej agresji. Z jej opowieści zaś zorientował się że Teokraci, byli bandą ksenofobicznych rasistów, bez których ten świat się obejdzie.

Gdy tylko Oglin rozpoczął inkantować kapłańskie zaklęcia lecznicze, odwrócił się i udał do wyjścia. Na zewnątrz słońce osiągało powoli kres wędrówki i grzało jeszcze w miarę przyjemnie jego skórę. Mimo że dla niego minęło dopiero godzina od momentu gdy został zamieniony w kamień dla reszty świata minął ponad tysiąc lat. Jego zamek Ebor otaczał teraz gęsty las, jednak kiedy ostatnio cieszył oczy widokiem okolicy, po horyzont ciągnęły się same pola uprawne i gaje owocowe i się pod jego władaniem. Serce jego nowego królestwa. Teraz to wszystko jest już antyczną historią

Przez chwilę rozkoszował się ciepłem słońca mając na dzieję rozgrzać mróz który skuł jego serce, po tym jak na własne oczy zobaczył jak zmienił się ich świat. Po chwili wypowiedział zaklęcie i wzbił się w powietrze na kilka metrów, nawigując myślami ruszył ze znaczną szybkością ponad czubkami drzew. Jego oznaczenia działało wyraźnie i bez zakłóceń, najlepszy znak że przeciwnicy nie mieli pojęcia że ich śledził. Z jednej strony to dobrze, zadanie będzie łatwe i proste ale z drugiej nie będzie żadnego wyzwania ani satysfakcji. Może uda mu się chociaż ukoić wściekłość która w nim kipi.

 

***

 

Inkwizytor Feren miał paskudny humor, mimo że w końcu dopadli prawie dwie setki nieludzi za którymi ganiali przez dwa dni, od całej tej jazdy konnej bolały go plecy i siedzenie.

Gdy był młodym adeptem sztuki podczas zajęć magii bojowej jego tarcza ochronna przedwcześnie opadła i magiczny pocisk trafił go w plecy. Pocisk nie był nawet w połowie tak silny jak normalny bo były to tylko ćwiczenia ale i tak wyrządził potężne szkody. Od razu użyto też na nim magii leczniczej ratując mu praktycznie życie. Mimo to pozostał trwały uraz i każda dłuższa jazda konna okupiona była silnym rwaniem w krzyżu. Co bardzo źle wróżyło dla tych parszywych nieludzi.

Uciekinierów dopadli przy niewielkiej rzeczce zanim ci zdążyli się przeprawić na drugą stronę. Ich oddział błyskawicznie oflankował, po czym otoczył grupę. Uchodźcy w większości składali się z kobiet i dzieci ale było też dość dużo mężczyzn, żaden jednak nie wyglądał na żołnierza, sami wieśniacy i mieszczuchy. Ponad połowę stanowiły elfy, potem niziołki i trochę starych krasnoludów. Tylko ci ostatni mogli sprawić kłopoty dlatego też jako jedyni zostali od razu porządnie związani. Reszta nieludzi w tym czasie stłoczyła się w małe grupki odpowiadające zapewne więzom rodzinnym. Dzieci szukały ratunku w matczynych spódnicach a te ostatnie zaś w ramionach mężów.

Dzisiaj jednak nie będzie żadnego komfortu i bezpieczeństwa. Tych którzy opuszczą tę polanę żywi czeka tylko niewolnictwo i ciężka praca przez resztę życia i anonimowy grób na koniec. Los niewolnika jest parszywy ale wciąż lepszy niż natychmiastowa śmierć. To jednak nie będzie los wszystkich tu obecnych.

Od wygranej wojny z Królestwem sprzed trzech miesięcy, Teokracja miała wolną rękę do działania w Środkowych Marchiach, najazdy Teokraci urządzali co roku. Mniejsze grupy łowców niewolników działały cały czas, dostarczając świeży towar dla rozwijającej się gospodarki kraju. Jednak po tym kiedy siła Królestwa Tesarii została złamana, proces ten przybrał rozmiar katastrofalny dla nieludzi. Już nie samotne bandy łowców pustoszyły kraj a zorganizowane oddziały wojskowe. Ze wsparciem inkwizycji i duchowieństwa, Teokraci wbili się głęboko w Marchie i wyglądało na to że zamierzają już na stałe podporządkować sobie te tereny a ich mieszkańców obrócić w niewolników bądź wyrżnąć do nogi. Teokraci sięgali dalej niż przyznawano im to w porozumieniu pokojowym z Tesarią, jednak ta ostatnia nie miała już siły by przeciwstawić się pogwałceniom traktatów.

Jednakże akcja rodzi także reakcję. Wiele sił zostało odwołanych do kraju, uszczuplając zasoby ludzkie które miały spacyfikować nowe terytoria. Nie było wielką tajemnicą że Teokracja szykuje się do kolejnej wielkiej ofensywy na wiosnę, nie wiedziano tylko gdzie. Królestwo obawiało się zapewne że chcą iść za ciosem i uderzyć w samo serce ich państwa, dlatego też fortyfikowali się jak mogli i całkowicie porzucili tereny zamieszkane w większości przez inne rasy, które były z nimi w sojuszu bądź zależności lennej.

Niestety na terenach okupowanych jak grzyby po deszczu wyrosły bandy partyzanckie, atakujące siły Teokracji, polujące na nowych niewolników. Partyzanci w niczym nie ustępowali okrucieństwem swoim prześladowcą i z czasem ich szeregi rosły a Teokraci mimo że wciąż mieli przytłaczającą przewagę, zwłaszcza dzięki zastępom magów, zaczęli ponosić straty. Patrol tu, zasadzka tam, i powoli z małego problemu rodził się poważny problem. Bandy atakowały transporty niewolników uwalniając pobratymców i grabiły dostawy żywności dla stałych garnizonów okupujących te tereny. Co jednak najbardziej obrzydliwe większość mieszkających w Marchiach ludzi sprzyjała partyzantom albo pozostawała neutralna. Feren nie rozumiał jak oni mogą zdradzać swoją rasę dla tych robali.

Ich bóg Artun pokazał im drogę. Drogę ognia i miecza, która doprowadzi ludzkość do świetności. Czas elfów minął i nastanie nowa era. Ich era. Dlaczego ci ludzie tego nie widzą, tak wyraźnie jak on i jego pobratymcy pozostawało dla niego zagadką. On miał w sercu płomień wiary, który zaniosą wraz z braćmi do wszystkich krain Eosji, choćby zajęło im to całe wieki, miał pewność że im się uda, gdyż Artun stał po ich prawicy.

Feren i Rallon byli wschodzącymi gwiazdami inkwizytorium. Obdarzeni mocą wciąż młodzi w wieku czterdziestu lat jako drugie pokolenie magów, osiągnęli już trzeci krąg magii, drzwi najwyższych kręgów wydawały się stać dla nich otworem. Ich dzieci również wykazywały wrodzony talent a część kończyła już szkolenie magiczne. Jeśli dobrze się spiszą sam Patriarcha może spojrzeć na ich linię krwi łaskawym okiem. Kto wie, nowe tereny potrzebują nowych biskupów a na świeżo podbitych ziemiach biskup inkwizytor może być najlepszym wyborem. Brakowało im szlacheckiej krwi więc w stolicy i samym inkwizytorium raczej nie zajmą eksponowanych stanowisk ale prowincje stoją w zasięgu ich możliwości. Zwłaszcza że razem mieli większą siłę przebicia niż osobno.

Teraz jednak musieli zając się sprawą partyzantów. Obaj na zmianę wybierali kogoś z tłumu na chybił trafił i rozpoczynali przesłuchanie. Po czym żołnierze odnosili na bok ciało nieszczęśnika. Na razie nic ciekawego się nie dowiedzieli ale po prawdzie Teokracja nie potrzebowała aż tylu nowych niewolników, od wiosny ich ceny z czasem poszybowały w dół, gdy z Marchii trafiły pierwsze wielkie transporty nowych nieszczęśników. Dlatego też można było sobie pozwolić na uszczuplenie obecnych tutaj o kilka kolejnych sztuk.

Kolejną wybraną ofiarą został młody elf. Kto tam jednak wie ile ma on lat, równie dobrze może mieć szesnaście jak i trzydzieści, w końcu dorastają znacznie wolniej niż ludzie i żyją grubo ponad dwieście lat. Był to właściwie jedyny powód by zazdrościć temu robactwu, ale on jako mag i tak będzie żył znacznie dłużej niż zwykli ludzie.

-Jak się nazywasz i skąd pochodzisz ?- rozpoczął przesłuchanie.

Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi. Niedorostek wielkimi ze strachu oczyma wpatrywał się w kupkę ciał poprzedników złożonych kawałek dalej i zwisał w uścisku żołnierzy jak szmaciana lalka. Feren skinął głową dziesiętnikowi jazdy Geronowi.

Ten westchnął z irytacji podszedł do ofiary trzymanej przez dwóch rosłych żołdaków i rozpoczął na odlew policzkować młodego elfa. Dopiero to go otrzeźwiło. Jednak jego krzyki i błagania szły na marne i nie powstrzymały twardej ręki sierżanta nawet na chwilę. Dopiero kiedy poszła pierwsza krew z rozbitych dziąseł i luków brwiowych, Feren dał znać że na razie starczy. Ignorując jęki i płacz rozpoczął przesłuchanie.

-Imię i miejsce pochodzenia i lepiej odpowiadaj bo dziesiętnik dostanie okazję na kolejną rundę z twoja twarzą ostrouchy.- młody spojrzał z lękiem na górującego z boku człowieka, przełkną głośno i łamiącym głosem odpowiedział

-Nazywam się Itani z.. z miasteczka Trisan … panie

-No widzisz od razu lepiej. Trisan powiadasz kawał drogi chłopcze, gdzie twoja rodzina?

-Jaaa ja jestem sam -odparł jąkając się niedorostek, nerwowo rozglądając się na boki

-Sam jeden niedorostek pokonałeś taki kawał drogi z nad wybrzeża. Dzielny jesteś smarkaczu. Więc skoro pokonałeś taki szmat drogi to na pewno wiele widziałeś co nie? I założę się że grzecznie i z chęcią podzielisz się z nami tym co wiesz i wtedy..

-Ależ wielki panie ja nic nie widziałem ja ..

-Zamilcz smarkaczu! Nie wiesz że inkwizytorowi się nie przerywa. Dziesiętniku jeszcze parę razy by nauczyć gnojka manier-rozkazał Feren

- Nie panie proszę ja nie chiał...-ostatnie słowa urwały się kiedy żołdak znowu rozpoczął bezlitosne bicie chłopca. Na nic się zdały błagania i płacz, skończył dopiero na ponowny znak inkwizytora. Feren nie zważając na łkanie młodego elfa rozpoczął na nowo

- Słuchaj brudny smarku. Do Trisan jest kawał drogi. Ponadto musieliście pokonać Bukowy Las teren działania partyzantki tak zwanego Czerwonego Lana. Nadążasz za mną co nie? -Feren poczekał na skinienie jeńca

- Więc teraz grzecznie powiesz mi jakiej pomocy udzielił wam Lan . Opiszesz mi jego ludzi i wszystkich którzy zapewne dołączyli do niego odłączając się od waszej grupy. Gdzie i kiedy ich spotkaliście. Jaką broń mieli i jakiej pomocy wam udzielili, co mówili, jak wyglądali. Rozumiesz gnojku? Jeśli powiesz wszystko to masz szansę dożyć późnej starości na folwarku jakiegoś szlachcica. Jeśli nie, cóż dołączysz do twoich poprzedników tam- zakończył wskazując dobitnie na okaleczone poskręcane ciała poprzednio przesłuchiwanych.

-Taaak paaannie rozumien, ale ja nie wiem paanie nie wiem, proszę mnie więcej nie bić, ja jestem samo jeden rodzice pomarli a ja podróżowałem po nocach, nie spotkałem Czerwonego ani nikogo innego dopóty nie trafiłem na te grupę.

-Och gówniarzu to co do tej pory doświadczyłeś ty i twoi przednicy było pieszczotą. Zanim z tobą skończymy wyśpiewasz nam całą prawdę albo twoja podróż skończy się tutaj -odparł prawie delikatnie Feren.

-Proszzzzę panie ja nie wiem ja nieee wiemmmm- ledwo wykrztusił poprzez łzy młody elf.

-Widzę że jesteś uparty i hardy, ale nie bój się popracujemy nad twoją hardością. O tak z tobą popracujemy znacznie więcej czasu. Sierżancie przygotujcie go do chłosty. Myślę że dziesięć na dobry początek, potem będziemy dodawać więcej.

-Tak jest mistrzu. No słyszeliście chłopaki przygotujcie więźnia.

-Taaa jest panie sierżancie- odparli chórem.

Z chłostą był jednak mały problem. Na polanie nie było nic do czego można było by ofiarę przywiązać. Problem rozwiązano w końcu w prosty sposób. Dwóch rosłych żołnierzy stanęło po bokach i przywiązało po linie do rąk młodego elfa, po czym odeszło na kilka kroków napinając linę i rozciągając boleśnie jego ramiona ,zapewniając przy okazji dodatkową torturę dla młodzieńca, który lękliwie spoglądał za siebie na przygotowującego się do chłosty Gerona.

Pierwszy raz wyrwał okrzyk zarówno bólu jak i zaskoczenia. Młody pewnie nigdy w życiu nie doświadczył niczego tak bolesnego. Błagał o zmiłowanie swoich oprawców ale nie było żadnego, raz po raz jego drobne ciało wstrząsane było kolejnymi razami, głośno odliczanymi przez dziesiętnika wykonującego karę. Zanim ten skończył odliczać do dziesięciu, młody opadł bezwładnie na linach, stracił przytomność.

Feren miał właśnie rozkazać ocucenie więźnia, kiedy usłyszał głośne oklaski. Jak na komendę on i wszyscy obecni odwrócili się w kierunku z którego dochodziły. Wszyscy byli skupieni na przedstawieniu więc dali się zaskoczyć, teraz żołnierze sięgali do mieczy i kusz.

Z lasu nadchodził postawny obcy ubrany w doskonale skrojony strój z wysoko gatunkowych materiałów, w kolorach czerni i bieli, które aż krzyczały o wysokim statusie społecznym właściciela. Oblicze przybysza przysłaniał kaptur, ponadto słońce zachodziło mu za plecami, więc nie można było nawet porządnie przyjrzeć się jego twarzy. Podchodził powoli bliżej, wciąż klaskając ale z jego sylwetki i sposobu w jaki to robił biło lekceważenie.

Feren zjeżył się wewnętrznie z irytacji, od tajemniczego gościa aż biło pogardą, podkreślał to każdym ruchem i gestem. Jeśli można było kogoś zniechęcić do siebie od pierwszego wejrzenia to ten obcy wykonywał mistrzowską robotę. Teraz też można było docenić jego rozmiary górował on nad każdym obecnym na polanie co najmniej o głowę. Zatrzymał się od nich kilkanaście kroków, nie na tyle by można dojrzeć kto kryje się pod kapturem ale nie za daleko by utrudnić rozmowę.

-Cóż za osiągnięcie. Dzielni wojacy katujący elfie dziecko, tylko pogratulować męstwa i odwagi - odparł obcy głębokim głosem z którego aż sączyła się ironia i pogarda.

Feren najchętniej w tej chwili upiekł by obcego jednym zaklęciem ale Artun nie spoglądał łaskawym okiem na zabijanie ludzi, chyba że robiło się to dla jego chwały. Patriarcha ponadto kazał inkwizycji zjednać do siebie miejscowych ludzi a arystokrację w szczególności. Obcy niestety wyglądał jak ktoś z arystokracji. Pytanie tylko co robił by samotny szlachcic w lesie o tej porze. Najpewniej odłączył się od swojego orszaku podczas polowania.

Feren przełknął gniew i gorycz. Mimo że sam pochodził z gminu, fakt wyniesienia do rangi mistrza magii i inkwizytora w strukturach kościoła stawiał go na równi ze szlachtą, nawet w randze barona. Czy ci ostatni przyjmowali to do wiadomości czy nie. Wciąż czuł się jednak gorszy od szlachetnie urodzonych.

-Kim jesteś i czemu mieszasz się w sprawy kościoła matki ?-zapytał najzimniejszym głosem jakim potrafił

-Och nie zapomniałem się przedstawić dzielnym wojakom. Pozwólcie że naprawię ten błąd.- odparł obcy wciąż przepełnionym kpiną głosem

 

***

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania