Życie anioła; Prolog
Oślepiające promienie słońca przedzierały się przez ciemne rolety. Mamrocząc, zaczynam swój kolejny dzień, który od razu jest przeklęty. Przepełniony mocą, zaklęciami i magią. Tak, moc gniewu, ciche lub głośne zaklęcia wobec krzywd i magia mroku. Czyż to nie piękne? Wracając do monotonnego poranka, z ledwością otwieram oczy, przy czym analizuje to, co ma się dziś dziać i wracam do pozycji wyjściowej. Niestety, natura nie daje za wygraną. Siadam z zamkniętymi oczami, bosymi stopami dotykam lodowatej podłogi i mam ochotę zniszczyć cały świat. Może to jedna z moich mocy? Fajnie by było. Cóż, dzień jak co dzień. Szkoła, dom, raczej nic ciekawego. Lecz mus to mus.
- Gotowa? - zapytał, rozpromieniony głos wbiegając do pokoju. - Dziś już czwartek, szybko to minęło, prawda? Jeszcze trochę i weekend, znowu spędzimy razem czas. Będzie tak super! - dodała, Alice.
Owa dziewczyna to córka mojego ojca. Powinnam napisać, że to siostra, tak wiem. Niestety tego nie zrobię, bo za siostrę jej nie uważam. Rozwijając lekko temat, ta roztrzepana istota jest przyszywaną córką ojca, za długa historia. Nie o tym to wszystko będzie, więc może powiem coś o sobie?
Nazywam się Zuzanna, imię jak imię. W sumie tyle starczy. Będę tajemnicza i więcej nie powiem.
- Cieszysz się, prawda? Będzie świetnie! - z rozmyśleń wyrwał mnie głos Alice.
Niechętnie wymamrotałam jej to, co chciała usłyszeć i ruszyłam do łazienki się ogarnąć. W domu mieszkam z ojcem, Alice, Laurą, Tomkiem i mamą. Jak na dzisiejsze czasy to spora rodzina. Z rodzicami utrzymuję chyba dobre kontakty, choć prawie ich nie ma w domu. Kwestia przyzwyczajenia, każdy dzień zaczynałam tak samo i kończyłam w równie podobny sposób.
Po porannej toalecie, która nic nie pomogła mojemu nastrojowi, ruszyłam zwojować świat w kuchni. Fakt, ciemne ściany i w sumie wszystko było w niej ciemne. Gusta mej rodzicielki, jak chciała, tak miała. Ojca było stać na jej zachcianki, w końcu dobrze rozwijająca się firma to nie byle co.
- Witam Cię, córeczko. Co byś zjadła? - zapytała matka, wpadając do kuchni niczym ninja.
- Wystraszyłaś mnie, tak w ogóle to cześć. Mamo... Nie jestem małym dzieckiem, sama sobie zrobię. - odrzekłam i zaczęłam przygotowywać śniadanie.
- No tak, w końcu ile to już lat? Siedemnaście? Niedługo zostawisz nas tu, wyruszysz w świat. - kobieta, zaczęła dialog sama do siebie. - Ach, jak ten czas szybko leci. Niedawno taka mała, a teraz już wkraczasz w dorosłość.
Tak to jest biadolenie mojej mamy, zawsze wyolbrzymia i histeryzuje. Pomimo wszystko kocham ją, to chyba rzecz jasna. Moje serce nie jest do końca z kamienia. Wyszłam z domu, zarzucając płaszcz i plecak na ramiona. Wiosenne powietrze otuliło mnie swą nagością. Nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie lęku i przerażenia. Zatrzymałam się na skraju chodnika i rozejrzałam do okoła, żadnej żywej duszy i cisza, wszędzie dokoła bezwzględna i głucha cisza.
******************
Od autora : Więc tak... Dawno mnie tu nie było, a z racji tego, że ogarnęła mnie wena do czegoś nowego to i jest. Zależy mi na waszych opiniach. Pozdrawiam cieplutko.
Komentarze (7)
Opisy urzekające, już po pierwszych trzech zdaniach wiedziałam, że będzie warto czytać. Subtelnie napisane, mimo użycia dosyć"twardych" słów. Dialogi naturalne, przyjemnie wpłynęły na mnie. Bohaterka wydaje się być ciekawą osobą, mam nadzieję, iż niedługo dowiemy się o niej czegoś więcej. Dobry początek opowiadania. Pozdrawiam, kolorowych snów. Świetnie wyszło. :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania