Δ
Zimy w tamtej okolicy były wyjątkowo srogie. Zdarzało się, że bydło zdychało z mrozu, czasami też nieuważni ludzie. Nikt nie chciał wychodzić z domu. Powietrze przesiąknięte było przygniatającym strachem, choć nie powinno tak w ogóle być. Powinni się przyzwyczaić. Przecież było tak od zawsze. Nikt jednak ich nie nauczył, jak się nie bać. Ludzie mieszkający w wiosce od zawsze zamykali się w przytulnych kokonach, tak jakby pory roku nie istniały.
Błąd.
Brak ingerencji to przyzwolenie na działanie sił, które winny być uśpione. A było tak od zawsze. Miały więc dużo czasu by dobrze się rozbudzić, co przyniosło koszmarne konsekwencje. Kara zaklęta w mrozie, zawsze wracająca i ciągle ignorowana.
Co z tego, że jeden po drugim ginęli. Niech umrą. Zostaniemy sami. Odejdziemy w spokoju. Bez krzyków. To piękna śmierć. Ryzyko to okropne zaniedbanie, coś czego nie wolno się dopuszczać. Zmarznięta woda jest zbyt groźna. Mróź jest zbyt drażniący. Potwór jest zbyt brutalny, gdy pożera syna sąsiadów.
Nie, nie chcemy się ratować. Po co. Niech to się skończy wraz z kolejną zimą. Co? Tak, poczekamy. Nie śpieszy nam się. Mamy dużo dzieci.
~
Oczy Iwanki rozbudził nadnaturalny blask. Przykryta ciężkim kocem podniosła powiekę, by rozejrzeć się wokół. Mama stała przy kuchence, mruczała pod nosem piosenkę. Tata wyszedł, ale zostawił błoto na podłodze i stukający o tylną ścianę dźwięk rąbanych drewien. Dziewczynka przekręciła się, sięgnęła po leżące przy niej małe lustereczko. Kosmyki włosów uciekały spod wełnianej czapki, zmęczone oczka odbijały mętne światło wpadające przez niedomyte okno. Wszystko było w porządku, wstała, przywitała mamę kruchym głosikiem łamanym przez chrypkę.
Cisza.
Szum za oknem, nie od kuchenki. Wiatr miotał sosnami. Znowu się zaczęło. Dziewczynka wyleciała spod koca, przylgnęła do smukłej sylwetki matki. Łzy. Zaczęła płakać. Nie chciała. Pobrudziła kuchenny fartuszek. "Proszę, nie. Nie chcę" - próbowała powiedzieć, walcząc z załamanym głosem. Milczenie. Nie mogła wydusić z siebie tych pełnych przerażenia słów. Zaczęła się miotać, szarpnęła niewypraną sukienkę. Zero reakcji. Oczy zbyt wysoko, by mogła je dojrzeć. Puściła matkę. Oddaliła się. Chciała wyjść. Pułapka. Drzwi zamknięte. On już tu był.
"Pamiętajcie, potwory nie wybierają dzieci. One losują. Ciągną za słomkę z twoim imieniem."
Krzyk rozlał się po drewnianej podłodze, odbił się od skutych mrozem szyb, przeleciał przez zrozpaczony umysł matki.
Wszystko się działo za jej plecami, ale czuła się tak, jakby widziała wszystko bardzo dokładnie.
Najpierw nóżka. Jedna, druga. Chrup, chrup, chrup. "Nie! Nie!". Łzy. Dużo płaczu. Słona krew. Więcej, więcej. Próbuje uciec. Czołga się. Drapie skórę przy kostce. Przejeżdża paznokciami po nieruchomej nodze. "Mamo, mamo!". Nie słyszy. Ona nic nie słyszy. Ból. Ona i ona. I potwór. On najbardziej cierpi. Rozdrapuje plecy. Jak tarka. Zdziera skórę jak folię z czekolady. Obiera ją jak mandarynkę. Ale tylko tam. Twarz musi zostać. Jest najcenniejsze. O, jeszcze żyje. Drży. Już umilkła. Dusi się własną krwią. Wszystko czerwone. Ubrudziła sobie dłonie. Patrzy. Nadal stoi. Chce więcej. Zdziera czapkę z roztrzęsionej głowy. Brutalnie. Włosy uwolnione. Góra. Złapał za nie. Tnie. Przy skórze. Kukła opada. Jeszcze żyje? Może. Nadal drży. Oczy. Jej oczy! Jeszcze nie zgasły. "Biorę na wynos" - cichy szept. Wychodzi. Wziął ją ze sobą. Na plecy. Wszędzie szkarłat. Wszędzie brud. Nie może odwrócić wzroku. Nie kiedy bierze jej córkę. Zniknął. Sosny zasłoniły nieludzką sylwetkę.
Następnego dnia matka zawiesiła na krzyżu kosmyk blond włosów. Na pamiątkę.
Warto wspominać to poświęcenie.
"Byłaś dobrą córeczką, Iwanka" - pomyślała płacząc.
//może nigdy/kiedyś więcej.//
Komentarze (13)
Taki trochę Cyber-Wiedźma stajl
"Zdarzało się, że bydło zdychało z mrozu, czasami też nieuważni ludzie." — dobre ;)
"Krzyk rozlał się po drewnianej podłodze, odbił się od skutych mrozem szyb, przeleciał przez zrozpaczony umysł matki.
Wszystko się działo za jej plecami, ale czuła się tak, jakby widziała wszystko bardzo dokładnie." — się, się się, się, się, się... ;)
Nawet, dość takie ciekawe. Horołów nigdy dość ;)
Koniec fajnie rozpisany. Obrazowo. Energicznie. Krótkimi wycinkami.
Pozdrawiam
Z chęcią przeczytałabym więcej :)
Pięknie.
Pozdrawiam.
Opsiy - też plastyczne. W sumie nic dodać nic ująć. Pozdrawiam-*****
Zachowanie matki i w ogóle bierność mieszkańców zadupia - najmocniejszy, dla mnie, pomysł tekstu. Po przeczytaniu uświadomiłam sobie łączność motywu mitologiczno-baśniową z opkiem.
Dary dla bóstw/sił potężniejszych wszelakich, które musiały wyżłopać ludzką krew, aby społeczności przetrwały. Od smoka wawelskiego po Minotaura i na innych kontynentach takoż.
Dobre!
po co tyle kropek??? Nie dać jednej i wystarczyć?
Klimatyczne, wciąga od razu. Z przyjemnością przeczytałam.
Faktycznie, bardzo fajne. Trochę klimat jak u Lovecrafta, ale w skali mini :) Trochę błędów jest, ale są łatwe do znalezienia. To pisanie na koniec krótkimi zdaniami dziwnie mi się czytało, ale widać tak ma być. Ogólnie widać pomysł, jakby miał być pociągnięty dalej. Fajne zdania niektóre, masz potencjał. 5/5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania