***

Pragnęłam zanurzyć się w Twojej koronie,

jak w rozłożystych konarach drzewa.

zbierałam zielone listeczki, laur po laurze

jak fragmenty Ciebie.

 

Pragnęłam umierać wśród Twoich obrazów,

Odurzać się zdartą korą czeremchy,

zapachem migdała.

 

Pragnęłam umierać powoli, lekko, delikatnie.

W brzasku dnia patrzyłam w gorąc słońc.

Byłeś moją największą sublimacją.

 

Pragnęłam odkryć twoje głębokie, błękitne korzenie.

Dotrzeć do Twojej esencji, do Twojego źródła.

Zostać topielicą z Twojego wiersza.

I wejść w Ciebie, aż do całkowitego

zatracenia.

 

Myślałam, że już nigdy,

że już nigdy się nie rozstaniemy,

a jednak

 

miłość dalej pulsuje w jądrze mojej gwiazdy.

Czuję to, tak wyraźnie.

 

Nie pozwoliłeś mi,

nie pozwoliłeś zobaczyć Tego,

którym naprawdę jesteś.

 

Żyjesz w odosobnieniu, odseparowany, oderwany,

pozostając w nocy.

 

Czy kiedyś skończy się Twoje życie, i nigdy, i nigdy

już mnie nie zobaczysz,

nie dostrzeżesz Tej, którą naprawdę jestem?

 

Czy już na zawsze pozostaniemy tajemnicą dla siebie?

 

Zimna czerń całkowicie Cię pochłania, a oczy Twoje zabarwiła pustka.

 

Rozpadałam się na atomy i ginęłam w Tobie milion razy.

Dziwne, bo nigdy tego nie dostrzegałeś.

 

Moje serce, serce nieznajomej pozostanie samotne.

Moja miłość, miłość nieznajomej pozostanie nieodwzajemniona.

 

Nie rozumiem, dlaczego nigdy mnie nie dostrzegałeś.

Dlaczego ukrywałeś się za miłym uśmiechem, czułym gestem?

Dlaczego ciągle podsycałeś atmosferę romansu?

 

Tłumaczę sobie, że niektórzy ludzie są jak drzewa,

przychodzą na chwilę, by nas uwrażliwić,

otworzyć na ból,

który zalewa

oczodoły

jak strugi gęstej magmy

z wierzbowych witek,

by nas wypalić

i uczynić

pełnią samą w sobie.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania