Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

001 - Republika szaleńców - rozdział 1 - thriller

Iza omiotła korytarz latarką.

Dwa rzędy jednakowych drzwi z niewielkimi okienkami, których ramy rzucały wgłąb pokoi migotliwe cienie. Żadnych sprzętów, żadnych kwiatków. Jedyne proste białe ściany. Cały korytarz skąpany był w ciemnościach i tylko przez drzwi wejściowe na oddział, sączyło się rozedrgane strugami deszczu światło latarni zza okna na klatce. Fakt, że nie włączyła się nawet sygnalizacja awaryjna świadczył, że usterka musiała być poważna... lub że ktoś nie chciał, aby się włączyła.

Bezwiednie przypomniała sobie opowieści dyrektora o wybrykach Roberta Wista. Oświetliła twarz Krzyśka. Starszy aspirant, z przejętą miną, podpierał plecami drzwi do pokoju Spinacza. Brak zasilania czynił magnetyczny zamek bezużytecznym.

- Dobra. - powiedziała pewnie - Sprawdzimy w pokoju pielęgniarzy. Jeśli tam nie będzie ordynatora idziemy na dół.

Krzysiek wyglądał na nieprzekonanego.

- A co z tym tu? - spytał pokazując na drzwi. - Co jeśli wyjdzie?

- Skoro jest w stuporze od pół roku, to pewnie teraz się nie obudzi. Martwiłabym się raczej o pozostałych.

Omiotła korytarz latarką.

Krzysiek przełknął ślinę i spojrzał na szpaler jednakowych cel, które czerniły się w mroku.

- No dobra. - wykrztusił i odkleił się od drzwi.

Ruszyli korytarzem przeklinając w duchu personel, za to że kazał zostawić im broń w innym skrzydle. Pokój pielęgniarzy znajdował się zaraz przy wejściu na oddział. Kiedy wchodzili tu przed dwoma godzinami było tam dwóch mężczyzn w średnim wieku o twarzach nałogowych wędkarzy i posturach rzymskich zapaśników. Jeden z nich rozwiązywał sudoku, a drugi czytał jakąś książkę. Żadnej elektroniki. Wtedy była jeszcze pora odwiedzin, a deszcz, mimo listopadowej pory, wyglądał na przelotny.

Szybko pokonali odległość dzielącą ich od wyjścia. Drzwi do pokoju pielęgniarzy były zamknięte. Mimo większego okna niż te w pozostałych drzwiach wewnątrz nie było widać nikogo. Iza miała już wejść do środka, ale w ostatniej chwili się zawahała. Odwróciła się i pchnęła drzwi wejściowe na oddział. Wiedziała że, tak jak pozostałe, są zamykane magnetycznie i otwierają się na kartę. Tym razem jednak ustąpiły.

- Dobra. - powiedziała. - Upewnij się, że w pielęgniarskim nikogo nie ma i idziemy na dół.

Krzysiek posłusznie wykonał polecenie, chociaż nie miał latarki. Pchnął drzwi i wszedł do środka badając pomieszczenie w świetle, które Iza starała się rzucać mu nad głową.

Przestrzeń pielęgniarzy stanowiła właściwie dwa pokoje. Główny, gdzie stały ekrany monitoringu i gdzie można było zjeść drugie śniadanie oraz składzik, skąd w razie potrzeby pobierano leki lub inne medykamenty.

- Niema nikogo. - rzucił Krzysiek lustrując pierwszy pokój w chybotliwym świetle latarki.

Już miał odwrócić się i wycofać, kiedy nagle dostrzegł coś obok niewielkiej kanapy. Między meblem, dozownikiem na wodę i drzwiami do drugiej sali ktoś leżał.

- Poświeć tu. - powiedział aspirant - To chyba pielęgniarz.

Iza wyminęła swojego partnera i opuściła latarkę. W jej bladym świetle zamigotała karminowa plama krwi, która rozlała się wokół dozownika.

- Ja pierdolę. - jęknęła Iza.

- Zabierajmy się stąd - westchnął Krzysiek - i wezwijmy czarnych.

Gdy to powiedział ze składziku leków doszedł ich przeraźliwy wrzask. Iza zdążyła tylko unieść latarkę, by w jej słabym, punktowym świetle dostrzec bladą sylwetkę mężczyzny w jednolitym uniformie pensjonariusza. Napastnik zamachnął się czymś na jej partnera. Starszy aspirant nie zdążył się zasłonić. Trafiony długim przedmiotem w obojczyk padł bezwładnie na ziemię. Iza krzyknęła. Odruchowo cofnęła się o krok przyjmując wyuczoną postawę obronną i kierując latarkę prosto w oczy napastnika. W jaskrawym świetle ujrzała wykrzywioną żądzą mordu twarz i oczy pełne obłędu. Szaleniec uniósł w górę coś co wyglądało jak rurka PVC oblepiona szklanym tłuczniem i rzucił się w jej stronę.

 

Prognoza na 3 listopada wcale nie zapowiadała deszczu. Dlatego, gdy wczesnym popołudniem podkomisarz Izabela Strzyga i starszy aspirant Krzysztof Mazur z wydziału spraw niewykrytych komendy wojewódzkiej policji w Łodzi wsiadali do auta, pierwsze krople w ogóle ich nie obeszły.

Z resztą, nie zwróciliby pewnie uwagi nawet na gradobicie. Przełom w śledztwie, którego dokonali dzisiaj rano sprawiał, że byli gotowi pojechać nawet na Spitsbergen i to każdych warunkach.

Na szczęście dystans był dużo krótszy. Jechali w okolice Opola, a konkretnie do Zamkniętego Szpitala Psychiatrycznego w podopolskich Wrzaskach.

- Od kiedy on tam siedzi? - spytała Iza przeglądając na tablecie skany akt.

- Od dwa tysiące pierwszego. - odparł Krzysiek z gracją, acz nie do końca przepisowo sunąc po wilgotnej drodze krajowej. - Wcześniej dostał wyrok za rozbój, kilka lat, poprzedzony odwykiem, W dwa tysiące pierwszym był już w takim stanie, że sąd zdecydował się na odroczenie kary i hospitalizację. Biorąc pod uwagę, że hospitalizacja trwa do dziś, to pewno już nie odsiedzi.

- Oby tylko był w stanie nam coś powiedzieć.

Podkomisarz wróciła do przeglądania akt, a starszy aspirant z gracją wyprzedził szarego Forda Focusa. Pośpiech być może nie był konieczny, ale po przełomie w sprawie, która miała ponad 25 lat, trudno im było zachować nerwy na wodzy.

Chodziło o sprawę szesnastoletniej Samanty A., która w październiku 1996 r. została zgwałcona i zabita na łódzkim Widzewie. Mimo znalezienia ciała dziewczyny na skraju wielkiego blokowiska śledztwo bardzo szybko utknęło w martwym punkcie. Żadnych świadków. Wszystkie miejscowe menele jak na złość miały dobre alibi. Analiza kontaktów towarzyskich dziewczyny nic nie dała. Żadnych nachalnych adoratorów, żadnych włóczących się za nią brzydali. Samanta była z resztą raczej spokojnym dziewczęciem i praktycznie nie szlajała się po zakazanych miejscach. Wypad do pizzerii z przyjaciółmi stanowił maksimum jej wyskoków.

Nic dziwnego, że sprawę szybko zamknięto i dopiero przed kilkoma laty trafiła ona do Krzyśka i Izy. Funkcjonariusze zaczęli standardowo. Od ponownego badania śladów, tym razem pod kątem DNA i innych próbek. Następnie ponownie przesłuchali ówczesnych podejrzanych w nadziei, że znajdą punkt zaczepienia. Nic to nie dało.

Przełom nastąpił dopiero, gdy ponownie przeanalizowali pamiętnik dziewczyny.

Czytając go uważnie zwrócili uwagę na niejakiego Sławka P. z którym Samanta spotkała się przelotnie. Jego przesłuchanie wyglądało na niezłą fuszerę. Nic dziwnego. Dwa tygodnie przed zabójstwem Sławek wyjechał do Gdańska na studia i nikt nie wierzył, że ma coś sensownego do powiedzenia.

Funkcjonariusze "z archiwum X" byli innego zdania. Błyskawicznie odnaleźli byłego studenta (obecnie lekko łysiejącego ojca trójki dzieci) i poprosili aby przypomniał sobie wszystko, ale to wszystko co pamięta z tamtego okresu.

- Było takie spotkanie w pizzerii. - Sławek zaczął opowiadać. - Kiedy Samanta z Klaudią poszły do toalety zaczepił je jeden gangus. To znaczy wtedy tak pomyślałem bo miał dużo tatuaży... Wiecie, w latach 90tych to nie było takie modne. Pamiętam że na karku miał wytatuowaną czachę z kościanym irokezem, czy coś takiego.

Faktycznie, w latach 90tych tatuaże nie były aż takie modne i dzięki temu namierzenie odpowiedniej osoby zajęło śledczym dosłownie kilka chwil.

Szymon Domagała pseudonim „Spinacz”. Diler narkotykowy z Warszawy, który (jak wielu przed nim i po nim) w pewnym momencie postanowił zostać ćpunem. Popadł w konflikt ze swoimi mocodawcami i na jesieni 1996 r. przeniósł się na Śląsk. Tam będąc uzależniony od amfetaminy dokonał kilku rozbojów, aż w końcu trafił do psychiatryka. Nigdy nikogo nie zgwałcił (zwłaszcza przed '96) i nikt nie miał pojęcia, że miał wtedy epizod łódzki.

Wiele wskazywało na to, że znaleźli mordercę.

Po trzech godzinach jazdy i korku na obwodnicy Opola dotarli w końcu do niewielkiej miejscowości Wrzaski. Mieścina jakich wiele na Górnym Śląsku. Gdyby nie szpital, nie wyróżniałaby się dosłownie niczym.

A trzeba przyznać, że bryła kompleksu była naprawdę sporym wyróżnikiem. Wielki, postmodernistyczny budynek pozbawiony jakichkolwiek cech charakterystycznych stał nieco za miastem dosłownie w szczerym polu. Jedynie od drogi dojazdowej były latarnie, a wszędzie wokół jak okiem sięgnąć nie było dosłownie nic.

Śledczy wysiedli z auta i pobiegli do wejścia chroniąc się przed siąpiącym coraz bardziej deszczem. W holu przywitał ich starszy pan w uniformie ochroniarza prosząc by opróżnili kieszenie. Przyzwyczajeni do wizyt w więzieniach policjanci zrobili to bez szemrania. Ochroniarz się uśmiechnął.

- Nie no. - powiedział. - Żadnej broni i elektroniki. Latarkę może Pani wziąć. Raczej nią Pani nie zabiją.

Podkomisarz spojrzała na niewielką aluminiową latarkę, którą zawsze nosiła ze sobą z przyzwyczajenia i zabrała ją machinalnie.

Dyrektor szpitala już na nich czekał. Wcześniej powiadomili go o swoim przybyciu. Wysoki chłop o dobrodusznej twarz i grubych czarnych oprawkach okularów przywitał ich w holu i zaprosił do swojego gabinetu. Usiedli otoczeni przez drewniane meble i dyplomy na ścianach.

- Jak zrozumiałem chcą Państwo przesłuchać Szymona Domagałę.

- Tak.

- Obawiam się, że będzie to niemożliwe.

- Ale przecież przez telefon mówił Pan...

- Mówiłem Pani, że u nas przebywa, ale że takie przesłuchanie nie może się obecnie odbyć. Pani zarzuciła mnie paragrafami i powiedziała, że i tak przyjedzie.

Policjanci spojrzeli na siebie stropieni.

- Czemu więc nie możemy go przesłuchać?

Dyrektor westchnął.

- Domagała to schizofrenik. Lata zażywania narkotyków kompletnie wyjałowiły jego aksony przez co cierpi na urojenia. Do tego od kilku miesięcy znajduje się w stanie katatonii.

Policjanci unieśli wymownie brwi.

- Stuporu... Nie ma z nim zupełnego kontaktu.

Iza westchnęła.

- Panie dyrektorze. Ten człowiek może mieć informacje dotyczące zabójstwa sprzed wielu lat. Chyba rozumie Pan, jak bardzo rodzina ofiary...

W tym momencie drzwi się otworzyły i wszedł mężczyzna w białym kitlu.

- Panie dyrektorze. Wist znowu nadawał komunikaty morsem po rurach.

Dyrektorowi nie drgnął nawet jeden mięsień.

- Izolatka. - powiedział.

Gdy mężczyzna wyszedł, zaintrygowany Krzysiek spytał.

- Jakiś ciężki przypadek?

- Nawet sobie Państwo nie wyobrażają. - dyrektor pokręcił głową - Robert Wist cierpi na urojenia wielkościowe, ale zamiast, jak wielu, sądzić że jest Napoleonem po prostu uważa, że należy mu się władza nad światem. Bieda z tym, że jest świetnym hakerem, a przy tym inżynierem i potrafi doskonale manipulować ludźmi. Zanim do nas trafił wykoleił kilka pociągów, a i u nas wysadzał korki i hakował drzwi magnetyczne przy pomocy komórki. Ale wracając do Domagały. Najlepiej będzie jeśli Państwo sami zobaczą w jakim jest stanie.

Dyrektor przywołał ordynatora i polecił mu zaprowadzić policjantów do pokoju pensjonariusza. Po kilku chwilach byli w niewielkim pomieszczeniu z kratami w oknach z widokiem na pole. Szymon siedział w rogu niemal pozbawionego sprzętów pokoju nieruchomy i powykręcany jak korzeń głogu. Krzysiek podszedł do niego i zadał mu pytanie, ale z wychudłej twarzy, pociekła tylko stróżka śliny na tatuaż w kształcie czachy z irokezem.

- Nie odpowie panu. To katatonia.

- Jeśli Pan jednak pozwoli spróbujemy się z nim porozumieć.

- To nic nie da.

- Proszę dać nam czas.

Ordynator wyszedł, a Izabela przystąpiła do przesłuchania. Najpierw na zmianę zadawali mu pytania, ale gdy to nic nie dało, zaczęli mu opowiadać o szczegółach z miejsca zbrodni, a nawet zaproponowali, że przemycą mu grama fety jeśli chce. Nic to nie dawało. Dopiero po jakichś dwóch godzinach niespodziewanie Szymon ruszył oczami.

I wtedy właśnie zgasło światło.

 

Napastnik chciał uderzyć ją pałką w głowę. Ciało zareagowało automatycznie. Przyjęła oderznie na przedramię (gryzący ból) jednocześnie skręcając się i uderzając napastnika w krtań. Założyła mu dźwignię na nadgarstek i wyjęła pałkę z ręki. Następnie soczystym kopem w twarz pozbawiła przytomności.

Widząc że nie ma zagrożenia rzuciła się w stronę Krzyśka.

Starszy aspirant miał rozharataną szyję i...

nie żył.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • paluszki z paczuszki 9 miesięcy temu
    Czy to nie jest tytuł zbiorczy z zabawy Ponczka? Pogubiłam się 😐
  • Marcin Adamkiewicz 8 miesięcy temu
    Szczerze? Starałem się podążać za regulaminem (“OO1 - {nr rozdziału} - {tytuł}”), a jednocześnie jakoś się wizualnie wyróżnić. Jeśli wszedłem komuś w paradę to zmienię, tylko muszę wiedzieć co i na co. Pozdrawiam.
  • paluszki z paczuszki 8 miesięcy temu
    Nikomu nie wszedłeś w paradę. Jest 👍
    Pozdrawiam.
  • Marcin Adamkiewicz 8 miesięcy temu
    👍🙂
  • droga_we_mgle 8 miesięcy temu
    Upewnij się, że w pielęgniarskim nikogo niema - nie ma
    Żadnych światków. - świadków
    Poza tym sporo przecinków do poprawy.

    Jak się czyta o nawalającej elektronice, to nachodzą człowieka myśli, że tradycyjne rozwiązania nie są jednak takie złe...
    Opowiadanie czyta się dobrze, jest subtelna atmosfera napięcia, a opisy pozwalają na wyobrażenie sobie miejsca akcji. Mam jedynie wątpliwości do fragmentu, gdzie dyrektor udziela im informacji o Wiście - czy to nie jest złamanie tajemnicy lekarskiej, skoro na chwilę obecną ten człowiek nie ma żadnego związku ze sprawą, tylko policjanci zapytali o niego ot, tak?

    Pozdrawiam.
  • Marcin Adamkiewicz 8 miesięcy temu
    Dzięki za uwagi.
    Zaraz poprawię.
    Bardzo cieszę się że dobrze się czytało. To naprawdę motywuje:)
    Co się zaś tyczy tajemnicy lekarskiej, to zapewne masz rację. Jest to mniej realistyczny element fabuły. Niestety nie umiałem upchnąć wszystkiego, co chciałem zawrzeć, w 1500 słowach (pewnie mnie za to zdyskwalifikują;) i na rozpisanie bardziej realistycznej drogi, jaką bohaterowie (czytaj: autorzy następnych wpisów) dowiedzieliby się o potencjalnym szefie buntu i jego motywacjach, po prostu nie było miejsca. Myślę jednak, że przy tak rozrywkowym charakterze jaki ma ten konkurs, można na to przymknąć oko;)
    Jeszcze raz dzięki za komentarz i pozdrawiam.
  • Szpilka 8 miesięcy temu
    Dobreeeee, wychodzi na to, że Domagała udawał albo podczas przesłuchania stupor mu minął, na dwoje babka wróżyła 😉 Ode mnie piątak 👍
  • Marcin Adamkiewicz 8 miesięcy temu
    Uprzejmie dziękuję😊 Co do Domagały, to tylko od autorów przyszłych rozdziałów zależy, czy szalona rurka PCV to był Domagała, czy inny świr😉 Bardzo się cieszę, że tekst się podoba i dziękuję za głos😃
  • Margerita 8 miesięcy temu
    Samo życie
  • Marcin Adamkiewicz 8 miesięcy temu
    Dziękuję za słowa uznania😃
  • Józef Kemilk 8 miesięcy temu
    Całkiem sprawnie napisane. Pod Opolem są Wrzoski, tylko tam nie ma psychiatryka. Chyba że to fikcyjna miejscowość😀
    Pozdr
  • Marcin Adamkiewicz 8 miesięcy temu
    O kurde!😲 Nie miałem pojęcia😐 Wymyśliłem tę miejscowość, bo chciałem żeby nazwa komponowała się z samym psychiatrykiem, a Opole leży pi razy oko na przedłużeniu linii Łódź-Warszawa i kojarzy się bardziej prowincjonalnie niż Wrocław. Żadne większe cele mi nie przyświecały. Jeśli ktoś z Wrzosek poczuł się urażony, to bardzo przepraszam... a jeśli nie, to zarąbiście wyszło😁 Cieszę się że się podobało i dziękuję za spóźniony, ale jednak głos na mnie😊 Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania