1 DZIEŃ Z TYSIĄCA TAKICH SAMYCH
rankiem przed snem bo sypiam rano i trochę w dzień a czasami w ogóle wypijam kawę bo lubię i dobrze jest się oszukiwać że dopiero co wstałem że dzień się zaczyna chyba sam już nie wiem czy jest tak czy po prostu kończy kawa news room czułość gdy aura sprzyja potem czułe zawsze córki cmok cmok i uśmiech od ucha do ucha on jest jak potwierdzenie sensu tego niespania w nocy zmęczenia i bólu głowy i sen ten co jest jak umierania śmierci kąsanie spać to jak nie być nie czuć nie kochać nie nienawidzić dlatego tak się tego spania boję nie lubię unikam poczucia utraty kilku okrążeń tarczy zegara tych trudnych decyzji jak podzielić resztę godzin z doby ile dla siebie ile dla Ciebie ile dla słodyczy i nimf naszych jak ustrzec się szarości jak nie zapomnieć o słowach paru gestach ważnych jak wykorzystać czas w domu gdy sami ja i Ty by nie mijać się na schodach w przejściach a raczej sycić sobą z najdzikszą rozpustną bez żadnych granic i tabu rozkoszą to wszystko takie trudne gdy muszę w codzienności brodzić po kostki czasem po kolana uwikłany w te wojny partyzanckie zaminowania pokojów sypialni kuchni i łóżka wychodzić z domu by nikotyną utulić gniew poszukać w dymu kształtach odpowiedzi na beznadziejne pytania czy to właśnie tak wygląda życia koniec a początek umierania czy żyje właśnie teraz czy wtedy gdy wydaje mi się życie niemożliwym gdy śpię podczas gdy robię to czego tak się boję przed czym tak uciekam co lękiem niewybudzenia przed zasypianiem mnie odstrasza marność nad marnościami to czas którego mniej i mniej z każdą chwilą obiadu ubywa czasu na posiłek a z nim sił energii by stąpać po wrzosowiskach ludnych ulicach parkach i sklepach za ręke pod nią objęci w pół lub w milczeniu utrzymując dystans tych zimnych metrów okopów ze słów gniewnie rzucanych i znów jest tylko jedna stała ta miłość do życia naiwnego szczerego
nie zepsutego które swoim jadem tak łatwo skrzywdzić możemy dla którego demiurgiem jesteśmy stwarzamy i niszczymy za często nie dając w zamian nic krok po kroku zmrok zagarnia przestrzeń przygotowuje dwór na odwiedziny królowej miękka kanapa n-ta kawa news room są jak lekarstwo narkotyk niezbędny by przetrwać tego zmierzchu uparte przybywanie gdybym częściej może dłonią szukał Twojej oczami tęsknie wodził może byłoby cieplej w Twoich ramionach a może tylko więcej żalu ale uwierz nie jestem jednym z herosów nie podźwignę siebie i Ciebie na barkach właśnie dziś gdy spałem tak krótko tak pusto bo przecież nie śnię już wcale kawa plus mleko plus potrójny cukier tak oto osładzam sobie życie i sączę kofeiny kolejną szprycę tylko te dni magiczne tych chwil chyba tylko parę może przesadzam a może nie ale tylko one jak są jak ziarno nadziei godziny minuty doby tygodnie miesiące i lata a jednak niczego nie żałuję oprócz tego bólu głowy każdej godziny i dnia bez Nas bez Ciebie i nienawidzę mojej bezsilności niemożności już wieczór następna kawa mleko i cukier by słodkości w jej imitacji stało się zadość kawa news room i czekanie i znów nie wiem czy dzień się kończy czy zaczyna świat zwariował czy to ja tylko stoję na głowie praca wieczorem nieczysta ogarniająca rządzeniem i poniżająca nie warta mnie zbyt cenny się sam sobie wydaję mój czas moja atencja i obecności w domu umiłowanie wieczorem gdy dzień się kończy a może zaczyna chociaż najpewniej trwa umiera światło umieram ja z każdą godziną tego oddalania egzystencji z zagubionym celem upadłą w zgliszcza codzienności miłością bliskością odległą parsekami chyba by mierzyć tęsknotą co boli jak rozdrapywanych ran pożoga siedzę przed wyjściem do pracy piję kawę bo lubię bo mało sypiam rano trochę w dzień a czasami w ogóle
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania