1 Marca 2025
W Kielcach, tej błyszczącej perle w koronie polskiej cywilizacji, dnia pierwszego marca roku pańskiego AD 2025, po godzinie piętnastej, ulica imienia Władysława Orkana zaszczyciła nas widowiskiem godnym pędzla Boscha.
Kilku żuli-meneli, tych arystokratów kieleckiego bruku, postanowiło odegrać swoją własną symfonię chaosu, angażując się w bijatykę, która z pewnością przejdzie do historii jako kolejny dowód na niezrównaną finezję miejscowego plebsu. Czyż nie jest to piękne, jak polska dusza manifestuje się w takich aktach prymitywnej ekspresji?
Ujrzałem wówczas stróżów prawa – tych niezłomnych rycerzy sprawiedliwości w mundurach z lumpeksu – pędzących na sygnale, by czym prędzej stłumić owe patologiczne relacje interpersonalne, które rozkwitają bujnie na osiedlu Uroczysko.
Ach, Uroczysko!
Ach, Uroczysko!
Ach, Uroczysko!
Nazwa ta brzmi niczym kpina z wszelkich poetyckich uniesień, albowiem zamiast arkadyjskiej oazy odnajdujemy tam jedynie rezerwat degeneracji, gdzie homo sapiens sapiens zdaje się być jedynie mglistym wspomnieniem ewolucyjnego nieporozumienia.
Czyż mieszkańcy Kielc nie są żywym testamentem upadku wszelkich ambicji rodzaju ludzkiego? Gdyby nie dzisiejsza aura – deszcz i chłód, które zdają się być jedynymi stałymi towarzyszami tej polskiej niedoli – z pewnością opuściłbym rydwan miejskiej komunikacji, by uwiecznić ten haniebny spektakl na kliszy fotograficznej.
Niestety, zdrowy rozsądek (rzadki towar w tych stronach) zwyciężył nad reporterską gorliwością. Zresztą, jakże mógłbym ryzykować dalsze nadwyrężenie mego gardła, które, mimo troskliwej opieki trzech tytanów polskiej medycyny (lekarzy w ramach NFZ), wciąż przypomina o sobie z uporem godnym lepszej sprawy?
O, polscy lekarze!
O, polscy lekarze!
O, polscy lekarze!
Te chodzące pomniki intelektualnej mizerii, karmione groszami Narodowego Funduszu Zdrowia, którego sama nazwa brzmi jak oksymoron w kraju, gdzie zdrowie jest luksusem, a nie prawem. Trzy wizyty – trzy akty tragikomedii, w których pacjent staje się królikiem doświadczalnym dla dyletantów w białych kitlach.
Czyż nie jest to doskonały symbol polskiego geniuszu organizacyjnego, gdzie każdy problem rozwiązuje się poprzez jego pogłębienie?
Tak oto, rodacy moi, mieszkańcy Kielc i okolic, składam na wasze ręce ten portret waszej egzystencji: bijatyki meneli, policyjne fanfary i medyczna farsa. Czyż nie jest to esencja polskości – narodu, który z uporem maniaka celebruje własne upadki, jakby były one cnotą? Rozkoszujcie się tym obrazem, bo w nim odbija się wasza codzienność – równie szara, co niebo nad Kielcami.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania