1 Marca "Święto Żołnierzy Wyklętych"
1 Marca "Święto Żołnierzy Wyklętych"
,,W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej, kładę swe ręce na ten Święty Krzyż, znak Męki i Zbawienia, i przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczpospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił – aż do ofiary życia mego"
Fragment przysięgi AK.
Kiedy zakończyła się II wojna światowa, cały „wolny”świat odetchnął i zaczął się cieszyć z zakończenia tego trwającego sześć lat koszmaru. Niestety wśród państw „wyzwolonych” z okupacji hitlerowskiej były i takie, którym niedane było się cieszyć. Wszędzie tam, gdzie weszła Armia Czerwona, czyli do państw europy wschodniej i południowej koniec wojny wcale nie oznaczał prawdziwego wyzwolenia. To była tylko zmiana jednego okupanta na drugiego, kto wie, czy nie gorszego.
Wśród tych państw znalazła się także Polska. Idąca ze wschodu AC wkroczyła na teren naszego kraju w styczniu 1944 roku. Od samego początku wprowadzono rządy terroru. Niestety polskie podziemie wykonujące bezsensowną i jak się później okazało samobójczą akcję „Burza”, zaczęło się ujawniać, chcąc pomóc, jak to się tedy mówiło „Sojusznikom-naszych sojuszników”. Taka postawa bardzo ułatwiła nowemu okupantowi spacyfikowanie oddziałów, a także struktur dowodzenia Armii Krajowej. Okazało się, że pomysł wspólnej walki przeciwko Niemcom Polaków z AC był całkowicie błędny i doprowadził w krótkim czasie do rozbicia polskiego podziemia. Tysiące akowców zostało zabitych, a dziesiątki tysięcy aresztowanych i wywiezionych do obozów w głąb ZSRR.
Na szczęście nie wszyscy podporządkowali się rozkazom komendy głównej i nie ujawnili się, uważając Rosjan za takich samych wrogów jak Niemcy. Dzięki temu wiele oddziałów mogło dalej prowadzić walkę z nowym okupantem. Walka ta, choć z punktu widzenia militarnego była pozbawiona sensu, to jednak pokazała, że nie wszyscy Polacy uwierzyli, że Armia Czerwona a później oddziały NKWD i inne będą chciały współpracować z polskim podziemiem.
Jednym z nich był legendarny dowódca Zygmunt Edward Szendzielarz, ps. „Łupaszka, który zebrał dowódców swoich szwadronów i zakomunikował, iż nie ma zamiaru:
Defilować przed Ruskimi w Wilnie. „Trudno panowie, widocznie generał „Wilk” nie mógł inaczej. Oświadczam wam, że ja też inaczej nie mogę. W tej defiladzie udziału nie weźmiemy. Dowódcy zwracam się do was, pójdźcie teraz do swoich ludzi i powtórzcie im to, co wam powiedziałem”.
Padły także, wtedy wielokrotne cytowane słowa Szendzielarza:
„Niech mnie historia osądzi, ale nie chcę, żeby kiedykolwiek nasi żołnierze byli wieszani na murach i bramach Wilna”.
Jakże by inaczej wyglądała walka naszych oddziałów z AC, gdyby nie „akcja Burza”, której owocem było aresztowanie tysięcy młodych żołnierzy polski podziemnej. Niestety ów rozkaz wydał ich na śmierć albo długoletnią niewolę.
Ci, którzy pozostali w lasach próbowali przeciwstawić się komunistycznej zarazie, która niczym fala tsunami niszczyła wszystko na swojej drodze. Szli do boju o Niepodległą pod szyldami różnych organizacji konspiracyjnych takich jak: Armia Krajowa, Delegatura Sił Zbrojnych, AKO, ROAK, Narodowe Siły Zbrojne, Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość i inne.
Przez wiele lat oddziały prowadziły walki z regularnymi oddziałami Armii Czerwonej i LWP, KBW, NKWD oraz grupami UB i MO. Mimo ogromnej dysproporcji sił oddziały podziemia walczyły, starając się jak najlepiej wypełniać swoje jakże trudne zadania. Likwidowały zdrajców, konfidentów i wszelkiego rodzaju tzw. Polaków którzy wysługiwali się nowej władzy, odbijały więźniów, a także prowadziły akcje likwidacji agentów komunistycznych i członków PPR, którzy przez podziemie uważani byli za zdrajców. Rozbijano posterunki MO i urzędy gminne, urządzano zasadzki. Taka nierówna walka trwała aż do początku lat 60-tych.
W 2011 roku dzień 1 III ustanowiony został Dniem Pamięci Narodowej o „Żołnierzach Wyklętych”. Projekt takiej ustawy wniósł do sejmu Prezydent Lech Kaczyński. Datę wybrano nie przypadkowo, gdyż dokładnie tego 60 lat temu, 1 III 1951 r., zamordowano w więzieniu mokotowskim w Warszawie, strzałem w tył głowy członków IV Zarządu Głównego Zrzeszenia ,,Wolność i Niezawisłość''. Stanowili oni ostatnie kierownictwo ostatniej ogólnopolskiej organizacji kontynuującej od 1945 r. tradycję AK i walkę z nowym okupantem. Strzałami w tył głowy, w piwnicach więzienia na Rakowieckiej zostali zamordowani: ppłk. Łukasz Ciepliński, kpt. Józef Batory, por. Karol Chmiel, mjr Mieczysław Kawalec, mjr Adam Lazarowicz , kpt. Franciszek Błażej, kpt. Józef Rzepka.
A to ostatnie słowa ppłk Cieplińskiego wysłane w grypsie w grudniu 1950 r.
,,Wisiu. Wierzę, Że Chrystus zwycięży! Polska niepodległość odzyska, a godność
ludzka zostanie przywrócona. Wierzę, Że dziecko wychowasz na dobrego Polaka.
Wierzę wreszcie w Ciebie, Andrzejku. Wierzę, Że żył, pracował i działał będziesz dla
tych samych świętości – to moje wielkie szczęście’’
Żołnierze wyklęci byli przez lata przedstawiani jako bandyci, zdrajcy, a najczęściej pomijano ich, starając się, żeby zniknęli z naszej historii. Jednak pamięć o tych naszych bohaterach trwała we wspomnieniach, w mediach wydawanych w drugim obiegu. Jednak dopiero teraz po wielu latach zostali należycie docenieni.
11 listopada 2007 r. podczas wręczania odznaczeń prezydent, Lech Kaczyński powiedział:
,,My dzisiaj dokonaliśmy aktu, który jest aktem kontynuacji – kontynuacji polityki, którą
podjąłem przed dwoma laty. To jest przywracanie pamięci, to jest oddawanie honoru tym, którzy
walczyli w tym, co nazywam pierwszą – czyli w czasie II wojny światowej – drugą – czyli przede
wszystkim w pierwszych latach po tej wojnie – i w końcu trzecią – od roku 1976 aż po
zwycięstwo w roku 1989 – konspiracją”
Żołnierze wyklęci są częścią naszej historii, a nawet naszej kultury. To oni uratowali polski honor w zalewie zdrajców i tych wszystkich, którzy kłaniali się władzy radzieckiej. Powinni być stawiani jako wzór szczególnie dla młodych ludzi.
Było ich wielu, ale wymieńmy tych najbardziej znanych:
Witold Pilecki,
Zygmunt Szendzielarz,
Łukasz Ciepliński,
August Emil Fieldorf,
Marian Bernaciak,
Hieronim Dekutowski,
Kazimierz Kamieński,
Stanisław Kasznica,
Władysław Łukasiuk,
Stanisław Marchewka,
Jan Rodowicz,
Józef Rybicki,
Jan Tabortowski,
Edward Taraszkiewicz i Leon Taraszkiewicz,
Jan Rzepecki,
Józef Kuraś,
Wacław Lipiński,
Mieczysław „Roj” Dziemieszkiewicz.
I wielu, wielu innych
To prawdziwi Polacy, którzy nie ugięli się i nie poszli na współpracę z nowym okupantem. Większość z nich zapłaciła za to najwyższą cenę.
Tacy ludzie powinni być dla nas wzorem do naśladowania. Powinni... , ale nie byli, nawet po 1990 roku, kiedy jak nam się wpaja propagandowo „podobno odzyskaliśmy niepodległość”.
Patrząc na podejście naszych władz po 1990 roku, należy zadać kilka pytań:
Dlaczego skoro podobno żyjemy w „wolnym i demokratycznym” kraju... tacy bohaterzy nie zostali uhonorowani już w 1990 roku, kiedy odzyskaliśmy niepodległość i kiedy cześć z nich jeszcze żyła?
Dlaczego nie ma o nich słowa w podręcznikach historii?
Gdzie byli nasi niby demokratycznie wybrani prezydenci, ministrowie, posłowie czy senatorowie, kiedy mijały kolejne rocznice zakatowanych albo zastrzelonych metodą „katyńską” w tył głowy?
Dlaczego dopiero prezydent Kaczyński docenił tych ludzi?
A gdzie byli prezydenci: Wałęsa i Kwaśniewski?
Czy naprawdę skok na kasę nazywany propagandowo "Obaleniem komunizmu" był ważniejszy od uznania i należytego docenienia naszych prawdziwych bohaterów?
Dlaczego dla wielu szczególnie polityków ostatniego ćwierćwiecza słowa "Bóg, Honor i Ojczyzna" zastąpiły słowa "Kasa, kolesie, układy"?
Czy naprawdę ci panowie chcą, żeby słowo "Patriotyzm" umarło w Polsce?
Te smutne pytania pozostawiam do oceny czytelnikom tego artykułu.
Komentarze (77)
Tak pisał w liście do żony miesiąc przed egzekucją.
"Kochana Wisiu ! Jeszcze żyję, chociaż są to prawdopodobnie ostatnie dni. Siedzę z oficerem gestapo. Oni otrzymują listy, a ja nie. A tak bardzo chciałbym otrzymać chociaż parę słów Twoją ręką napisanych (...) Ten ból składam u stóp Boga i Polski(...) Bogu dziękuje za to, że mogę umierać za jego wiarę święta, za moją Ojczyznę i za to, że dał mi tak dobrą żonę i wielkie szczęście rodzinne" - pisał Ciepliński w grypsie do żony miesiąc przed egzekucją.
Generalnie masz rację, ale mylisz się w stosowaniu określeń około-zjawiskowych.
A zjawisko "Kasa, kolesie, układy" tak samo dotyczy tych, co klękają z gorliwością na mszach za wyklętych.
Są jeszcze gorsi niż reszta, bo obłudni, sprzeniewierzając się ideałom, których mają pełno w pysku.
Uczczenie pamięci to nie tylko apele i masówki.
To praca, aby czyjaś śmierć nie poszła na marne.
A idzie teraz wyjątkowo.
Tyle w temacie. Zostawiam Cię z wszystkowiedzącym.
Ale niech nikt nie wciska kitu o stanowczym, bezkompromisowym, jedynie słusznym i twardym stanowisku kościoła wobec ówczesnej władzy.
Kompromisy obliczone na przetrwanie są rzeczą normalną, ale w związku z nimi trzeba naginać własne zasady.
Byli księża popierający tamten ustrój, byli jemu przeciwni podobnie jak teraz słyszy się głosy kapłanów prezentujących skrajnie przeciwstawne racje.
Kościół był, jest i będzie koniunkturalny, kiedy trzeba bronić własnych interesów. Czasami jego interesy idą w parze z interesami narodów, ale wcale to nie jest regułą.
Niemcy postanowili ukarać Kurasia. Nie mogąc wywrzeć zemsty na nim, uderzyli w jego rodzinę. 29 czerwca 1943 roku późnym wieczorem czterech ubranych po cywilnemu Niemców wtargnęło do domu Kurasiów. Zastrzelili Józefa Kurasia – ojca, niespełna dwudziestosześcioletnią żonę Józefa Kurasia – Elżbietę i ich synka – dwuipółrocznego Zbyszka. Dom oblali benzyną i podpalili. Nie pozwolili sąsiadom Kurasiów na gaszenie ognia. Później okazało się, że w zbrodnię tę był zamieszany Jan Czubiak. W kronice parafialnej zapisano, że donos na Kurasia złożył razem z żoną – Zofią – tą samą, która jako młoda dziewczyna tak Józefa kochała. To właśnie po tej zbrodni Józef Kuraś przyjął pseudonim „Ogień”, pod którym walczył aż do śmierci.
Jak zwykle Ozar jednokierunkowo. O bandytyzmie ani słowa? Martwe ofiary nie będą krzyczeć! Nie byłeś, nie jesteś i nie będziesz historykiem Ozarze, bo historia wymaga uczciwości. Zawsze i wszędzie były łotry, bandyci i bohaterowie. Wśród tzw wyklętych wielu było zwykłych faszystów i bandytów co przyznaje nawet zindoktrynowany IPN!! I gdzie faktycznie podział się honor tych, którzy z bandytów robią apostołów wolności?
Temat przestawiony tylko z jednej strony, w zasadzie wygląda na manifest/wyrażenie poglądu a nie artykuł o historii.
Generalnie to przy pisaniu o takich nieczarnobiałych sprawach warto znać proporcje oraz właściwe znaczenie określeń. Wyklęci, którzy za dużo sobie poczynali wobec cywilów byli raczej wyjątkiem niż regułą. Bardzo przykrym, ale nie stanowiącym istotnej części grupy. Dlatego niewłaściwe jest zarówno podejście "wszyscy byli wspaniali, a kto twierdzi inaczej, ten uległ sowieckiej propagandzie" jak i podejście "przecież to byli bandyci i przestępcy". Tylko dla pragnących tworzyć i kultywować mity może być problemem to, że jedna osoba może mieć w życiorysie czyny i chwalebne i naganne.
Tekst ten, będący piękną pochwałą, daje się obronić po doprecyzowaniu czego właściwie dotyczy, bo akurat Wyklęci to grupa różnorodna, którą trudno opisywać łącznie bez stosowania pominięć. Niech to będzie pochwała "tych którzy nie złożyli broni po wojnie oraz nie splamili honoru złymi uczynkami" - ogólnik, ale precyzujący, że wychwalamy nieco węższą grupę niż sami tylko partyzanci, którzy się nie poddali.
Dzień Żołnierzy Wyklętych jest natomiast dniem WSZYSTKICH Żołnierzy Wyklętych. CAŁEJ tej grupy. Czym jest w taki razie? Dniem zwyrodnialców i oprawców na równi z bohaterami.
Co do święta wszystkich to jest to rzeczywiście nie sprawiedliwe, ale jak to podzielić przynajmniej w sensie oficjalnym. To chyba niewykonalne, bo inaczej trzeba by po nazwie święta powiedzieć coś takiego, że nie dotyczy ono tych wszystkich którzy się splamili krwią bratnią czy coś podobnego, a to zabiłoby chyba cały sens święta.
Co do lisowczyków to masz rację i jak mi się wydaje można ich porównać. Co prawda to jak się zachowali ci ludzie wynikało głównie z tego że RON ich w zasadzie osiurała, nie płaciła żołdu, a nawet rozpędziła, ścigała itd., co zresztą było wielkim błędem bo wojsko było znakomite i w zasadzie poza husarią nikt im nie dorównywał skutecznością czy odwagą.
Niech tych złych będzie nawet 5%. Ba, nawet 0,5%. Nie wydaje mi się, żeby było to usprawiedliwieniem dla takich teatrzyków, jakie potrafili nieraz odstawić. Bicie, gwałcenie i mordowanie nawet dzieci i kobiet wg mnie nie mieści się w żadnych racjonalnych normach nawet w najmniejszych liczbach.
Ja osobiście jestem przeciwko obchodom tego dnia i wcale nie ze względu na brak patriotyzmu. Przeciwnie. Właśnie ze względu na patriotyzm.
Dlaczego? Dlatego, że upamiętnianie zwyrodnialców razem z bohaterami zwyczajnie obraża tych drugich.
Za to Święto Niepodległości (obchodzone w przyzwoity sposób, a nie wyrywaniem drzew, rzucaniem kostką brukową i laniem bejsbolami "ciapatych") jest wg mnie należytym upamiętnieniem tych bohaterskich Żołnierzy Wyklętych, bo nie jest dla mnie tylko rocznicą 11.11.1918 r. a upamiętnieniem całej drogi, która nas doprowadziła do odzyskania niepodległości i upamiętnieniem wszystkich, którzy się Polsce faktycznie przysłużyli na tej drodze.
http://www.opowi.pl/tajemnica-grobu-w-lipowej-tucholskiej-a35563/
Zresztą w Gdańsku ktoś nawet pomnik postawił czerwonego sołdata gwałcącego ciężarną kobietę.
Przede wszystkim sam nie wkładaj w moją wypowiedź czegoś, czego nie napisałem, bo nigdzie nawet słowem nie stwierdziłem, że ktokolwiek szedł do armii dla gwałtów. Tak samo jak nie mówię, że po naszej stronie nie było ofiar takich rzeczy, o jakich piszesz.
Józef Franczak, pseudonim Lalek poległ w obławie, to pewnie wiesz, w 1963 roku. To był najdłużej ukrywający się i walczący żołnierz podziemia.
Narodowe Zjednoczenie Wojskowe funkcjonowało do 1956 roku, tak samo NSZ do połowy lat pięćdziesiątych.
Po 1950 r. walkę z bronią w ręku kontynuowało jeszcze 250-400 (w lesie)
osób, z tym że po 1953 r. poza kilkoma wyjątkami nie tworzyli oni już grup o
charakterze partyzanckim.
Jak ktoś nie ma pojęcia o złożoności historii i wszystko widzi w konwencji spagetti - westernu, to mamy takie dmuchane żaby intelektu i krytyki historycznej.
Normalny mechanizm psychologiczny i spoleczny.
Wiesz kto wydał matkę Inki Gestapo? Byłem w Narewce, tam Polacy mówią, że prawdopodobnie facet, którego imię nosił zespół szkół gimnazjum i podstawówka.
Poczytaj sobie jacy byli Białorusini. U nas mówi się o Ukraińcach, ale Białorusini byli tacy sami jak Ukraińcy.
Przy okazji zmian wprowadzanych w ramach reformy edukacji i tworzenia nowej sieci szkół władze samorządowe gminy Narewka (woj. podlaskie) zdecydowały się zmienić patrona szkoły podstawowej w Narewce. Do tej pory był nim Aleksander Wołkowycki, w latach wojny aktywny współpracownik Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, zwalczającego podziemie niepodległościowe.
Uchwała przyjęta przez Radę Gminy Narewka, znosząca komunistycznego patrona szkoły, została opublikowana na stronie BIP w ostatnich dniach. Dotyczy ona „projektu dostosowania sieci szkoły podstawowej i gimnazjum do nowego ustroju szkolnego”. Na temat utraty przez szkołę podstawową w Narewce patrona uchwała podaje, co następuje „Ze względu na brak początkowych dokumentów nadania Szkole Podstawowej w Narewce imienia Aleksandra Wołkowyckiego z dniem 1 września 2017 roku zaprzestaje się używać tej nazwy”. Oficjalnym powodem zniesienia patrona, według tego dokumentu, nie jest więc jego współpraca z okupantami, ale enigmatyczny „brak początkowych dokumentów”. 1 września szkoła podstawowa w Narewce zostanie połączona z wygaszanym gimnazjum. Radni nie zdecydowali jeszcze, jakiego nowego patrona otrzyma szkoła.
W Narewce, nadal jednak, jedna z ulic nosi imię Aleksandra Wołkowyckiego, jest tu również poświęcony m.in. jemu, pomnik dedykowany „poległym w walce z faszyzmem i o utrwalanie władzy ludowej”.
Jeszcze nie dawno sprawa komunistycznego patrona szkoły była bardzo głośna. W marcu roku 2014 z prośbą o zmianę komunistycznego patrona Szkoły Podstawowej i ulicy w Narewce Aleksandra Wołkowyckiego na bohaterkę walk o niepodległość Danutę Siedzikównę „Inkę” zwracali się się w pismach do władz gminy Narewka m.in. wojewoda podlaski oraz ówczesny poseł Jarosław Zieliński, dziś wiceminister spraw wewnętrznych i administracji. Zmiany patrona szkoły domagała się podczas manifestacji przed podlaskim urzędem wojewódzkim Liga Obrony Suwerenności. Jej członkowie wystosowali też list otwarty do władz samorządowych Narewki, w którym napisali m.in. „Hołdowanie zbrodniarzom komunistycznym jest niezgodne z Konstytucją RP, która zakazuje propagowania zbrodniczych systemów”.
W sprawie przeszłości Aleksandra Wołkowyckiego, który w kwietniu 1945 roku jako konfident został zastrzelony z wyroku sądu AK, wypowiedział się też IPN. Według opinii Instytutu Pamięci Narodowej działalność Aleksandra Wołkowyckiego jako komunisty zaangażowanego w budowę zbrodniczego i totalitarnego systemu w Polsce stoi w sprzeczności z działalnością Danuty Siedzikówny „Inki” patriotki polskiej urodzonej niedaleko Narewki, która oddała swe młode życie za wolną i niepodległą Ojczyznę”.
Przypomnijmy, iż bohaterka narodowa „Inka”, urodziła się niedaleko Narewki. Tu uczęszczała do szkoły podstawowej. Przypomina o tym piękny pomnik wzniesiony kilka lat temu w Narewce ku jej pamięci
Oto indri!! Prawdziwy homo sowieticus zakłamany do cna i wydający wyroki z głębi kloaki swojego umysłu. Dziękuję za ten wpis obnażyłeś się wreszcie bezmózgi stworze!!
W twoim wypadku nawet nie mówi się o degeneracji.
To zwyczajny, uchynięty constans.
Gdyby był głodzony pierwszy się przyłączę.
Wyobraź sobie takiego spaślaka tkwiącego przed kompem i robieniem przez niego wszędzie chlewu.
Tragedia intelektualna i osobowościowa.
Tak dla informacji Karawana, nie tylko Bury, ale także wojska komunistyczne paliły i pacyfikowały ukraińskie wioski na południowym wschodzie Polski. Akcje te sięgały aż po ziemie Wołochów i Łemków, Rusinów, sięgające aż po Krynicę (Górską) I robiły to bardzo brutalnie. Tzw. Akcja Wisła. Cokolwiek by o niej powiedzieć, jednak musiało być coś na rzeczy, nie tak, skoro te ukraińskie nie chciały współpracować nawet z sowiecką władzą.
To były dopiero prawdziwe pacyfikacje, czystki etniczne w pełnym wydaniu w wykonaniu władzy ulubionej przez Karawana. Ale skoro władza to robiła, której za młod służył, ta sama która mordowała polskie podziemie, to te akcje uznaje pewnie, że były ok.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania