10. Latynoska tajemnica

„Helena odmówiła codzienny pacierz, przeżegnała się i dźwignęła z kolan. Coraz częściej odczuwała swój wiek. Niewygodnie jej się klęczało na drewnianej podłodze. Może zresztą nie o lata chodziło, tylko o odwieczny brak apetytu? Koścista była przez całe życie, krągłości tylko trochę nabrała w owym czasie, gdy… Wzdrygnęła się. Ów czas nieważny, dawno już miniony… Myśleć chciała o tym, że skoro kości jej sterczą to i twarda podłoga uwiera, nie wieku to kwestia.

Cóż poradzić, kiedy od dzieciństwa nie przepadała za jedzeniem. Co innego jej siostry. Karolina zawsze na mięso łasa była, pieczone w szczególności. Ale i kosteczkami kurzymi z rosołu nie pogardziła, chociaż lepiej było psom rzucać, niechby też radość miały. Urszula z kolei za słodkim przepadała, na mazurki, baby wielkanocne, pierniki i sękacze ślinka jej bardziej ciekła niż psom na rosołowe kości. Które im Karolina z najdrobniejszych mięsnych włókienek objadała. Raz tylko zdarzyło się, że Helena apetyt miała, wtedy, gdy… Znowu! Za dużo wspomina dzisiaj, niedobrze to. Dwadzieścia lat już minęło od tamtego czasu, kiedy niemowlę kwilące od niej zabrali i innym na wychowanie oddali. Syneczka jej ukochanego. Wiedziała do początku, że nie będzie mogła z nim się nikomu na oczy pokazać, na taką sromotę nikt nie pozwoli. Szlachcianka z dzieckiem! Z bękartem! Dobrze się złożyło, że Karolina, szybko się w sprawie rozeznawszy, znalazła chłopaczkowi dom dobry i rodziców kochających. Nikt się nie dowiedział o całej awanturze, tylko baba ze wsi przy karolinowym pałacu, która pomóc przyszła, jak już jej godzina wybiła. I pomogła, sprawnie wszystko poszło, synek zdrowy się urodził… Nie synek! Dwadzieścia lat go Helena nie widziała, a wciąż go synkiem nazywa. Przecież obca jest dla niego, a zresztą nie wie nawet, u kogo on się wychowuje, kogo matką nazywa. Nie myślała nigdy nad imieniem dla niego, bo wiadomo było, że dziecko przy niej nie zostanie. Ale gdyby mogła, gdyby mogła… jakie by też imię wybrała? Antoni, po ojcu? Nigdy! Zresztą on nie wie nawet, co dokładnie się wydarzyło, zmogła go gorzałka w ten wieczór i umysł mu się całkiem zmącił. To i lepiej, nie miał żadnych podejrzeń, kiedy na kilka miesięcy wprowadziła się do Karoliny i z rzadka listy tylko do Urszuli słała. Jeśli by nie nazwała małego po Antonim, to może…

Dość tego! Tyle czasu upłynęło, a ona wciąż się zadręcza. Nie ma nad czym myśleć, dawno wszystko minęło i już się nie odmieni. Pozostało jej tylko w tym pokoiku swojego końca czekać, w tej mniszej celi prawie, o chlebie i wodzie, za grzech pokutować…”

 

No pięknie! Naprawdę skręciłam w stronę te amo i te odio, czyli wenezuelskiej telenoweli. Chociaż zauważyłam, ze teraz tureckie są na topie. Ciekawe, czy tam też nieślubne wstydliwe dzieci mają?

Bo w serialu meksykańskim to wiadomo, zawsze się jakiś potomek znajdzie. Albo porwany się po latach odnajdzie… A nie, to w Dynastii. Po amerykańsku bardziej. W kolumbijskich to rozmnażali się ci latynoscy kochankowie na lewo i prawo, bez porwań.

I do tego Antoni!! Ten nudziarz sakramencki! Do stu piorunów! Do kroćset! Co w nim niby jest takiego, że obskakiwana przez tabuny adoratorów Urszula jego ostatecznie wybrała, a do tego Helena była mu uległą? I w ogóle, że siostra ze szwagrem? Co za rodzina, święci pańscy. Ale fakt pozostaje faktem, boski Antonio branie miał, a ja nie umiem go należycie przedstawić. Póki co sromotnie nawiał, jak tylko przepiórkę podjadł z Karoliną. I zagryzł egzotycznym owocem. To rzeczywiście lowelas z niego na całego. Amator zastawionego stołu. A nie kobietek. Może tak się za młodu wyszalał, że teraz tylko gnaty przy piecu wygrzewa, jak stary wyliniały kocur po trzydniowej wyprawie? Może ma przepuklinę i niedomaga? A w ogóle to na co kiedyś się słabowało? Podagrę już zajął nieboszczyk Kalasanty, mężuś Karoliny. Lumbago? Nie wiem, co to, ale nazwa przepiękna. Pasuje do tych owoców egzotycznych.

No dobra, zamówiłam sobie w bibliotece powieść o dobrym wojaku Szwejku, wytarzam się w zbliżonej atmosferze to może mnie natchnie. Na pewno ktoś u Szwejka niedomagał, zobaczymy na jakąż to malowniczą przypadłość.

 

A tymczasem czas na wieczorne czytanko. Mojemu synkowi. Nieoddanemu w niemowlęctwie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania