101 poważnych rozmów: 2. Taksówkarz
Walizki prawie spakowane. Wszystko gotowe. Czas ruszać.
Taksówkarz na dole zaczyna się niecierpliwić, co daje mi odczuć dobijając się co chwilę na moją komórkę. Biegam w popłochu po mieszkaniu, szukając jeszcze ostatnich niezwykle ważnych rzeczy, bez których na pewno byłabym w stanie się obyć przez najbliższych kilka tygodni, ale skoro o nich pamiętam, to jednak warto je spakować. Siadam na wypchanej po brzegi walizce i zdecydowanym ruchem usiłuję ją zasunąć.
"Powinnaś więcej jeść" - gadam do siebie w myślach. "Jakbyś była grubsza, to walizka zaraz by się zapięła, a tak siedzisz na niej bez sensu, głupia". Ten patent nie daje rady, więc kładę się na walizce, przyjmując różne dziwne, czasem wręcz dramatyczne i desperackie pozy, byle tylko ją zamknąć. Taksówkarz znów się do mnie dobija. Odbieram poirytowana sytuacją i wściekłym głosem proszę o jeszcze trzy minuty.
- Pani kochana, ja tu czekam na panią już dobre 10 minut!
- Wiem, przepraszam, miałam awarię. Już się ubieram i schodzę - odpowiadam najbardziej przepraszająco jak potrafię z jednoczesną nutką irytacji.
Sweet liar. Przecież wiem, że 3 minuty to za mało, żeby ogarnąć cały ten burdel. Mimo wszystko nie poddaję się, narzucam na siebie ekspresowo kurtkę, wciskam na stopy ukochane trampki, żeby 2,5 minuty później znaleźć się już na dole w taksówce.
- Bardzo pana przepraszam, że musiał pan tyle czekać. W ostatniej chwili musiałam się przepakować, dramat! - wykrztusiłam z siebie okazując skruchę.
Taksówkarz mimo mojego dramatycznego spóźnienia, uśmiechnął się do mnie życzliwie, ale z delikatnym przekąsem. Odebrał ode mnie walizkę i choć moim zdaniem ważyła około 300 kilo, zapakował ją do bagażnika.
Chwilę później jechaliśmy już na dworzec.
Kierowca miał około 55 lat. Wyglądał na zmęczonego życiem, ale sprawiał wrażenie, jakby lubił swoją pracę. Siwe włosy idealnie komponowały się z pokaźnym wąsem w tym samym kolorze. Prowadził pewnie, ale rozważnie. Zawsze uważałam, że wystarczy spojrzeć na to, jak człowiek kieruje samochodem, żeby zorientować się, jaką jest osobą. Lekkomyślny ryzykant? A może ostrożny, ale pewny swoich decyzji? Zdecydowanie to drugie.
Odwróciłam głowę w stronę szyby, żeby jeszcze przez moment przed wyjazdem popatrzeć na miasto, które kocham, a z którym tak wiele mnie łączy. Pogrążam się w myślach, a do głowy przychodzą mi piękne wspomnienia. Jak to jest, że tak łatwo zapominamy o tym, co przykrego spotkało nas w życiu, skupiając się tylko na tych dobrych rzeczach i miłych chwilach?
Moją zadumę przerywa taksówkarz:
- Taka wielka walizka, to pewnie i podróż daleka?
- Trochę tu, trochę tam. Tak naprawdę nie wiem po prostu kiedy wrócę, więc zabrałam ze sobą tyle swojego życia, ile mogłam - odpowiedziałam.
- Czasem nie warto zabierać ze sobą wszystkiego, droga pani. Latała pani kiedyś balonem?
- Nie, nigdy. Ale zawsze bardzo chciałam spróbować, tylko wydawało mi się to jakieś takie... mało realne. Nie było to moim priorytetem na pewno, dlatego nie skupiałam się na tym. Dlaczego pan pyta?
- Ja już swoje lata mam. I powiem pani taką jedną rzecz. Być może weźmie sobie pani ją do serca, a być może nie - zagadkowo odpowiedział pan taksówkarz.
Z jednej strony poczułam się zaintrygowana, żeby chwilę potem pomyśleć, że to pewnie jakieś farmazony, których nie warto słuchać. Bo co obcy człowiek może wiedzieć o mnie i moim życiu? Mimo wszystko postanowiłam wysłuchać.
- Żeby balon mógł wznieść się w górę, trzeba najpierw wyrzucić z niego zbędny balast. Tak samo jest w życiu. Żeby pójść naprzód, należy w pierwszej kolejności pozbyć się tego, co nam ciąży. W innym przypadku nigdy nie wzbijemy się w górę, tylko będziemy stać w miejscu, trzymając się kurczowo rzeczy, które nam już nie służą, a jedynie ciągną nas w dół. Czasem nie warto uciekać. Wystarczy po prostu zrobić w życiu porządek i wyrzucić z niego ten właśnie zbędny balast. Tu i teraz.
Poczułam się dziwnie. Nie wiedzieć czemu taksówkarz trafił w samo sedno, wywołując u mnie poruszenie. Do oczu napłynęły mi łzy, jednak przez ostatnich kilka lat nauczyłam się kontrolować ten odruch. Szybko je przecieram i nerwowo zerkam na telefon. Jesteśmy na dworcu. Do odjazdu pozostało jeszcze pół godziny. Mogę jeszcze się wycofać i zostać tutaj razem z moim balastem. Mogę też zostać, ale pozbyć się balastu. Albo wyjechać razem z balastem. Jedno wiedziałam na pewno: od siebie nie ucieknę. Nie wiedziałam jeszcze tylko, co z tą wiedzą zrobić.
Komentarze (1)
Czytam masę tekstów niezarejestrowanych osób, w 99% jest to shit dla masochistów. Ty mieścisz się w tym 1% tekstów dobrych, napisanych poprawnie, z szacunkiem dla czytelnika, z mądrą, choć nieodkrywczą treścią. Twoja praca broni się warsztatem, który mnóstwo publikujących osób po prostu bagatelizuje.
Pozdrawiam i zachęcam do dołączenia do nas. Wrażeń będzie co niemiara ;) 5 ode mnie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania