115 lat temu

Maks Ellencwajg czuł, jak serce mu wali, gdy wchodził do ciemnej sali kina "Phenomen". To było jego schronienie, jego ucieczka od okrutnej rzeczywistości. Tutaj, na ekranie, widział światy, o których mógł tylko marzyć. Światy, w których ludzie byli wolni, szczęśliwi i kochani. Światy, w których on sam mógł być kimś innym, kimś lepszym.

 

Jego ulubionym filmem był "Metropolis" Fritza Langa, który przedstawiał fantastyczną wizję przyszłości, pełną maszyn, robotów i konfliktów społecznych. Maks identyfikował się z bohaterem, Frederem, który buntował się przeciwko niesprawiedliwemu systemowi i zakochiwał się w pięknej Marii, przywódczyni robotników. Maks pragnął takiej miłości, takiej pasji, takiej odwagi.

 

Ale to było tylko złudzenie. Poza kinem, Maks był więźniem getta, gdzie panował głód, choroby i strach. Jego ojciec, który nauczył go kochać kino i który był jednym z założycieli "Phenomena", został aresztowany i wywieziony do obozu koncentracyjnego. Maks nie wiedział, czy jeszcze żyje, czy już nie. Jego matka zmarła na tyfus, a jego siostra została zastrzelona przez niemieckiego żołnierza. Maks był sam, bez rodziny, bez przyjaciół, bez nadziei.

 

Jedynym sposobem, żeby przeżyć, było ryzyko. Maks pracował jako szewc i sprzedawał na czarnym rynku żywność i lekarstwa. Ale to nie wystarczało, żeby zaspokoić jego głód kina. Maks musiał przedzierać się przez ogrodzenie getta i udawać się do kina "Apollo", gdzie pod przybranym nazwiskiem i z fałszywymi dokumentami oglądał nowe filmy, które przywoływały w nim wspomnienia i inspirację. To była jego jedyna radość, jego jedyna ucieczka, jego jedyny sens.

 

Ale i to się skończyło. Pewnego dnia, gdy Maks wracał z kina, został zatrzymany przez niemieckiego żołnierza, który zorientował się, że jest Żydem. Maks próbował uciec, ale został dogoniony i brutalnie pobity. Żołnierz zabrał mu bilet do kina i zadrwił z niego, nazywając go "małpą", "szczurem" i "podludziem". Maks poczuł, jak krew spływa mu z nosa i ust, a łzy z oczu. Poczuł, jak traci wszystko, co kochał, co go definiowało, co go czyniło człowiekiem.

 

Maks został przewieziony do obozu zagłady w Treblince, gdzie czekała na niego śmierć w komorze gazowej. Jego ostatnim widokiem były płonące stosy ciał, a ostatnim dźwiękiem - krzyki rozpaczy. Maks umarł, nie zaznawszy miłości, wolności i spełnienia. Jego marzenia o kinie zgasły razem z nim.

 

115 lat temu, w Kielcach, na rogu Sienkiewicza i Kilińskiego, na I piętrze, otwarto pierwsze wzorowe kino pod firmą "Phenomen". Założyli go dwaj kielczanie, pan Tomicki i Ellencwajg. Byli oni pierwszymi pionierami kinematografii w Kielcach. Ich dzieło przetrwało wojnę i zmiany ustrojowe, a dziś jest częścią dziedzictwa kulturowego miasta. W kinie "Phenomen" nadal można oglądać filmy, zarówno te klasyczne, jak i nowoczesne, i podziwiać magię kina. A może, gdzieś wśród widzów, siedzi następny Maks Ellencwajg, który marzy o tym, żeby sam stworzyć coś niezwykłego na ekranie.

 

*****

***

 

Anna Tomicka była córką pana Tomickiego, drugiego założyciela kina "Phenomen". Urodziła się w 1910 roku i dorastała w Kielcach, gdzie uwielbiała chodzić do kina ze swoim ojcem i przyjacielem Maksem. Anna i Maks byli nierozłączni, dzielili ze sobą swoje marzenia, sekrety i uczucia. Anna była zakochana w Maksie, a Maks w niej, ale nigdy tego sobie nie powiedzieli. Byli zbyt nieśmiali, zbyt bojaźliwi, zbyt różni.

 

Anna była Polką, a Maks Żydem. W tamtych czasach to było wielkie przeszkodą, zwłaszcza gdy nadeszła wojna i niemiecka okupacja. Anna i Maks zostali rozdzieleni przez mur getta, który oddzielał ich światy. Anna nie mogła się z nim skontaktować, nie mogła mu pomóc, nie mogła go zobaczyć. Czuła się bezsilna, samotna i zrozpaczona.

 

Próbowała żyć dalej, pomagając swojemu ojcu w prowadzeniu kina "Phenomen", które było jednym z nielicznych miejsc, gdzie ludzie mogli zapomnieć o strachu i cierpieniu. Anna pokazywała filmy, sprzedawała bilety, rozmawiała z widzami. Ale w głębi duszy czuła pustkę, tęsknotę i żal. Tęskniła za Maksie, za jego uśmiechem, za jego głosem, za jego dotykiem.

 

Pewnego dnia, gdy Anna była w kinie, zobaczyła na ulicy grupę Żydów, którzy byli wyprowadzani z getta do pociągu, który miał ich zabrać do obozu zagłady. Anna spojrzała na nich z litością i przerażeniem, a wtedy zauważyła wśród nich twarz, którą dobrze znała. To był Maks. Był blady, chudy, obolały. Miał na sobie łachmany i gwiazdę Dawida. Miał w oczach smutek i rezygnację. Anna poczuła, jak serce jej pęka. Zerwała się z miejsca i wybiegła na ulicę, krzycząc jego imię. Próbowała się przedrzeć przez tłum i dotrzeć do niego, ale została zatrzymana przez niemieckiego żołnierza, który uderzył ją kolbą karabinu. Anna upadła na ziemię, tracąc przytomność.

 

Maks usłyszał jej krzyk i spojrzał w jej stronę. Zobaczył ją leżącą na ulicy, otoczoną przez ludzi. Zobaczył, jak krew spływa jej z głowy. Zobaczył, jak jej oczy się zamykają. Zobaczył, jak traci ją na zawsze. Maks poczuł, jak coś w nim pęka. Poczuł, jak miłość zamienia się w nienawiść. Poczuł, jak nadzieja zamiera w rozpaczy. Poczuł, jak życie ucieka mu z rąk.

 

Maks i Anna nigdy się nie spotkali, nigdy się nie przytulili, nigdy się nie pocałowali. Nie mieli szansy na szczęście, na wolność, na spełnienie. Ich marzenia o kinie zgasły razem z nimi.

 

115 lat temu, w Kielcach, na rogu Sienkiewicza i Kilińskiego, na I piętrze, otwarto pierwsze wzorowe kino pod firmą "Phenomen". Założyli go dwaj kielczanie, pan Tomicki i Ellencwajg. Byli oni pierwszymi pionierami kinematografii w Kielcach. Ich dzieło przetrwało wojnę i zmiany ustrojowe, a dziś jest częścią dziedzictwa kulturowego miasta. W kinie "Phenomen" nadal można oglądać filmy, zarówno te klasyczne, jak i nowoczesne, i podziwiać magię kina. A może, gdzieś wśród widzów, siedzi następny Maks Ellencwajg i Anna Tomicka, którzy marzą o tym, żeby sami stworzyć coś niezwykłego na ekranie.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania