12:25
Nie miałem litości
odrąbując serce
od serca
puszczając z dymem
dom
z niewypalonej cegły i kilku
prostych wyliczeń
potrzebnych pokoi
dla nas
i dziecka
miałem czułość gdy pies
zdychał z głodu
płakałem przy Bachu
kilku książkach
a zwłaszcza przy zachodach Słońca
które szeptem mówiły okrutną
prawdę
wlewając mi ciepło między żebra
wiedziałaś że stratę
nosze w kieszeniach między żyletkami którymi kreślę
na ciałach dziwek plany ucieczek
przed miłością
zostałaś
a ja
byłem zimny jak stal
gdy wbijałem wszystkie noże
w Twoje ufne oczy
ciepłe dłonie
i przesiąknięte moim imieniem
serce
kolejne miesiące
lata
znikną bezpowrotnie
przy obcych ciałach i w
papierowych domach
ogrzewanych wątłym ogniem
(nie)spełnienia
(„nie martw się”)
w końcu przyjdzie dzień
gdy pociąg
który zawsze przyjeżdża za wcześnie
weźmie na gapę i mnie
skurwysyna
martwego dla rodziny
grzesznika
co roboty trzymał się równie mocno
co pijany pionu
a gruba kreska pod którą
ciagle wzrastał kredyt
na kilka procentów do sensu
wyznaczała mu linie życia
co ciężar
miała większy
niż czyn Kaina
dziś znikam z Twojej pamięci
lecz jutro
będę czekał po drugiej stronie
znów i znów
aż do końca
a kiedy przyjdziesz
wyliżemy swoje rany
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania