124.

Wieży powinno być wszędzie. Ale... - w zamglonym wschodzie pełnym pomarańczy, powinna zstępować ta z nieba. I w blasku lamp nocnych w drugim końcu świata - winna dotykać do ziemi.

 

Byłby tam Człowiek, który za to wszystko byłby odpowiadał. Najlepiej - łysy i gruby, w krągłych okularach, kręciłby wielkimi wajchami, nasuwając co i rusz tylko okrągłe binokle. Jaśnieć powinien wschód i jakby za interpretacją Boga, lądować by miała, jakby w księżyc złączona, gniotąc wszystkich mieszkańców na Ziemi. I zwisałyby zeń złociste lampiony, a w środku - ulubiona książka, wodospad w ukryciu, i kamienne schodki. W ogóle niech będzie to wielki księżyc właśnie, zwisający z gniotącej świat wieży.

 

On by pogładził się po pulchnej, nadpoconej brodzie, a w szkłach jego nie spostrzec spojrzenia. Lecz byłby tam, pewne. Wstałby, to kiedy spod jej wielkich nóg niósłby się zrąb kurzu z wszelkiego stworzenia! Ściągnął okulary, to na chwilę, nikt nie zauważył, przejdźmy prędko dalej, jak je ma na nosie, widząc go od tyłu... - popiłby herbaty, strzepał niewidzialny bród z szyi, miał na tym punkcie obsesję, poprawił swój wygodny, ten do odpoczynku fotel, obserwując ziemski, piękny, bo piękne są właśnie te ziemskie, wschód słońca...

 

A, i jeszcze ludzie. Ludzie błagaliby go o ratunek, zmiłowanie. Ale nie emocje i empatia mu w głowie. Czy On w ogóle rozmyśla tymi kategoriami? Oglądałby wielki, wielki, potężny wschód słońca, gdzie w dole strzępki z nas babrałyby siebie od nowa. Bo piękne są wschody na Ziemi.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania