Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

157

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

   Autostrada w świetle Księżyca wyglądała na całkowicie opustoszałą, gdzieniegdzie ostatni spóźnieni mknęli w domowe ogniska. Nieubłaganie zbliżała się senna godzina, pierwsza pięćdziesiąt siedem idealnie kwalifikowała się do zamknięcia zmęczonych powiek. Oddalał się od byłego domu, stanowcza rozmowa z prawnikiem zdecydowanie poprawiła nastrój. W myślach dziękował tacie za radę sporządzenia intercyzy małżeńskiej, opartej na prostych zasadach, co twoje przed małżeństwem należy do ciebie. Natomiast co wspólne, podarował bez zastanawiania się połowicy. Otrzymane zdjęcie od prawnika, siedzącej byłej żony na walizkach przed domem wywołało radosny uśmiech.

 

   Niespodziewanie wrócił do domu. Zwabiony jękami dobywającymi się z sypialni, zaciekawiony zaglądnął. Żona zabawiała się sztucznym członkiem łączącym cipę z cipą nieznanej kobiety! Wtargnął niespodziewanie wprost na arenę niebywałości, niezainteresowane świrowały, kompletnie nie reagując na wejście. Małżonka zaczęła się dziko śmiać, wprowadzając cycki w usta nieznanej niewiasty, po sekundzie lizała muszelkę leżącej, nie zwracając żadnej uwagi na niezręczną sytuację. Jak zdradzałaby z facetem, wywaliłby prosto w mordę parę strzałów i wywalił przez okno razem z żoną, a tak stał dobre kilka sekund gdy się zadowalały w najlepsze.

 

    Uzyskał świadomość po niecałych dwóch minutach bez trzech sekund […] Wyszedł, w czym stał, skontaktował się z prawnikiem. Ulokował się w przyzwoitym hotelu. Wieczorem po wręczeniu żonie pozwu rozwodowego policja skarbowa usunęła nieproszonych gości z jego domu przed drugą w nocy. Posiadłość wystawiona na sprzedaż, została zakupiona za bardzo atrakcyjną sumkę przez jakieś małżeństwo. W iście super ekspresowym tempie wyprostował zakręty życiowe. Szef w pracy ze zrozumieniem potraktował przyzwoitego pracownika, udzielając płatny miesięczny urlop. Wsiadł w auto, jechał przed siebie, szukając ukojenia jak najdalej od galimatiasu w gniazdku małżeńskim. Kołatały się myśli po głowie, jak mogło do tego dojść? Żadnych wcześniejszych oznak nieprawidłowości nie przypominał sobie, nie było szaleństw w łożu, ale nie było suszy uczuć. Razem wędrowali przez bezmiar krain rozkoszy, nasyceni spełnieniem zasypiali wtuleni w siebie. Widocznie od dawna lub nawet od zawsze żona preferowała kobietę w łóżku.

 

   Zauważył reklamę motelu, z dala od zgiełku autostrady przy zjeździe o numerze 157. Dosłownie po kilkudziesięciu kilometrach oczekiwał wspaniały wiejski klimat spokoju w doskonale urządzonych apartamentach. Motel położony przed miasteczkiem na zadupiu doskonale wpasował się w potrzebny klimat. Zewnątrz nie wyróżniał się niczym szczególnym, pora nocna do przyglądania nie zachęcała. Natomiast pani w recepcji wręcz odwrotnie, wysoka zgrabna obdarzona niebywałymi piersiami uwięzionymi za obrywającymi się guziczkami bluzeczki, zawyrokowała ostatecznie o pozostaniu na noc. Zadowoliwszy stargane oczka do woli widokiem wspaniałości, powędrował do pokoju nr 157 na końcu korytarza. Dostrzegł kątem oka, wchodząc do pokoju, wyłaniającego się spod kontuaru, nad którym górowała niewiasta z recepcji, gołego mężczyznę z widocznym sterczącym przyrodzeniem. Nie mógł powstrzymać śmiechu, w trakcie konwersacji z niebotycznie zgrabną, facet pod blatem obśliniał cudowny tyłeczek, zahaczając o błogosławione miejsce. Zazdrościł gościowi, sam miał nieprzepartą ochotę zaistnieć wewnątrz objawienia. Zasypiał z niezaspokojonymi marzeniami o zjawisku z recepcji, żądny niebywałości, mózg układał plan działania. Wyobraźnia podsuwała obrazy opadającej garderoby sukienki, majteczek, biustonosza dłonie zdobywały obszary nieodkrytej doskonałości przy wtórze orkiestry pocałunków grających w rytmie dokonania.

 

ROZDZIAŁ DRUGI

 

   Słońce wdzierało się do pokoju przez niedociągnięte ciężkie burgundowe story, oznajmiając wszem wobec kolejne starcie z niepodważalnymi atrybutami pani w recepcji motelu. Z nieprzepartą chęcią na spotkanie pognał biegiem do gabinetu odbudowy higieny porannej. Rozsuwając story skrywające spore okna, zauważył w dali parkingu, doskonałość w mini spódniczce ze wspaniałymi nogami w szpilkach na sporej podstawie, sukienka nie była w stanie ukryć ogromnych cycuszków apetycznie wystających spod skąpej bluzeczki. Malutka torebka mieszcząca pewnie jedynie kluczyki od czterokołowca widocznego nieopodal. Ciekawie korespondowała z facetem obarczonym masą w każdej dłoni wielkich, mniejszych i jeszcze mniejszych toreb. Posuwał się żółwim tempem za poematem z długimi do samej ziemi jak tragarz po przejściu pustyni. Nie opacznie zjawisku niespotykanej urody wyleciały z namiastki torebki kluczyki od auta wprost na kostkę jezdni. Skierowała cudowny paluszek w obszar zguby, facet błyskawicznie odstawił torby, schylił się po kluczyki. Oparty o parapet okna w motelu nie mógł powstrzymać śmiechu, spocony stargany facet w nienagannie skrojonym gajerku gmerał po bruku próbując obezwładnić kluczyki od samochodu gdy objawienie stało wpatrzone w dal horyzontalną. Udało się w końcu wydobyć kluczyki, które momentalnie otwierały drzwi auta, biegiem zapakował torby w bagażniku, sadowiąc się na tylnej kanapie krążownika szos. Więcej nie zamierzał oglądać śmiechu wartej pary idealnie dobranej […]

 

   Otwierając drzwi, prawie wpadł na istotę w ciemnoniebieskiej sukience do połowy uda, nóżki ozdobione czarnymi jak jego myśli rajstopami wywołały znajome dźwięki uwielbienia.

 

   Co to za mieścina? Natłok pięknych zmysłowych kształtów powalał, gdzie nie spojrzał, emanował seks, zniewalały wzrok. Pragnął jedynie zdrowego pieprzenia bez granic. Zjawisko uzupełniało zestawy kwiatów w wazonach symetrycznie rozmieszczonych w holu.

 

   — W czym panu pomóc — odezwała się po wymownym szukaniu wzrokiem przez Doriana, wczorajszej seksbomby z facetem pod kontuarem.

   — Dorian Kondrak, wieczorem dnia poprzedniego zdołałem zamieszkać w motelu — po kilku sekundach trawienia ciszy po nietypowej odpowiedzi uśmiechnęła się milutko.

   — Laura Alby z dziennej zmiany, w nocy witała pana Sandra Reblok, miło mi poznać znakomitego gościa, od dnia następnego nie omieszkam przygotować śniadania, dzisiaj zapraszam do restauracji po przejściu dosłownie kilkunastu metrów.

 

   Nie był w stanie wydobyć nawet kilku literek z gardła, śniadanie z aniołem w ludzkiej skórze wywołało całą gamę niezbyt grzecznych marzeń mężczyzny pragnącego gorących przeżyć w ramionach blond wspaniałości. Zdecydował się na pozostanie w motelu przynajmniej kilka dni, a zwłaszcza zaliczenie rozmowy z panią z nocnej zmiany choćby musiał na kolanach pod kontuarem zapoznawać się z tyłkiem brunetki Sandry.

 

   — Kilka dni z pewnością zabawie w motelu, skorzystam ze śniadania.

   — Jest pan bardzo miły, istnieje możliwość skorzystania z obiadu i kolacji, prowadzimy motel rodzinny wraz z siostrą, gotowanie dla jeszcze jednej osoby nie nastręcza problemów, serdecznie zapraszamy.

   — Proszę zwracać się po imieniu, będzie od razu przyjemniej — odblokowała pokłady jego marzeń.

   — Na wszystko się zgadzam, zostanę, ile będę mógł — śmiała się radośnie.

 

   Wyglądała jak aniołek w blond kręconych włoskach, przewracała zgrabnymi długimi z kolanka na kolanko, nie był w stanie uchwycić momentu zmiany. Zafascynowany widział wyłącznie niebieskie duże oczka, radośnie obserwujące poczynania mężczyzny, znikąd jadącego do nikąd. Rozmawiali jak para dawno niewidzianych przyjaciół, bez dozy skrępowania opowiadał istotne elementy swojej egzystencji. Podobnie Laura jak na spowiedzi zdradzała większe i mniejsze sekrety małomiasteczkowej populacji liczącej stu pięćdziesięciu siedmiu mieszkańców.

 

ROZDZIAŁ TRZECI

 

   Głód wyzwolił z wnętrza kilka niewybrednych głośnych dźwięków, ścisnął w nieznośnie bolesnym uścisku, nie pozbawiając złudzeń do intencji. Żołądek nieubłaganie domagał się, choć namiastki śniadania, nie jadł, nie pił od wyjazdu z domu. Uroda niebywałości w blond kręconych włoskach nie była w stanie zatrzymać przyziemnych potrzeb Doriana Kondrak. Ukłonił się niczym aktor po zakończeniu spektaklu, kierując się do wyjścia, czuł świdrujące spojrzenie niebieskich gałek ocznych cudu w spódnicy, zdołał usłyszeć szept Laury Alby.

 

   — Posiłki od jutra czekają w salonie — uśmiech miała zniewalający.

 

   Po wyjściu odczuł dyskomfort, poczuł brak istotnego elementu w krajobrazie opartego wyłącznie na parkingu przed motelem — nie było auta! Obiegł parking kilka razy, nie pomijając oddalonych budynków gospodarczych. Wpadł do holu motelu, lądując jak pocisk ziemia — ziemia przed kontuarem Laury w recepcji.

 

   — Ktoś ukradł moje auto! — wrzeszczał jak opętany.

   — Nie przypominam sobie, żeby cokolwiek w naszym miasteczku kiedykolwiek zginęło — wymownie spojrzała na tabliczkę „PARKING NIE‌STRZEŻONY”

   — Jesteś pewny, że przyjechałeś samochodem? — poczuł się zdecydowanie dziwnie, ktoś najwyraźniej robił z niego wariata!

 

   Uznał dyskusję za bezzasadna, wykonał telefon po policję. Pani uprzejmie przyjęła zgłoszenie, informując — czas reakcji w przybliżeniu jedna godzinna, miejscowość znacznie oddalona, aktualnie patrole wykonują czynności służbowe, przybędą najszybciej jak to możliwe. Niezwłocznie poszedł do pokoju niczym wściekły pies, zamiast interesować się doczesnymi dobrami, rozwijał niebezpieczne erotyczne marzenia z każdą widzianą niewiastą. Nie mógł usiedzieć w jednym miejscu, biegał jak opętany od okna do okna, wypatrując patrolu. Nie usłyszał delikatnego pukania do drzwi, dlatego przestraszony podskoczył, widząc w drzwiach blond piękność ze stosem kanapek wspartych na dzbanku herbaty.

 

   Była niczym wybawicielka z krainy głodu! Całował dłonie wspaniałej ratującej w opresji, resztką siebie powstrzymał wędrowanie całusami po policzkach wspaniałości.

 

   — Przepraszam, z wrażenia zapomniałam o dobrych obyczajach, jakbym wiedziała, że tak reagujesz na posiłek, zamiast rozmawiać, tylko bym ciebie karmiła — śmiała się radośnie, że nawet, policjantki w drzwiach nie zauważył.

 

   Jakby nie czapki na głowach z napisem policja nigdy by nie odgadł, że to przedstawicielki prawa. Czarne obcisłe koszulki doskonale opinały bufet, na którym wiele się mieściło, spódniczki równie czarne, plisowane do połowy uda nie były w stanie zasłonić końcówek ciemnych pończoch na seksownych ponętnych długich do samych czarnych bucików plecionych za kostki.

 

   — Nie dysponuje pan żadnym dokumentem potwierdzającym posiadanie samochodu, nie pamięta marki, nie ma pojęcia o numerze rejestracyjnym, dobrze, że kolor zapamiętał!

   — Pierwszy przypadek kradzieży auta w dodatku w tak tajemniczych okolicznościach.

   — Dołożymy wszelkich starań w celu odzyskania zguby niewiadomej marki!

   — Do czasu zakończenia śledztwa proszę pozostać w motelu, zresztą autobus będzie w przyszłym tygodniu!

   — Jak to? Mam na stałe zostać w motelu?

   — Nie ma za wiele możliwości, autobus odpada w tym momencie, motel jest jedynym miejscem, w którym bez problemów można mieszkać.

   — Jeżeli pan wyjedzie, zaprzestaniemy poszukiwań, uznając za bezzasadne.

 

   Po zdawkowych grzecznościach zgrabne panie policjantki milutko kołysząc pośladkami, wsiadały do radiowozu ze sporym numerem na dachu 157.

 

ROZDZIAŁ CZWARTY

 

   Mijał w trakcie drogi do restauracji, kilka pomniejszych punktów usługowych, spory sklep wielobranżowy od chleba po gwoździe, nic godnego uwagi nie zauważył. Miasteczko okazało się ucieleśnieniem pragnień, idealne warunki do życia. Mieszkańców garstka rozsypana w pyle małomiasteczkowym niemalże niezauważalna, nikt się nie spieszył nie wiadomo gdzie a tym bardziej do czego? W melancholijnej ciszy mijał dzień za dniem, zapragnął pozostać w oazie totalnego nieograniczonego spokoju, szczęśliwy, że ktoś ukradł jego samochód.

 

   Restauracja była tylko z nazwy, rodzinną atmosferę zapewniały zdjęcia mieszkańców symetrycznie rozwieszone na ścianach. Stoliki dwuosobowe ze starodawnymi białymi obrusami, na środku obok flakonika z pachnącymi kwiatami tkwiła popielniczka — relikt przeszłości, gnębiona w świecie bez dymu tytoniowego, następny przyczynek do pozostania. Odpalał papierosa, przeglądając się w lusterku zamontowanym w zapalniczce, jedynie dla gadżetu pozostawił ostatnią pamiątkę po byłej żonie. Bezwiednie wertował menu w poszukiwaniu sensacyjnego dania, mając nieodparte wrażenie, że coś w otaczającej rzeczywistości jest nienaturalne. Brakowało luster! W motelu w holu ani w pokoju nie było, przez poranne zamieszanie zapomniał zapytać recepcjonistki — jak ma się ogolić? Natychmiast wstał, kierując się do toalety w restauracji, nie był zaskoczony — brak zwierciadła.

 

   Wracając, zauważył miło uśmiechającą się panią widzianą z okna w motelu wędrującą z facetem dźwigającym masę reklamówek. Trudno nie zapamiętać szlachetnego wspaniałego biustu wspartego na zgrabnych długich w bucikach ze wszech miar seksownych na sporej szpili. Siadając kilka stolików dalej, zauważył biegnącego w jej kierunku gościa po kiwnięciu paluszkami. Opadł na czworaka przed zjawiskiem, gdy wzięła ze stolika czarną obrożę ze smyczą, powłócząc na kolanach, ulokował głowę między kolanami niewiasty. W lokalu nikogo to nie interesowało, barman froterował szkło za barem, kelner zerkał ukradkiem w prasę, dwie kobiety przy stoliku obok nawet nie popatrzyły. Gość lizał szpile w obuwiu uwielbianej z ogromnym zapałem, skupiony wyłącznie na radosnym uśmiechu swojej pani, wyglądał jak pies na smyczy. Dostarczony posiłek przez kelnera podawała dłonią w resztkowych ilościach wprost do pyska klęczącego dwunożnego zwierzątka. Gestem zaprosiła do obśliniania drugiej wolnej szpilki na stopach, zniesmaczony obrócił się plecami do niezbyt normalnej pary.

 

   Szybciutko zagłębił się do pałacu nieistotnych obrazów, umieszczając parkę na piedestale. Ulokował się na sąsiednim krześle, pozbawiając oczu widoku dziwnej parki. Wzrok utkwił w magicznej liczbie mieszkańców w ilości 157 duszyczek. Liczba wydała się aż nadto znajoma zjazd z autostrady, numer wozu policyjnego, pokój w motelu, godzina przybycia do miasteczka po drobnym retuszu idealnie pasowała, po chwili zauważył liczbę w każdym aspekcie życia.

 

   — Co pan szanowny, zdecydował się skonsumować? — przestrzeń rozdarł zaskakujący głos kelnera.

   — Sto pięćdziesiąt siedem — bezwiednie odparł.

 

   Kelner z lekka zaskoczony przewracał menu w poszukiwaniu potrawy.

 

   — Muszę pana rozczarować, ale spis potraw kończy się numerem osiemnaście!

   — Przepraszam, zamyśliłem się, poproszę danie przewodnie lokalu z możliwie maksymalną dawką, nie pamiętam kiedy jadłem — mina kelnera wiele wyjaśniła.

 

   Szalona parka, niebywale zgrabnej ze swoim podnóżkiem ulotniła się niczym kamfora, nie zauważył kiedy kobiety z sąsiedniego stolika wyszły. Szczęśliwy delektował się widokiem żarcia na kilku talerzach. Z kuchni wyszedł kucharz zobaczyć klienta pałaszującego jadło, barman zerkał z zaciekawieniem na podróżnika z głodującej Afryki. Nic nie widział, nic nie słyszał, delektował się obiadem zafrasowany dziwnym brakiem luster, a na dodatek otaczającą z każdej strony cyfrą.

 

ROZDZIAŁ‌ PIĄTY

 

   Oparty o sporą szklaną balustradę na tarasie obserwował krzątające się właścicielki motelu w przygotowaniach do uroczystej kolacji powitania podróżnika Doriana Kondrak. Blondynka Laura Alby ubrana w króciutką czarną sukienkę, spod której do samej ziemi docierały smakowicie wyglądające długie wspaniałości w czarnych rajstopach ze wzorkiem w okolicy kostek. Szpileczki na wysokiej podstawie przyciągały nieubłaganie wzrok. Uśmiechała się pogodnie malutkimi dołeczkami na policzkach, gdy wypełniała stół w salonie wspaniałościami. Rozstawiała ogrom talerzy sztućców mniejszych i większych szklanych naczyń niewiadomego przeznaczenia. Odesłały podróżnika na taras, by delektował się dymem z papierosa. Wystarczał wzrok Doriana omotujący wypukłe wspaniałości niewiast.

 

   W prezencie powitalnym otrzymał wspaniale skrojony ciemny garnitur idealnie pasujący do sylwetki, nie mogły ukryć zachwytu, widząc fajne ciacho. Zaproponowały stały nieprzerwany pobyt w motelu za drobne usługi w zakresie napraw. Potrzebowały zgrabnych zdolnych dłoni męskich sprawnie operujących śrubokrętem czy ewentualnie młotkiem. Dorian w marzeniach widział rączki, wędrujące po wspaniałych wypukłościach zapewniających pełen zakres rozkoszy. Potrząsnął głową, odsyłając erotyczne myśli do pałacu przyszłości.

 

   Odpalając papierosa od dawna trzymanego w palcach, przeglądał się w lusterku z boku zapalniczki. Przypomniał sobie o całkowitym braku zwierciadeł, w całym miasteczku jakby epidemia zniszczyła. Zapisał w pamięci, aby przy okazji zapytać właścicielki motelu, o co z tym chodzi? Brakło czasu na rozważania wkroczyła brunetka Sandra Reblok w nienagannie białej jak śnieg sukience do połowy cudownego uda. Nóżki przyozdobiła rajstopami w odcieniu kości słoniowej, wnikały w plecione szpileczki w podobnym odcieniu kończące się przed kolanami. Ustawiając wazę z czymś gorącym, pochyliła się maksymalnie, co wywołało uniesienie sukienki w górę, to co zobaczył, było tak wspaniałe, że z ust wyleciał niepostrzeżenie papieros.

 

   — Dorian, nie spal nas na wstępie — rzekła, zaglądając z uśmiechem na taras.

   — Oczywiście, przepraszam, zamyśliłem się!

   — Wszystko gotowe zapraszamy podróżnika! — dżentelmen wsunął krzesełka za opadającymi zjawiskami przy stole.

 

   — Dziękuje za propozycję pracy w motelu za możliwość dozgonnego pobytu, z przyjemnością zajmę się wszelkimi zleceniami drobnych napraw.

   — Jestem majętnym mężczyzna posiadającym spory majątek, za pobyt uiszczę stosowną opłatę.

   — Nie ukrywam, że jestem szczęśliwy z racji zaginięcia mojego samochodu, dzięki temu poznałem dwie wspaniałości, od których nie jestem w stanie oderwać wzroku — leciutko pochylił głowę przed białogłowami.

   — Zostanę tak długo jak zainteresowani będą zadowoleni z mojego pobytu — dostał słodziutkie całuski w policzki od cudowności w sukienkach.

 

   Atmosfera była radosna, doskonale się czuł w towarzystwie uśmiechniętych niebotycznych. Często obrywał pocałunkiem w policzek jak nie od jednej to od drugiej. Przenieśli się na kanapę w rogu salonu dla wygody rozmowy, co rusz podróżował po nową butelkę czegoś z procentami. Spochmurniały na moment opowieści o kresie jego małżeństwa, dorzuciły garść informacji o tragicznej śmierci męża Sandry w wypadku drogowym, zniknięciu w niewyjaśnionych okolicznościach faceta Laury.

 

   — Dlaczego w motelu nie ma luster? — wywalił dla zmiany tematu zagłębiającego się w smutne obszary życia.

   — Przynoszą nieszczęścia — krótka lakoniczna odpowiedź zaskoczyła.

 

   Snuł podejrzenia cały dzień, a tu masz, krótka sensowna odpowiedź zamknęła temat. Chciał jeszcze zapytać o dziwną parę, kobietę karmiąca faceta na kolanach niczym niewolnika, ale uznał, że pewnie znowu dostanie krótką odpowiedź zamykającą temat. Zapragnął dymka papierosowego, bez pytania przypalał pamiątkową zapalniczką. Gdy błysnął ogień, niewiasty niespodziewanie podskoczyły z przerażeniem w oczach. Natychmiast zerwał się z kanapy, pospiesznie kierując się na taras. Przytulił zapalniczkę do papierosa, dojrzał w lusterku zbliżające się dwa paskudnie zniszczone stwory w szarych łachmanach. Obracając ze strachem głowę, widział jedynie przepiękną Laurę z Sandrą powoli idące na taras. Znowu gały zajrzały w zwierciadełko zamontowane w zapalniczce, groźne potwory zbliżały się coraz bardziej. Otoczenie gęstniało z sekundy na sekundę, stawało się nie do przebycia, spowalniało ruchy, do momentu aż staną.

 

ROZDZIAŁ SZÓSTY

 

   Kompletnie opatuliła senna mgła niemocy poruszenia jakąkolwiek kończyną, podobnie jak w trakcie zmory zamkniętych oczu w pomieszczeniu pełnym bytu zła. Łóżko podskoczyło, wprowadzając zakłopotanie myślowe, jak to mogło się stać? Z dozą obezwładniającego strachu rozchylił powieki, światła wysoko migały w rytmie zmieniających się lamp w podróży noszy na wózku. Postać w białej masce na twarzy z poprzecznymi otworami gdzie zwyczajowo są oczy i odrobinę niżej nos z ustami, pchała pojazd w nieznany obszar szarości korytarza. Okryta całkowicie burgundowym strojem bez możliwości podejrzenia w milczeniu kierowała rzeczywistością. Trafił do sali jasno oświetlonej sporą liczbą lamp, postać przetoczyła szczęśliwca na łóżko. Unieruchomiła zapięciami ręce, nogi, tułów nawet na szyję trafiło zapięcie, na stałe zakotwiczając głowę do łóżka. Przytwierdzała aparaturę do zmęczonego ciała Doriana, różnego rodzaju przewodami we wszystkich kolorach tęczy. Twarz podróżnika zakryła przezroczystą woalką, połączoną wtyczką z tyłu głowy w okolicy karku, czuł przyjemne ciepło emanujące z maseczki na licu. Nie odczuwał żadnych uczuć, czuł pustkę istnienia w niebycie.

 

   Obraz przed oczami zamrugał, maseczka ożyła tysiącem barw, po chwili panowała niepodzielnie biała ogromna plama. W trymiga nabierała kształtów, rozlewające się kolory skupiały się w wideofilm. Jasna postać emanująca ciepłem opadała z nieboskłonu na niebieską planetę. Noworodka tulącego się do ramion powierzyła przepięknie kształtnej kobiecie wyzbytej szat doczesnych, wtuliła dziecię w golutkie piękne wdzięki. Dziecię na poczekaniu przemieniło się w dorodną młodziutką dziewczynkę z pięknymi blond włosami, bawiła się z podobną sobie anielską brunetką. Raptownie przemieniły się w zmysłowe doskonałe kobiety promieniujące przyjemnym dla oczu, ucha, nosa promieniami życia. Film nabrał tempa, jakby obawiając się, że nie zdąży do końca wyświetlić obrazy. Kobiety uciekały przed prześladowaniami czarownic, wiedźm, strzyg, baboków, piekielnic, sekutnic, diablic, złych wróżek. W każdym zakątku Świata ścigane za czynienie dobra. Mężczyźni obawiali się zdegradowania do poziomu pomocników w leczeniu schorzeń doskwierających ludzkości, w zmyślny sposób utożsamiali zielarki, wróżki, rusałki ze złem, które ściągają na miasta i wsie. Paskudne epidemie przypisywali działalności pięknych zmysłowych czarownic.

 

   Szanowne grono czuło ogromne zagrożenie dla praktyk lekarskich opartych na szkiełku i probówce. Naturalne formy leczenie musiały bezpowrotnie odejść w niepamięć. Szkalowanie zielarek przemieniło się w ściganie czarownic, palonych na stosach, męczonych w lochach w strasznych warunkach. Utrwalali przekonanie ze lekarz to mężczyzna, zła czarownica to kobieta. Eliminowane w skrajnych warunkach, osiedlane w rezerwatach, zatracały kontakt z chorym odbiorcą. Zakamuflowane do granic widzialności przetrwały w śladowych ilościach okres wojny o leczenie. Nikt kompletnie już nie pamiętał, po co zostały stworzone przez najwyższego Projektanta!

 

   — Żyjemy Dorian tak długo ze nasze doczesne oblicze straciło wiele ze swojej atrakcyjności, wyłącznie w lusterku człowiek jest w stanie ujrzeć skrywane nasze oblicze.

   — Obecne na twarzach maski pozwalają na w miarę normalne nasze relacje.

   — Przerwałam na chwileczkę projekcję, aby cię uspokoić, opuszczamy Ziemię po wielu latach, powracając do odległej ojczyzny.

 

   Ściągnęły paskudne maski, ujawniając wspaniałe oblicze dwóch piękności Laury i Sandry, wspaniałe wspomnienie obcowania ze wspaniałymi ogrzało skołatane serce Doriana.

 

   — Przestań się obawiać, jednogłośnie postanowiłyśmy zabrać wspaniałego faceta w naszą podróż!

 

   Obraz przybrał znajome kształty autostrady do nikąd. Zabrzmiał telefon, nawołując do odebrania. Nieudolnie chwytając aparat, upuścił pod fotel w aucie, automatycznie się schylił, zapominając o znacznej prędkości prowadzonego czterokołowca.

 

   — Mimo wszystko kocham cię — znajome słowa żony doleciały z aparatu telefonicznego.

 

   Samochód z ogromną prędkością wpadł na filar przy sto pięćdziesiątym siódmym zjeździe z autostrady. Mglista postać lewitowała nad zmiażdżonym ciałem, w dali horyzontalnej zbliżały się jakby płynąc nad ziemią dwie postacie owleczone burgundowym strojem.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Narrator 12.01.2021
    Znakomite! Pisane z olbrzymią wyobraźnią i dużą swobodą myśli. Wprawdzie miejscami dość chaotyczne, ale gdzie drwa rąbią... Piątka.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania