16. Biały dar słońca

Z okazji przełomu października i listopada zaczęłam pielgrzymkę cmentarną. I wiecie, wpadły mi w oko dwa piękne imiona męskie, które postaram się wykorzystać w mojej szkolnej lekturze in spe. Czyli poruszającej powieści, która pomalutku powstaje. Bardzo pomalutku, ale nie upadam na duchu. Nie od razu w końcu Kraków zbudowano. Co tam zresztą zaściankowy Kraków. Nie od razu Paryż, Florencję i Londyn zbudowano! A zatem, uwaga, wstrzymujemy oddech, napinamy mięśnie, szykujemy fanfary i… tadam! Heliodor i Albin! Takie imiona, takie imiona! Nie mogą pójść na zmarnowanie, absolutnie, koniecznie i niewątpliwie będą wykorzystane. Spożytkowane z rozmachem, nadmienię, wszak i Albina i Heliodora nie na każdym nagrobku się widuje, dlatego muszą to być postacie nietuzinkowe, wykraczające poza swoją epokę, wizjonerskie wręcz. Heliodor w szczególności.

Sprawdziłam właśnie w źródłach internetowych, okazuje się, że jednak miałam nosa! Jest to bowiem imię pochodzenia greckiego, złożone ze słowa „Helios” („słońce”) i „doron” („dar”), oznacza więc dar Heliosa, czyli dar słońca. Ha! Skoro dar słońca, to słusznie założyłam, że będzie on wyprzedzał swoje czasy, może szokował, śmieszył, tumanił, przestraszał… Na pewno niewielu mu współczesnych będzie go rozumiało. Kim on jednakże w powieści będzie? A to się potem zobaczy.

Albin z kolei mniej znaczący, bo to biały po prostu. Może jakiś mnich mógłby takie imię nosić? Że niby niewinny taki…

Uff, jednak zwraca się dobry uczynek, poszedł człowiek ze zniczem na cmentarz, a tam zza grobu wena na niego wyskoczyła! Dotąd użalałam się, że babiszonów mam nadmiar, a męskich postaci jak na lekarstwo, no to się odmieni teraz. Niech no tylko Heliodor z Albinem wejdą z przytupem (Albin-biały cały na biało może? Lub chociaż na białym koniku?), będzie się działo!

Jeszcze a propos moich planów dołączenia do nobliwych pisarzy z kanonu lektur szkolnych: muszę bardzo uważać z wątkami obyczajowymi. Wpakowałam się już w próbę gwałtu na Marcyśce oraz w nieślubnego potomka Heleny i jej niczego nieświadomego szwagra, a więc trzeba się pilnować. Za dużo tych erotycznych odniesień może mi solidnie zaszkodzić. Lektura i tak nadaje się wyłącznie do szkół średnich, ale jeśli jeszcze jeden skandal albo dwa zapodam w książce, to ją w księgarniach na całkiem inną półkę postawią. Zamiast do lektur szkolnych – na półce z symbolem pejczy i kajdanek wyląduje. I jaka biblioteka mnie kupi, a? Jeżeli nawet kupi, to ile egzemplarzy?

Wracamy więc na bezpieczne tory. Które niewinnych dziateczek w szkołach średnich gorszyć nie będą.

 

„Po porannym pacierzu i śniadaniu wezwała do siebie Karolina Joaśkę. Jeszcze raz przepowiedziała jej, czego to w domu doglądnąć trzeba w czasie świąt i potem aż do Trzech Króli. Jeszcze raz wymieniły obie, co już w kufry bezpiecznie popakowane zostało. Karolina spokojna się czuła przed tym wyjazdem, wiedziała dobrze, że Joaśka przypilnuje wszystkiego pod jej nieobecność. Znacznie lepiej przypilnuje, niż ona sama, musiała to Karolina w duchu przed sobą przyznać. Ile to już spraw przez te trzy miesiące Joanna załatwiła, zdun piece przepatrzył, dachy i kominy ponaprawiane, zawiasy gęsim smalcem parobcy nasmarowali i żadne drzwi ani okna nie skrzypią… Służki jakoś żwawiej po domu się ruszają, pajęczyny wymiatają, że aż się Karolinie oczy śmieją do tej czystości, której od lat w domu własnym nie widziała. Zofia tylko jakoś niezadowolona, rzadziej niż dawniej do matki zagląda, ale jak już przyjdzie, to skwaszona bardziej niż zwykle. Próbowała się Karolina dowiedzieć, czy dzieci chorują, czy konfitury się nie udały, czy Teodora może znowu nosi i o Warszawie rozmyśla, ale nie wskórała niczego. Zofia nigdy wielce rozmowna nie była, ale dawniej to chociaż na kurze sarkała, na futryny spaczone, na służbę leniwą, a teraz to słowa nie wypowie…

W tej chwili Karolina aż sapnęła. Zatem o to pewnie chodzi! Odkąd Joasia domu i obejścia pilnuje, odkąd wszystkie kąty zamiecione, rynny przetkane, zapasy na zimę porobione, utyskiwać nie ma na co! A może i nawet Zofia zazdrości trochę, wszak wspomniała niedawno, że piec jej jeden nie grzeje należycie, ale dopiero wiosną się nim zajmie… W karolinowym dworze wszystkie pokoje opalone jak się patrzy, słoty i mrozy niestraszne nikomu. A i zwózki drewna z lasu Joaśka dopilnowała, tydzień pachołki wozy pełne bali długaśnych zwozili, a rąbią do dziś i końca nie widać.

Prawda, jeszcze skórę baranią do Urszuli zabrać trzeba, żeby jakoś w tym dworzyszczu wyziębionym trzy niedziele przetrzymać. Zawilgotniałe wszystko wróci, i pierzyny, i koce, i ten błam owczy też. Będzie robota z suszeniem po powrocie…

Przybycie Zofii z Teodorem i dziećmi, już wyszykowanymi do drogi przerwało Karolinie ponure rozmyślania o namokniętych piernatach. Usłyszała, jak córka Joasię strofuje, że kufry źle spakowane, że jeszcze na wozy nie załadowane, chociaż od niej już bagaż do Rokoszan o świcie wyjechał. Karolina westchnęła. Zofia widać znowu w formie, do gderania wróciła, nie wiadomo, czy cieszyć się, że wszystko znów po staremu, czy martwić, że całą drogę tego łajania słuchać będzie musiała. Wcześniej już ustalili, że Karolina z córką i zięciem jedną kolaską pojadą, a w drugim piastunka i dzieci. Teraz zaczęła jednak Karolina żałować tej decyzji, przy niej dzieci zawsze jak trusie siedziały, może spokojniej by z nimi było razem w powozie w podróż się udać, niż z sarkającą Zofią… Ale słowo się rzekło, lepiej zmian nie proponować, bo próba na niczym spełznie, a tylko córce nowy powód do utyskiwań dostarczy. Cóż, trzeba się zbierać, do powozu wsiadać i męczące towarzystwo przez cały dzień ścierpieć…”

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Imć Wszesław pół roku temu
    Dobrze, że robisz postępy w pomijaniu wzgardliwym milczeniem. No ale ja nie jestem tak cywilizowany, więc na zniewagę zazwyczaj reaguję, bo byłbym podobny do Ciebie. Mówiąc krótko, wypróżniam się na Ciebie, a co :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania