Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

*18+* Ciałoprzestrzeń 11 - Zapętlony hologram

11.

Posprzątał rychło w czas – następnego dnia sekrtarka Kollisa zadzwoniła z wiadomością o kolacji biznesowej w willi. Torik ledwo się ubrał i umył, musiał już wpuścić catering i pilnować, aby nie wszedł nikt niepowołany.

Otrzymał listę gości. Pilnowanie domu wiązało się z ochroną imprezy. Kollis nie zrzucał wszystkiego na barki Torika, miał ze sobą „partnerów ze spółki”, czyli prywatną ochronę, o którą się troszczył na spotkaniach biznesowych. Głównym zaś kontrahentem Kollisa okazał się Brewut, mężczyzna już niemłody, o wyjątkowo nieprzyjemnej aparycji – niski, prawie łysy, o krzaczastych brwiach i głębokich oczodołach. Co gorsza, jeden z jego ochroniarzy był Torikowi znany, przynajmniej z widzenia.

– To on! Szefie, to on! To przez niego się nie udała akcja w piekarni!

Brewut przez chwilę skierował wzrok na Torika. Skinął głową, zmienił spojrzenie.

– Nie przyszliśmy tutaj się bić. Przyszliśmy rozmawiać. Możesz zostać na zewnątrz, ochłoniesz. I nie odzywaj się, kiedy cię nie proszą.

Składna i pozbawiona wulgaryzmów mowa zawierała jednocześnie ton zapowiadający nadrobienie leksykalno-tonicznych zaległości po spotkaniu. Jak skarcony szczeniak, goryl wyszedł na zewnątrz. Nie wiedział, co robić. Przed sobą miał człowieka, przez którego sporo porządnych ludzi poszło siedzieć. Zdrajcę.

Na tej imprezie interesy jawne mieszały się z niejawnymi. Brewut, stary wyga, często musiał sprzątać po krewkich młodszych krewnych – nie inaczej teraz. Ostatecznie doszli z Kollisem do porozumienia. Zawarty układ był korzystny dla obu stron – Kollis nie musiał się obawiać napadów, Brewut miał sprzęt z piekarni i część floty dostawczej do dyspozycji. Kieliszki szły w górę i w dół. Błyszczał flesz przy wspólnych zdjęciach.

Nikomu nie przyszło do głowy oglądać pamięci aparatu, dopóki nie zrobił tego Kollis, już następnego ranka..

– No, poużywałeś sobie – rzekł Torikowi, gdy ten szedł z workami pełnymi śmieci i resztek.

– Tak, poużywałem.

– Czujesz się tu dość swobodnie.

– Przecież mogłem korzystać ze sprzętów.

– Jak masz tak korzystać ze sprzętów, to…

Torik przygotował się na reprymendę. A zresztą, co tam reprymenda. Co tam wyrzucenie z kryjówki. Mogło się szykować rychłe spotkanie z uzbrojonym patrolem.

– … rób tak dalej! To naprawdę ty robiłeś?

– Ano… czasem sobie coś pstryknę.

– Całkiem niezłe. Skąd wziąłeś dziewczynę?

– Pioe ją przysłała.

– No nieźle. Lepiej żeby nie gadała za dużo, ale przynajmniej zdjęcia fajne. Akurat moja firma potrzebuje nowych zdjęć. Zastanawiam się, czy dałbyś radę sobie z czymś takim poradzić.

– Ano, dam radę. Nie tylko gołe baby robię.

Istotnie, w zaimprowizowanych warunkach studyjnych, zdjęcia zarządu biura i pracowników wypadały całkiem nieźle. Torik awansował na osobistego fotografa w imperium interesów Kollisa. I w tej roli mógłby mieć niezłe życie. Nieuchronnie zbliżał się jednak moment ewakuacji. Postanowił jednak zrobić coś jeszcze.

Podał lokalizację skrytki, gdzie schował aparat holograficzny. Kollis, przekonawszy się o tym, że Torik wszedł w posiadanie cennego sprzętu, dał pieniądze na jego renowację. W takim miejscu jak Hubaris, gdzie niełatwo było o wymianę zużytych rzeczy i o pieniądze na taką wymianę, całkiem nieźle rozwinęła się sztuka naprawy nienaprawialnego. W końcu mechanik, jak to u takich mechaników bywa – nieco zwariowany, doprowadził maszynę do stanu używalności.

Pewnego dnia wszedł z paczką na teren posesji. Torik wpuścił go. Mechanik w połowie drogi do drzwi padł nieżywy. A następnie zniknął, był bowiem hologramem. Ponury żart, ale Torikowi się spodobał. Dobitnie wskazywał na to, że holograf działa. Teraz tylko go wykorzystać. Mniejsza już o siedzenie w ukryciu. Torik miał przecież niedługo opuścić Hubaris, a razem z nią, wszystko co było tam dobre i złe. Ostatni raz patrzeć na wielki krąg pustynnej planety, wokół której Hubaris krążyła. Musiał porzucić ścieżkę wiodącą donikąd. Ale nie pozostawiał po sobie długów – miał zakończyć pobyt w tym świecie w wielkim stylu. Dzięki Torikowi, Kollis skontaktował się z łaźnią, do której chodził drapieżnik i w której pracowała Ralia. Sesja holograficzna z udziałem dziewczyn miała zwiększyć atrakcyjność miejsca – holograficzne modelki miałyby prowadzić klientów i uatrakcyjniać miejsce, oczywiście w określonych godzinach – póki co w części męskiej, ale nic nie wykluczało w przyszłości hologramów z mężczyznami w części kobiecej. Torikowi raczej nie „groziło” fotografowanie facetów, choć gdyby przyszło co do czego, mógłby zaoferować swój wizerunek by schlebić gustom klientek. Kollis sfinansował przedsięwzięcie, w zamian za udział w cenach  biletów na seanse. Problem narósł w momencie, gdy wszystko trzeba było przetransportować, omijając wojskowe patrole. Pozostała jedna droga – przez miasto płynął kanał, można było też wynająć łódź motorową. Tak oto Torik przemycił sprzęt i samego siebie, z dala od bioskanerów. Przemierzał kanały centralnego miasta, sterując łodzią i czując lekkie powiewy powietrza, zaś żołnierze, skazani trwać na posterunku w pełnym umundurowaniu spoglądali na niego z zazdrością, nie domyślając się, że to jego szukają. Oczekiwali bowiem, że pojawi się dzika bestia albo psychopata ze spienioną gębą, nie zaś zwykły, bubkowaty turysta. Ale na miejscu… aparat stanowił o jeden element za dużo.

Torik wszedł, przez nikogo nie nękany. Łaźnię owego dnia zamknięto, było wszak dość wcześnie. Kobieta w recepcji stała, niewiele mówiła, tylko skinęła w odpowiedzi, gdy Torik przywitał się z nią całkiem serdecznie, choć na odległość. Poszedł do pomieszczeń łaźni, nad rozległe, kamienne ławy. Całkiem nieźle oświetlone, tworzyły wygodną siatkę, na tle której można było fotografować modelki. Liczył na kreatywność dziewczyn. Niekoniecznie od razu planował fotografować je nago, choć i do tego też by doszło – w końcu miały być jak leśne, czy też rzeczne kobiece duchy, personifikacje młodego piękna. Subtelne, ale i energiczne. Kwiaty we włosach, odpowiedni makijaż – łaźnia byłaby doświadczeniem nie tylko fizycznym, ale i duchowym, przeniesieniem do innego świata. Chwilą zapomnienia o realności.

Nikt się nie pojawiał, kroki Torika niosły się echem po całej obszernej hali. Spokój zdziwił go, ale skupił się na pracy. Rozstawił sprzęt. Sprawdził, czy wszystko działa. Aparat był dość skomplikowany, składał się z układów sterowniczych, układów wprowadzania danych i układów przechowywania danych. Dane można było przenieść do pamięci urządzeń wyświetlających hologramy – o to miał już zatroszczyć się Kollis.

W tej łaźni pracowały fajne dziewczyny. Nie tylko Ralia, która również miała dzisiaj wystąpić, ale i inne – Torika cieszyło, że będzie mógł kreatywnie rozwinąć doświadczenie w styczności i we współpracy z ich pięknem, fizycznym i wewnętrznym. Na pewno każda była inna, miała swoje osobiste właściwości charakteru. Radosne, filuterne, spokojne, subtelne, wdzięczne – wiele można opowiedzieć. Wiele można było wystawić pomników, żywych obrazów tego, co mężczyzn intryguje i rozpala – nie tylko w spodniach, czy pod ręcznikiem.

W końcu Torik usłyszał czyjeś kroki. To co ujrzał, zbiło go z tropu..

Nie poznał w pierwszej chwili, kto to jest. Ralia nigdy nie pokazywała się w rozpuszczonych włosach. Podbiegła do Torika i go pocałowała. Była zupełnie naga. Pachniała perfumami.

Odurzył go intensywny zapach. Ale to się nie zgadzało. Ralia przywarła mocno ustami do zdezorientowanego mężczyzny. Nie tak miało być. Nie zaczyna się sesji od pocałunków. Nie powinno zaczynać się takiej sesji od zupełnej nagości. Ralia, choć piękna, była nieumalowana.

Cała mokra, jak spod prysznica.

Coś było nie tak. Bardzo nie tak. O ułamek sekundy za późno Torik się zorientował, że jest w niebezpieczeństwie. Że oboje w nim są. Ale jednocześnie – o ułamek sekundy za szybko dla tych, którzy chcieli go zabić.

Zdążył zrobić unik, zasłaniając dziewczynę ciałem. Nie zdążył uniknąć pocisku, który trafił go w bark. Wylądowali za kamiennymi ławami. Zwierzęcy ryk niósł się po całej łaźni. Strzał padł z okienka dla podglądaczy. Trzech mężczyzn, w tym siwy strzelec, wybiegło z ukrytego pomieszczenia. Strzelec nie dowierzał samemu sobie – wiedział, że nie był w stanie od razu zadać śmiertelnego ciosu. Nie wiedział, że nie strzela do zwykłego człowieka.

Warczenie zmieniło się, obniżył się jego ton. Torik cały pulsował. Nawet zbytnio nie krwawił, ale ból był dość ostry, by wyzwolić reakcje obronne. Nabrzmiały żyły. Oczy zmieniły barwę i kształt tęczówek. Torik patrzył w oczy Ralii. Pełne strachu, desperacji, rozpaczy. Niepewności, ale i pragnienia bezpieczeństwa. Torik wszystko zrozumiał. Czuł jeszcze więcej. Wszystkie pierwotne instynkty – strach, gniew, ale i poczucie obrony tego, co uważał za swoje, a co miało postać skrzywdzonej dziewczyny. Dziewczyny, którą odarto z godności i wystawiono w charakterze przynęty. Zrobili to bandyci, którzy wtargnęli na teren łaźni i postanowili zrobić zasadzkę, zmuszając pracujące tam kobiety do współpracy.

Ralia czuła, że coś jest nie tak z jej kochankiem, ale tylko w jego ramionach czuła się bezpieczna. A potem było dla niej za późno. Ciało mężczyzny rozrosło się. Ubrania popękały. Skóra zmieniła kolor, zsiniała, stwardniała. Ręce jak łopaty, zakończone szponami – nie czyniły jej wszakże żadnej krzywdy. Wzbiły się kłęby pary. Przeobrażony mężczyzna oddychał. Nie przypominał człowieka. Twarz wydłużyła się, oczy zmieniły w błyszczące spojrzenie drapieżnika, widzące kształty i kolory nieznane zwykłym śmiertelnikom. Zamiast włosów – długa, szczeciniasta, szara grzywa.

Torik ucichł. Powstrzymywał ból z rany i szok przyspieszonej transformacji. W formie drapieżnika zaciskał i obnażał zęby, szereg cienkich i długich igieł. Ralia znalazła się w objęciach jednej z najniebezpieczniejszych istot, jakie znał kosmos. Istoty stworzonej sztucznie – aby zabijać doskonale. Ale Torik trzymał ją mocno. Stał się zwierzęciem, ale miał więcej instynktów, niż tylko agresję. I tylko można było modlić się do wszystkich decydujących sił we wszechświecie, aby nie zatracił się w byciu bestią. Nie zapomniał o ochronie tego, co było dlań cenne.

Instynkty działały ze zdecydowaną skutecznością. Uruchomiły się pokłady ukrytej świadomości. Torik-bestia skurczył się, mocniej objął dziewczynę ramieniem. Wyczuwał kroki dwóch osób, zapach gorącego metalu. Obecność trzeciej osoby.

Siwy, ale dziarski mężczyzna biegł, nie zważając na śliską, zaparowaną posadzkę. Z Torikiem miał niejako osobisty porachunek. Siwy Dziarski, najlepszy niegdyś strzelec w SPW poprzysiągł pomścić przyjaciela. Sam się zgłosił, by wymierzyć sprawiedliwość temu, przez którego Szeryf leżał teraz nieprzytomny w szpitalu. A teraz nie trafił – musiał dokończyć. Nie chciał tego zostawiać paru byle oprychom. To sprawa przede wszystkim starej gwardii.

Sam jednak nie spodziewał się zastać drapieżnika. To trzeba oddać Dziarskiemu, że zachował zimną krew i wycelował pistolet o krótkim zasięgu. Na niewiele się to zdało – Torik chwycił go w potężną łapę, uderzył jego ciałem o jedną z kamiennych półek, po czym cisnął w drugą stronę. Dwaj pozostali bandyci trzęśli rękoma i nie byli w stanie celnie strzelić. Jeden w ogóle nie użył broni, Torik przegryzł mu szyję. Drugi trafił w sufit, Torik złapał go mocno za czaszkę i rzucił na ziemię. Przeskoczył nad sponiewieranymi ciałami i ruszył, byle najdalej od łaźni. Wyskoczył przez otwarte okno, znalazł się na wewnętrznym dziedzińcu. Dziewczyna nie miała wyboru – musiała do niego przywrzeć i na niego się zdać. Na dziedzińcu urządzono ogród, pełen egzotycznych roślin nawadnianych przez sztuczne strumyki. Z wewnątrz budynku wysypało się blisko dziesięciu bandziorów. Rzucili się z pałkami, łańcuchami, nożami, sztyletami. Torik nie miał wątpliwości – wyostrzył pazury i przejechał wszystkim po twarzach. Jedną ręką osłaniał dziewczynę, walczył wolną ręką i pyskiem. Rozrywał nosy, przegryzał gardła. Strumyki w ogrodzie błyskawicznie nabrały czerwonej barwy. Jednego z bandziorów Torik chwycił za nogę i wymachiwał nim, bijąc pozostałych. Walka ustała, gdy ktoś upuścił włączony paralizator do wody, co sponiewierało prawie wszystkich – w formie Drapieżcy Torik był odporny na taki ładunek elektryczności i ochronił Ralię. Wskoczył na dach. Dziewczynie nic się nie stało, jednak atak bandytów utwierdził drapieżcę w przekonaniu, że jest zagrożona. Zabrał ją ze sobą.

Aparat holograficzny w łaźni pozostał włączony. Podczas walki ktoś przypadkowo go uruchomił. W zapętleniu wyświetlała się jedna scenę. Scenę rozpaczliwego pocałunku mężczyzny i kobiety, przerwanego uderzeniem pocisku.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Wianeczek 10 miesięcy temu
    Wiadomo po co ją zabrał. 😆
  • OGBaran 10 miesięcy temu
    Jak nic nie stanie na przeszkodzie, jutro zostanie opublikowana część z potwierdzeniem lub zaprzeczeniem wiadomej wizji. Dziękuję za lekturę i komentarz!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania