Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
*18+* Ciałoprzestrzeń 12 - Pościg za myśliwym
12. Pogoń za myśliwym
Torik jako bestia poruszał się jeszcze szybciej i zwinniej. Starał się szukać miejsc, gdzie nie będzie widoczny, jakkolwiek te starania były skazane na porażkę. Jedni nie wierzyli w to, co widzą. Innych ogarnął strach, prawie zwierzęca panika. Oddziały wojska i policji otrzymały rozkazy – wojsko miało powstrzymać zagrożenie, policja chronić i ewakuować ludność.
Drapieżnik biegł brzegiem kanału. Zauważył patrol, który ominął, wcześniej płynąc wynajętą motorówką. Żołnierze otworzyli ogień, nie zwracając uwagi na kobietę. Torik zniknął za ogrodzeniem, gdzie znajdowały się magazyny. Wóz, tarasujący przejazd wzdłuż bulwaru, ruszył w przód, chcąc strzelić w drapieżcę, kiedy ten wyjdzie z ukrycia. Torik wciąż parł do przodu, instynktownie oddalił się od brzegu. Wbiegł na ulicę, trafił na blokadę policyjną. Funkcjonariusze nie otwierali ognia, żeby nie prowokować drapieżcy. Torik skoczył w przecznicę, a potem w bramę jednego z domów. Wojsko ruszyło mobilny oddział, na motocyklach i samochodach, przeznaczonych do walki w warunkach miejskich. Torik wyrwał kraty od bramy i wbiegł na podwórko. Żołnierze myśleli że mają go w pułapce, nie sądząc że mógłby wbiec po murze, zwłaszcza trzymając kobietę. Mobilni wjechali na dziedziniec, ale nie zastali drapieżnika. Strzelili, ale Torik był już na górze. Musiał być w ciągłym ruchu, co jakiś czas śmigały pociski, nawet bardzo blisko, ale żaden go nie trafił. W końcu, gdy mógł zejść po rynnie na o wiele niższy dach, zakręcił się wokół niego dron. Torik odrzucił go machnięciem potężnej łapy, wysyłając maszynę na kolizję z pobliskim samochodem. Eksplozja. Drapieżnik biegł ulicą, cywile uciekali, dokąd tylko byli w stanie. Skręcił za róg – prosto na wóz bojowy. Odczekał sekundę, potrzebną by wóz wycelował, po czym odskoczył. Ziemia zatrzęsła się a Torik wskoczył na wóz, otworzył właz kopnięciem, wyrzucił jednego żołnierza, drugiego kopiąc zakończoną ostrogą piętą w kręgosłup. Przeczuwając zbliżające się zagrożenie, Torik przestał atakować pojazd. Z grupy mobilnej, tylko motocykle mogły ominąć rozkraczoną, stojący w poprzek ulicy pancerną puszkę. Postawiono kilka blokad z czego się dało – taksówek, furgonów, autobusów, ale Torik skakał jak przez płotki. Nim posypały się pociski ukrytych za barykadami żołnierzy, drapieżnika już nie było. Drony posyłały co jakiś czas pociski z wysoka, ale nie były w stanie się przebić przez twardą skórę potwora. Ściany budynków pokrywały się śladami pocisków i laserowych wiązek. Wysłano porządkowe siły policji – Torik wpadł między szeregi policjantów uzbrojonych w pałki elektryczne i tarcze. Wytrzymał pierwszy atak, zmiótł otaczających go policjantów. Walczyłby z nimi, gdyby nie Ralia – przez wzgląd na nią policjanci wstrzymali się od użycia bojowego gazu, choć i tak wobec drapieżcy byłoby to mało skuteczne. Siły porządkowe wysłały zatem specjalnie wytresowane ogończe – ogary – nie psy, a istoty bardziej gadzie i groźniejsze w boju, biegnące na długich, szponiastych łapach, z krokodylimi pyskami, zdolne skoczyć niezmiernie wysoko. W pogoń za Torikiem policja rzuciła ich kilkanaście. Ten kluczył, rzucał za siebie wszystko, co znajdował na ziemi, w końcu, osłaniając Ralię własnym ciałem, wbił się przez szklaną witrynę sklepu z perfumami. Bogactwo zapachów oszołomiło większość ogończy. Torik przebiegł cały sklep, przewracając stelaże z towarami. Znalazł się w części miasta przeznaczonej dla turystów. Jego świadomość działała dynamicznie, na innym poziomie. Rozpoznawał wszystkie miejsca, które kiedyś zobaczył, miał je zakodowane w podświadomości. Wiedział, gdzie i co się znajduje, oraz dokąd biec. Sfora ogończy była zbyt niebezpieczna dla otoczenia – policjanci uruchomili czipy, które sparaliżowały bestie, zagrażające cywilom. Dalej na drodze Torika znalazł się hotel – miejsce zbudowane w czasie, gdy Hubaris terraformowano. Obecnie zmienione na atrakcję turystyczną, luksusowe apartamenty wypoczynkowe. Nim ochrona zdążyła zareagować, Torik przebił się przez główny hol, kryty basen, szatnię i zaplecze, aż zaczął uderzać w ścianę. Po krótkim czasie znalazł miejsce, gdzie ściana była słabsza, rozbił ją i zniknął w ciemnych, nieużywanych korytarzach. Wejście Torika widział jeden z agentów SPW, jedzący obiad z koleżanką w hotelowej restauracji. Narosło w nim na tyle złe przeczucie, że przerwał randkę.
Potrzebował samochodu.
Gdy wiele wieków wcześniej zasiedlano Hubaris, najpierw zbudowano bazę, osadzoną głęboko w gruncie. Baza przylegała do obszernej kotliny, gdzie woda została wprowadzona do środowiska planety – tworzyła parowisko, skąd unosiły się chmury, roznoszące życiodajną wodę. Na obrzeżach parowiska rozmieszczono esencje tlenowe, które uczyniły atmosferę zdatną do funkcjonowania. Obecnie nie były potrzebne, za to parowisko nadal funkcjonowało – zamknięte pod kopułą, skraplało się w nieustannym cyklu. Czasem, by sterować pogodą, wypuszczano parę spod kopuły. Obecnie było tam piekielnie gorąco. W labiryncie dawno nieużywanej bazy, Torik odnalazł miejsce, gdzie Ralia byłaby bezpieczna. Do tego momentu, dziewczyna straciła przytomność – na szczęście, wciąż żyła. Torik ułożył ją w na tyle bezpiecznej pozycji, na ile umiał. Nie mógł niczym jej przykryć, ale w tej części korytarza, temperatura otoczenia i powierzchni przynajmniej była znośna. Aby bronić Ralię, postanowił odciągnąć uwagę przeciwników. A tych – nie brakowało. SPW zdecydowało się wysłać oddział specjalny. Mafia także rzuciła do walki swoich najemników - jaszczuroludzi.
Warunki w korytarzach były dla nich idealne – parno, gorąco, ciemno..
Było ich sześciu. Uzbrojeni we włócznie, maczety i inne, niby prymitywne narzędzia.
Poruszali się zwartą grupą. Co jakiś czas przystawali. Dowódca medytował, poszukując wszystkich znaków czyjejś obecności. Z początku były to drobne, ledwie zauważalne sygnały, później jednak wzbierały na sile. Urodzeni łowcy, gdyby tylko nie ich krnąbrna natura – nie byłoby zapotrzebowania na Drapieżców, takich jak Torik. Po ich stronie była przewaga liczebna i zespołowe działanie. Wreszcie, gdy obecność Torika wyczuwali już bardzo blisko, jaszczuroludzie przystanęli w miejscu dogodnym na zasadzkę. Plan polegał na tym, by wywieść przeciwnika z kryjówki. Do tego było potrzeba kogoś, kto mógł pełnić rolę przynęty. Najmłodszy z łowców chciał się wykazać, ale dowódca postanowił wysłać kogoś bardziej doświadczonego. Wypuszczony naprzód zwiadowca skradał się, czaił, świadom że wróg też umie go wyczuć. Torik wolałby uniknąć walki, ale postanowił bronić Ralię, mimo że nic jej już nie groziło.
Samochód zarekwirowany przez Ryna Somota na potrzeby misji, nie był byle kupą złomu. Przełożeni zmyją mu głowę, zmuszeni płacić odszkodowanie. Dopóki jednak chodziło o ratowanie życia, nie wahał się – wóz radził sobie całkiem nieźle, pędząc na krawędzi gorącego parowiska.
Ogon był dla jaszczuroczłeka zbawieniem – a zarazem i przekleństwem. Każda ogoniasta istota, ćwicząc swój bitewny kunszt, musiała pilnować, by przeciwnik nie mógł jej schwycić za ogon. Zwiadowca zabrał go po mistrzowsku, gdy Torik nań skoczył. Na swoje nieszczęście, wystawił prawą nogę dostatecznie blisko, by mógł ją złapać Drapieżca. Najpierw mocno przygrzmocił wrogiem o ścianę i gotów był mu zgruchotać klatkę piersiową, gdyby nie to, że na odsiecz biegły kolejne jaszczury. Torik postanowił jeszcze odciągnąć napierający oddział, nim przeszedł do konfrontacji. Zwiadowca oberwał mocno w kręgosłup, ale wciąż żył. Towarzysze ruszyli w pogoń za drapieżcą, ten którego pozostawili nie miał im nic za złe.
Torik przygotował się wcale dobrze. Powiódł wrogów do szybu jednej z wind. W ostatniej chwili zatrzymali się, nim spadliby w czeluść. Torik wspiął się piętro wyżej – ale tam czekał inny wróg.
Oddział komandosów skrupulatnie przeczesywał korytarze. Gogle z noktowizorem piszczały lekko i niemal niesłyszalnie, ale dźwięk ich pracy doprowadzał do szału. Dowódca zachowywał spokój, choć zbliżała się chwila kiedy przeklnie w myślach przełożonych, gorączkowo poszukujących planu korytarzy w archiwach. Sprzęty, mimo że nowoczesne, nie mogły zagwarantować powodzenia. Hubaris, jako jedna z mniej znaczących „planet” w kosmosie, nie mogła poszczycić się siłami porządkowymi równymi tym z innych światów.
Ich szansa tkwiła w przewadze liczebnej. Tym razem Torik nie miał czasu ukryć się i przygotować do walki. Żołnierz, którego noktowizor uchwycił kształt bestii, zdążył zaalarmować pozostałych – i tylko tyle. Nigdy z czymś takim nie miał do czynienia, był wyszkolony, ale nigdy nie mógł się sprawdzić w akcji. Nie zdążył wystrzelić, drapieżca spadł na niego. Nawet gruby mundur nie ochroniłby jego gardła, gdyby nie ogień ze strony jego towarzyszy. Część pocisków trafiła w skórę Torika, zbyt jednak grubą by dać sobie z nim radę. Drapieżca próbował się wycofać, ale trafił na skrzyżowanie dwóch korytarzy, gdzie komandosi napierali ze wszystkich stron. Zatrzymał się na sekundę, by stwierdzić, przez którą z grup najłatwiej mu będzie się przebić, co wystarczyło, aby dowódca rzucił granat. Cały korytarz zatrząsł się, zaś skrzyżowanie zapadło piętro niżej. Pył zaatakował oczy i nozdrza komandosów, zasypał ich gogle, przeniknął przez mundury. W końcu widoczność na tyle wróciła, że postanowili zejść niżej i sprawdzić, co się stało. Kilku komandosów zeszło na linach. Na dole, na stercie gruzu, można było wykryć ślady krwi – ale Torika tam nie było.
Krew jednak zwróciła uwagę kogoś innego. Hałas, a potem zapach, ściągnął jaszczuroludzi, kluczących w poszukiwaniu wejścia na wyższy poziom podziemi.
Kiedy zaś komandosi spostrzegli ciało jakiejś przemykającej korytarzem bestii, nie wahali się otworzyć ognia.
Torik leżał we wnęce, owinąwszy się czymś na kształt plandeki. W formie bestii, jego organizm intensywnie pracował aby wyleczyć otrzymane w walce rany. Niektóre blizny pozostaną na dłużej – kilka płatów pogrubionej skóry odpadło. Z dala dobiegały odgłosy rozpętanej przez pomyłkę bitwy.
Komandosi nic nie wiedzieli o jaszczuroludziach, zaś ci – sprowokowani, pełni gniewu, nie bacząc na zadanie do wykonania, rzucili się na nich i szybko przeszli do walki w zwarciu. Ogień nie zdołał ich zatrzymać. Komandosi sięgnęli po ostrza wysuwane z pogrubionych rękawic – nie byli bezbronni przeciwko pazurom i kłom. Walka była wyrównana.
Ale jeden spośród butnych jaszczuroludzi nie dał się zwieść żądzy krwi. Dowódca- tropiciel. Stary, z niezwykle jasnymi oczyma, wyglądającymi jak bielmo, w rzeczywistości stanowiącymi tatuaż wojownika najwyższej klasy. Biegł z szablą w zębach, zdając się na instynkt. Wcześniej zebrał trochę jeszcze nie zaschniętej krwi na szablę. Wszedł w stan świadomości pozwalający mu na błyskawiczne wytropienie zdobyczy. Zwolnił i zrobił wszystko, by nie dać się zauważyć, gdy poczuł, że Drapieżca jest blisko. Usłyszał jego charczące oddechy. Rozpoznał, że jest mocno ranny. Postanowił wyjść z ukrycia. Nie walczył tylko za siebie.
– Zdychasz. Jesteś słaby. Nie warto cię zabić jako godnego przeciwnika. Wiedz że umierasz za śmierć naszego brata, Biraza, którego zdradziecko pozbawiłeś życia.
Mówił w jednym z języków jaszczuroludzi. Zemsta w imieniu członka klanu wymagała ceremonialnej formuły. Rzecz jasna z syków i gardłowych odgłosów Torik nie mógł nic zrozumieć, ale intencje wyczuł doskonale. Do tego faktycznie czuł się słaby i pełen bólu. Nawet w formie drapieżcy musiałby spędzić jeszcze wiele czasu na leczeniu swoich ran.
Tylko jeden czynnik odegrał decydującą rolę. Torik również miał za kogo walczyć.
***
Na skraju cywilizacji, wśród ugoru i nieużytków, podjechał transporter SPW. Wysiadła z niego grupa żołnierzy, a także kilka kobiet – jedna starsza i kilka znacznie młodszych.
Z drugiego samochodu, który kilka godzin wcześniej był całkiem luksusowym autem, obecnie potłuczonym ale sprawnym, wysiadł Ryn Somot i otworzył drzwi. Pomógł wysiąść blondynce, która dopiero odzyskała przytomność. Ralia szła powoli, ubrana w kurtkę Ryna, wzrok miała nieobecny. Kobiety na jej widok płakały, wrażliwsi z mężczyzn w mundurach wiedzieli, że muszą zapić to wspomnienie. Najważniejsze, że dziewczyna żyła. Teraz należało ją przewieźć gdzieś, razem z pozostałymi, na oględziny do szpitala.
Jedna z koleżanek Ralii poczuła nagły niepokój. Spojrzała po okolicy – i zobaczyła postać, która wyszła z jednego z wjazdów do zamkniętego kompleksu.
Zakrwawiony, wysoki mężczyzna, właściwie nagi – resztki łachmanów rozdartych na czele Torika zniszczył wybuch. Sunął do przodu, jak żywy trup. Funkcjonariusze otoczyli grupę kobiet.
Ralia niebacznie odwróciła głowę i zamarła na widok mężczyzny, który już zawsze miał jej przypominać o tym, co przeszła. Ryn również go rozpoznał.
– To on! – Krzyknęła jedna z kobiet.
– Cel namierzony – jeden z funkcjonariuszy zameldował do komunikatora.
Błyskawicznie pojawił się helikopter, mając wszelką możliwość zastrzelić poszukiwanego mężczyznę. Wszyscy myśleli najgorsze rzeczy – dzikus porwał i zgwałcił dziewczynę. Ale Ryn wiedział, że to nieprawda. Mimo dość młodego wieku, wiedział jak to rozpoznać. Poza tym, Torika znał. Rzucił jedno spojrzenie w stronę Ralii – również patrzyła. Nie odwróciła wzroku, a napotkawszy Ryna, skinęła głową – w zaprzeczeniu tego, co za chwilę mogło się stać.
Ryn wyskoczył do przodu. Podniósł ręce, chcąc powstrzymać załogę helikoptera przed uderzeniem.
Krzyczał na cały głos, żeby nie strzelać, a kierowca furgonu przekazał jego słowa.
I mimo że w odpowiedzi usłyszał stek przekleństw, a lufa strzelby była nadal wycelowana w drapieżcę, po chwili pojawił się głos ze sztabu. Po nim ucichły przekleństwa a helikopter wylądował.
Torik, leżący w nieprzytomności na ziemi, został błyskawicznie zabrany na pokład. Maszyna odleciała. Dziewczyny wsiadły już do furgonu. Ryn doprowadził samochód do najbliższej stacji i zawołał kolegę, żeby mu załatwił papierkową robotę z wozem.
Na szczęście dziewczyna, z którą przerwał randkę, okazała się taktowna i wyrozumiała. Niebawem znów się spotkali. Ponadto, dziewczyny z łaźni również mu podziękowały – każda na swój sposób, zarówno wliczając w to kwiaty i listy, jak i bardziej bezpośrednie formy okazywania wdzięczności.
Ralii zajęło to dużo czasu, ale wróciła do siebie – choć jej serce jeszcze przez wiele lat pozostało zamknięte. Na Hubaris miało dojść do wielu zmian.
Zanim jednak zapanował tam nowy porządek, potrzeba było znacznie mocniejszych impulsów do przeprowadzenia zmian.
Komentarze (2)
Nie sprawdziła się moja wizja.
Biedak, że taki zmasakrowany, ale niezły wilkołak.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania