Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
*18+* Ciałoprzestrzeń 14 - Królowa w grze (science fantasy)
Metody podróży międzygwiezdnej, dostępne większości śmiertelników, wymagały wyłączenia ich świadomości. Tak zwana ontostaza była przeciwieństwem snu. Przynajmniej w większości przypadków. Uczucie, gdy świadomość znika, a po przebudzeniu czuć większe zmęczenie niż przed snem, jest w miarę znane. Każdy zdolny do przemieszczania się między światami środek transportu działał dzięki mocy Przenosiciela – śmiertelnika o wielkiej mocy, potomka półboskich Panów Tworzenia. Jednocześnie, znaczna część statku stanowiła system podtrzymywania funkcji życiowych danego Przenosiciela. Dzięki telepatycznej komunikacji, Przenosiciel wiedział, dokąd ma wyruszyć. Ogromny umysł, mający formę gigantycznego, kilkukrotnie większego od pozostałych organów mózgu, posiadał zdolność homeostazy – świadomość Przenosiciela istniała w wewnętrznym świecie, pozwalając mu udźwignąć ciężar swojego istnienia. Śmiertelnicy, podróżujący z Przenosicielami, musieli zamykać się w komorach ontostatycznych, gdzie zapadali w sen. W przypadku braku komory i utrzymania przytomności, podróżujący doświadczał poczucia miażdżenia każdej komórki w ciele, którego nigdy miał już nie zapomnieć. Po wyjściu z nadprzestrzeni, w komorze obowiązywała wielogodzinna kwarantanna. Mimo pozornego bezruchu, podróż wyczerpywała nie tylko pilota, ale też i śpiących pasażerów.
Dziewice Księżycowe dysponowały własną Przenosicielką, która miała status jednej z Sióstr. Siostra Przenosicielka spotykała się z innymi przenosicielami i przekazywała ich na pokład. Ponieważ każdy wsiadał i wysiadał indywidualnie, nie można było w prosty sposób doliczyć się pasażerów.
Lądowali najczęściej w świątyni Ferenosa, patrona podróżników i Lwadii, patronki dróg. Część poświęcona Lwadii stanowiła lądowisko Przenosicieli, część poświęcona Ferenosowi – przeznaczona była dla podróżnych.
Wylądowawszy, Mistran, przyzwyczajona do ukrywania bólu i zmęczenia, wyszła z komory i powoli udała się do wyjścia.
Po opuszczeniu okrętu, kluczyła korytarzami, zmieniając kilkakrotnie kierunki i grupy podróżnych. Gdy była pewna, że zgubiła ewentualny ogon, ruszyła w stronę poczekalni.
Hubaris – satelita i planeta, wokół której orbitowała, były wyraźnie widoczne przez szyby. Ze świątyni, zawieszonej nad Hubaris, satelita wydawała się większa od planety. Zdobiły ją brązowe plamy, niczym wzorce z kraterów. Ślady działalności rozumnych istot. Hubaris była jedynie częściowo uzdatniona do życia, szerokie połacie lądu pokrywała pustynia.
Wiadomości rozchodziły się szybko. Wiadomo było że Torik zawiódł i że nie zdołał dotrwać w ukryciu do ewakuacji. Mistran o dokładnym losie kochanka nie myślała – nie mogłaby zostać jedną z Sióstr, gdyby tego rodzaju więzi miały na nią nazbyt wielki wpływ. Była świadoma, że najprawdopodobniej dowie się czegoś o Toriku w czasie misji. Wiedziała tyle, że zabrała go SPW – a z tą organizacją był problem. Każdy oficer o większym znaczeniu prowadził tam własną grę. Z jednej strony osaczeni przez bandytów, z drugiej strony – na wyższym szczeblu ktoś był skorumpowany.
Kobieta, sącząc pożywny koktajl, obserwowała, jak w drodze na stację i ze stacji mijają się wahadłowce. Widząc, że zbliża się wahadłowiec migający czerwoną lampką – czerwony był kolorem najważniejszego lądowiska na danej planecie bądź satelicie – Mistran udała się tam bez zbędnego pośpiechu. Gdy ktoś próbował rozmawiać – nie brakowało zainteresowanych samotnie podróżującą kobietą – udawała głuchą. Jeśli ktoś był natarczywy, wystarczyło jedno spojrzenie, by już nie skierował wzroku w jej stronę.
Gdy wylądowała, czekał na nią miły, dostojny starszy pan. Ów jegomość wyprowadził kobietę z portu, nie nękany przez nikogo z ochrony lotniska. Szedł w miarę sprawnie, chociaż preferował korzystanie z windy niż ze schodów, nawet ruchomych. Nie budzili zastrzeżeń – może to była krewna, która przyjechała pomóc, może przyjechała na jakiś czas i dostała zakwaterowanie w zamian za opiekę. Starszemu panu nikt nie zadawał pytań, gdy trzeba było przejść przez bramki ze wzmożoną ochroną. Wszechobecna korupcja pożera samą siebie. A i w wielu krajach o niskim jej poziomie, nikt nie śmie zakłócać spokoju byłemu szefowi sił porządkowych. Niejeden zazdrościł towarzystwa młodej damy. Gdyby zaś starszy pan umiał czytać w myślach, nie pozwoliłby takiej uwadze ujść płazem. Od blisko pół wieku był wierny jednej kobiecie. Mistran faktycznie pozostała w jego domu przez kilka dni, opiekując się żoną gospodarza, przykutą do łóżka. Wszystkie czynności wykonywała kompetentnie, mimo emocjonalnego wycofania. Każdego dnia, udawała się do jednego z miejsc umówionego spotkania. Każdego dnia gdzie indziej. W końcu trafiła na stołówkę kampusu akademickiego. Całkiem obszerne, niezbyt bogate pomieszczenie. Mistran w miarę pasowała do otoczenia, wyglądała na zblazowaną uczestniczkę życia akademickiego. Na salę weszła brunetka w ogromnych, kwadratowych okularach. Rozejrzała się, nieco nerwowo, po stołówce. Mistran pozwoliła jej się odnaleźć, sama piła kawę i patrzyła w czasopismo. Ta druga potrzebowała niewiele czasu.
– Przepraszam, czy pani od profesora Margrada? - spytała. Nieporadna dziewucha.
– Tak, w rzeczy samej. Mistran uśmiechnęła się z pewną mechaniczną manierą. Wstała, by wyciągnąć rękę do młodszej dziewczyny.
– Josaida.
– Pelea – brunetka uścisnęła twarz lekko i ze szczerym uśmiechem.
Rozmawiały tak naprawdę o niczym. Trwało to nie za długo. Pelea miała dostarczyć materiały o których zawartości nie wiedziała – były zakodowane na karcie pamięci w jej aparacie.
Była oczywiście świadoma, z kim współpracuje. Nie wiedziała, kim naprawdę jest Mistran – domyślała się jedynie, że dziewczyną na posyłki, prawdopodobnie sekretarką jakiegoś oficera SPW.
Mistran była spokojna i powściągliwa, ale energia Pelei jej nie denerwowała. Dziewczynom gadało się naprawdę dobrze. Pelea postanowiła zaprezentować swoje osiągnięcia. Z początku mówiła o zdjęciach przyrody i paru innych, artystycznych dziełach, potem jednak postanowiła pochwalić się, jakiego faceta udało jej się sfotografować z ukrycia.
I to był błąd. Mistran milczała, patrząc na tego, kogo poznała najbliżej.
Niedługo potem oznajmiła, że musi iść do toalety. Pelea postanowiła iść razem z nią, jak to z nowo zapoznaną kumpelą. Nagle zapanowała niepokojąca cisza.
– O cholera… - wysyczała Mistran. Wyszła z kabiny i lekko uchyliła drzwi od toalety.
– Co się dzieje? – Pelea czuła, że coś niedobrego. Pośpiesznie wyszła z kabiny, omal nie potykając się o spódnicę.
– Znaleźli nas. Musimy stąd spieprzać, natychmiast. Ty wyjdź tu przez okno, ja zabiorę najważniejsze rzeczy.
Oczywiście nikt się nie pojawił. Mistran potrafiła bardzo sugestywnie manipulować nastrojami, zarówno dzięki wypracowanym, jak i nadprzyrodzonym zdolnościom. Wystarczył kontakt wzrokowy, by tak niedoświadczona osoba jak Pelea nabrała przekonania, że rzeczywiście jest źle.
Mistran nie chciała być zbyt podła, ale tylko Pelea miała gotówkę – wyciągnęła ją z jej portfela, po czym zostawiła na stole w ramach rachunku za dwie kawy. Potem zabrała rzeczy należące do obu kobiet.
Spośród ochrony nikt nie zwrócił na to uwagi. Mistran wiedziała, którędy dobiec, żeby dotrzeć tam, gdzie było okienko. Pelea przeciskała się nie bez trudu, biorąc pod uwagę że była obdarzona bardzo obfitymi kobiecymi kształtami, lecz Mistran „wspaniałomyślnie” jej pomogła.
Rzuciła jej plecak i torbę z aparatami, wzięła za ramię i kazała iść powoli. Wyglądały jak koleżanki na spacerze. Gdy tylko poszły za róg, Mistran przyspieszyła. Przegoniła Peleę przez szereg ulic, przejść i podwórzy. Kazała przeskakiwać przez ogrodzenia i się pod nimi czołgać. Wsiadły w końcu do pierwszego lepszego autobusu, ale zdenerwowana Pelea nie była w stanie wyliczyć kwoty za bilety. Przystanek dalej, Mistran wyciągnęła ją z pojazdu i poprowadziła dalej, mimo krzyków kanara. Kluczyły, aż dobiegły do stacji kolei, krążącej między osiedlami osi przemysłowej. W pociągu, przeciskały się przez tłum zdenerwowanych pasażerów, aby zgubić rzekomych prześladowców. W końcu wysiadły na stacji daleko poza centrum miasta. Mistran kazała Pelei iść wzdłuż torów, a potem czołgać się przez błoto. Mistran radziła sobie z tym całkiem nieźle, Pelea wyszła sprawnie ale cała była utytłana w błocie. Szły jeszcze długo przez nieużytki, czasem jakieś ruiny dawno nieczynnych zakładów i magazynów. Kierowały się możliwie daleko od stacji.
W końcu Mistran stwierdziła, że wystarczy.
– Możemy ostrożnie przyjąć, że ich zgubiliśmy.
– Naprawdę? - Pelea trzęsła się ze strachu.
– Nigdy nie ma całkowitej pewności. Ale poradziłaś sobie całkiem nieźle. Dzielna z ciebie dziewczyna. Teraz powinnyśmy się rozdzielić. Ja pójdę na stację dalej, ty idź na najbliższą, ale jedź na koniec linii, z dala od miasta. Porób trochę zdjęć, nie spiesz się. Potem możesz wrócić.
Wykonałaś świetną robotę.
P o prawdzie, Mistran zazdrościła jej fotograficznego talentu. Nie spodziewała się też, że Pelea okaże taką kondycję i determinację. Siostra miała tę wadę, że poprzysięgała zemstę na każdym, kto zajdzie jej za skórę. Peleę wystarczyło trochę przegonić. Z Torikiem będzie już trochę inaczej.
W zamieszaniu, pozwoliła sobie zrzucić na swój nośnik wszystkie materiały z pamięci aparatu dziewczyny.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania