1942

Była to jesień 1942 roku. W małej wsi na Podkarpaciu panował spokój i cisza. Tylko czasem przejeżdżał jakiś niemiecki patrol lub samolot. W jednym z domów mieszkała rodzina Kowalskich - Jan i Zofia oraz ich dwójka dzieci - Marek i Ania. Byli rolnikami i utrzymywali się z uprawy ziemi i hodowli zwierząt. Byli też głęboko wierzącymi katolikami i patriotami.

 

Pewnego dnia do ich domu zapukał nieznajomy mężczyzna. Był to Żyd o imieniu Jakub, który uciekł z getta w Rzeszowie. Prosił o pomoc i schronienie. Jan i Zofia byli zaskoczeni i przestraszeni. Wiedzieli, że za pomoc Żydom groziła kara śmierci. Z drugiej strony nie mogli zostawić człowieka w potrzebie.

 

- Proszę państwa, ratujcie mnie! - błagał Jakub. - Nie mam nikogo na świecie. Moja żona i dzieci zostały zabite przez Niemców. Ja uciekłem z transportu do obozu śmierci. Nie mam gdzie się podziać. Proszę, pozwólcie mi zostać u was chociaż na kilka dni.

 

- Nie wiem, co powiedzieć... - wahał się Jan. - To bardzo niebezpieczne. Jeśli Niemcy się dowiedzą, że ci pomagamy, to nas wszystkich zabiją.

 

- Ale jak możecie go tak odesłać? - wtrąciła się Zofia. - To nasz brat w wierze i w cierpieniu. Nie możemy go zostawić na pastwę losu.

 

- Zosiu, nie bądź naiwna! - odparł Jan. - To nie jest nasz brat, to jest Żyd! Oni są inni niż my. Oni mają inną religię, inną kulturę, inną mentalność.

 

- Ale to są ludzie tak samo jak my! - zaprotestowała Zofia. - Oni też mają uczucia, marzenia, nadzieje. Oni też chcą żyć i być szczęśliwi.

 

- No właśnie, oni chcą żyć za wszelką cenę! - powiedział Jan z pogardą. - Oni nie dbają o nic prócz siebie. Oni nie szanują naszego kraju, naszej wiary, naszych tradycji.

 

- Skąd ty to bierzesz? - zdziwiła się Zofia. - Przecież Żydzi mieszkali tu od wieków razem z nami. Przecież oni też walczyli o wolność Polski.

 

- A co nam to dało? - zapytał Jan. - Przecież to przez nich mamy teraz wojnę i okupację. Przecież to oni są winni wszystkim nieszczęściom, które nas spotkały.

 

- To nieprawda! - krzyknęła Zofia. - To Niemcy są winni, nie Żydzi! To Niemcy nas gnębią, mordują, rabują. To Niemcy chcą zniszczyć naszą ojczyznę i naszą wiarę.

 

- A Żydzi im w tym pomagają! - ripostował Jan. - Przecież oni donoszą na nas, współpracują z gestapo, szpiegują dla nich. Przecież oni są zdrajcami i szmalcownikami.

 

- Nie wszyscy! - zaprzeczyła Zofia. - Są też tacy, którzy się opierają, którzy walczą z Niemcami, którzy pomagają nam. Przecież w Warszawie jest powstanie w getcie. Przecież w Rzeszowie jest żydowska organizacja podziemna.

 

- A co nam to da? - zapytał Jan. - Przecież to tylko pogarsza sytuację. Przecież to tylko prowokuje Niemców do większej zemsty. Przecież to tylko naraża nas na niepotrzebne ryzyko.

 

- Nie możesz tak mówić! - oburzyła się Zofia. - Przecież to jest sprawa honoru i godności. Przecież to jest walka o życie i wolność. Przecież to jest nasz obowiązek jako Polaków i chrześcijan.

 

- Nasz obowiązek jest dbać o siebie i o naszą rodzinę! - powiedział Jan stanowczo. - Nie możemy się mieszać w sprawy, które nas nie dotyczą. Nie możemy się angażować w pomoc, która nam nic nie przyniesie.

 

- Jak możesz tak mówić? - zdumiała się Zofia. - Przecież to jest sprawa sumienia i miłosierdzia. Przecież to jest przykazanie miłości bliźniego. Przecież to jest nasza szansa na zbawienie.

 

- Nie bądź świętsza od papieża! - odrzekł Jan z ironią. - Nie bądź głupsza od gęsi! Nie bądź niewdzięczna za to, co mamy!

 

- A ja nie chcę być obojętna na los innych! - powiedziała Zofia z pasją. - Nie chcę być ślepa na cierpienie ludzi! Nie chcę być podła i tchórzliwa!

 

W tym momencie do dyskusji włączyły się dzieci.

 

- Tata, mama, proszę się nie kłócić! - poprosił Marek, starszy syn Kowalskich.

 

- Tak, proszę się nie kłócić! - poparła go Ania, młodsza córka Kowalskich.

 

- A co wy o tym myślicie? - zapytał Jan dzieci.

 

- Ja myślę, że powinniśmy pomóc panu Jakubowi - odpowiedział Marek.

 

- Ja też tak myślę - dodała Ania.

 

- A dlaczego tak myślicie? - zapytał Jan.

 

- Bo on jest dobry i miły - powiedział Marek.

 

- Bo on ma smutne oczy i ładny głos - powiedziała Ania.

 

- Bo on jest człowiekiem takim jak my - podsumował Marek.

 

Jan i Zofia spojrzeli na siebie ze zdziwieniem i wzruszeniem. Zobaczyli w oczach swoich dzieci prostotę i niewinność, której im zabrakło. Zobaczyli w sercach swoich dzieci dobroć i współczucie, których im zabrakło. Zobaczyli w słowach swoich dzieci prawdę i mądrość, których im zabrakło.

 

Zamilkli na chwilę, a potem Jan podszedł do drzwi i otworzył je. Na progu stał Jakub, który słyszał całą ich rozmowę. Był blady i wystraszony.

 

- Proszę państwa, przepraszam, że się wtrącam - powiedział cicho. - Nie chcę być dla państwa kłopotem. Nie chcę narażać państwa na niebezpieczeństwo. Jeśli państwo chcą, to ja sobie pójdę.

 

- Nie, nie - zaprzeczył Jan. - Nie musisz się bać. Nie musisz się przepraszać. Nie musisz się stąd ruszać.

 

- Co ty mówisz? - zdziwiła się Zofia.

 

- Mówię, że możesz zostać - powtórzył Jan. - Mówię, że ci pomożemy.

 

- Naprawdę? - zapytał Jakub z nadzieją.

 

- Tak, naprawdę - potwierdził Jan. - Przepraszam cię za to, co powiedziałem wcześniej. Byłem głupi i niesprawiedliwy. Nie znałem cię i nie rozumiałem cię. Ale teraz widzę, że jesteś człowiekiem takim jak ja. Że masz prawo do życia i szczęścia.

 

- Dziękuję ci - powiedział Jakub z wdzięcznością.

 

- Nie ma za co - odpowiedział Jan.

 

- A ja co mam powiedzieć? - zapytała Zofia.

 

- Powiedz, że się zgadzasz - zaproponował Jan.

 

- No dobrze, zgadzam się - przyznała Zofia. - Ale pod warunkiem, że będziesz ostrożny i dyskretny.

 

- Oczywiście, obiecuję - zapewnił Jakub.

 

- A my co mamy powiedzieć? - zapytały dzieci.

 

- Powiedzcie, że się cieszycie - odpowiedział Jan.

 

- Tak, cieszymy się! - zawołały dzieci.

 

I tak Jakub został przyjęty do rodziny Kowalskich jako ich krewny z daleka. Żyli razem w ukryciu i w strachu przez kilka miesięcy, aż do wyzwolenia Podkarpacia przez Armię Czerwoną w lipcu 1944 r. Wtedy Jakub pożegnał się z nimi i wyjechał do Krakowa, gdzie znalazł swoich krewnych, którzy też przeżyli wojnę. Nigdy nie zapomniał o swoich wybawcach i utrzymywał z nimi kontakt listowny przez wiele lat. W 1965 r., gdy otrzymali medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata¹, napisał do nich: "Nie wiem, jak wam podziękować za to, co dla mnie zrobiliście. Nie wiem, jak wam oddać życie, które mi daliście. Nie wiem, jak wam wyrazić miłość, którą do was czuję. Wiem tylko, że jesteście dla mnie jak rodzina i że nigdy was nie zapomnę".

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania