24. Błysk i Grzmot – Część III – BiG // Rozdział II

Wyruszyliśmy skoro świt. Ciężko było mi opuszczać to miejsce, ale wiedziałam, że tak należało postąpić. Adam również wydawał się być przybity, niemniej nie zawahał się zamknąć drzwi na kłódkę.

Po krótkiej wymianie zdań na temat kierunku wędrówki przez prawie dwie godziny nie zamieniliśmy praktycznie żadnego słowa. Wiedziałam, że nie był na mnie zły, jednak sprawiał wrażenie nieobecnego. Nie chciałam zmuszać go do rozmowy. Byłam pewna, że jeśli uzna to za słuszne, sam się do mnie odezwie. Tak też w końcu się stało:

– JesteÅ› dzisiaj strasznie milczÄ…ca. – PowiedziaÅ‚, zwalniajÄ…c tempo i równajÄ…c siÄ™ ze mnÄ…. Dotychczas szedÅ‚ kilka kroków z przodu. – Czy coÅ› siÄ™ staÅ‚o?

Uśmiechnęłam się pod nosem:

– Powinnam zapytać ciÄ™ o to samo, nie sÄ…dzisz?

Spojrzał najpierw na mnie, a potem na drogę przed nami.

– Wiem, przepraszam. To wszystko jest takie… dziwne. Ta caÅ‚a podróż. Nie wiem, czy dobrze robimy, idÄ…c tam, gdzie nic już nie ma. WracajÄ…c do gruzów i pustych domów. A co, jeÅ›li zabraknie nawet tego? BÄ™dzie jedynie pustka? Co jeÅ›li sÄ… tam tylko wymarÅ‚e obszary, zaznaczone gdzieniegdzie resztkami fundamentów? Czy bÄ™dziesz potrafiÅ‚a znieść Å›wiadomość tego, że wszystko, co wiÄ…zaÅ‚o ciÄ™ z tym miejscem po prostu zniknęło?

Zastanowiłam się przez moment. Czy faktycznie będzie to dla mnie tak ogromny szok?

– To nie tak. – PokrÄ™ciÅ‚am gÅ‚owÄ… po chwili dÅ‚uższego zastanowienia. – Nawet jeÅ›li nie ma już domu i wszystkiego wokół, nigdy nie bÄ™dÄ™ czuÅ‚a siÄ™ tam obco. Zawsze coÅ› bÄ™dzie mnie wiÄ…zać z tym miejscem. Trawa, wiatr, być może las koÅ‚o domu, albo te maÅ‚e pagórki, po których zjeżdżaÅ‚am na sankach. A jeÅ›li nawet i to siÄ™ zmieniÅ‚o, to ważna bÄ™dzie chociaż Å›wiadomość, że tam kiedyÅ› byÅ‚o moje miejsce na ziemi. Å»e tam huÅ›taÅ‚am siÄ™ w hamaku, plotÅ‚am wianki, opalaÅ‚am siÄ™ na sÅ‚oÅ„cu, graÅ‚am w gry, czy jeździÅ‚am rowerem. – PrzerwaÅ‚am, napawajÄ…c siÄ™ samym wspomnieniem tego wszystkiego. – Adamie, naprawdÄ™ nie ma takiej siÅ‚y, która powstrzymaÅ‚aby mnie przed radoÅ›ciÄ… pÅ‚ynÄ…cÄ… z tego, że tam bÄ™dÄ™. Nie w budynku, ale w miejscu, które daÅ‚o mi w życiu tyle radoÅ›ci.

Nic mi nie odpowiedział. Zamiast tego delikatnie dotknął mojej dłoni, tak jakby pytając mnie o pozwolenie na ten uścisk. Splotłam swoje palce z jego i z dziwnym niepokojem spojrzałam na chłopięcą twarz. Zerknął na nasze dłonie i smutnym uśmiechem odwzajemnił moje spojrzenie. Wiedziałam, że jest coś, o czym mi nie mówi. Coś, co go zasmucało, jednak nie pozwalał sobie na roztrząsanie tego tematu. To musiało się wiązać z jego życiem. Może z domem, może z rodziną? Nie pozwoliłam jednak tym razem mojemu wścibstwu wziąć góry nad rozsądkiem. Adam nie próbował zmuszać mnie do opowiadania, co się wydarzyło w hali, dlatego ja też musiałam dać mu czas, by sam zechciał podzielić się ze mną swoim sekretem. Ludzi nie można do niczego zmuszać. To przynosiło jedynie odwrotny skutek. Ja sama byłam tego najlepszym przykładem.

MaszerowaliÅ›my wiÄ™c dalej, co jakiÅ› czas robiÄ…c sobie krótki odpoczynek. Na Å›niadanie wystarczyÅ‚y nam dwa jabÅ‚ka, które zjedliÅ›my bez postoju. Dni byÅ‚y teraz nie tylko chÅ‚odne, ale i niesÅ‚ychanie krótkie, zatem, kiedy okoÅ‚o piÄ™tnastej sÅ‚oÅ„ce zaczęło znikać za horyzontem stwierdziliÅ›my, że musimy rozpalić ognisko zanim wszystko bÄ™dzie mokre od wilgoci. Chociaż jeden posiÅ‚ek dziennie chcieliÅ›my zjadać „na ciepÅ‚o”. Adam sprawnie radziÅ‚ sobie z rozpaleniem ognia, podczas gdy ja siekaÅ‚am grzyby i rozwijaÅ‚am po kawaÅ‚ku pieczonej ryby. PoddusiliÅ›my wszystko z wodÄ…, solÄ… oraz zioÅ‚ami i zjedliÅ›my w ciszy, ze smakiem. Potem wypiliÅ›my miÄ™tÄ™ i ogrzaliÅ›my siÄ™ trochÄ™ przy ognisku, które oÅ›wietlaÅ‚o nasze twarze. Po raz kolejny musiaÅ‚am przyznać, że miaÅ‚am obok siebie naprawdÄ™ przystojnego mężczyznÄ™. Ten jednak nie pozwoliÅ‚ mi na dÅ‚uższe rozmyÅ›lania, tylko zarzÄ…dziÅ‚ dalszÄ… wÄ™drówkÄ™. Nie pozostaÅ‚o mi nic innego, jak spakować z powrotem plecak i iść jego Å›ladem.

Las po zmroku był upiorny. To stwierdzenie całkowicie utwierdzało mnie w przekonaniu, że mam lęk przed ciemnością. Wielokrotnie zastanawiałam się, czy dałabym radę przemierzyć ten odcinek samodzielnie. Pewnie by mi się udało, ale trzy czwarte drogi przebyłabym w szaleńczym pędzie, a nocą spałabym na drzewie, drżąc ze strachu przed dzikimi zwierzętami. O ile oczywiście udałoby mi się na jakieś wdrapać. Z Adamem było prościej. Całkowicie zawierzyłam w jego umiejętność przetrwania. Byłam pewna, że nic mi przy nim nie grozi. Zaufałam mu kompletnie. Po raz pierwszy się do tego przyznałam i w sumie było mi z tym dobrze.

Szliśmy jeszcze kilka godzin dopóki zimno nie zaczęło być zbyt przejmujące. Niemalże szczękałam zębami. Wiedziałam, że Adam byłby gotów wędrować dalej, jednak zdecydował się rozbić namiot, gdy tylko znaleźliśmy jakiś porządny pagórek. Miałam zbyt przemarznięte dłonie, by mu jakoś znacznie pomóc, niemniej i tak starałam się zrobić cokolwiek przydatnego. Podawałam szpilki, gdy rozstawiał namiot, rozkładałam śpiwór i rozwijałam karimatę. Jednak i tak czułam się kiepsko. Jak dodatkowe koło u wozu, który był w nieskazitelnym stanie i nic nie zapowiadało tego, że miałby mieć jakiś wypadek. Na dodatek wiedziałam, że to przeze mnie w ogóle zdecydowaliśmy się tym wozem jechać. Nie byłam typem wędrowca, ale wyróżniała mnie zawziętość i upór jak u przysłowiowego osła. Tyle musiało na razie wystarczyć.

Adam, jak zwykle byÅ‚ przygotowany na wszystko. Gdy rozÅ‚ożyÅ‚ namiot i z caÅ‚ym ekwipunkiem wpakowaliÅ›my siÄ™ do Å›rodka, musiaÅ‚am wyglÄ…dać jak kostka lodu, bo pierwsze, co zrobiÅ‚, to usiadÅ‚ po turecku i wyciÄ…gnÄ…Å‚ termos z gorÄ…cÄ… miÄ™tÄ…. Nie przypominaÅ‚am sobie, żeby parzyÅ‚ jÄ… podczas postoju, gdy jedliÅ›my obiad, ale z nim tak wÅ‚aÅ›nie byÅ‚o. Zawsze robiÅ‚ wszystko szybko i niespodziewanie. OczywiÅ›cie istniaÅ‚o też prawdopodobieÅ„stwo, że to ja byÅ‚am zbyt maÅ‚o spostrzegawcza. Czasem chyba siÄ™ po prostu „zawieszaÅ‚am”, tonÄ…c we wÅ‚asnych myÅ›lach. Tak jak teraz. Adamowi ten stan musiaÅ‚ być obcy, bo z prÄ™dkoÅ›ciÄ… bÅ‚yskawicy oraz zmartwieniem na twarzy podaÅ‚ mi metalowy kubek i powiedziaÅ‚:

– Marnie wyglÄ…dasz…

– DziÄ™ki. – Prychnęłam rozbawiona. – Jakbym sama nie zdawaÅ‚a sobie z tego sprawy.

Musiał pomyśleć, że się rozzłościłam, bo od razu zaczął wyjaśniać:

– Nie chciaÅ‚em ciÄ™ urazić. Po prostu siÄ™ o ciebie martwiÄ™.

– Jest okej. – Siorbnęłam trochÄ™ miÄ™ty. ParzyÅ‚a usta, ale przyjemnie rozgrzewaÅ‚a wnÄ™trznoÅ›ci. UÅ›miechnęłam siÄ™ i oblizaÅ‚am spierzchniÄ™te wargi. – Ach… tego mi byÅ‚o trzeba.

TrzymaÅ‚am kubek w rÄ™kawach bluzy, które byÅ‚y dÅ‚uższe od kurtki. Inaczej niechybnie bym siÄ™ poparzyÅ‚a. DawaÅ‚o to sporo ciepÅ‚a, niemniej najzimniej byÅ‚o mi nie w dÅ‚onie, ale w stopy. Ledwo ruszaÅ‚am palcami. Pomimo to nie chciaÅ‚am siÄ™ skarżyć. Adam w tym czasie nieÅ›wiadom moich boleÅ›ci poprawiaÅ‚ karimatÄ™ i Å›piwór. Gdy wypiÅ‚am nie mogÅ‚am siÄ™ już dÅ‚użej powstrzymywać i zaczęłam Å›ciÄ…gać obuwie. CoÅ› jednak zatrzymaÅ‚o mnie w poÅ‚owie. To byÅ‚o Å›mieszne i gÅ‚upie zarazem. MogÅ‚y mi odpaść stopy, ale martwiÅ‚o mnie tylko, że siÄ™ dzisiaj nie kÄ…paÅ‚am i po caÅ‚ym dniu marszu moje skarpetki bÄ™dÄ… wydzielać przykry zapach. OkreÅ›lenie „przykry” zostaÅ‚o tutaj użyte niezwykle delikatnie. SkrzywiÅ‚am siÄ™ na samÄ… myÅ›l. Niespodziewanie za sobÄ… usÅ‚yszaÅ‚am gÅ‚os Adama:

– ÅšmiaÅ‚o. Nie krÄ™puj siÄ™. – Aż podskoczyÅ‚am, gdy to powiedziaÅ‚. Nie chciaÅ‚am siÄ™ do niego odwracać. PrzysiÄ™gam, że pomimo zimna siÄ™ zaczerwieniÅ‚am. Zaczęłam rozwiÄ…zywać sznurówki, ale szÅ‚o mi dość niezdarnie. WidzÄ…c to, Adam przyszedÅ‚ mi z pomocÄ…. Gdy zdjÄ…Å‚ pierwszy but, ku mojemu zdziwieniu zaczÄ…Å‚ masować mojÄ… stopÄ™. SpanikowaÅ‚am i od razu zaczęłam cofać nogÄ™. Zdecydowanie przyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… z powrotem i stanowczo powiedziaÅ‚:

– Zostaw. – MasowaÅ‚ dalej aż dziÄ™ki tarciu i wydzielonemu ciepÅ‚u zaczęłam swobodnie poruszać palcami. Wtedy opuÅ›ciÅ‚ wymasowanÄ… stopÄ™ na swoje udo i zabraÅ‚ siÄ™ za drugÄ…. Gdy skoÅ„czyÅ‚, znowu poczuÅ‚am siÄ™ zażenowana. Z trudem wydusiÅ‚am tylko:

– DziÄ™kujÄ™.

– Nie musisz mi za nic dziÄ™kować. Powiedz tylko, czy jest lepiej?

– Zdecydowanie. – PróbowaÅ‚am odzyskać panowanie nad sobÄ…. – Zawsze dziÄ™kujÄ™ siÄ™ za pomoc. Tak mnie nauczono w domu. Nie umiem inaczej.

Spojrzał na mnie tymi swoimi niesamowitymi oczami. Pomimo półmroku widziałam, że błyszczą. Nie niebezpiecznie i szaleńczo, jak oczy Radka, ale jednak było w nich coś, co przykuwało wzrok. Niespodziewanie nachylił się i pocałował mnie w czoło. To był taki zwykły, delikatny całus. Następnie ponownie na mnie spojrzał i powiedział niemalże szeptem:

– Nie przywykÅ‚em do tego. Do jakichkolwiek podziÄ™kowaÅ„. Å»aden ze mnie bohater. To ja powinienem dziÄ™kować ci za to wszystko. DziÄ™ki tobie czujÄ™, że znowu żyjÄ™. Ponownie mam jakiÅ› cel.

Uśmiechnęłam się i dla rozładowania atmosfery powiedziałam:

– Mam nadziejÄ™, że masowanie moich stóp nie jest priorytetem w drodze do jego osiÄ…gniÄ™cia.

Roześmiał się głośno, po czym pokręcił głową:

– Jak ty czasem coÅ› powiesz. – PodniósÅ‚ oczy ku niebu. – Nawet skałę wytrÄ…ciÅ‚abyÅ› z równowagi.

– Staram siÄ™, jak mogÄ™.

– NaprawdÄ™? – UdaÅ‚ zdziwienie. – Robisz to celowo?

– Owszem. – WyszczerzyÅ‚am zÄ™by w gÅ‚upkowatym uÅ›miechu. – Tak wÅ‚aÅ›nie rozÅ‚adowujÄ™ panujÄ…ce miÄ™dzy nami napiÄ™cie.

Zamyślił się. Chyba tylko pozornie. Do tego przesadnie długo nic nie odpowiadał.

– To chyba dobrze – odparÅ‚ w koÅ„cu. – Nawet bardzo dobrze – dodaÅ‚, kiwajÄ…c gÅ‚owÄ….

– A to niby dlaczego?

– Bo przynajmniej wiem, że coÅ› do mnie czujesz. – Gdy zauważyÅ‚ mojÄ… zdziwionÄ… minÄ™ dodaÅ‚ niechÄ™tnie. – JeÅ›li jesteÅ› w mojej obecnoÅ›ci chociaż trochÄ™ zestresowana, to już możesz wyobrazić sobie, jak ja siÄ™ czujÄ™. Pomnóż to razy dziesięć i wtedy pogadamy.

– Tak bardzo ciÄ™ onieÅ›mielam? – wypaliÅ‚am, jak zwykle bez zastanowienia. Ech, ta moja niewyparzona gÄ™ba.

– A nie widać?

– Nie – odparÅ‚am szczerze. – PrawdÄ™ mówiÄ…c caÅ‚y czas wydajesz siÄ™ być zrelaksowany.

– To tylko pozory. – UniósÅ‚ zabawnie kÄ…ciki ust. – Sama zobacz. – WziÄ…Å‚ mojÄ… dÅ‚oÅ„ i poÅ‚ożyÅ‚ sobie na piersi. Jego serce biÅ‚o w wyraźnie przyspieszonym tempie. ZupeÅ‚nie jak moje. Zanim jednak zdążyÅ‚am odpowiedzieć chwyciÅ‚ moje dÅ‚onie w swoje i zaczÄ…Å‚ je rozcierać.

– Twoje rÄ™ce sÄ… jak sople lodu – odparÅ‚ niezadowolony i gestem ponagliÅ‚ mnie bym poszÅ‚a w kierunku rozÅ‚ożonego posÅ‚ania. – Leć siÄ™ połóż. – Zaczęłam nieznacznie krÄ™cić gÅ‚owÄ… jednak mi przerwaÅ‚. – Nie licytuj siÄ™ ze mnÄ…, potrafiÄ™ być naprawdÄ™ uparty.

– ZauważyÅ‚am – przytaknęłam kwaÅ›no i na czworakach przetransportowaÅ‚am siÄ™ do karimaty i Å›piwora. – A ty? Nie kÅ‚adziesz siÄ™?

– Mam w plecaku koc. – ZaczÄ…Å‚ go wyciÄ…gać. – Pozwolisz mi poÅ‚ożyć siÄ™ obok ciebie? Ta karimata nie jest zbyt szeroka.

– Jasne – odparÅ‚am. – To przecież twoja karimata, a ja i tak bezczelnie ciÄ™ wykorzystujÄ™. – Znowu pokazaÅ‚am mu w uÅ›miechu komplet zÄ™bów. NastÄ™pnie zaÅ‚ożyÅ‚am na gÅ‚owÄ™ kaptur i oparÅ‚am siÄ™ o plecak, który sÅ‚użyÅ‚ mi za poduszkÄ™. Nie minęło kilka minut, a zatonęłam we Å›nie. O czym Å›niÅ‚am? Nie pamiÄ™tam, ale wszystkiemu towarzyszyÅ‚o Å‚omoczÄ…ce serce Adama. CzuÅ‚am jego bicie przez ubrania, Å›piwór i koc.

Nie kłamał. Zresztą, jak zawsze.

Åšrednia ocena: 4.7  GÅ‚osów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Shogun rok temu
    Hmm, rozdział dobry jak zawsze, ale odniosłem wrażenie jakby Liliana była od pewnego momentu balastem dźwiganym przez Adama na plecach. Poza tym wydaje mi się, że Adam daje od siebie wszystko dla niej, natomiast Liliana kompletnie nic. Nawet nie spytała go jak on się czuje. Co ona jakakiś robot? Jak po nim nie widać to nic nie czuje? Delikatnie mówiąc nie za ciekawe te zachowanie Liliany moim zdaniem. Adam zapytał, zajął się, a ona nic, tylko brała. Mam nadzieję, że w miarę dalszego rozwoju akcji, to się zmieni, bo ja na chłopa miejscu szybko bym się wypalił. Uff, to tylko takie moje luźne przemyślenia, ale musiałem je z siebie wyrzucić :). Jak zwykle czekam na więcej i dalszy rozwój zdarzeń.
    Pozdrawiam ;).
  • Kocwiaczek rok temu
    Ciekawe pytanie. Na tyle, że musiałam sięgnąć pamięcią do kolejnych części aby sama sobie odpowiedzieć. Tak, Lilianna da mu więcej od siebie ale bardziej pod kątem sfery duchoweo-cielesnej, natomiast Adam materialnej. Cóż Lilianna nie ma w gruncie rzeczy nic. Poza sobą, a właśnie tego Adam pragnie najbardziej.
  • Shogun rok temu
    Kocwiaczek duchowo-cielesnej, rozumiem. W takim razie będzie się działo :). Wyczekuje na jej większe zaangażowanie z niecierpliwością.
  • Raven18 rok temu
    Księżniczka sobie znalazła oddanego sługę :)
  • Kocwiaczek rok temu
    Oj, nie bez przyjemności dla drugiej strony.
  • Raven18 rok temu
    Kocwiaczek No no, gorÄ…co siÄ™ zapowiada.
    Kocwiaczku, mam jeszcze pytanko odnośnie samej strony: Czy da się jakoś zmienić nazwę użytkownika? Wywaliłbym te 18, ustawiłem ze względu na dzień 18.02 czyli urodzenia, ale tak patrzę to lepiej byłoby samo "Raven"
  • Kocwiaczek rok temu
    Raven18 napisz do admina - na dole masz kontakt. Może da radę, sama nie wiem, bo nie próbowałam.
  • Raven18 rok temu
    Kocwiaczek Dzięki!
  • Clariosis 9 miesiÄ™cy temu
    Okej, postanowiłam co jakiś czas nawiedzać Cię komentarzami. Wiedz, że nadal tu jestem i czytam uparcie! :D
    Powiem Ci, że choć narracja wydaje mi się być trochę "uboga", nie sprawia to, że historia cokolwiek na tym traci. Ogółem pewnie "winnym" jest to, że narrator jest pierwszoosobowy, a wiadomo, że jeżeli to postać opowiada historię to mówi tylko o tym, co wie. A ja, że ciągle piszę w trzecioosobowej być może trochę "tęsknie" za rozbudowanymi opisami np jakiegoś wydarzenia czy tła. Ale dosyć marudzenia, jak mówiłam, nie psuje to odbioru historii w ogóle. Przyznam Ci nawet szczerze, o czym wspominałam już wcześniej jak mnie pamięć nie myli, że potrafiłaś sprawić, że czytając przyspieszał mi puls ze strachu, czy naszej Lili się uda uciec... Sceny z Radkiem to po prostu horror, niesamowicie zagrałaś mi na emocjach za co szczerze dziękuję. :D Podoba mi się to jak budujesz relację między Adamem a nią, w końcu on wyznał, że kocha, ale Liliana nie rzuciła się od razu na niego ze sztampowym "ło mój boziuu ja cjebje też!!' tylko jednak chłodno mimo wszystko przyznała przed sobą, że ona sama tego nie czuje i być może nie da rady poczuć. Jako ofiara traumy fizycznej jaką jest gwałt jest naprawdę wiarygodna, jednocześnie podziwiam ją jednak ile miała siły by zaryzykować ucieczkę, gdyż większość osób z powodu strachu nie zdołałaby posunąć się do takiego kroku, przynajmniej nie aż tak szybko jak ona. Historia naprawdę ciekawie się rozkręca, bardzo mnie ciekawi co takiego zastanie, czy gruzy, czy jednak właśnie nicość? Bardzo jednak podoba mi się jej nastawienie - nawet jeżeli nie będzie tam nic, będzie świadomość jednak, że było - i to wystarczy, by to miejsce było wyjątkowe i by chciało się do niego wrócić. Naprawdę chwyta taka myśl za serce, że nawet jeżeli wszystko się straci, to pozornie niekoniecznie jest to wszystko. :)
  • Kocwiaczek 9 miesiÄ™cy temu
    Dziękuję za twoją obecność:) nawet nie wiesz jakie to miłe wiedzieć, że do mnie wracasz. Chciałam by było autentycznie, nie przesłodzone. Mam tendencję do zbyt krótkich opisów dlatego taka narracja pozwala mi najlepiej opisywać historię, bo mogę bez nadwyrężania głowy opowiadać to co najistotniejsze. Może z czasem uda mi się to rozwinąć, zobaczymy. Bardzo miło mi czytać takie komentarze, że udaje mi się wzbudzać emocje. To cenne i raz jeszcze dziękuję za tak pozytywny odbiór.
  • Kocwiaczek 9 miesiÄ™cy temu
    A no i to ze konczysz czytanie ok 2 w nocy też jest cenne;)
  • Clariosis 9 miesiÄ™cy temu
    Kocwiaczek Muszę naprawić sobie cykl spania, bo mi się popsuł przez nerwy związane z pandemią. :v Dziś już będę grzeczna i pójdę o ludzkiej godzinie spać, więc powinnam kolejny komentarz napisać już o bardziej normalnej godzinie. x)
  • Kocwiaczek 9 miesiÄ™cy temu
    Ja też spać chodzę późno bo zwykle po 1. Pandemia niczego nie zmieniła ale fakt, nerwy są większe i rozłąka z bliskimi daje po tyłku.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania