Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
26. Błysk i Grzmot – Część III – BiG // Rozdział IV
Ta noc nie należała do spokojnych. Po tym, co usłyszałam nie mogłam zasnąć i przez długie godziny zastanawiałam się, co tak naprawdę czuję do Adama. Oscylowałam pomiędzy przywiązaniem, miłością, a wdzięcznością. Od razu stwierdziłam, że przyjaźń jest zbyt płytkim słowem i nie oddaje pełni tego, co Adam dla mnie znaczy. Złapałam się na tym, że im dłużej rozmyślałam, tym bardziej próbowałam odepchnąć od siebie określenie miłości. Wiedziałam dlaczego. Zwyczajnie się jej bałam. Z ulgą jednak uświadomiłam sobie, że mam jeszcze dużo czasu na podjęcie jakichkolwiek decyzji.
PostanowiÅ‚am jednak przestać być takÄ… chÅ‚odnÄ… i niedostÄ™pnÄ…. Nie muszÄ™ przecież ukrywać, że jest dla mnie ważny. Gdy tylko to przyznaÅ‚am, od razu poczuÅ‚am siÄ™ lepie. ByÅ‚am taka jakby… lżejsza. PomogÅ‚o mi to zasnąć. Zanim jednak odpÅ‚ynęłam, wtuliÅ‚am siÄ™ w jego pierÅ›, a on, Å›piÄ…c przyciÄ…gnÄ…Å‚ mnie do siebie. Sen czajÄ…cy siÄ™ w każdej komórce mojego ciaÅ‚a, w koÅ„cu pokonaÅ‚ opór i szczęśliwa zasnęłam w ramionach mężczyzny, który mnie kochaÅ‚.
Ranek również nie był pozbawiony emocji. Przebudziłam się pierwsza i bez zastanowienia wyjęłam dłoń spod mojego policzka, by zacząć błądzić nią po jego bluzie. Gołym okiem widać było, że jest dobrze zbudowany, jednak patrzenie nie oddawało całej prawdy o tym, czego właśnie dotykałam. Myślałam, że robię to delikatnie jednak, gdy odezwał się w trakcie tych eksploracji, aż podskoczyłam:
– Co robisz? – zapytaÅ‚ nieco zachrypniÄ™tym gÅ‚osem.
Instynktownie cofnęłam dłoń, jednak po chwili przypomniałam sobie swoje postanowienie i położyłam ją z powrotem w to samo miejsce. Zapanowałam nad emocjami i odparłam:
– Sprawdzam, czy jesteÅ› prawdziwy. – PodniosÅ‚am na niego wzrok. Jego oczy miaÅ‚y nieodgadniony wyraz. ObserwowaÅ‚ mnie, chyba nie rozumiejÄ…c tego, co siÄ™ dzieje. Nie mogÅ‚am go winić. Dla mnie też nie byÅ‚ to chleb powszedni. – Masz coÅ› przeciwko temu?
– Nie – powiedziaÅ‚. – Dlaczego nie masz pewnoÅ›ci, co do tego, że jestem prawdziwy?
– Bo nigdy w życiu nie spotkaÅ‚am kogoÅ›, kto byÅ‚by taki jak ty. – UÅ›miechnęłam siÄ™. – Dobry, czuÅ‚y i troskliwy. Sam musisz przyznać, że połączenie takich cech w jednej osobie nie jest do koÅ„ca realne.
Uniósł jeden z kącików ust:
– Nie wydaje mi siÄ™ bym byÅ‚ taki, jakim mnie sobie wyobrażasz. Nie jestem dobry, mam w sobie wiele zÅ‚ych cech i nawet nie masz pojÄ™cia jaki potrafiÄ™ być…
– JesteÅ› dobry – przerwaÅ‚am mu. – Dla mnie. Tak bardzo dobry, że aż trudno uwierzyć.
Ledwo skończyłam mówić, a przybliżył twarz do mojej. Spojrzał mi prosto w oczy i niemalże dotykając mnie czołem powiedział:
– Bo ciÄ™ kocham. – PotarÅ‚ koniuszkiem swojego nosa o mój. – A teraz pozwól proszÄ™, udowodnić mi jak bardzo prawdziwe jest moje uczucie.
Pocałował mnie. Delikatnie musnął moje usta, a one jakby zaciekawione tą całą sytuacją rozchyliły się w oczekiwaniu na dalszy ciąg wydarzeń. Czułam, jak całe moje ciało zaczyna się budzić. Nigdy tak naprawdę z nikim się nie całowałam. Bo Radek mnie przecież nie całował tylko miażdżył. Adam zaś prosił mnie ustami o pozwolenie. Dałam mu je. Gdy tylko to zrozumiał pocałował mnie śmielej, tak że dotknął językiem mojego języka. Zaskoczyła mnie zmysłowość tego pocałunku. Polizałam wnętrze jego policzka, jednocześnie czując, jak napięły się mięśnie męskich ramion. Przekręcił się i objął mnie, wplatając jedną dłoń w moje włosy. Po chwili przesunęłam swoje obie dłonie na jego plecy, by dotknąć ramion. Przez moment zaczęłam się bać, czy będziemy umieli nad tym zapanować. Gdy tylko oderwał się od moich ust, zaczął całować mnie w szyję tuż za uchem. Czułam, że płonę żywym ogniem. Zacisnęłam dłonie na jego barkach. Tak mocno, że pomimo bluzy musiał poczuć moje wbijające się paznokcie. Zatrzymał się z ustami przy mojej brodzie. Oddychał tak samo ciężko jak ja. Wtulił twarz w moje włosy i oparł brodę o obojczyk. Przytulił mnie mocno i szepnął:
– Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo ciÄ™ pragnÄ™ – gÅ‚oÅ›no wciÄ…gnÄ…Å‚ powietrze i dodaÅ‚ – i jak bardzo mam ochotÄ™ caÅ‚ować każdy skrawek twojego ciaÅ‚a – czuÅ‚am, że siÄ™ uÅ›miecha – i wiem doskonale, że rzeczy, które chciaÅ‚bym z tobÄ… robić nie można okreÅ›lić jako „dobre”.
Oderwał twarz, by mi się przyjrzeć. Myślę, że szukał przygany w moich oczach. Chyba sądził, że po tym wszystkim, co mi się przytrafiło nie będę zdolna uważać spraw damsko-męskich za normalne. Ja też wcześniej sądziłam, że bliskość skojarzę tylko z lękiem. Byłam pewna, że będę dygotać w oczekiwaniu na ból. Nic takiego nie miało jednak miejsca. Nie teraz. Nie z nim. Spojrzałam więc pewnie w zielone oczy. W ciemności namiotu błyszczały z pożądania. Wiedziałam, że moje też musiały podobnie wyglądać.
– MyÅ›lÄ™, że wszystko jest dobre, dopóki obie strony uznajÄ… to za poprawne – powiedziaÅ‚am cicho. Tym razem ja przesunęłam siÄ™ wyżej i delikatnie go pocaÅ‚owaÅ‚am. – DziÄ™kujÄ™ ci…
– Za co? – odezwaÅ‚ siÄ™ z wargami przyciÅ›niÄ™tymi do moich ust.
– Za to, że uczysz mnie chcieć wiÄ™cej – skwitowaÅ‚am i oddaÅ‚am pocaÅ‚unek po raz ostatni. PochyliÅ‚ siÄ™ ponownie lecz poÅ‚ożyÅ‚am mu palec na ustach. – Zostawmy to, tak jak jest teraz. Nie psujmy tego, nie komentujmy. Przed nami ciężki dzieÅ„.
Zsunęłam z nas koc i rozpięłam śpiwór. Wypuścił mnie z objęć i pozwolił mi wstać. Po chwili oboje wyszliśmy na dwór. Zrobiło się strasznie zimno. Było to bardziej odczuwalne teraz ponieważ nie oplatały mnie już jego gorące ramiona. Szybko ubrałam się więc w kurtkę i starałam się nie myśleć o tym, co się wydarzyło. Adam nie wnosił sprzeciwu. Zachowywaliśmy się normalnie. Pakowaliśmy plecaki, robiliśmy śniadanie i rozmawialiśmy. Kilka razy, gdy na niego spojrzałam zauważyłam, jak uśmiecha się delikatnie pod nosem. Nic dziwnego. Ja też czułam się jakoś inaczej. Lepiej.
Wszystko przełożyło się na wędrówkę. Szliśmy równie szybko, co wczoraj. Nawet zimny wiatr nie popsuł nam humoru. Było kilka postojów, kilka ucieczek przed samochodami, kilka niezręcznych spojrzeń w oczy, jednak nic zachwiało naszymi planami. Uparłam się, że dzisiaj dojdziemy do szkoły, nawet, gdy zajdzie już słońce.
ZmierzchaÅ‚o gdy doszliÅ›my do budynku. O dziwo w szkole, która powinna być zamkniÄ™ta, caÅ‚y czas paliÅ‚o siÄ™ Å›wiatÅ‚o. „Pewnie budowniczy pracujÄ… do późna”. – PomyÅ›laÅ‚am. – „UprzÄ…tniÄ™cie zniszczeÅ„ na pewno zajmuje dużo czasu”.
Stwierdziliśmy, że podejdziemy tak blisko jak tylko możliwe, bez ryzyka zobaczenia przez kogokolwiek. Gdy tylko udało mi się podejrzeć, co dzieje się w środku znieruchomiałam.
To nie była już szkoła, ani nawet budynek przeznaczony dla robotników. Z zewnątrz gmach nie uległ wielkim przekształceniom, natomiast w środku był nie do poznania. Ze zgrozą patrzyłam na najbardziej profesjonalny szpital jaki kiedykolwiek widziałam.
Nie to było jednak powodem mojego zaniepokojenia. W środku roiło się od obcokrajowców. Wszyscy byli pełni dostojeństwa, kobiety i mężczyźni kapali wręcz od złota i kosztowności. Nosili turbany, wymyślne kapelusze i inne nieznane mi szaty, których nie tylko nie potrafiłam nazwać, ale nie wiedziałabym nawet jak je założyć.
Personel natomiast przypominaÅ‚ najzwyklejszych mieszkaÅ„ców naszego kraju. Byli bladzi, widać byÅ‚o, że nie Å›piÄ… dobrze i nie dojadajÄ…. Nosili medyczne uniformy, smutny uÅ›miech przyklejony do twarzy oraz... nadajniki przy kostkach. Nic z tego nie rozumiaÅ‚am. Chociaż nie… jedna myÅ›l przychodziÅ‚a mi do gÅ‚owy. To, że coÅ› tutaj byÅ‚o wyraźnie nie tak.
– Adamie – zaczęłam, sama nie wiedzÄ…c, co wÅ‚aÅ›ciwie chciaÅ‚am powiedzieć – czy widzisz to, co ja?
– Tak – przyznaÅ‚. – JesteÅ› pewna, że tutaj byÅ‚a twoja szkoÅ‚a?
– Nie mam co do tego wÄ…tpliwoÅ›ci – odparÅ‚am. – Ale to coÅ› – wskazaÅ‚am palcem za szybÄ™ – na pewno nie jest szkołą i na pewno jest podejrzane. SkÄ…d u licha wzięło siÄ™ tutaj tylu zagranicznych? Przecież nasz kraj nie jest żadnÄ… atrakcjÄ… turystycznÄ…, a już na pewno nie teren mojego przedmieÅ›cia.
– Chodź, sprawdzimy co siÄ™ dzieje w innych pokojach. Ten tutaj to chyba jakaÅ› rejestracja, czy inne pomieszczenie ogólne. Może rzut oka na pozostaÅ‚e sale pozwoli nam bardziej rozeznać siÄ™ w sytuacji.
Poszliśmy na tyły niedaleko parkingu, gdzie pochowano moich rodziców. To był jeden z celów mojej podróży niemniej teraz wolałam w pierwszej kolejności zobaczyć, co się właściwie dzieje w tym miejscu.
ZajrzeliÅ›my do pierwszego pokoju. Naszym oczom ukazaÅ‚y siÄ™ rzÄ™dy inkubatorów. Mnóstwo noworodków, które wyglÄ…daÅ‚y jak wszystkie inne dzieci znane mi ze zdjęć z dzieciÅ„stwa. Tyle, że byÅ‚y mniejsze. MiaÅ‚y jednak naszÄ… karnacjÄ™ – zdecydowanie nie byÅ‚o to wiÄ™c potomstwo cudzoziemców z recepcji.
Kolejne pomieszczenie także pełne było niemowląt. Nie ułożono ich w inkubatorach, pewnie urodziły się na czas. Te również były takie jak dzieci moich sąsiadów. I to właśnie było najdziwniejsze.
Przeszliśmy wzdłuż całej ściany, która jak się okazało nie była w żaden sposób strzeżona. Wszędzie widzieliśmy niemowlęta. Każda sala wypełniona była maleńkimi istotkami, które płakały, spały lub wierciły się w łóżeczkach. Od tego wszystkiego dostałam zawrotu głowy.
Kiedy wiÄ™c dotarliÅ›my do parkingu, gdzie spodziewaÅ‚am siÄ™ ujrzeć rzÄ…dy krzyży lub inne oznaczenie Å›wiadczÄ…ce o pochowaniu ciaÅ‚ i niczego takiego nie odnalazÅ‚am poczuÅ‚am siÄ™ nie mniej, nie wiÄ™cej – oszukana. ZÅ‚a i oszukana. Tak zÅ‚a, że patrzÄ…c na zwykÅ‚y piaskowy parking, gdzie nie parkowaÅ‚ żaden samochód postanowiÅ‚am zrobić coÅ›, na co nigdy bym siÄ™ wczeÅ›niej nie zdecydowaÅ‚a. NarastaÅ‚ we mnie tak ogromny niepokój, tak wielka niepewność, że nie potrafiÅ‚am tego zignorować. PodeszÅ‚am w miejsce, gdzie jedna obok drugiej zÅ‚ożone byÅ‚y trumny mamy i taty i powiedziaÅ‚am:
– Tutaj.
Adam spojrzał na mnie, nie rozumiejąc. Nikłe światło ze szpitalnych okien oświetlało jego twarz:
– Twoi rodzice? Tu zostali pochowani?
Kiwnęłam gÅ‚owÄ…. ChciaÅ‚am wymówić sÅ‚owo „tak”, ale jakoÅ› przestaÅ‚am być tego pewna. PowiedziaÅ‚am zatem coÅ›, na co byÅ‚am już zdecydowana:
– Tutaj zaczniemy kopać. – WskazaÅ‚am na maÅ‚y skÅ‚adzik, gdzie kiedyÅ› szatniarki trzymaÅ‚y szczotki. – WidzÄ™ Å‚opaty. MyÅ›lÄ™, że latarki też siÄ™ tam znajdÄ….
Adam był oszołomiony:
– Co chcesz zrobić? Przecież chyba nie…
Spojrzałam w jego przerażone oczy. Wiedziałam, że moje są teraz twarde i zimne, pełne stanowczości, nieustępliwe:
– Tak, wÅ‚aÅ›nie to zamierzam. ChcÄ™ odkopać groby moich rodziców. Bo po wszystkim, co dziÅ› zobaczyÅ‚am i czego doÅ›wiadczyÅ‚am już praktycznie niczego nie mogÄ™ być pewna – przerwaÅ‚am i spojrzaÅ‚am na niego wymownie. – ChcÄ™ być jednak pewna, że mogÄ™ teraz na ciebie liczyć. Chyba nie powiesz mi, że siÄ™ mylÄ™?
Przez dłuższą chwilę patrzył na mnie urażonym wzrokiem i mogę przyrzec, że ujrzałam błysk bólu, który pojawił się na jego twarzy. Wiedziałam, że to, co powiedziałam zabrzmiało okrutnie. Wystawiałam go na próbę. Stał kilka kroków ode mnie. Kroków, które teraz przemierzył w sekundę, by złapać mnie z tyłu głowy, przyciągnąć do siebie i mocno pocałować. To była kara i wiedziałam, że na nią zasłużyłam. Przyjęłam ją więc bez protestu i odpowiedziałam na ten pocałunek z taką samą intensywnością.
Oderwał jednak usta od moich warg, gdy wszystko powinno jeszcze trwać, by powiedzieć niskim i stanowczym głosem:
– Nigdy, przenigdy we mnie nie wÄ…tp, rozumiesz? – W Å›wietle księżyca jego oczy byÅ‚y niczym pÅ‚ynna stal. – Nie pozwolÄ™ ci na to. Nie daÅ‚em ci ku temu żadnego powodu i nigdy nie dam.
Przez chwilę nasze twarze były tak blisko siebie, że chyba ani ja, ani on nie wiedzieliśmy, co zrobi to drugie. Wpatrywaliśmy się w siebie tak intensywnie, że aż bolało. Wtedy zrozumiałam, że mój towarzysz ma w sobie więcej pasji i zdecydowania niż dało się wcześniej zauważyć. On natomiast musiał pojąć, że ma do czynienia nie z małą dziewczynką, ale z twardą kobietą, która samej siebie nigdy nie podejrzewała o to, że zdolna jest rozpalić do białości serce mężczyzny. Jego serce. Oboje pojęliśmy zatem, że nie do końca znamy siebie nawzajem. Ja jednak wiedziałam, że ta wersja Adama bardziej mnie intryguje. Nie miałam jednak pewności, czy po tym, co się właśnie stało on nie zechce wziąć nóg za pas i zwiać, gdzie pieprz rośnie.
Mierzyliśmy się wzrokiem jeszcze parę sekund. Wydawało mi się, że trwało to w nieskończoność. W końcu twarz Adama przybrała łagodniejszy wyraz i dotknął pasma moich włosów:
– No dobra. – SiÄ™gnÄ…Å‚ po mojÄ… dÅ‚oÅ„ i jÄ… pocaÅ‚owaÅ‚. – Gdzie sÄ… te Å‚opaty?
Roześmiałam się cicho. Wiedziałam, że nikt nie może nas tutaj zauważyć, byliśmy w martwym punkcie, nigdzie nie zamontowano kamer, ale nie chciałam, by ktoś nas usłyszał. Przytrzymałam jego dłoń i pociągnęłam go w kierunku składziku. Furtka była otwarta. Przez chwilę myślałam, że jesteśmy na innej planecie, gdzie wszyscy sobie ufają i nie boją się kradzieży. Gdy już jednak znaleźliśmy wszystko czego potrzebowaliśmy i wyszliśmy na zewnątrz, oprzytomniałam.
Byliśmy w tym samym miejscu i na tej samej planecie. Jedyne, co uległo zmianie, to sposób postrzegania przeze mnie świata. Przestałam być ślepa i głucha. Nie byłam już dzieckiem. Nie byłam już naiwna. Definitywnie nie byłam też głupia.
Zaczęliśmy kopać.
Komentarze (3)
Pozdrawiam ;).
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania