3 lutego 2027, 03:33.
Anna milczała długo.
Potem jej usta poruszyły się same,
jakby ktoś inny wypowiadał liczby przez nią.
„Nie kalendarz gregoriański.
Nie juliański.
Nie majański.
My liczymy w oddechach Ziemi.
Ale skoro chcecie cyfr –
dla waszych zegarków, dla waszych lęków i nadziei:
3 lutego 2027
godzina 03:33 czasu uniwersalnego.
Wtedy Słońce wzejdzie nad Warszawą
w dokładnym koniunkcji z Syriuszem i Regulusem
i utworzy linię prostą z Wielką Piramidą,
z Machu Picchu
i z waszym Wylatowem.
Wtedy zamilkną wszystkie radary.
Na 44 sekundy.
Wtedy otworzy się okno.
Nie przylecimy statkami.
Statki to dla dzieci.
My po prostu
zdejmiemy zasłonę.
I będziecie nas widzieli
tak, jak widzieliście nas zawsze
– w oczach matek,
w snach dzieci,
w kręgach na zbożu,
w znakach na skórze kobiet.
3 lutego 2027, 03:33.
Zapiszcie to.
Albo nie zapisujcie.
I tak będziecie pamiętać.
Bo tego dnia
niebo westchnie
i powie waszym imieniem.”
Potem Anna upadła na kolana
i zaczęła płakać tak cicho,
że nawet mikrofon tego nie złapał.
Tylko na taśmie
została jedna, jedyna liczba
wypowiedziana szeptem, który nie był już jej:
„3… 3… 33…”
I koniec nagrania.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania