31 października, Halloween

M- Max, S-Sara, W-Weronika

 

Trzeci dzień jedzenia owsianki zalewanej wodą i mlekiem. Za oknem robi się coraz zimniej, choć dzisiejszy dzień jest wyjątkowo najcieplejszy. To dobra pora, by po raz ostatni doglądnąć ogródka, zająć się ogrodem, czy pozwolić sobie na nieco dłuższy spacer bez kurtki.

To piękne, poczuć to powietrze i chłonąć aurę, wkoło która wyróżnia się najbardziej od pozostałych pór roku.

 

Z jednej strony ciepły kolor drzew, liści, plonów i jasnych płaszczów, a z drugiej strony zimno, ciemno, mokro i samotnie płynące chwilę.

 

Kubek ciepłej herbaty z miodem oraz kocyk, powinien na nas czekać odrazu, gdy wrócimy do domu. Najlepiej nie rozstawać się z tym.

 

Dużo pustych relacji, ciemne twarze, kontury, dużo osób zmęczonych życiem i ja stojący pośrodku z balonami.

Możecie się przez chwilę zastanawiać, o co chodzi. Już wam tłumacze.

Mam na imię Max.

 

Tak wiem, że to imię nie zbyt pasuje do tej pory i do tego klimatu, jedynie stranger things ostatnio otworzyło mi w głowie skojarzenie „ Hej, Max jest cool, idealnie wpisuje się w serial”, co automatycznie ciągnie za sobą skojarzenie z jesienią, nadążacie?

Jedyne czego mogę żałować to tego, że urodziłem się 17 września, czyli chwilę przed jesienią, choć to lepsze niż kwiecień czy maj. Nigdy nie ufam osobom urodzonym, w tym miesiącu, choć najśmieszniejsze jest to, że wtedy właśnie najbardziej oni skupiają na mnie całą swoją uwagę, chcąc pokazać, że są wporządku, że się mylę.

 

Nie mylę się !

 

Zapamiętajcie to sobie, bo to ważne.

A więc pierwszy Balon dostałem właśnie od takiej osoby, pomińmy dlaczego.

Początkowo chciałem go przebić, ale coś nie pozwalało mi tego zrobić.

Urodziny dopiero miałem za jakiś czas, więc przyjąłem prezent i w swoje urodziny sam sprawiłem sobie kilka takich, co najlepsze, gdy już je nabyłem, zgubiłem je.... Może trzeba było je od razu nadmuchać?

Kwiecień jest okrutny.

Od tego czasu do dziś, mamy 31 października.

Jest Halloween.

Musiałem to napisać osobno, nim opowiem wam co dokładnie się dzisiaj wydarzyło, chciałbym wrócić do wczorajszego dnia, gdzie razem z kolegą pracowaliśmy nad pierwszymi tzw. "psikusami" na Halloween. Garść kukurydzy, która wyląduje pod drzwiami jakiś starszych osób, a kilka godzin później wiatr rozwieje wszystkie ziarenka, a psikus nie będzie nawet śmieszny. Tak, to MY !

Zrezygnowaliśmy z tego po tym, jak ktoś nagle wybiegł z kukurydzy i strasząc jednocześnie, przewracając mnie, krzyknął głośne-Berek!

Przez ponad 5 minut błądziłem po kukurydzy, gubiąc swoją orientację i dobijając moje płuca.

Ale było warto, znalazłem tego gagatka, który tak uciekał.

Przez kolejne 30 minut narzekał i mówił tak dużo, że zdołał zniechęcić mojego przyjaciela i po części mnie, by odpuścić sobie jutrzejszy dzień, pod względem straszenia, "cukierków nie będzie".

Pierdolić to, nie one się liczą, poza tym i tak ten dzień nie będzie taki, jak zwykłe, więc może opowiem wam już, to na co czekacie.

 

Budząc się rano, nie grał telewizor, a ja nie oglądałem Kacpra, jak za dzieciaka, przerąbane jest być jedynakiem, to najgorsze, że nie mam młodszego rodzeństwa, które mogłoby zacząć ten dzień za mnie, zrobić coś, co od razu zmieni moje nastawienie.

Z racji, że pogoda ponownie zaskoczyła pozytywnie, postanowiłem, że dzisiejszą kawę wypije w kawiarni.

Idąc po ulicy, widziałem tylko plakaty, na imprezy, gdzie osoby przebrane wchodzą za połowę ceny oraz dwie dynie. Tak dwie i to nawet niewycięte - kompletnie ludziom odbiło.

Dochodząc do kawiarni, spotkałem się z miłym zaskoczeniem, cała kawiarnia była pełna ozdób, świeczek, figurek i wszystkiego, co nadawało magię dzisiejszemu dniu, mistrzowie manipulacji głowy takiej jak moja, zarobili o 21 złotych więcej niż zwykle, oprócz kawy, na którą przyszedłem. Zamówiłem ciastko dyniowe, z krem oraz kilka pieczonych batatów. Nie wiem, czy obchodził mnie ich smak, ale w karcie dań, obok nich były ładne rysunki, a ja oglądałem w telewizorze Kacpra, tak, tak... Tego Kacpra.

Głupio było siedzieć z pustym talerzem, a po drugie nie byłem jedyny.

Uznałem, to za znak.

Pierwsza moja dzisiejsza myśl była związana z Kacprem, a teraz ?

Oglądam go.

Nim skończyłem się nacieszyć tą chwilą, wysłałem wiadomość, do mojej ukochanej, która od rana walczyła z ekspresem do kawy, a na wieść, że jej nie zabrałem, obraziła się.

No cóż, kto nie zawinił, niech pierwszy rzuci kamieniem.

Nie rzuciłbym, nie w ten dzień.

Jedna wiadomość potrafiła zmienić wszystko

" Przepraszam kotek, wstałem wcześniej, a właśnie idę do ciebie i zabieram cię na straszne zakupy ( dużo emotek)

Powiem wam kolejną najgorsza rzecz, przy niej nie jestem sobą.

Można tak powiedzieć, o ile moje pragnienia, cele i szczerość są takie jak zawsze to każde słowo, czy wiadomość, powoduje u mnie ciarki, ciarki żenady. Ale ona na to nie zwraca uwagi, lubi mnie, w koszuli, z moją nieułożoną fryzurą i przedziałkiem w zębach. Dla niej chce założyć aparat, w przyszłości.

Zakupy były szybkie. Szybkie i bolesne...

Jak początkowo wkładaliśmy do koszyka, wszystko, co nam się podobało, tak za chwilę musieliśmy go zacząć opróżniać, ja wyciągałem jej przedmioty, ona moje i tak przy czwartym regale, zostawiła mnie.

Poszło o kwiatka? Doniczkę?

Coś, co ma, ale musi mieć tego więcej. Wiem, że zaraz mi wybaczy, więc postanowiłem przeczekać chwilę, ale drogę powrotną do domu wracaliśmy w ciszy, lecz za rękę.

Wyszło na moje.

 

Przez ostatni tydzień tak długo siedziałem w domu, że dziś zrobiłem już więcej niż ....

Z moją małą, choć wzrostem jesteśmy równi, idealne 169, potrafimy kłócić się o wszystko.

Sokowirówka i niechciany owoc w środku, nie naładowałem jej telefonu, mimo że to ona ciągle z niego korzystała, czy moja szczera opinia wobec jej gotowania. Mogłem sobie to opuścić, ale musicie zrozumieć, że działamy na siebie jak takie magnesy, nie ma dnia, byśmy nie złapali się za rękę, mówiąc do siebie czułe słówka, ostatnio dałem jej nawet moją bluzę ( to mój pomysł). Chodziła, w niej przez 4 dni.

Jest moim małym szczęściem, takim ideałem, który czasem się psuje. a ja nie mam narzędzi. Mam tylko ją.

Wracając do kwietnia, to od 13 kwietnia, do początku września, miałem koleżankę. Bawiliśmy się w pisanie listów, ja na znaczki wydałem około 240 złotych, chodziłem na pocztę osobiście, sprawdzając czy listy zostały wysłane.

Ona zdrobniała moje imię, nie pytajcie dlaczego, oraz pozwalała mi żyć w swojej bajce. Teoretycznie to ja ją, wymyśliłem, lecz to ona ją zakończyła i urwała tak to po prostu tak jak ty teraz Piotrek.

Wiem, że to piszesz i mogę nie opowiedzieć całej historii, głównie przez ciebie, to ty będziesz winny, jeśli pójdziesz spać.

Wyobraźcie sobie, że w mój dzień 31 października, staram pogodzić się z dziewczyną, setny raz, gdy nagle ktoś puka, umowa była taka, że nie otwieramy drzwi przed 18, bo to przynosi pecha w ten dzień, ale w drzwiach stanęła pani z kwietnia.

Tak, ta sama, która dostawała ode mnie listy i ta sama, która z ropuchy stworzyła księcia, którego potem rzuciła.

Jakoś tak to szło.

Istne zło, czarownica, zamknąłem drzwi natychmiast, lecz wtedy odezwało się moje drugie sumienie

S: nie wpuścisz jej?

M: co? Kogo?

S: Weronikę

M: to ty ją znasz?

S: nie wygłupiaj się, skoro zna adres mojego domu, to muszę ją znać

M: właśnie jak to...

Wtedy nabrałem podejrzeń, poczułem się tak, jakby obie za moimi plecami zmówiły się i chciały wyrządzić mi krzywdę, albo mnie skłócić, ośmieszyć... Moje myśli nie były stabilne.

Wyobraźcie to sobie, wasz nietypowy związek, różniący się od przeciętnych par, a gdy już robimy te przeciętne rzeczy, to w taki sposób jakbyśmy lądowali na księżycu.

Na dodatek dziewczyna, której nigdy nie spotkałem, nie dotknąłem, obserwowałem ją tylko przez szybkę i nawet nie byliśmy razem.

Ten dzień układał się, nie tak, ale według wcześniejszych wydarzeń, teraz powinno nastąpić dobro. Czekałem....

S: no wpuść ją

M: słuchaj, kocham tylko ciebie, nie wiem co ona tu robi i jak to możliwe

S: za dużo gadasz

Otworzyłem jej drzwi, a ta jak gdyby nigdy nic weszła do środka, w ustach trzymając jabłko i rozglądając się tak jakby była w muzeum.

M: czy ja o czymś nie wiem ?

W: oj mało wiesz, Maksiu

M: a może to tylko sen? A raczej koszmar, bo przecież jest Halloween

W: idzie ci coraz lepiej

S: znasz już słowo klucz

M: Halloween? Nie czaje

S: obiecałeś, że w ten dzień podglądamy horrory, przebierzemy się, wytniemy dynie

W: i pójdziemy do łóżka - dokończyła

M: zaraz, zaraz...

W: obiecałeś to nam obojgu, dlatego musimy sprawdzić, kto z nas bardziej pasuje do twojej wizji

M: co takiego?

S: uznajemy też remisy

To wyglądało tak, jakby świat, w którym istnieje, przestał mieć jakiekolwiek zasady.

Cały czas czekałem aż w końcu wszystko się wyjaśni, Sara mnie podpuszcza? A może one znały się wcześniej.

To wszystko było tak nie prawdopodobne, że wylądowaliśmy, na podłodze z butelką.

Pusta szklana butelka, po jej ulubionym soku.

Sara zakręciła pierwsza

S: no dobrze Maks, powiedz mi czy zdradziłbyś mnie

M: co?

S: czy zrobiłbyś to z Weroniką, Werką?

M: o co ci chodzi, oczywiście, że nie

W: jak się zawahał

S: uznajmy to za tak

M: nie, nie, nie!

S: twoja kolej

M: nie chcę !

S: werka

Weronika z uśmiechem zakręciła, tak że butelka ponownie wskazała mnie.

W: powiedzmy, że masz sukienkę, czarownicy, możesz ją dać tylko jednej z nas

M: proste, że tobie

S: co dałbyś jej sukienkę? Zamiast mi? Jak śmiesz

Obie zaczęły się że sobą szarpać, trzymając sukienkę (?)

 

Nie pamiętam, bo mój mózg tym razem dobrze zadziałał i wybudził mnie z tego snu.

Była to moja drzemka, jak co roku miałem koszmar, rok temu ktoś gonił mnie po ogrodzie z nożycami, a w tym roku dwie kobiety. Nie wiem co gorsze.

Oczywiście rozejrzałem się dokładnie, czy aby na pewno nie ma tu niechcianej znajomej

S: i jak koszmary?

M: lepiej nie pytać

S: myślałam przez chwilę, by zostać tu cały dzień w łóżku, co prawda jeszcze ci nie wybaczyłam, ale miejsce gdzieś obok łóżka znalazłoby się dla ciebie.

Ale wtedy przyszedł mój ojciec, wręczając mi dynię, która skłoniła mnie do tego, by upiec ciasto. Tylko przydałby mi się pomocnik, znasz może kogoś?

M: tak, jest taki jeden

Zrobiliśmy ciasto, zdążyliśmy poleżeć i zaczęło robić się ciemno

Godzina 17:58 i zabrzmiał pierwszy dzwonek do drzwi.

Na szczęście nie była to pani kwiecień, a dzieci zbierające cukierki.

Działo się to tak szybko i intensywnie, że w ciągu 50 minut odwiedziła nas tylko jedna grupa, zmartwiło nas to, ponieważ przez ten czas wyczekiwaliśmy w oknie.

 

( Dalszy ciąg nastąpił - ale jest nudny )

 

Za kilka dni to usunę, więc gratulację, że to czytasz, bądź tracisz swój czas.

Uśmiech.

 

Powinienem napisać, coś w stylu " jeśli to dotarłeś/łaś/łoś to dostaniesz czekoladę".

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • TheRebelliousOne 09.11.2019
    Hej, czemu chcesz usunąć? Całkiem niezłe opowiadanie :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania