8: Porwanie księżniczki, rozdział 1: "Dotyk proroka", część pierwsza

Kęs bułki zapełnił podniebienie Evelin suchą materią bez smaku. Jej zęby zdawały się mielić gęstą glinę, co jeszcze bardziej osłabiało pragnienie zaspokojenia głodu, o którego istnieniu przypominał jedynie instynkt przetrwania. Trudność ta okazywała się za to całkowicie omijać towarzysza losu kobiety. Żarł on ze zdrową niechlujnością, dokładnie obgryzając i wylizując do czysta każdą kość, jaką wcześniej z pasją i z mocnym piwem ogołacał z soczystego mięsa. Była to para osób względnie normalnych, aczkolwiek głęboko do siebie przywiązanych. Ona się go słuchała i godziła się na wszelki trud, on z kolei ją chronił i szanował, tak jakby nie była kobietą. Ich cele trwały blisko przy wspólnej ucieczce, więc jakakolwiek zdrada nie wchodziła w grę.

Skrzyp drewna dobiegł zza pleców Evelin. Siedzący za nią mężczyzna przechylił się do tyłu na swoim krześle. Z dużym prawdopodobieństwem był on pijany, sądząc po przytłaczającym zapachu chmielu, jaki wokół siebie roztaczał. Jego łokieć wylądował nieopodal talerza kobiety, która skrywała swą twarz pod skórzanym kapturem.

- Powiedźcie, powiedźcie, moja piękna pani. Czy interesujecie się może zakupem ochrony u twardego chłopa, co pięścią i sztychem cuda wyprawia, co, co? - Prosto w jej nozdrza wlała się niemal nieprzeźroczysta para nieprzyjemnego odoru, prawie pozbawiając ją przytomności. - Zgaduję, że potrzeba będzie panience takiej siły, jakiej nie powstydziliby się mistrzowie - tu grubo podkreślił znaczenie ostatniego słowa. - No mistrzowie cechu rzeźników. Taaak. Będzie trzeba wam kogoś takiego, czy żebym nie miał w tym racji?

Zignorowała ofertę pijaka z nadzieją, iż szybko znudzi mu się jej milczenie i nie pożałowała, słysząc mlaskanie pełne rezygnacji.

- Ech, tak, tak. Potrzebuje, ale nie chce, panienka. Co ja tam pomagać będę, jak tak. Nie ma widocznie dobrego oka do profesjonalistów. Widocznie nie straszni są dla niej nocni zbóje i rabusie. Marnotrawienie... - wyburczał bez cienia gniewu i wrócił do swojej ławy.

Towarzysz Evelin przerwał swój posiłek i z powagą zwrócił zmęczony wzrok w stronę spitego jegomościa. Potem zerknął na nią, sprawdzając, czy na jej twarz wystąpił niepokój. Ona odwzajemniła spojrzenie, ale poza śladami wynikającymi z braku dobrego snu nic nie odstawało od normy. Była może tylko trochę bardziej przybita niż zwykle.

- Wszystko dobrze? - zapytał z troską.

- Tak, Piotrze. Dziękuję, ale nie musisz się o mnie tak martwić - odpowiedziała ściszonym głosem. Zresztą zawsze mówiła w ten sposób, tak żeby tylko jedna para uszu ją słyszała. Nie chciała, nie lubiła i jednocześnie nie powinna zwracać na siebie jakiejkolwiek uwagi.

- Ale będę - zaoponował bez chwili zawahania i w żadnym wypadku nie robił tego z pragnienia przypodobania się, czy podniesienia na duchu. To brzmiało jak decyzja, a może nawet jak stwierdzenie faktów i w rzeczywistości obie opcje miały w sobie wiele prawdy. Piotr niczego nie udawał, ani niczego udawać nie musiał. Był tylko prostym człowiekiem, któremu na kimś zależało. - Będę się martwił i już.

- Jestem wdzięczna - zaszeptała Evelin i uniosła kąciki ust w geście bladego uśmiechu, a uśmiech ten, pomimo widocznych odcieni smutku, potrafiłby poruszyć wielu, bo buzię miała niezwykle piękną, niepasującą do miejsca, w jakim teraz siedzieli, niepasującą do portowego miasta, do którego trafiła z Piotrem, odmienną od wszystkich innych twarzy, a jednak zmieniającą się bardzo powoli w jedną z nich.

Dzisiejszy wieczór był nadzwyczaj spokojny. Klienci karczmy „Przy straconej głowie”, w której Evelin i jej towarzysz już drugi dzień wynajmowali kwaterę, zdawali się zachowywać zbyt cicho jak na klientów przybytku znajdującego się w Harcie, na przecięciu trzech szlaków handlowych - dwóch lądowych i jednego morskiego. Miasto, położone nad wodami morza Darwina Wielkiego, cieszyło się sporą sławą zarówno wśród żeglarzy, wędrownych handlarzy, jak i karawan gildii kupieckich. Powodów na tą popularność było wiele, choćby na przykład dobre drogi, częste patrole konne na głównych traktach, czy wreszcie brak piratów, który zawdzięczano traktatowi o Anihilacji Flot Niesprzysiężonych. W dodatku miasto same w sobie było stosunkowo małą aglomeracją, co oczywiście nie oznaczało jej słabości, bo rozmiar nadrabiała solidnością. Wszystko sprowadzało się do stłoczenia tłumów na ulicach w czasie dnia, do zapełnionych karczm, obleganych domów publicznych i pękających w szwach domów szulerskich. Tak więc spokój, względna cisza (rozmowy nadal były prowadzone, może tylko bardziej kulturalne) i kilka siedzisk wolnych w tej trochę lepszej z karczm, był rzeczą odstającą od normy, którą Evelin i Piotr poznali przez cały tydzień pobytu w Harcie. Pobytu spędzonego na oczekiwaniu na przybicie do portu zapowiedzianej łodzi.

Drzwi prowadzące do wnętrza karczmy zaskrzypiały, a dźwięk ten bez problemu dotarł w każdy kąt przestronnego pomieszczenia, wzbudzając ruch wśród gości przybytku „Przy straconej głowie”. Brodaty karczmarz wychylił się z kuchni, patrząc kto nowy zachodzi do środka, a służebna dziewka wstała z krzesła, by móc tego kogoś obsłużyć. Gościem okazał się być dobrze ubrany mężczyzna, który bez ówczesnego rozejrzenia się wśród zgromadzonych, ruszył pewnym krokiem w stronę lady. Jednak krótko po tym, gdy jego oczy spotkały się ze spojrzeniem zarządcy karczmy, stało się wiadomym, że ma do niego poważny interes. Właściciel opuścił kuchnię, kończąc wycierać kufel praktycznie białą szmatką, a kiedy klienci wrócili do swoich trunków, oparł się o kontuar, zerkając na przybysza z narastającym zainteresowaniem. Zbliżający się człowiek nie przypominał kupca, bowiem nie wylewała się z niego charakterystyczna aura przepychu, ponadto jego strojowi brakowało żywych barw, tak bardzo przecież przyciągających obce sakiewki, lecz z uwagi na młody wiek, i mimo wszystko zacne odzienie oraz całkiem nowe buty (co nawet wśród tutejszej szlachty nie należało do normy), najbliżej mu było do syna bogatego kupca. Przybysz znalazł się przy karczmarzu i zaraz po wymienieniu z nim dwóch zdań, posiadacz czarnej brody pochylił się bardziej nad ladą. Zaczęli nad czymś dyskutować, wyraźnie starając się, by nikt inny nie usłyszał najmniejszego słowa. Zresztą i tak z zebranych tu ludzi różnych stanów i różnych profesji nikogo nie obchodziło, co jeden z drugim mówili, nawet gdyby te informacje były mniej lub bardziej ważne. Tak naprawdę tylko Evelin kątem oka zerkała w stronę przybysza, nie bynajmniej w celu próby wyczytania czegokolwiek z ruchu warg właściciela gospody, bo takiej zdolności nie posiadała, ale raczej z chęci odgonienia zwykłego niepokoju, jaki jej towarzyszył od momentu ucieczki z domu, i także dlatego że ten widok bardziej ją interesował niż gapienie się w suchą bułkę, czy rozmyślanie nad własnym strachem.

Wreszcie karczmarz pokiwał głową, obaj widać dotarli do konkluzji lub do porozumienia i dopiero wtedy przybysz, możliwy syn kupca, popatrzył po dobrze oświetlonej sali, niby to instynktownie, niby to z grzeczności. Odwrócił się jeszcze na moment, by powiedzieć swojemu rozmówcy coś na pożegnanie i skierował się do wyjścia, już bez żadnego pośpiechu. Do drzwi wzrokiem odprowadzili go Evelin i brodacz, a ten drugi westchnął i poczłapał w zamyśleniu do kuchni. Ktoś zaśmiał się głucho na czyiś żart, ktoś głośniej odchrząknął, a stary zarządca straży, którego ręka już od lat nie pamiętała rękojeści miecza, wysmarkał się na posadzkę obok swojej ławki i po przepłukaniu gardła resztkami ciemnego piwa, zaczął coś sobie nucić pod nosem. Jakąś żołnierską piosenkę, o jakiej młodzi nigdy nie słyszeli. Służąca dziewka zabrała Piotrowi talerz pełen kości i po chwili przyniosła mu kolejny, pełny kufel. Sikacz, ale przynajmniej zapychał mu głowę, no i sprzedawali go za miedziaki, a to przecież ważne, kiedy się chce oszczędzać na pośrednich wydatkach.

- To niby dzisiaj powinno być - powiedział towarzysz Evelin, nie żeby się skarżyć, czy żalić, a żeby po prostu przerwać gromadzącą się ciszę, i aby odtrącić od siebie zalążki snu. Podrapał się po nieogolonej szczecinie, po czym splunął pod siebie, rozcierając butem ślinę na szczęście.

Kobieta zastanawiała się przez dłuższy moment, o czym mówił jej przyjaciel i po namyśle pokiwała smętnie głową. Nie odezwała się jednak słowem, bo niby po co miałaby to robić.

- Dzisiaj, obiecywał ten łajdak z portu, powinni już przypłynąć. Z całą załogą gotową w każdej chwili nas zabrać - kontynuował mężczyzna, nawet nie spoglądając na Evelin. Napił się piwa. - Ptakiem nawet powiedzieli, że wszystko cacy idzie i że wody dobre, że wiatry zacne. Niby zapowiadali siebie w czwartek, przedwczoraj, a my spodziewaliśmy się ich na wczoraj, żeby się nie zapeszać. Ech, no. - Wychylił kolejny duży łyk. - Strasznie wodniste, ale dobrze. No to sobie poczekamy do jutra nocy. Tak jak dziś, do późnego południa przy statkach, przy wodzie, ty oczywiście krócej, bo zaprowadzę cię do mojego dobrego znajomka, żebyś nie złapała zimna. Tak przecież chorą ciebie na szerokie wody nie puszczę, Evi. Przecież to nie godne tak. No i... - Nie wiedział, co dalej mógłby mówić, więc zbliżył kufel do ust i przechylił go, powoli wlewając trunek do trzewi. Po kilku dłużących się chwilach postawił puste naczynie na stole, a na widok wstającej służki jego dłoń zakryła otwór kubka, mówiąc że mu już na razie starczy. Tamta zrozumiała i znów usiadła, kładąc ręce oraz głowę na ladzie. O tej godzinie i przy takim braku ruchu mogła sobie na to pozwolić.

Znów po karczmie rozległ się skrzypiący dźwięk otwieranych drzwi. Goście i kobieta odpoczywająca na kontuarze zwrócili twarze na tego, kto wchodził. Tym kimś był miejski strażnik odziany w lekką zbroję złożoną z elementów żelaznych i ze wzmocnionej skóry, wszystko przyozdobione odcieniami zieleni, czyli w barwach należących do lorda władającego pobliskimi ziemiami.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Kapelusznik 22.03.2019
    Fajne opowiadanie
    Podoba mi się klimat
    Na razie 4, bo w dziwnym miejscu uciąłeś
    Pozdrawiam
    Kapelusznik
  • Szigo 22.03.2019
    Dziękuję za ocenę, również pozdrawiam.
  • Zaciekawiony 06.04.2019
    "Trudność [ta] okazywała się" - bo chodzi o tą trudność z jedzeniem, a nie jakąś trudność w ogóle.

    "na przechylonym krześle opuścił się mężczyzna," - w sensie, że obsunął się siedząc na krześle, czy może opuścił się na krzesło/usiadł?

    Trafili do portowego miasta, miasto to nazywało się Harta i jak się zaraz dowiadujemy, było portowym miastem... Można trochę poskracać opisy.

    "Mieszczanin nie przypominał kupca, bowiem" - bowiem był mieszczaninem. W dawnych miastach były to dwie różne warstwy społeczne.

    "Do drzwi odprowadzili go Evelin i brodacz" - osobiście czy tylko spojrzeniem?

    Całkiem sprawnie napisany kawałek, nieźle się czyta.
  • Szigo 06.04.2019
    Dziękuję za wskazanie błędów, postaram się coś ponaprawiać
  • Szigo 06.04.2019
    No i poprawione. Oprócz opisu, bo opis musi być.
  • Abbadon 23.07.2019
    W miarę nieźle, ale dodałbym kilka poprawek:
    1. Nie opisuj tylu niepotrzebnych rzeczy. Nic z opisu tego miasta, może poza faktem, że łączy trzy szlaki handlowe, nie jest nam na razie w tej historii potrzebne. Rozumiem, że gdy otwiera się przed kimś nowy świat to chce mu się opowiedzieć o wszystkich fascynujących szczegółach, (i powiem nawet, że potrafi to być bardzo ciekawe, jeśli dobrze wyważone) ale mnie w pierwszej kolejności interesuje fabuła, w drugiej sytuacja geopolityczna i stan lokalu, który zajmowali bohaterowie. Dobrze jest nakreślić te kwestie, ale nie można się w nie zagłębiać na tyle, by przyćmiły fabułę)
    2. Twojej opowieści brakuje "Haka". Bardzo ważne jest to, by pierwszy rozdział, odpowiadał na choć dwa z kilku zasadniczych pytań. Te pytania to: Kto, co, gdzie, kiedy, dlaczego i najważniejsze: "po co miałbym czytać dalej?". I o ile na pierwsze pięć możesz odpowiadać w swoim tempie, w miarę rozwijania się fabuły, to na szóste czytelnik musi poznać odpowiedź tak szybko, jak to tylko możliwe. A ja skończyłem już pierwszy rozdział i wciąż nie znam na to odpowiedzi. "Żeby dowiedzieć się, gdzie jadą"?, "Żeby poznać tożsamość tamtego jegomościa"? "Żeby dowiedzieć się, czemu kobieta uciekła z domu"? To wszystko i wiele więcej byłyby dobre haki, ale nie wróciłeś dość uwagi czytającego na żaden z nich. A szkoda. To byłby świetny ruch.
    3. Dialogi. Wiem, że masz wiele do wyjaśnienia, ale normalni ludzie nie opowiadają sobie losowo, co robili razem przez ostatnie kilka dni. To nienaturalne. Same opisy też są za długie i nieco zagmatwane. Krótsze zdania, więcej konkretów. Moja rada: weź jakiś tekst do Worda i zredaguj go tak, by pod koniec miał tyle samo lub mniej znaków. To powinno ci pomóc. Na mnie zadziałało.
    Ogólnie tekst całkiem niezły, zasługuje na 4. Powodzenia w dalszym pisaniu!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania