8: Wybierz swojego Boga, rozdział 1.1
Miłej lektury!
Uderzył go dławiący odór spalin, jeszcze bardziej intensywny i jeszcze bardziej dręczący przyzwyczajone do żywicznego zapachu sosen płuca niemłodej już daty. Słońce w zenicie wybiło najruchliwszą z godzin na wesołym skrzyżowaniu umiejscowionym w centrum Masala, a mniej rozradowany Nevilius czekał właśnie na zapadnięcie wyroku czerwonych latarni ruchu drogowego. Granatowa furgonetka goniła za błyszczącym mercedesem, rodzinny kamper z wielkim trudem brał ostry zakręt, wymijając się z leniwym radiowozem, za którego solidną kierownicą siedział pączkowaty stróż prawa. Kiedy na słupach zapaliły się żółte światła, drobna starowinka w puchatym berecie grzebała nerwowo w całkowicie nie pasującej do jej niskiego wzrostu torebce, cętkowanej na zebrę. Niezdrowo wychudzony, ale przy tym długi do góry, dżentelmen w garniturze oraz w pogrzebowym płaszczu, wystukiwał na chodniku przyspieszony marsz żałobny. Na szczęście, wybiło już to nieszczęsne zielone.
Tłum nowoczesnych ludzi rozlał się ze wszystkich zakamarków, aby wymieszać się w jeden planktonowaty organizm najróżniejszych indywiduów, różnych wieków i niemal niepowtarzalnych dążeń, niespełnionych marzeń lub prawdziwie zaplanowanych szczurów. Może i widok nie imponował, tak jak za pierwszym razem. Może tak było. Mniej więcej, duma dalej pozostawała. „Popatrz na ilości naszych prawnuków. Roi się tu ich tyle, ile mrówek na rozkazy potężnej królowej. A podobno miał być koniec po naszym przebudzeniu, a tu... Fałsz, fałsz. Proroctwa okazały się nieprawdą, jak ci mówiłem. Wbrew opinii niektórych, twoje starania nie poszły na marne, mój Panie.”
Podróż. Wieżowców, szpecących błękitno-szare sklepienie nieba, było na szczęście mało w Masalu. Nie polubił takich udziwnień, wolał prawdziwe wieże, takie staromodne, średniowieczne baszty, bastiony i tym podobne fortyfikacje, bo cegły leżały bliżej natury, bo gładko wpasowywały się w estetykę krajobrazu. Zwrócił na to uwagę dopiero, gdy wyjrzał na miasto zza lekko brudnej szyby samochodu ciężarowego, którego sternik okazał się dość przyjacielskim i gadatliwym mężczyzną grubo po trzydziestce. Trzymał na łysiejącej głowie czerwoną czapkę z daszkiem, na przodzie której biegł rozwścieczony byk, maskotka ulubionej drużyny.
Pytanie: Takie krótkie fragmenty są dla was milsze w odbiorze? Czy może jednak wolicie coś odrobinę dłuższego?
Komentarze (6)
W odpowiedzi na pytanie: wolę dłuższe, ale ja jestem jedną z tych dziwnych co lubi dużo czytać.
W kwestii tekstu, jak dla mnie powinieneś uważać na zdania-kaszaloty, bo niestety, tracą na wartości jeśli są za długie. Dla przykładu: czytając pierwszy akapit musiałam kilkukrotnie wracać do poszczególnych zdań, żeby wychwycić ich właściwy sens. Spróbuj je poszatkować, albo poskreślać parę epitetów.
No, to tyle. Dalsza część zapowiada się ciekawie.
Czekam na więcej!
Do miłego!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania