8: Wybierz swojego Boga, rozdział 1.3

Poprawił na głowie wełnianą czapkę i przymknął zmęczone oczy. Przez tydzień nie zaznał ani minuty pokrzepiającego snu, a taka półprzytomna drzemka widziała mu się jako prawdziwy dar. Mógł w praktyce skorzystać z pomocy skrzydeł, które to by znacznie przyspieszyły całe przedsięwzięcie, aczkolwiek z pewnością dałoby to wszystkim do zrozumienia, że wyraźnie się dokądś śpieszy i zapewne ma ku temu ważne powody nieśpieszące zwłoki. „Gdzie tak pędzisz czerwony kapturku, zapytał zły wilk. Do babci, zanieść pieczywo, jagody i leki, odpowiedział spłoszony kapturek.” Każdy wie jak się to potem skończyło, gdy myśliwy nie zdążył na czas.

Przerwa w audycji radiowej. Prezenter o głębokim głosie zapowiadał właśnie prognozę pogody. Na północy podobno spadł śnieg, temperatura ma się do nocy obniżyć aż o osiem stopni celsjusza, a wiatr wieje od południowego-zachodu. Dobrze, że Terrence'owie podarowali mu na odchodne ciepłe ubrania. Od czasów strącenia Seta do Defforci, złapać choróbsko mógł nawet anioł, tym bardziej stary anioł, którego teraz zaatakował nieodparty sen.

Neviliusowi przyśnił się potwór przypominający trójgłową hydrę, czyli jednym słowem Imperator. Śmierć i krew. To było wspomnienie spektakularnego pojedynku w krasnoludzkiej wiosce. Walczył wtedy razem z archaniołem Lashalielem, a bestię udało im się zabić dopiero następnego dnia. Wybuchy kul armatnich i ich dwie włócznie. Sahr i Longinus. Cierń i Pogromca Demonów.

Ciężarówka zatrzymała się, na co Nevilius zareagował nagłą pobudką. Blade słońce, skąpane w pomarańczowej aureoli, chyliło się ku prędkiemu zachodowi. Było już ciemno.

- Korek - oznajmił smętnie Bob. - Niech was diabli wezmą z tym korkiem. Nic o tym fancie w radiu nie trąbili, a my właśnie przejeżdżaliśmy koło innej drogi. Aj. To pewnie jakiś wypadek się zdarzył. Może ktoś porządnie wstawiony. Słyszałem, że na tej trasie dużo takich łapią w ciągu roku. - Pokręcił głową w niezadowoleniu. - Zawrócić już się nie da. Cholera no.

- Nie zamartwiaj się na zapas. Jakoś zdążysz z ładunkiem, bo przecież sam twierdziłeś, że masz zapas czasu. Co nie?

- Taa, ale wiesz jak to jest z tym czasem. Tym bardziej, że wolę być wcześniej, bo tak to szybciej wrócę do rodzinki. Ostatnio to tylko praca mnie trzyma. No nic. Poczekamy sobie trochę.

Jednak sytuacja okazała się być znacznie gorsza od ich najśmielszych przewidywań. Natrafili na prawdziwy karambol. Na asfalcie leżały dwie pokiereszowane ciężarówki, trzy rozbite auta i kilka biednych sosen. Po drugiej stronie całego pola wraków stały już radiowozy, wozy straży pożarnej i karetki. Duża zbiorowisko, nie ma co. Wszyscy przyjechali z okolic Walgrara i Duska, dlatego obaj nie spotkali wcześniej żadnych służb porządkowych.

- Nie da się przejechać. Kurwa - przeklnął siarczyście kierowca i uderzył pięścią o kierownicę. - Nici z rodzinnego obiadku.

- Ile im zajmie posprzątanie tego burdelu?

- Nie wiem, jakieś trzy godziny. Jak się nie pośpieszą, to do jutra. Dobrze, że otworzyli chociaż pas pomocniczy. Zawracam i jedziemy starą szosą, trzeba iść za ciosem.

- Ta szosa... którędy prowadzi?

Bob podrapał się po głowie i z nieszczęśliwie zwiastującą miną popatrzył na pasażera.

- Całkiem na zachód. Przez jakieś zatęchłe wiochy i po wyboistej drodze. Niby będzie szybciej od stania w miejscu.

Nevilius zapukał palcami po swoich drzwiach, wpatrując się w niebieskie światła policyjne. „Walgrar jest na północy. To i ja, wygląda na to, muszę się na północ kierować. Nie byłbyś pewnie ze mnie dumny, gdybym wybrał drogę na około, prawda panie? Jestem już wystarczająco wypoczęty, aby iść.” Szarpnął za metalową klamkę i popchnął drzwi do przodu.

- Nevil? Co robisz?

- Idę za ciosem. - Zabrał swój plecak i wyskoczył zręcznie z ciężarówki. - Jestem ci bardzo wdzięczny za transport, Bob. - Odwrócił się do wnętrza pojazdu z szerokim uśmiechem na ustach. - Naprawdę nie wiesz, jak mi pomogłeś.

- Ale już prawie zmrok. Przecież nie będziesz tak chodził po nocy. Choroba murowana, albo ktoś cię jeszcze napadnie, a tutaj nigdy nie wiadomo. Uwierz zapewnieniom starszego wiekiem kolegi. To zły pomysł.

„Starszego tylko wyglądem, jeśli łaska.”

- Nie no, poradzę sobie. Ja już wiele dni z nocami przeszedłem i jestem cały. - Chciał zamknąć przejście, z którego biło przyjemne ciepło klimatyzacji, lecz kierowca zatrzymał go ponownie.

- Dawaj, odstawię cię do jakiegoś motelu. Ja w takich często bywałem swojego czasu, nic strasznego. Rano będziesz wypoczęty, więcej sił będziesz miał, poczujesz się jak nowy. Może się nie wykąpiesz, bo zazwyczaj mają pod prysznicami straszliwy syf...

- Spokojna głowa. Nie ulepiono mnie z miękkiej gliny, z jaką ulepiono większość dzisiejszego społeczeństwa. Pamiętaj, że wychowywałem się w górach. - Pogroził palcem. - Umiem poradzić sobie w ciężkich warunkach, he, he, zapewne lepiej niż nawet prawdziwi górale.

Bob mlasnął ustami z rezygnacją i wzruszył ramionami.

- Rób jak wolisz, panie góralu. Powodzonka.

- I nawzajem! - Prędko zamknął drzwi, upewniając się, że miły człowiek nie będzie miał już okazji na znalezienie innego pomysłu na kolejne bezowocne próby przekonania go do swoich światłych racji.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania