A 1
Leżę w łóżku. Liczę ściany. "Raz, dwa, trzy, cztery, raz, dwa..." Za każdym razem gdy pora na ostatnią, czwartą ścianę zmuszony jestem do obrotu głową niczym sowa. W gruncie rzeczy ciekawy to ptak. Posiada mózg, więc wymaga się od niej krzty inteligencji. Ale właściwie to, po co to komu? Po co komu inteligencja, jakąkolwiek wiedza? Przecież możemy tylko kopać rowy, bez skrupułów, centralnie w dół. Ale po osiągnięciu pewnego pułapu w bok. Można by powiedzieć, że to taki skok w bok cywilizacji
Będąc w parku, na chodniku spostrzeglem małą sówkę. Wyglądała trochę jak gołąb. Oczywiście mam tu na myśli zachowanie nie wygląd. Wygląda, bez krzty wyglądania, a jedynie charakteryzowania. Nie takiego, że make-up czy coś.
Ja nie lubię make-upu.
Tylko leżę i liczę.
Nie chcę myśleć o sobie. Nie że jestem altruistą czy coś. To raczej reakcja samoobronna. Tak myślę, tak twierdzę.
Nie chcę myśleć o sobie, więc patrzę w gwiazdy. Matka Naturą mnie nie lubi, rzuciła moje życie w gwar wielkiego miasta-molocha. Ludzie nie mają tu marzeń, może dlatego że nie ma tu spadających gwiazd... A może na odwrót. Odwrócić się plecami gdy on, ona, ono potrzebuje to grzech. Grzech dla katolika, buddysty czy świadka Jehowy. Grzech? Tak, oni grzeszą, choć nieświadomie.
Nie potrzebuję księdza, żeby wyznawać mu swoje małe i mniejsze grzeszki. Ja tylko czekam, aż skończę liczyć i sen mnie dopadnie.
Nie boję się zasypiać, choć boję się śmierci.
Liczę te na ścianach zawieszone kartki, nad łóżkiem, po lewej stronie. Zwą to kalendarzem. Jednak danie komuś imienia to tak jakby oswoić go. Ja nigdy nie oswoję śmierci. Prędzej ona mnie.
Amen
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania