A ja dalej czekam...
Szary, październikowy dzień.
Idę chodnikiem.
Zmęczona, styrana.
Myśli krążą wokół powrotu do domu.
Tylko ciepło, kocyk i herbata z goździkami.
Tymczasem lodowaty wiatr chłosta moją twarz.
Włosy rozwiane już dawno zgubiły swoją formę.
Palce skostniałe.
Wargi popękane i krwawiące.
Przekręcam klucz w zamku.
Krótkie strzyknięcie.
Opieram się plecami o drzwi.
Urywany oddech ucieka mi z piersi.
Boli.
Tak cholernie boli.
Próbuję się pozbierać.
Czekam.
Czekam pod nimi jak pierwszy lepszy burek podwórkowy.
Minęła godzina.
Dwie, pięć, siedem.
Cienie niebezpiecznie igrają z moimi oczyma.
Siły stracone poszły w kąt.
Siedzę i płaczę.
Ciebie wciąż nie ma.
Myślę: "kiedy wrócisz?".
Dociera do mnie, że to nigdy już się nie stanie.
A ja dalej czekam...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania