A Jeśli?
Rozpoczęła walkę o siebie – o Boże, jak to patetycznie brzmi.
Z drugiej strony zaś właśnie taka jest ona, czyli Ola, 27-letnia singielka z Poznania. Właściwie to z okolicznej wioski, ale mieszkająca w Poznaniu od ok 5 lat.
Gdy się tu wprowadziła była pełna nadziei, nie tylko na to, że poprawi swój standard życia, ale także, a może przede wszystkim, że znajdzie miłość. Wszak Poznań to całkiem duże miasto jak na polskie realia. Tak, niestety mimo kilku prób ( których nie było aż tyle ile by sobie tego życzyła) nic się nie zmieniło.
To też jako młoda, oświecona i zainteresowana psychologią kobieta zaczęła zastanawiać się dlaczego wciąż jest sama. No może nie wyglądała jak celebrytki, których twarze i ciała zdobią kolorowe magazyny, ale całość składała się na całkiem ładną kobietę. Była zgrabną, szczupłą blondynką z ładnymi oczami i uśmiechem. Żeby tak wyglądać kilka tygodni temu poszła nawet do dietetyka. Wraz z utratą ponad 4 kg straciła wszelkie kompleksy. No może nie wszystkie, bo czasem patrzyła krytycznie na swój prosty i dość spory jej zdaniem nos, ale nie budził on już takich obaw i frustracji jak kiedyś.
Ola dbała o wygląd szukając w nim powodów swoich niepowodzeń. Jednak nawet regulane wizyty na siłowni nic nie zmieniały, nadal była sama. Pogrążyła się więc w zakupach nowych kosmetyków i ubrań mając nadzieję, że tak odpowiednio przygotowana spotka w końcu odpowiedniego faceta.
Wychodziła zatem z koleżankami na miasto, szukając albo raczej dając szansę na jej odnalezienie przez „rycerza na białym koniu”. Zaczęła nawet rozważać powrót do czasów imprez, by i w ten sposób zwiększyć swoje szanse. Przełamała się i nawet wyszła kilka razy do klubu, ale i tam albo poznawała „nie takich” facetów, albo w ogóle nikogo nie poznawała.
Rozważając wszystkie za i przeciw założyła więc konto na portalu randkowym. Potem je usunęła, potem założyła znowu i tak po raz kolejny i kolejny aż sama zgubiła się już ile razy usuwała konto i ile razy powracała. Trzeba przyznać, iż swoisty katalog mężczyzn dawał Oli więcej możliwości. Mogła wybierać i porównywać szukając tego jedynego. Będąc już niejako weteranką doskonale wiedziała w jaki dzień najlepiej założyć konto, by wzbudzić największe zainteresowanie i mieć najwięcej wejść. Doskonale wiedziała co pisać o sobie i jakie zdjęcia dodać. Wirtualne znajomości przeniosły się nawet kilka razy do rzeczywistości jednak okazały się bezowocne. Ola nadal była sama, czy jak kto woli, żeby nie brzmiało tak smutno – była singielką.
Na pocieszenie trzeba powiedzieć ,że nie wszystkie aspekty jej życia były tak niepoukładane. Po kilku latach i próbach znalezienia dobrej posady pracowała w korporacji robiąc to, na czym się znała i to na przyzwoite pieniądze. Praca w dziale sprzedaży ją satysfakcjonowała, bo wiele się tam działo, a ona nie znosiła nudy. Kto kiedykolwiek pracował w korporacji, albo zna kogoś kto tam pracował, wie, że zjawisko „wyścigu szczurów” , ogólnie panującego problemu z komunikacją oraz permanentnego stresu były tam codziennością. Ola także odczuwała to wszystko z różnym natężeniem oczywiście. Sumując jednak zyski i straty wiedziała, że to dobra opcja, zwłaszcza, że dobrze znała sens powiedzenia „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”.
Ponadto posiadała obok sibie kilka ważnych osób. Dobre, bo unormowane po bolesnym odcięciu pępowiny relacje z mamą, zawsze dobre relacje z siostrami oraz grono przyjaciółek. Ów grono znacznie uszczupliło się jakiś rok temu, gdy zaczęła zastanawiać się nad jakością tych relacji. Podziękowała za „przyjaźń” koleżance, z którą spotykała się tylko wtedy, gdy tamta miała na to czas, albo zwyczjnie potrzebowała od Oli jakiejś pomocy. Ograniczyła relacje z „wampirami energetycznymi”. Skąd to stwierdzenie? Usłyszała je kiedyś i bardzo jej się spodobało. Jak zapoznała się z jego znaczeniem, podobało jej się trochę mniej. Siedząc wtedy w swoim pokoju wygodnie w ulubionym, wełnianym swetrze trzymając nogi wyciągnięte na krześle zrozumiała, że zna kilka takich wampirów. Nawet blisko. Część osób działała na nią tak, że po wspólnych spotkaniach czuła się pozbawiona energii i wszelkich pozytywnych myśli. Po czasie nauczyła się też badać swoje zadowolenie z jakości przyjaźni. Zawsze była dobrym słuchaczem. Lubiła to. Lubiła doradzać , podnosić na duchu, zwłaszcza w sprawach uczuciowych (o ironio). Wiedziała już jednak, że by relacja naprawdę działała to musi być wzajemna. Musi mieć wokół siebie osoby, które nie tylko będą potrzebowały uwagi, ale także ją podarują. To wszystko spowodowało, że z licznego grona bliższych i dalszych znajomych pozostały jej trzy poczciwe relacje. Ale trzy to i tak całkiem sporo. „Są osoby, które nie mają ani jednego przyjaciela i to jest dopiero smutne.” - myślała w słabszych momentach. Jej przyjaciółkami była Magda, Ela i Karolina. Z Magdą znalała się najdłużej, po jeszcze z czasów liceum, potem wspólne studia. Madzia była niewątpliwie osobą, która znała najwięcej jej sekretów. Rzecz jasna, nawet ona nie znała wszystkich. Z Elą poznały się na studiach i od razu przypadły sobie do gustu. Karolina w sumie też pojawiła się w jej życiu w wyniku wspólnej nauki, mianowicie poznały się na kursie języka angielskiego. Jakby się nad tym zastanowić skoro przyjaźnie zawierała za pomocą studiów i kursów to może i tą drogą powinna szukać miłości? Oj, bo to nie próbowała? Oczywiście, że Ola nie byłaby sobą, gdyby na auli pełnej studentów nie poszukiwała swojego rycerza. Kilka razy nawet serce szybciej jej zabiło. Na pierwszym roku do Adriana, z którym nie zamieniła zbyt wielu zdań. Zwłaszcza po tym jak razem zarwali ławkę na jednej z sal. W sumie to on ją zarwał naskakując na słabą, jak się potem okazało, deskę, na której ona już siedziała. Niestety ten jakże romantyczny początek historii nie miał swojego dalszego ciągu. Adrian nagle przestał się pojawiać na zajęciach, a Ola zrozumiała, że już na nie wróci. Kolejnym „obiektem” stał się niejaki Karol. Pociągał ją, bo był taki…inny. Zawsze z boku, mało mówił, ale często się uśmiechał. Był zagadką, którą chciała odgadnąć. Jednak zagadka była jakaś bardzo niemrawa albo też niezainteresowana, bo ostatecznie do końca studiów pozostali jedynie na „cześć”. Oczywiście jak to bywa pojawiali się także mężczyźni, którymi ona nie była zainteresowana. Paweł, który lubił rozbawiać tłumy, jednak w jej oczach zwyczajnie robił z siebie klauna. Łukasz, który wytrzymał na studiach mniej więcej tyle co wspominany już Adrian. Przy czym Łukasz ewidentnie szukał dziewczyny, próbując po kolei uderzać do każdej, w miarę atrakcyjnej. Cóż za wyrożnienie, że Ola też znalazała się w tym wcale nie wąskim gronie. Na studiach magisterskich też zdarzali się tacy zdesperowani poszukiwacze. Moża by nawet powiedzieć, że ci byli jeszcze bardziej zdeterminowani. W pamięci już zawsze pozostanie jej Marcin. Ogólnie mówiąc dość nieatrakcyjny, a do tego przemądrzały. Jednak jego największym mankamentem były nadpobudliwe ręce. Mimo, że Ola nie dawała mu ŻADNYCH sygnałów mówiących o tym, by była nim w jakikolwiek sposób zainteresowana to na zapoznawczym piwie zaczął ją obejmować. Przez niego straciła kontakt z dużo przystojniejszym i inteligentniejszym Michałem. Pomyślał chyba, że skoro Marcin wiecznie za nią chodzi to może nie jest to przypadek. No i kolejny rycerz przeszedł jej koło nosa. Na magisterce co prawda zrobiła postęp i spotkała się raz czy dwa z jednym kolegą z roku poza zjazdem, ale na tych dwóch spotkaniach się skończyło. Sebastian nie okazał się bowiem dla niej na tyle interesujący, by chcieć go poznawać bardziej. Jak to możliwe, że młoda i niebrzydka dziewczyna, będąca towarzyską osobą i bynajmniej nie mieszkająca w jaskini miała takiego pecha? Niewiadomo. Może problem był zakopany gdzieś głębiej? Tak, gdzie nie chciała bądź nie była gotowa kopać. Zawsze, to znaczy od czasu swojego wielkiego zawodu miłosnego marzyła o mężczyźnie, który przebije się przez ochronny pancerz, który wokół siebie zbudowała. Jednak cóż. Jak ktoś chciał się ów pancerzem zająć to ona nie miała ochoty zająć się nim. A ci mężczyźni, do których chętnie by się „przekonała” nie byli zainteresowani bliższą relacją.
Lata mijały, a jej sytuacja się nie zmieniała. Czesem kogoś poznawała. Choć przychodziło to już jednak coraz trudniej. Frustracja zaczęła w niej narastać. W komediach romantycznych nawet rozchwiana emocjonalnie dziewczyna spotyka superprzystojego i dobrego mężczyznę. A jej Paul Walker, Jason Satham czy Randy Orton nie chciał się zjawić. Zaczęło brakować jej już pomysłów na to co mogłaby zrobić, by odmienić swoją sytuację.
„A może rzucuć to wszystko i jechać w Bieszczady?” –rzuciło się jej w oczy na FB wydarzenie, które zainteresowało jednego z przystojnych kolegów z pracy. Brzmi kusząco. Nie myśląc dużo przesłała link do Karoliny i ich wspólnego kolegi - Arka. Może powinni tam pojechać? Ostatnio słabo poszło im ustalanie weekendowego wypadu i w konsekwencji nie pojechali nigdzie. Może Bieszczady będą miejscem, które zadowoli każdego. Może tak. Na razie jednak Ola nigdzie się nie wybiera przeciągając się leniwie na kanapie. „Przecież w końcu się znajdzie. Gdzieś musi być mój mężczyzna” – pomyślała włączając telewizor na ulubiony program rozrywkowy. Czy na pewno?
Komentarze (1)
W pewnym momencie tekstu stanął mi przed oczyma wizerunek pewnej koleżanki, przedstawiona przez Ciebie bohaterka wcieliła się w jej fizjonomię. Tym momentem kulminacyjnym , taką ogniskową była psychologiczna matryca jej poczynań podczas poszukiwań na portalu randkowym. Monika- bo to ona stała się mym obiektem wspomnień- jest wizualnie namiastką męskich oczekiwań, mnie osobiście już chyba na zawsze będzie kojarzyła się z produkcjami sitcomów z Ameryki Łacińskiej, gdzie aktorki miały ładnie wyglądać, a wypowiadane kwestie były ...mniejsza z tym.
Może to nie wypisz wymaluj jej kolejne fazy życia, ale podejrzewam, że gdyby to przeczytała, serce by jej mocniej zabiło i pomyślałaby
- "Ola nie popełnij mego błędu". Zbyt wielki wachlarz potencjalnych adoratorów, niby sumienne i rzetelne argumenty przy lustrowaniu
a jednak ,,,no właśnie, jakoś mało w tym uczucia? Za dużo w tym kombinatorstwa, moralizatorstwa ( -" wiedziała, co napisać, jakie zdjęcia dodać"- ) a za mało, by nie rzec wcale spontaniczności.
Kolejne podobieństwo przyszło z następnym akapitem, gdy opisujesz jej bierność przy kolejnych zawirowaniach emocjonalnych Oli. Jest zainteresowana, czuje empatię, ale gdy amant znika z jej pola widzenia to pozostawia to w sferze domniemywań. Nie walczy, nie próbuje dociec ( - " pomyślał, że skoro Marcin za nią chodzi") pozostawia to beztroskiej mantrze - tak miało być.
Później następuje zmiękczenie czytelnika naznaczeniem tragedii, jakim niewątpliwie jest zawód miłosny i piszę to bez żadnych ironicznych uśmieszków, jednak nie mogę się pozbyć wrażenia, ba! Pewności, że takiego doznania doświadcza wielu z nas. Oczywiście, to powoduje pewną blokadę, gdzieś zostawia ślad, każe analizować, ale czy ma stanowić o reszcie życia?
"Nie miała ochoty zając się nim" - hm...a że tak zapytam, dlaczego? Chciało kilku przebić pancerz, poznać, a pannica ni hu, hu. Będę może złośliwy aż do bólu, ale tak właśnie postępowała moja koleżanka, czekała na gesty, zainteresowanie, ale gdy to następowało, to patrzyła kto następny. A słowo klucz być może leży w zdaniu - "a ci do których by się chętnie " przekonała" nie byli ZAINTERESOWANI. Po prostu Ola czuła się pewna, aż za pewna, oczekiwania rosły, była chyba przekonana, że gdzieś, pojawi się ktoś jak z romansu, idealna postać, bez skazy. Gdzie nie tylko ją, ale i resztę niewiast rzuci na kolana, ale to ona będzie uzurpatorem jego zainteresowania. Pogubiła się jak moja koleżanka, która w sferze zawodowej jest kimś, może się realizować, być kreatywną, ale czy to zrekompensuje jej brak bliskości? Bo Monice już nikt nie nadskakuje, każdy wybrał swoje przeznaczenie i jakoś żyje z większym bądź mniejszym szczęściem. Dotarło to do niej za późno, przebolała słuchając celtyckiej muzyki, wpatrując się w sufit, robiąc zakupy. I jak jej szwagier powiedział: -" Monia orientalnie medytuje" gdy zapytano go, co porabia, bo jej nie widać.
Czy nie cofnęłaby czasu i nie wybrała jednego z nich? Pewnie mogłaby teraz, ale czy znajdzie kogoś, kto choćby trochę będzie przypominał tamtych konkretnych?
Sadzę, ze takich protoplastów Oli może przedstawić każdy z nas, bo w naszym otoczeniu jest wielu i facetów i pań, którzy licytują się z losem.
Na prawdę ciekawe opowiadanie i nie bez kozery opatrzone kategorią -życiowe.
Pogratulować pomysłu i sposobu przedstawienia tej fikcyjnej Oli.
Bardzo ciekawe spostrzeżenia, lekki język przekazu i przede wszystkim nie nudzisz jakimiś detalami z życia dziewuchy.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania