A może by tak popracować?

Mike, który codziennie zajmował się techniczną stroną koncertów, był pracoholikiem. Ciągle praca, praca i praca co przyczyniło się do tego, że jego małżonka zostawiła go po dziesięciu latach małżeństwa. Jednak nic go to nie na nauczyło. Dalej twierdził, że nie ma ważniejszej rzeczy od właściwie przygotowanej sceny. Odkąd dostał fuchę "technicznego koordynatora do spraw koncertowych", odstawił życie osobiste na bok (w tym żonę) i podszedł do tego z sercem.

 

Po kolejnym koncercie Martina, nie poszedł do pokoju razem z resztą ekipy. Został na miejscu pracy i pisał na kartce pomysły odnośnie następnych występów. Miał zadzwonić do swojego syna z okazji urodzin - zapomniał. Miał zadzwonić do swojej córki, urodziła mu wnuka - zapomniał.

 

Siedział pochylony nad kartką i pisał, cały czas pisał. Wymyślał oraz planował. Nagle poczuł ogromny ból w klatce piersiowej. To było serce. Upadł na podłogę. Leżał bezwładnie, bez jakiegokolwiek śladu życia.

 

Po paru godzinach, do hali weszli pierwsi pracownicy. Od razu dostrzegli leżące ciało.

 

- Boże! To chyba Mike! - wołał jeden.

- Dzwońcie po karetkę! Szybko! - krzyczał drugi.

 

Pogotowie zjawiło się szybko, zabrało Mike'a do szpitala. Okazało się, że miał zawał, ale wciąż żył. Prawdziwy dar od losu. Dzieci pracoholika zostały poinformowane o stanie ojca. Szybko przyjechali. Sam Mike leżał w śpiączce.

 

Obudził się po dwóch dniach. Widział niewyraźne sylwetki twarzy. Usłyszał wołanie. Głowa mu eksplodowała.

 

- Słyszy mnie pan? - powtarzał co chwilę lekarz, który stał nad Mike'm

- Taaaa... kkk... - odpowiedział z ledwością pacjent.

 

Doktor uśmiechnął się i zbadał ogólny stan pacjenta. Wszystko było w porządku. Wtedy ich dostrzegł. Łzy mimowolnie napłynęły mu do oczu. Ta cała praca doprowadziła go do tego łóżka.

 

- Podejdźcie... - powiedział zmęczonym głosem.

 

Mężczyzna i kobieta podeszli do łóżka - nachylili się nad swoim ojcem.

 

- Synku... przepraszam za twoje urodziny... zapomniałem... - łzy pokapały po policzkach. - Córeczko... przepraszam...

- Nic się nie stało tato... kochamy cię i zawsze będziemy. Najważniejsze, żebyś wrócił do zdrowia! I rzuć tą pracę w cholerę! - powiedział stanowczym głosem syn.

- Dokładnie... - weszła w słowo córka.

- Dobrze... a co tam u waszej matki?

- W porządku... znalazła sobie chłopaka... nadęty bufon...

- Nie mów tak synku... proszę...

- Dobrze tato... a ogólnie co tam u ciebie?

 

Mike długo rozmawiał ze swoimi dziećmi. Przeprosił je za wszystko. Po dwóch tygodniach opuścił szpital, wtedy też rozwiązał umowę w pracy. Od lekarza dostał polecenie, aby się nie przemęczał. Okazało się, że stres i przemęczenie były głównymi winowajcami zawału. Po paru latach znalazł sobie kobietę życia, a także nową pracę, którą było opiekowanie się wnukami.

 

Ludzie są tylko ludźmi, warto więc pozostać człowiekiem, jak i rozsądnie pomyśleć.

Następne częściA może zbudujemy bazę?

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • KarolaKorman 25.06.2015
    Nie lubię jak ktoś podejmuje się jakiejś pracy i wykonuje ją tak, by nigdy więcej nie poproszono go o ponowne zrobienie tego samego. Jak ma się tak robić, to lepiej nie robić wcale. Jednak przesada w niczym nie jest dobra. Trzeba znać granicę. Bohater jej najwidoczniej nie przestrzegał, ale umiał przyznać się do błędu. Tekst bardzo prosto i przystępnie napisany i daje do myślenia, ale nie porywa. Mam wrażenie, że brakuje mu emocji. Jest jak kawał drewna ciosany siekierą, użyj czasem dłuta 4 :)
  • Johnny2x4 27.06.2015
    Fakt, emocji tu zabrakło. :) Dzięki za konstruktywną opinię, dzięki nim mogę stale polepszać swój poziom.
  • Chris 27.06.2015
    Dobrze, że sie zreflektował. Dostał kopa w klatkę i zrozjmiał parę rzeczy ;) Johnyy nie wypadasz z formy ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania