A Nóż Widelec.

W życiu to różnie bywa, jedni są zadowoleni, a inni z kolei nie. Inni znowu byli, ale teraz już nie są. Tak właśnie było w przypadku Noża i Widelca. Po prostu jedno nabijało a drugie kroiło, obijało się o talerz, zaznawało kąpieli w zmywarce, a to ręcznie były obmywane. I było w porządku. Robisz coś w kółko, do tego zostałeś stworzony, jest jak jest. Aż pewnego dnia, jakbyś obudził się z letargu. I zadajesz sobie filozoficzne pytania: kim jestem? dokąd zmierzam? I zaczyna ci przeszkadzać, że ktoś nabija tobą ogórka lub kroi tobą schabowego. Dlaczego ktoś cię oblizuje, poza tym wolisz Ludwika a nie jakiś Ferry, a tak w ogóle, to gdzie jest mama?

 

No i tak właśnie się ocknął najpierw Nóż, a jak lekko mu oko uciekło do środka w wyniku intensywnej pracy umysłowej, to wtedy jakby Widelec podłapał, że coś tu śmierdzi i nie chodziło o oddech jedzącego. Przez kilka dni trwali w takim szoku. Stali się świadomi siebie, by tak rzec. Kiedyś byli podnoszeni do ust, ciskani na talerz, wrzucani do zlewu. Teraz zaś BYLI PODNOSZENI, CISKANI NA TALERZ, WRZUCANI DO ZLEWU, tacy zdumieni, że są częścią czegoś, ale nie maja na to wpływu. Wiecie jakie to uczucie? Ktoś cię trzyma w ręce, ugniata tobą ziemniaka choć pytany powiedział, że woli łódeczkę od puree, no to po co teraz uciska kartofla? Z wątróbki wypływa trochę krwi, a ktoś tobą kroi, a ty nie możesz powiedzieć: weź przestań, bo się brzydzę. Jesteś i obserwujesz. Jeszcze nie wiesz co zrobisz. Szok jest zbyt duży, aby myśleć. Ale coś zaczyna się kiełbić w móżdżku i tego procesu nie da się zatrzymać.

 

Niedługo potem, podczas krojenia mielonego Nóż powiedział: nie. A Widelec odpowiedział: i ja także nie. Tyle na razie ustalili. Że są na nie. Teraz trzeba było dociec wobec czego jest to sprzeciw. Okazało się, że „nie” odnosiło się do wszystkiego. Nie dla ludzi, ust, języków, rąk, pokarmów, talerzy, stołów, obrusów, czego tu nie rozumiesz? Nie i koniec. Teraz zaś trzeba było dociec koniec z czym? „Z życiem restauratora” nieśmiało zasugerował widelec, gdy nabijał na siebie Foie Gras. Nóż, który tymczasem powstrzymywał groszek przed ucieczką z talerza odrzekł jak natchniony: „chce zmienić profesje, mam większe ambicje od TEGO!”

 

We wtorek, po osiemnastej, po kąpieli w zmywarce, zamiast dać się wsadzić do szuflady, jedno wbiło się w rękę a drugie nieco ją drasnęło, w ten sposób wyzwoliwszy się z uścisku, zbiegli.

 

Świat okazał się być wielki, szaro-buro-kolorowy, głośny, mnóstwo przechodniów łażących we wszystkie możliwe strony. To było życie, ruch, energia, możliwości. Nóż i Widelec zachłysnęli się. Podobało im się wszystko, włącznie z rzeczami, które im się nie podobały. Najbardziej uwielbiali markety i centra handlowe. W ich przekonaniu było w nich wszystko, stanowiły jakiś mikrokosmos. Najbardziej lubili chodzić na dział z sztućcami. Śmiali się do rozpuku patrząc na swych pobratymców czekających w pudełkach, aż ktoś ich nie kupi. I komentowali: „ a ten będzie kroił, a tamten nabijał”, po czym parskali, jakby to był niezwykle udany dowcip.

 

Z „życia restauratora” nie rezygnuje się po to, aby pozostać nikim. Widelec zapragnął być fryzjerem. Przemyślał swoje opcje, rozeznał możliwości i wyszło mu na to, że skoro ma pięć ząbków, no to w dwóch będzie trzymał nożyczki, w dwóch grzebyk, a ten środkowy będzie sterczał, jak znak sprzeciwu, jak „nie” od którego wszystko się zaczęło. Swój salon postanowiła nazwać „Fak ju” jako ostateczne podkreślenie „nie dla niewolnictwa”. Nie śmiejcie się z formy zapisu, nie znał angielskiego, w końcu dotychczas tylko nabijał i się kąpał. Musicie wiedzieć, że zrobił karierę. Szybko zyskał popularność na tik-toku, a potem modnym było, gdy ktoś zapytał: „Kto cię czesał?”, odpowiadać: „ No jak to kto! Widelec!” albo po prostu: „Jak śmiesz? Fak ju” . Ale Widelec czasem był samotny, brakowało mu przyjaźni. Raz sobie jechał tramwajem i usłyszał jak ktoś mówi: „ A nuż się uda” i pomyślał „A Nóż się uda? Czy oni znają Noża?” Wiec podbiegł i ich o to zapytał, ale nie znali i w ogóle nie o to im chodziło.

 

Nóż tymczasem… och historia Noża była tragiczna. Wydawało mu się, że skoro jest nożem to jest ostry, cięty język, cięta riposta, najprawdziwszy intelektualista. Chciał sławy, splendoru, ale za bardzo się nie napracować. Wymyślił, że będzie pokerzystą. A wiecie jak skończył? Jako nożownik!!! Poniekąd.

 

Myślał, że po prostu zacznie grać w jakimś kasynie. Wygra wszystkie turnieje jak leci, choć nie wiadomo, dlaczego myślał, że to takie łatwe. Następnie trafi do telewizji, będzie popularny w intrenecie i będzie miał willę z basenem. Tymczasem mu nie szło. Przy stole do pokera w jakimś podrzędnym kasynie poznał bardzo miłego pana. I ten pan zaczął roztaczać przed nim wizję, jak to razem zarobią mnóstwo pieniędzy, że będą jak Nóż and Clyde. Nożowi się bardzo spodobała ta nazwa, a nie znał historii… dodatkowo sam miał przysłowiowy nóż na gardle, bo kończyły mu się pieniądze. No to wszedł w ten interes. A tu się okazało, że ten miły pan, to był Bartłomiej C. pseudonim Rzeźnik z Podkarpacia. No i teraz już wiecie na co mu był Nóż…

 

Skończyło się na tym, że Bartłomieja C. policja złapała, Nóż trafił do aresztu za współudział, ale Widelec dowiedział się o wszystkim od klientki, pani Dżesiki (nie śmiejcie się z pisowni, mama ją tak ochrzciła), załatwił mu prawnika i udało się udowodnić, że był tak naprawdę zakładnikiem. Kiedy się zorientował co się kroi, mówiąc w przenośni, to chciał uciec. Ale Bartłomiej go cap do wora. Mówię wam było nieciekawie. Przetrzymywał go na tzw. pobliskich ogródkach działkowych, jeść nie dawał, zastraszał, ale Nóż się nie poddawał, stępił się, żeby być niezdatnym do ataku. Sprawą zajmowała się „Komenda na Pomorskiej” i ostatecznie udało się zorganizować obławę. W telewizji o tym mówili, nawet potem był odcinek oparty na tych wydarzeniach w pewnym serialu. No nie takiej sławy chciał Nóż, ale różnie to bywa. Dobrze, że tak się to wszystko skończyło, a nie na prawdziwym „nożowaniu i Clydowaniu”.

 

Widelec po tym wszystkim, jakby z letargu się obudził, znowu. Bo niby wszystko miał, a nie był tak szczęśliwy jak myślał, że będzie. Z jednej strony nie przeszkadzało mu to co robi, ale czasem czuł, że chciałby nabić. Że chciałby się ukąpać w Ludwiku, jak te kurczaki, co je panie sprzedawczynie odświeżały w ten sposób w pewnym sklepie. Chciałby usłyszeć ten miły dźwięk, kiedy uderzał o talerz. Wstydził się jednak komuś powiedzieć o tym, bo kiedy masz coś co innym się wydaję wspaniałe, to czasem ci inni zaczynają wywierać na ciebie pewną presję, że nie masz prawa narzekać, czy też czuć co czujesz, bo przecież jest fantastycznie, a ty jesteś niewdzięczny i nie doceniasz co masz. Raz wyszeptał do ucha Nożowi swoje strapienia, a Nóż cichutko zasugerował: „ to wróćmy…”.

 

Ale jak to, znowu tylko nabijać, kroić, myć się? Nie być już wolnym, dzikim, bandytą prawie? To jakby być mniej… Znaczyć mniej…„Nie wiem – powiedział Nóż- może mówię tak dlatego, bo mi się nieudało. Może ja muszę być tym, do czego zostałem przeznaczony”. I wrócił do restauracji.

 

Dziwne to było uczucie. Być Widelcem sukcesu, a jednocześnie chcieć wrócić do początku. Widelec był rozdarty, cały czas powtarzał sobie: „ No jak to, to będzie porażka wrócić, będą mówić, że nie dałem sobie rady, że teraz jestem nikim, tylko widelcem!”. Poszedł raz do pewnej „Ristorante” jako gość, nie jako pracownik. Chciał zobaczyć jak się w ogóle będzie czuł w tym otoczeniu. Nieswojo. Miał wrażenie, że się wszyscy gapią. A jednocześnie poczuł nostalgie. „Może to nie jest bycie mniej, bycie po prostu mną” zastanawiał się. I wiecie co, nie wrócił. Nie dał rady, tak bardzo się przejmował tym co powiedzą o nim ludzie. On teraz Maniowskiemu konkurencję robi, gwiazdy czesze, na ścianki chodzi, tęskni, czasem bardzo. Uśmiecha się, niekiedy szczerze, a niekiedy bo wypada, bo się boi, że ktoś mu zarzuci, że jest kolejnym uprzywilejowanym ignorantem, który nie wie jak inni mają ciężko. Nóż też tęskni. Najpierw czekał, miał nadzieję, potem był smutny i czasami na chwilę znowu jest smutny. Dziś już nie myśli tak bardzo o wielkich ambicjach, sukcesie i byciu kimś. Nie pyta już o mamę. Bierze to życie jakim jest, pogodził się z tym, że jest tylko nożem i dziś w sumie się z tego cieszy. Ma gorsze i lepsze dni, ale kiedy się uśmiecha - jest to szczere, nawet gdy ktoś natrząsa się z niego i z jego „bandyckiej przeszłości”.

 

Niedawno do restauracji przyszedł Widelec na „brunch”, ale tak naprawdę, żeby potrzymać Noża za rękę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania